środa, 11 maja 2016

Epilog ~ Rozdział 25


Jestem!<3 
Nie mam za dużo do biadolenia dzisiaj. 
Zapraszam na niestety (albo stety xD) ostatni rozdział Remember, I love You...
W weekend pojawi się tutaj podsumowanie gdzie będziecie mogli wysłuchać moich i napisać swoje wszelkie żale względem tej części xD
+ dodam wtedy oczywiście zapowiedź, trailer i link do trzeciej, ostatniej już części tej serii:
I'll always Remember You.
Zapraszam do czytania i oceny <3

~~~~~


Czasami nasze życie zmienia się tak szybko, że za tą zmianą nie nadążają umysły i serca. Nie ma nic straszniejszego niż świadomość, że nastąpią jakieś dramatyczne wydarzenia i nie ma sposobu, żeby ich uniknąć - można tylko bezsilnie czekać. Każda chwila stawała się dla mnie tym bardziej cenna, z świadomością jak kruche jest nasze życie. Widziałam, że Mike stara się być dla nas silny. Starał się nie wchodzić na temat ani swojej, ani mojej choroby, jakby po prostu myślał, że wszystko ułoży się jeszcze w spójną całość, że los odda nam utracone szczęście i dane nam oboje będzie się zestarzeć u swojego boku. 
Moja matka zawsze była dla mnie autorytetem. Pamiętam jej reakcję, gdy dowiedziała się o swoim nowotworze. Ja z tatą płakaliśmy, mama zaś z dumą przyjęła tę wiadomość. Zupełnie, jakby to nie ona miała niedługo zniknąć z tego świata. Zamiast to my wspierać ją - to ona wspierała nas. Teraźniejsza sytuacja wyglądała podobnie, gdyż mimo iż Michael starał się zatuszować swój niepokój, co noc czułam na sobie jego spojrzenie, przez zamknięte oczy widziałam jego łzy spływające po policzku, a zaszklone oczy wpatrujące się we mnie niczym drogocenny obraz. Cierpiał w milczeniu, starając się odłożyć jak najbardziej pożegnanie, które zbliżało się wielkimi krokami. Ja wierzyłam uparcie, że jego los nie ukaże tak srogo jak mnie. Wierzyłam, że znajdzie się dawca, a jego cudowne serce będzie biło dla mojej córki jeszcze przez wiele długich lat.

- Co Ty znów kombinujesz? - spytałam lekko przestraszona, idąc prowadzona przez Michaela, który zawiązał mi oczy chustą - Jak wejdę w ścianę, potknę się lub wybiję zęby to przysięgam, że zmartwychwstanę tylko po to, aby Ci skopać chudą dupę.
- Muszę Ci chyba ukrócić ten język - zaśmiał się, a ja usłyszałam jak otwiera jakieś drzwi,  po czym chłodny wiaterek dotknął mojego ciała - Teraz stój - polecił i poczułam, jak ściąga mi z twarzy materiał.
Gdy otworzyłam oczy, staliśmy na schodach przy tylnym wyjściu z posiadłości. Na podjeździe stał dobrze mi znany Chrysler Max'a  z podpiętą na haku przyczepą. Obok stał sam mój przyjaciel trzymając na uwiązach mojego najcudowniejszego Irysa i Salivana.
- Niespodzianka - zaśmiał się Mike obejmując mnie od tyłu - Pomyślałem, że będziesz wolała mieć je tutaj przy sobie. Boksy które kiedyś kazałem zrobić wciąż czekają - odwróciłam się w jego stronę uwieszając rękoma na jego szyi.
Objął mnie i docisnął mocniej do siebie, całując mnie jednocześnie w skroń. Serce waliło mi w nienaturalnym rytmie, a w środku czułam narastające szczęście. Nie mógł mi chyba sprawić teraz większej radości, niż zwrócić w ostatnim czasie jaki mi pozostał moją pasję i zwierzęta, które były dla mnie niczym rodzina.
- Dziękuję - szepnęłam czując jak w oczach zbierają mi się pojedyncze łzy - Za wszystko.
- To nie koniec - zaśmiał się i oderwał ode mnie - Gdzie Eva?
- Ma lekcję gry na skrzypcach z Andreą, dlaczego pytasz?
