Sesja sesja... I po sesji <333
Ostatni egzamin zaliczony, aż sama jestem pełna podziwu, że na tak zajebiste ocenki pozdawałam wszystko xDDD <333
No ale sporo się uczyłam, a teraz przez to aż mną nosi -> czyli codzienna hajla bajla, imprezki, % z którymi sama jestem świadoma, że chyba przesadzam (alkohol ma kopać, a nie smakować - jak zaczyna smakować to robi się problem xD)
No ale tłumaczę to sobie, że po sesji musze się wyszumieć, oby to chwilowe było xD
Zapraszam na nowy rozdział <3
Człowiek jest w stanie uzależnić się od wszystkiego i niekoniecznie mowa tutaj o papierosach, alkoholu czy narkotykach. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że najbardziej uzależnia człowiek. Tak to jest przeważnie, że nagle ktoś się zjawia i kiedy już czujemy, że ta osoba nas potrzebuje, tak samo jak my jej i już mamy zakodowane w głowie że to "na zawsze", tej osobie przestawia się, potocznie niepoprawnie mówiąc, "w d*pie" i tak nagle "z d*py" odchodzi, kiedy my potrzebujemy jej w naszym życiu, bo jest jego nieodłączną częścią. I potem trochę boli. Może nawet trochę za bardzo, de facto, ale w końcu dochodzi do Ciebie to że jesteś już wolny od nałogu, no przynajmniej tak myślisz, do momentu kiedy sięgasz ręką do przeszłości, która wryta jest w pamięć jak Twój pierwszy raz z alkoholem, dosłownie jakbyś wygrzebał ze śmietnika pełną butelkę, której miałeś już nie pić, bo grubo ryje Ci głowę, ale jednak sięgasz po nią z powrotem i wypijasz ją do samego dna. Co jest w tym najgorsze? Że nie wszyscy chcą się wyleczyć.
Ostatni egzamin zaliczony, aż sama jestem pełna podziwu, że na tak zajebiste ocenki pozdawałam wszystko xDDD <333
No ale sporo się uczyłam, a teraz przez to aż mną nosi -> czyli codzienna hajla bajla, imprezki, % z którymi sama jestem świadoma, że chyba przesadzam (alkohol ma kopać, a nie smakować - jak zaczyna smakować to robi się problem xD)
No ale tłumaczę to sobie, że po sesji musze się wyszumieć, oby to chwilowe było xD
Zapraszam na nowy rozdział <3
~~~~~
Człowiek jest w stanie uzależnić się od wszystkiego i niekoniecznie mowa tutaj o papierosach, alkoholu czy narkotykach. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że najbardziej uzależnia człowiek. Tak to jest przeważnie, że nagle ktoś się zjawia i kiedy już czujemy, że ta osoba nas potrzebuje, tak samo jak my jej i już mamy zakodowane w głowie że to "na zawsze", tej osobie przestawia się, potocznie niepoprawnie mówiąc, "w d*pie" i tak nagle "z d*py" odchodzi, kiedy my potrzebujemy jej w naszym życiu, bo jest jego nieodłączną częścią. I potem trochę boli. Może nawet trochę za bardzo, de facto, ale w końcu dochodzi do Ciebie to że jesteś już wolny od nałogu, no przynajmniej tak myślisz, do momentu kiedy sięgasz ręką do przeszłości, która wryta jest w pamięć jak Twój pierwszy raz z alkoholem, dosłownie jakbyś wygrzebał ze śmietnika pełną butelkę, której miałeś już nie pić, bo grubo ryje Ci głowę, ale jednak sięgasz po nią z powrotem i wypijasz ją do samego dna. Co jest w tym najgorsze? Że nie wszyscy chcą się wyleczyć.
Czy ja chciałem się z niej wyleczyć? Prawda jest taka, że nie ważne było czego ja chcę. Serce i dusza i tak robiły z człowiekiem to, na co miały ochotę. Jeśli te dwie rzeczy się ze sobą zgrają i coś ubzdurają, to zrobią wszystko, aby było zgodnie z ich wizją.
Ciągłe myśli chodzące mi od rana po głowie nie dawały spokoju. Wczorajsza sytuacja... Nawet nie miałem okazji by spytać, kiedy znów ją będę mógł zobaczyć. Nie chcąc tracić dnia na rozmyślenia, wsiadłem w samochód i pojechałem do domu Natalii w nadziei, że będę mógł znów spotkać moją ukochaną. Wiedziałem, że dzień jej odlotu do Anglii jest coraz bliżej, więc chciałem jak najlepiej wykorzystać ostatni czas jaki nam pozostał.