- Pójdę po nią, a ty idź do Maxa - puścił mi oczko i zniknął znów za drzwiami w środku budynku.
Nie miałam pojęcia co ten wariat znów kombinuje. Tanecznym krokiem podbiegałam do przyjaciela przytulając go mocno.
- Nie masz pojęcia jak się cieszę - wyszeptałam z słyszalną w głosie radością - Gdyby nie to, ze zaopiekowałeś się nimi przez te 6 lat, pewnie nigdy bym już...
- Ej - przerwał mi patrząc prosto w moje oczy - Obiecałem przecież, tak? Obiecałem się nimi zająć, aż Ty nie będziesz mogła tego zrobić. 
- Mogłeś je przecież sprzedać lub nie zgodzić się, dlatego jestem Ci wdzięczna.
- Wiesz, mógłbym sprzedać wszystkie konie w mojej stajni, poza Irysem i Salivanem, a wiesz czemu? Pamiętasz co mi powiedziałaś kiedyś na zawodach w Palm Beach? - pokręciłam przecząco głową, nie wiedząc o co mu chodzi - Zapytałem Cię wtedy, czy będziesz kiedyś chciała sprzedać Irysa. Odpowiedziałaś, że jeśli los Cię zmusi to oddasz go za darmo, bo przyjaciół się nie sprzedaje.
- Nie mogłam trafić na lepszych  przyjaciół - uśmiechnęłam się i znów przytuliłam się do niego. 
Nagle usłyszałam głos mojej córeczki krzyczącej: 'Irys!'. Odwróciłam się automatycznie w stronę z której dobiegał głos. Eva już biegła w naszą stronę, a Mike szedł za nią wolnym krokiem, zagryzając zalotnie wargę i nie spuszczając ze mnie wzroku. 'Kombinuje coś', pomyślałam. Znałam to spojrzenie i zagryzanie wargi. 
- Irys u nas zostaje? - dziewczynka pocałowała go w miękkie chrapy i pogłaskała - Tak na zawsze?
- Chyba tak - spojrzałam znów na Mike'a, który był już obok nas. 
- Michelle, potrzymaj konie - Max podał mi uwiązy, patrząc na mojego partnera porozumiewawczo. 'Oho, czyli działają wspólnie. Robi się coraz ciekawej.'
- Eva, kochanie - zaczął Michael kucając obok niej i wskazując palcem na mojego przyjaciela, który nagle nie wiadomo skąd i jak wyprowadził z przyczepy małego, siwego kucyka - Wiem, że kochasz ten sport tak samo jak mamusia, więc pomyślałem, że Gwiazdka będzie idealną kompanką dla Ciebie w dalszej nauce. 
Eva na te słowa momentalnie zakryła twarz dłońmi abyśmy nie zobaczyli jej łez szczęścia. Rzuciła się tacie na szyję dziękując mu i całując jego policzki chyba w każdym możliwym miejscu. W końcu oderwała się od niego i biegiem ruszyła w stronę kucyka.
Objęła go za szyjkę i wtuliła się w siwą grzywę, w której widniała drobna, czerwona kokardka.
Podeszłam do Michaela wtulając się w jego bok.
- Nie mogłeś jej chyba sprawić większej radości - szepnęłam, na co ucałował mnie w czubek głowy po czym rzucił:
- Dam wam wszystko, czego tylko zapragniecie. 
- Nic nie dorówna temu, że po prostu będziesz nas kochać - spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie, po czym pocałował mnie krótko. 
- I jak Ci się podoba Miśka? - Max podszedł do nas szczerząc się szeroko - Długo z Mike'm szukaliśmy czegoś odpowiedniego dla Evy, myślę że lepiej trafić nie mogła.
- Od dawna to knuliście? - spojrzałam na swojego partnera, potem na przyjaciela, który nie przestawał się uśmiechać.
- Przyjazd Irysa i Slaivana był już obgadany na następny dzień, gdy zrezygnowałaś z powrotu do Londynu - posłałam Michaelowi mordercze spojrzenie.
- I nie mogłeś mi powiedzieć? Wstręciuch - udawałam obrażoną na co się zaśmiał i objął mnie od tyłu.
- Zdecydowanie wolę robić Ci niespodzianki, a Max obiecał mi pomóc w wybraniu kucyka dla Evy. 