Zapukałem niepewnie w drzwi, naciągając na nos mocniej kapelusz, bojąc się aby nikt mnie nie rozpoznał. Po chwili drzwi otworzyła mi Natalia, wyraźnie zaskoczona moją wizytą.
- Michael? Ja... Znaczy... Wejdź, proszę - zaprosiła mnie gestem ręki do środka.
Posłałem jej delikatny uśmiech. Na korytarzu gdy odwieszałem swój płaszcz dopadła mnie ta mała, wiecznie uśmiechnięta istotka:
- Michael! - dziewczynka podbiegła i przytuliła się do mnie mocno. Uklęknąłem przy niej i objąłem głaszcząc po głowie. Nat przyglądała się nam bacznie, jakby była wzruszona całą sytuacją - Przyjechałeś do mamusi? - Eva spojrzała na mnie ciemnymi oczkami.
- Tak - przygryzłem delikatnie wargę spuszczając wzrok - Chciałem z nią porozmawiać i...
- Ale mamusi nie ma... Wczoraj wyszła i nie wróciła.
- Jak to? - spojrzałem na Natalie, która wyraźnie zmieszała się całą sytuacją.
- Eva, kochanie idź do siebie do pokoju, muszę porozmawiać sam na sam z Michaelem - dziewczynka posłusznie kiwnęła głową i poszła do swojego pokoju, ja zaś udałem się za kobietą do kuchni.
- Powiesz mi co tutaj się dzieje? - rzuciłem dość groźnym tonem, bo nie podobało mi się to wszystko - Gdzie jest Michelle?
- Nie wiem - spuściła wzrok - Nie mam pojęcia.
- Jak to do jasnej cholery nie masz pojęcia?! - dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że krzyczę - Co się tutaj stało?
- Nic... Mike to moja wina... Ona nie chciała iść, ja nalegałam i poszłyśmy, potem się rozdzieliłyśmy i tyle ją widziałam i...
- Chwila, stop... Zaczekaj - przerwałem jej nie mogąc nic zrozumieć z tego bełkotu - Gdzie wczoraj poszłyście?
- Do Paradise.
- Co się działo dalej? - usiadłem na krześle próbując poukładać wszystko w głowie.
- No nic... Wypiłyśmy dużo, w sumie za dużo... Dużo za dużo... - spuściła wzrok - Przepraszam, to moja wina...
- Zostawiłaś ją samą, pijaną w klubie?
- Nie samą, była z Emilio. Potem poszłam zadzwonić do mojego chłopaka, jak wróciłam nie było już ich, a mój telefon padł i...
- Skąd tam się wziął Emilio? - spojrzałem na kobietę z niedowierzaniem - Chcesz mi powiedzieć, że zostawiłaś ją tam kompletnie pijaną w towarzystwie tego gościa? - poczułem jak ogarnia mnie fala wściekłości - Co wy sobie myślałyście?! - wstałem z miejsca i zacząłem nerwowo chodzić po pokoju.
- Przepraszam... Naprawdę nie wiem jak to się stało, chciałam dobrze a wyszło jak zawsze.
- Dzwoniłaś do niej?
- Dobra, poczekaj mam pomysł - wyciągnąłem z kieszeni komórkę i wykręciłem numer Emila. Nie czekałem długo, aż usłyszałem jego zachrypnięty głos w słuchawce:
- Ooo, Michael! A któż to do mnie dzwoni? Stało się coś? - nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, że się uśmiecha.
- Dzwonię, aby zapytać co się stało wczoraj z Michelle w Paradise. Podobno ostatnio widziano was tam razem.
- Owszem. Niestety, ale jeśli chcesz ją do telefonu to musisz poczekać, właśnie się kąpie i wolałbym nie wchodzić i jej nie przeszkadzać - poczułem nagłe ukłucie w sercu, nic już nie rozumiałem.
- Ale że jak? Ona jest u Ciebie? - spojrzałem na Natalie, której pusty wzrok nic nie mówił - Co jej zrobiłeś? - warknąłem do słuchawki.
- Zrobiłeś? Oj Michael Michael... Nie musiałem jej nic zrobić. Zaproponowałem miły wieczór i tyle. Z tego co wiem nie powinno Cię interesować z kim sypia Michelle, masz przecież swoją Lisę i to o nią powinieneś się zatroszczyć - mówił triumfalnym głosem, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Nie dopuszczałem do siebie myśli że on i ona... Oni...
- Była pijana, wykorzystałeś ją - syknąłem czując jak gniew coraz bardziej we mnie narasta - Od zawsze Ci o to chodziło.
- Posłuchaj mnie Jackson, do niczego jej nie zmuszałem, ani nie przetrzymywałem wbrew jej woli. Pogódź się z tym, że nie jesteście razem. Ty masz swoje życie, a ona swoje. Nie jest Ci nic winna i chyba powinieneś się cieszyć, że korzysta z życia - usłyszałem w słuchawce jakieś szumy - Wybacz teraz, właśnie wyszła, więc chyba rozumiesz, że nie mam czasu na dalsze rozmowy i tłumaczenia. Jest w dobrych rękach. A teraz wybacz, muszę kończyć. Miłego dnia Jackson - rozłączył się.
- Michael...? - Nat spojrzała na mnie zaniepokojona - Jest u niego prawda?
- Tak, nie musisz się martwić - poczułem jak łzy napływają mi do oczu - Przepraszam, pójdę już - rzuciłem i wyszedłem z mieszkania w pośpiechu łapiąc płaszcz. Słyszałem jak Nat wołała jeszcze za mną, ale zignorowałem to. Nie chciałem aby widziała po mnie, jak bardzo mnie to zabolało.
- Dzwonił ktoś? - spytałam zerkając na niego.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Słyszałam, jakbyś z kimś rozmawiał...
- To radio, musiało Ci się coś wydawać - uśmiechnął się i podszedł do mnie, obejmując mnie delikatnie - Już dawno nie czułem się tak jak dzisiejszej nocy...
- Emilio zaczekaj - odsunęłam go delikatnie od siebie, wypuszczając powietrze z ust - Ja nie powinnam, to wszystko...
- Ciii - przyłożył mi palec do ust - Alkohol tylko pomógł Ci przełamać lody, które już dawno powinny zostać przełamane. Sama dobrze wiesz, że wiecznie nie będziesz czekać na coś, co już nigdy nie nastanie - pogłaskał mnie dłonią po policzku - Nie powinnaś czuć się niczemu winna.
- Masz rację - spuściłam wzrok, wiedząc w głębi duszy, że mówi coś, czego ja po prostu do siebie nie dopuszczałam - Proszę, odwieź mnie do domu. Natalia i Eva na pewno się o mnie martwią, a bateria mi padła i nie mam jak do nich nawet zadzwonić.
- Oczywiście kochanie, daj znać jak będziesz gotowa - pocałował mnie w czoło, uśmiechnął się i poszedł w kierunku salonu.
Podeszłam do okna i spojrzałam na panoramę LA. Sama już nie wiedziałam co jest dobre, a co złe. Zapewne gdyby nie przerażająco duża ilość alkoholu, nigdy nie stało by się to, co stało się tej nocy. Jednak czasu cofnąć nie mogę, a czy w ogóle chciałabym go cofnąć? Moje uczucia były rozdarte. Nie mogłam za nic nikogo winić, poza samą sobą. Zasłużyłam sobie na takie cierpienie po tym, jaką decyzję podjęłam 6 lat temu. Ucierpiałam na tym i ja, i Mike, i co najgorsze - moja ukochana córeczka. Teraz wszyscy ponosimy tego konsekwencje. Musze nauczyć się żyć normalnie, muszę chociaż spróbować być szczęśliwa przy kimś innym, bez względu ile czasu mi to zajmie. W końcu się przełamię, a może nawet znów szczerze i prawdziwie pokocham.
Ubrałam się, nałożyłam na oczy delikatny makijaż, podkreślając go mocniejszą szminką. Przeczesałam szczotką ostatni raz włosy i spojrzałam na zegarek, który wskazywać miał zaraz południe.
Weszłam do salonu wiedząc, że jest tam mój towarzysz. Siedział na kanapie, przeglądając stertę papierów i zdjęć. Podeszłam bliżej, zachodząc go delikatnie od tyłu. Zaśmiał się i spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Spójrz - rzucił, podając mi jedno z kilkunastu zdjęć, jakie miał rozłożone na stoliku - Pamiętasz?
- Oczywiście - uśmiechnęłam się delikatnie - To z naszej pierwszej sesji. Wciąż masz te wszystkie zdjęcia?