- Przez ostatnie dwa lata Gwiazdka chodziła w hipoterapii - wtrącił mój przyjaciel, spoglądając to na nas, to na Evę, która wciąż nie mogła się oderwać od kucyka - Ten konik to oaza spokoju. Mała może się bez obaw na nim uczyć. 
- A propos nauki - Mike spojrzał na mnie znów z tymi iskierkami w oczach - Max zgodził się co sobotę przychodzić i prowadzić małej trening. Będzie mogła dzięki temu się rozwijać tak samo jak Ty.
- Naprawdę? - spojrzałam na przyjaciela nie mogąc uwierzyć - Chcesz uczyć Evę?
- Z Ciebie zrobiłem zawodnika, z którego byłem i zawsze będę dumny. Jeśli Eva ma chociaż połowę potencjału po Tobie, zrobię z niej jeszcze większą sławę niż jej tatuś - puścił oczko w stronę Michaela i ruszył w stronę mojej córki, chcąc pomóc jej w przeprowadzeniu kucyka do stajni.
Ruszyliśmy z Michaelem za nimi zostając w tyle. Prowadziłam Irysa, a Michael Salivana, z którym nieco się musiał trochę siłować co mnie niezmiernie bawiło.
- Jeszcze raz Ci dziękuję - rzuciłam nagle idąc z wzrokiem wbitym w ziemie - Nigdy nikt nie zrobił dla mnie tyle co Ty.
- Nie dziękuj - zatrzymał się co i ja uczyniłam, stając bardzo blisko niego tak, że nasze ciała dzieliły zaledwie centymetry - Mówiłem Ci już, że dam wam wszystko co będę mógł. Zrobię wszystko, abyście czuły się tutaj jak najlepiej.
- Dom jest tam, gdzie rodzina, tam gdzie nasze serce - szepnęłam i cmoknęłam go delikatnie - Już nic nas nie poróżni.
- Pamiętasz co mi obiecałaś na statku? - spojrzał na mnie uśmiechając się smutno - "Dopóki śmierć nas nie rozłączy."
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy - powtórzyłam, czując jak wali mi serce.


 Kil­ka­set lat te­mu, Ben­ja­min Fran­klin podzielił się ze światem sek­re­tem swo­jego suk­ce­su. Nig­dy nie zos­ta­wiaj na jut­ro, co masz zro­bić dzi­siaj, po­wie­dział. To człowiek, który wy­nalazł elek­tryczność. Wy­dawałoby się, że więcej ludzi posłucha je­go rad. Nie wiem, dlacze­go odkłada­my rzeczy na później, ale gdy­bym miał zga­dywać, to chy­ba po­wie­działbym, że ma to wiele wspólne­go ze strachem. Strachem przed po­rażką, strachem przed od­rzu­ceniem, cza­sami po pros­tu ze strachem przed po­dej­mo­waniem de­cyz­ji, bo co jeśli się my­lisz? Co jeśli po­pełniasz błąd, które­go nie nap­ra­wisz? Działanie w od­po­wied­nim cza­sie zao­szczędzi kłopotów na przyszłość. Kuj żela­zo, póki gorące. Możemy uda­wać, że nam te­go nie mówiono, ale wszys­cy słysze­liśmy przysłowia, fi­lozofów, dziadków, os­trze­gających nas przed mar­no­waniem cza­su, słysze­liśmy cho­ler­nych poetów na­kazujących nam chwy­tać dzień. Jed­nak cza­sami mu­simy prze­konać się na włas­nej skórze. Mu­simy po­pełniać włas­ne błędy. Mu­simy sa­mi się na nich uczyć. Mu­simy zmiatać dzi­siej­szą możli­wość pod jut­rzej­szy dy­wan, dopóki już więcej tam nie zmieści­my. Dopóki wreszcie nie zro­zumiemy, co Ben­ja­min Fran­klin nap­rawdę miał na myśli. Że pew­ność jest lep­sza od niepew­ności, że ja­wa jest lep­sza niż sen, i że na­wet naj­większa po­rażka, na­wet naj­gor­sza, jest sto ra­zy lep­sza od za­nie­cha­nia próby. Zwłaszcza, gdy rozpoczyna się miłość. Nie wiem, czy w ogóle jest możli­we, aby uchwy­cić mo­ment, w którym roz­poczy­na się miłość. Nie ja­kieś tam za­kocha­nie, ale miłość. Za­kocha­nie jest mi­mo wszys­tko tyl­ko rozjątrze­niem siebie, trudną do opa­nowa­nia, na­tar­czy­wie natrętną ob­sesją zaj­mującą cały czas i całą przes­trzeń. Zag­nieżdża się wpraw­dzie w mózgu, ale tak nap­rawdę wy­pełnia głównie ciało. Miłość, jeśli w ogóle, po­jawia się później. Ab­sorbu­je inaczej. Nie jest tyl­ko na­miętnością obec­nej chwi­li. Pat­rzy w przyszłość.
Cmentarz był dzisiaj wyjątkowo pusty. Mimo to towarzyszyła nam cała eskorta w postaci mojej najlepszej ochrony. Brukowce już zaczęły się interesować moim ponownym zejściem z Michelle, oraz o 'tajemniczej dziewczynce', którą była oczywiście Eva. Starałem się chronić swoją rodzinę najlepiej jak mogłem, aby moja sława nie odbiła się na ich życiu. Eva była jeszcze mała, nie rozumiała wielu rzeczy i sprzeciwiała się, gdy prosiłem aby zakładała nakrycia głowy w postaci chust czy masek, gdy pokazywaliśmy się w miejscach publicznych. Nie mogłem jej zmuszać i szanowałem to, mając również na uwadze, że jej życie zmieniło się z dnia na dzień, a zrozumienie sytuacji wymaga czasu, który musiałem jej dać.
- Mike puść ją, ma sprawne nogi więc niech już nie przesadza - rzuciła Michelle, gdy cały czas pod grobem jej rodziców stałem trzymając naszą córkę na rękach.
- Nie - rzuciła Eva mocniej wtulając się w moją szyję na co się zaśmiałem.
- Nie szkodzi - posłałem Michelle uśmiech, widząc jak pożera mnie wzrokiem.
Uważała, że rozpieszczam małą co po części było i może prawą. Starałem się chyba być po prostu maksymalnie blisko, jakbym się bał, że mogę kolejny raz je stracić. Odmawianie Evie czegokolwiek było dla mnie trudną kwestią, jednak starałem się mimo to ustalać pewne granice.
Gdy w końcu postawiłem małą na ziemi, Michelle oparła się głową na moim ramieniu i szepnęła tak, abym tylko ja mógł usłyszeć:
- Tak strasznie za nimi tęsknię... 
- Pamiętasz, jak Twój tata na początku mnie nie lubił? - uśmiechnąłem się na te wspomnienia sprzed kilku lat - W jego oczach byłem dla Ciebie starym dziadkiem.
- Ale potem Cię polubił - obdarowała mnie pięknym uśmiechem - Ty chyba każdego potrafisz do siebie przekonać.
- Tylko jeśli mi na tym zależy - zagryzłem dolną wargę - Obiecałem kiedyś Twojemu ojcu, że się o Ciebie zatroszczę. Ciekaw jestem, czy...
- Byłby z Ciebie dumny - przerwała mi mówiąc te słowa jak najbardziej poważnie. 




Wyszedłem z łazienki wycierając mokre loki w ręcznik. Nie mogłem się na niczym skupić, przez moją dzisiejszą sprzeczkę z Evą. Po powrocie z cmentarza miała lekcje ze swoją nauczycielką Andreą, co nie przypadło jej do gustu, gdyż zabawa w Neverlandzie jest o wiele ciekawsza od nauki. Nie była dzieckiem lubiącym siedzieć w miejscu, jednak jej edukacja była dla mnie rzeczą najcenniejszą, w której byłem nieugięty. Dzisiaj próbowała nawet wymusić na mnie odwołanie zajęć płaczem. Strasznie nie lubiłem gdy to robiła, gdyż widok jej łez był dla mnie wewnętrzną porażką i sprawiał mi straszny ból w sercu. Nagle do sypialni weszła Michelle opatulona po kąpieli białym jak śnieg szlafrokiem.
- Gdzie Eva? - spytałem smutnym głosem, nie mogąc znieść myśli, że od momentu gdy nie zgodziłem się na odwołanie lekcji nie odezwała się do mnie słowem - Chcę z nią porozmawiać.
- Nie pójdziesz - kobieta rzuciła poważnym tonem odwieszając szlafrok na krzesło, zostając w samej koszuli nocnej - Musi się oduczyć wymuszania. Dobrze zrobiłeś i nie możesz mieć do siebie pretensji.
-  Ale ona...
- Nie, jeśli będzie chciała sama przyjdzie. Wykorzystuje Twoje zbyt dobre serce, a Ty i tak zbyt często jej ulegasz. Chcesz teraz codziennie jej zajęcia odwoływać?
- Nie, wiesz że wykształcenie stawiałem zawsze ponad wszystko - rzuciłem przecierając twarz dłońmi - Ale boli mnie gdy... - moją wypowiedź przerwało pukanie do drzwi.
Spojrzałem na kobietę, po czym rzuciłem donośne 'proszę' wiedząc kto stoi po drugiej stronie, gdyż tak charakterystyczne pukanie było zarezerwowane tylko dla jednej, małej dziewczynki. Eva weszła niepewnie do środka, spoglądając najpierw w stronę mamy, a potem na mnie. Miętosiła w rączkach skrawek swojej różowej piżamki, widocznie zakłopotana.
- Tatusiu... - zaczęła jąkając się i wbijając wzrok w dywan - Bo... Bo ja nie chcę byś się na mnie gniewał. Ja nie chciałam - zaszlochała, a ja poczułem jak moje serce momentalnie zaczęło walić na ten widok. 
Wyciągnąłem do niej ręce, a dziewczynka jak na zawołanie podbiegła i rzuciła mi się w ramiona mocno przytulając.
- Przepraszam - mruknęła, a ja pocałowałem ją w policzek uśmiechając się jednocześnie do Michelle, która była wyraźne zadowolona z postawy córki.
- Nie rób tak więcej - mówiłem spokojnym tonem, patrząc w jej czekoladowe oczka - Nauka jest bardzo ważna. Musisz się uczyć, jeśli chcesz byś mądrą dziewczynką. Skrzypce i konie to jedno, ale musisz też uczyć się innych rzeczy. Nie lubisz Pani Andrei?
- Lubię - rzuciła cicho - Ale taka nauka jest strasznie nudna.
- Będzie znacznie ciekawsza, jeśli zmienisz podejście. Jak zaczniesz słuchać tego, o czym mówi do Ciebie Pani Andrea, to zrobi się o wiele ciekawsze. Obiecujesz, że więcej nie będziesz płakać i się tak zachowywać przed zajęciami?
- Tak, ale nie gniewaj się - znów się do mnie przytuliła, a ja czułem w środku niepohamowaną radość.  
- Chodź, położę Cię do łóżka - rzuciła Michelle do małej podchodząc do nas - Daj buziaka tatusiowi i do łóżeczka. Jutro rano Max przyjeżdża na trening, więc musisz się wyspać, jeśli chcesz pojeździć.
- Tak - rzuciła wyraźnie weselsza na myśl o treningu z Max'em - Dobranoc tatusiu - pocałowała mnie w policzek i zeskoczyła z łóżka łapiąc mamę za rękę.
Gdy wyszły z sypialni opadłem plecami na łóżko, a mój wzrok spoczął na białej przestrzeni sufitu. W końcu mogłem ze spokojem położyć się do łóżka, bez myśli że moja córeczka jest przeze mnie nieszczęśliwa. Zostanie ojcem z dnia na dzień było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Musiałem w jednej chwili zmienić swoje niektóre podejścia i zachowania. Zawsze wiedziałem, jak chcę wychowywać swoje dzieci, jednak w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej, niż mogłem sobie wyobrazić. Nie miałem czasu się przygotować do roli ojca, a Eva była dla mnie w tym bardzo wyrozumiała. Nie chciałem popełniać błędów, które były w wielu przypadkach nieuniknione.
- Zasnęła - rzuciła Michelle wchodząc do pomieszczenia.
Obkręciłem się na łóżku tak, aby móc na nią spojrzeć. Obejmowałem wzrokiem każdy cal jej ciała, zupełnie jakbym ją widział po raz pierwszy w życiu. Gdy tylko znalazła się obok mnie zgasiłem lampkę na stoliku obok łóżka, po czym przysunąłem się do ukochanej składając na jej ustach pocałunek.
- Jesteś cudownym ojcem - szepnęła gdy nasze wargi na chwilę się rozdzieliły. Uśmiechnąłem się tylko i znów zatopiłem swoje usta w jej wargach, przejeżdżając jednocześnie ręką po jej żebrach. Westchnęła cichutko, wplatając jednocześnie dłonie w moje włosy. Czułem już ten znajomy prąd przeszywający moje ciało, który powstawał w obecności mojej ukochanej.
- Mike... - przerwała nagle, patrząc mi prosto w oczy - Obiecaj mi, że jeśli mnie zabraknie to...
- Nie - przerwałem jej stanowczo - Nie chcę nawet o tym słyszeć.
- Nie chcę, abyś był sam. 
- Posłuchaj - wsadziłem kosmyk jej włosów za ucho - Miliardy ludzi przychodzą na ten świat i z niego odchodzą, ale nigdy nie będzie drugiej takiej jak ty. 
- Jesteś tego pewien? Że jesteśmy gotowi na to by być i przeżyć życie które nam zostało? 
- Nie - pokręciłem przecząco głową -  Nigdy nie będziemy gotowi, dlatego nie ma się czego bać.
Po tych słowach ponownie ją pocałowałem, tym razem z większą namiętnością tak, że aż odebrało jej dech w piersiach. Po raz kolejny napawaliśmy się swoim zapachem, dotykiem, pocałunkami i ruchami naszych ciał, połączonych w jedność. Całowałem każdy milimetr jej ciała, pokazując jak bardzo ją kocham i szanuję.
Nie istniało dla mnie nic, poza tą chwilą. Nie myślałem o tym co było, ani o tym co być może. Kto ucieka w przyszłość jest tchórzem, kto w przeszłość - he­donistą, a tyl­ko ten, kto trwa przy te­raźniej­szości, kto chce ją pow­tarzać, ten jest praw­dzi­wym człowiekem. 

***

Komentarz = to motywuje!


~~~~~

"Dom jest tam, gdzie serce."

6 komentarzy:

  1. Wow. No, zakończenie spokojne, ciekawe co będzie się działo później. :D Nie mogę się już doczekać. Chyba każdy ma już jakieś swoje wyobrażenia na temat tego co się będzie działo dalej. xD Ale coś mi sie wydaje, że sam koniec będzie tak samo smutny co szczęśliwy. :(
    No nic, czekam z niecierpliwością na ukazanie się następnej części. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja rycze... Znowu. Przez ciebie się odwodnie... Chwała, że to łzy wzruszenia. ;) Ja w to po prostu nie mogę uwierzyć, że została ostatnia część. Będzie mi totalnie smutno. Jak to się mówi coś się musi skończyć, aby coś innego mogło się zacząć. Dobrze mówię. No nic czekam na dalszą część tej historii. Jestem strasznie ciekawa co dalej. No nic życzę weny i powodzenia. :D
    Wecia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka :*
    Tym razem to naprawdę będzie krótki komentarz xD bo nie jestem w stanie z siebie dużo wydusić.
    Epilog wyszedł Ci pęknie :) A tak się bałam czytać xD
    Jestem strasznie, ale to strasznie ciekawa 3 części i już bym chciała obejrzeć tego trailera :D wiesz, że jestem niecierpliwa xD
    Najważniejsze, że Miska, Michael i Evcia spędzają ze sobą dużo czasu jako rodzina i bardzo się kochają.
    No tak można było się spodziewać, że ten dziad (czytaj Jackson XD) tak rozpieści córunię, ale całe szczęście jest Michelle, która potrafi przywołać do porządku. O matko co to bez niej będzie :cccc
    Aaa zapomniałam wspomnieć na początku, że z tymi konikami to Michaś świetnie wymyślił i to był piękny prezent :)
    Nie ma jak to płakać na "hocie"...takie rzeczy tylko u Patrycji 😂😂😂
    Ah no bo ta ich rozmowa na końcu... i tak sobie pomyślałam, że Misia umrze i mi się smutno zrobiło :c i poszło! Wodospad łez i banan na ryju 😂
    Jestem jednak rypnięta xD
    Cóż mogę więcej powiedzieć? Chyba już dużo mówi to, że doprowadzasz mnie do łez...i to najczęściej XDD
    Więcej napiszę się w podsumowaniu na które czekam z niecierpliwością, bo potem kolejna część,! :D
    Pozdrawiam Patuś <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz, że nie komentowałaś wcześniejszych, ale nie miałam kiedy, a lenistwo też bierze górę :c
    Tak wiec, jestem dumna z tego, że Michelle w końcu odważyła się powiedzieć prawdę nie tylko o Evie, ale i chorobie. Przeraziła mnie reakcja Michaela na to, że to On jest ojcem Evy, choć w sumie poniekąd Mu się nie dziwie. Dobrze, że zrozumiał to co mówiła Eva i mogli wzajemnie wyznać sobie co im dolega...
    Diagnoza Michaela mnie poruszyła i boję się o dalsze ich losy. Obawiam się, że strzelisz coś takiego, że znowu się poryczę, jak wtedy gdy Michelle dowiedziała się o nowotworze. Jesteś okropna i tyle :c
    Teraz przejdę do tego rozdziału.
    Michael i Max świetnie wymyślili tą niespodziankę. Michelle ma przy sobie swoje skarby, a Eva zyskała przyjaciela, którego chyba pokocha tak bardzo jak Miśka Irysa i Salivana. Dziewczynka przejęła po ojcu pasję do muzyki, a po mamie na pewno do jeździectwa.
    Sądzę tak jak Michelle, że Michael ma zbyt dobre serce. Kocha Eve, ale musi czasem powiedzieć nie, bo w końcu Ona sama musi się od kogoś nauczyć odmawiania. Ale i tak z czasem odnajdzie się już do końca w roli taty i będzie na pewno świetny. Są wspaniałą i kochającą się rodziną <3
    Na końcu tak jak Basia, lekko się rozkleiłam, bo wiedząc, że ich serca mogą przestać bić w najmniej oczekiwanym momencie mnie przeraża i smuci...
    A właśnie! Michael powinien dostać w ten chudy tyłek za to co sam sobie narobił, chociaż Michelle to samo się należy. Oboje są za to winni i chyba Michael na tym najbardziej ucierpiał... No ale już nieważne, bo najważniejsze, ze już są razem, obok siebie.
    Uogólniając, rozdział ten i wcześniejsze jak zwykłe cudowne, wspaniała i wszystko co najlepsze. Uwielbiam to jak piszesz i nie mogę się po prostu doczekać 3 części i zwiastuna <3
    Życzę weny i pozdrawiam cieplusio <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka!
    Dotarłam! Wybacz, że tak późno!
    Notka, a raczej epilog wyszedł świetnie! Kurcze, aż ciężko uwierzyć, że to koniec tej części. Pamiętam dokładnie pierwszy post na blogu, a tu koniec? Rozpisywać się nie będę bo zrobie to pod podsumowaniem, a dziś tylko skupie się na treści notki.
    Michael kombinator? Po nim się można wszystkiego spodziewać jednak Jego gest nie może się z niczym równać. Wiedział ile dla Miśki znaczął te konie i to co zrobił (wraz z Max'em) było bardzo kochane! Co do kolejnej pasji Evy to super, że pójdzie w ślady matki. Sama niedawno za sprawą Oli i projektu najnormalniej w świecie pokochałam te zwierzęta. Sama się dziwie czemu zaczęłam dostrzegać je teraz gdy moje najlepsze koleżanki również się nimi fascynują i nie ma dnia by o nich nie wspominały. Ale lepiej późno niż wcale, czyż nie?
    Michael i mały zgrzyt z Evą? Sama mając styczność z dziećmi wiem, że takie rzeczy się zarzają. Dzieci są bardzo, ale to bardzo przebiegłe i sprytne. Jeśli trafią na człowieka, który jest zawsze dla nich uległy potrafią to wykorzystać i w większości nawet obywa się bez płaczu. Sama jestem strasznie nie ugięta gdy moje dziecioki chcą coś wymusić. Miłość to jedno, a wychowanie to drugie. Miśka dobrze, że zatrzymała Michael'a. Eva przemyślała sprawę, zrozumiała błąd i przeprosiła - co było piękne.
    Więcej nie mówie! Czekam na podsumowanie, zwiastun i oczywiście - prolog do kolejnej części.
    Życzę weny! Trzymaj się :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoja zakładka "Remember, I love you" na Spis Fanfiction: Michael Jackson, została zaktualizowana ♥

    OdpowiedzUsuń