- Oczywiście, nie wyrzucam żadnych, zwłaszcza moich ulubionych modelek - zaśmiał się - Wiem, że niedługo odlatujesz do siebie, ale może chciałabyś przed tym przyjąć jakieś zlecenie?
- To znaczy? - usiadłam obok niego zaciekawiona - Znów masz jakieś propozycje od firm?
- Jest ich dużo, coś wybierzemy i znów zabłyśniesz przed obiektywem.
- Dziękuję - szepnęłam, opierając głowę na jego ramieniu - Brakowało mi tego, bardzo polubiłam tę robotę.
- Domyślam się, widać było ile radości Ci to dawało.
- Zbierajmy się - rzuciłam wstając z miejsca - Naprawdę jest już późno, muszę wracać do córeczki.
- Oczywiście. Michelle...
- Tak? - odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę - O co chodzi?
- Dasz się jutro zaprosić na obiad?
- Z wielką chęcią - posłałam mu uśmiech, po czym oboje udaliśmy się do wyjścia.
Zjechaliśmy windą na parking podziemny. Od razu rozpoznałam czerwone ferrari Emilia, jednak moją uwagę przykuło coś innego, a dokładniej samochód zaparkowany tuż obok. Nim zdążyłam sobie przypomnieć do kogo należy, zza kierownicy wysiadł Michael. Zatrzymałam się nie wiedząc co zrobić, co powiedzieć... Skąd wiedział gdzie jestem? Czemu tu przyjechał?
Nim zdążyłam odnaleźć się w sytuacji Mike podszedł do nas i z rozpędu złapał Emilia za garnitur i przygwoździł go do maski jego samochodu.
- Pożałujesz tego gnojku - rzucił nienaturalnie dla niego złowrogim tonem.
Przerażona podbiegłam i odciągnęłam go od mojego towarzysza, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
- Odbiło Ci?! - wrzasnęłam do Michaela wciąż zdezorientowana - Co Ty tutaj do jasnej cholery robisz?!
- Co on Ci zrobił? - spytał łagodniejszym tonem, patrząc mi prosto w oczy - Zrobił Ci krzywdę?
- Że co? - spojrzałam na niego jak na wariata.
- Daruj sobie Jackson - wtrącił się Emilio, stając obok mnie - Tak Ciężko Ci się pogodzić z porażką?
- O co tutaj chodzi? - spojrzałam na mężczyzn po kolei, czując się całkowicie zagubiona - Mike, po co tutaj przyjechałeś?
- Martwiłem się - nie spuszczał ze mnie wzroku - Byłem u Nat, powiedziała, że nie wróciłaś na noc do domu i...
- Jestem dorosła, mam chyba prawo nie wracać do domu o określonej porze? - rzuciłam oschle wiedząc, że w jakiś sposób go zabolą moje słowa.
- Mówiła, że zostałaś tam z nim więc postanowiłem sprawdzić, czy wszystko gra - tłumaczył się dalej, a ja nagle poczułam jak po raz kolejny moje nogi uginają się pod jego spojrzeniem, pod dźwiękiem jego głosu. Cholera! Nie może tak być, nie może.
- Owszem - zaczęłam, sama nie zastanawiając się nad głębią wypowiadanych słów - Tak się złożyło, że ja i Emilo jesteśmy razem, więc nie rozumiem po co ta cała szopka? - złapałam swojego 'partnera' za rękę, spoglądając na niego błaganym wzrokiem, aby mnie nie wydał. Mężczyzna zaśmiał się tylko i na moje szczęście kontynuował to, co ja zaczęłam. Objął mnie delikatnie od tyłu i rzucił w stronę piosenkarza:
- Myślę Michael, że Ty również powinieneś sie teraz udać do swojej kobiety.
Mike stał wpatrzony w nas, jakby nie wierzył w to co słyszy. Widziałam w jego oczach ból, zaczęłam nagle żałować tego, że stworzyłam kolejne kłamstwo jednak nie było już odwrotu. Musiałam się od niego odciąć, musiałam coś zrobić, aby w końcu nasze drogi na dobre się rozeszły.
- Chodź kochanie - Emilio złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Wsiedliśmy oboje do samochodu. Spojrzałam przez szybkę ostatni raz w stronę ukochanego, czując jak moje serce przyspiesza swój rytm. Przez większość drogi siedziałam w milczeniu, zapatrzona w migający obraz za szybą. W końcu zrezygnowana spojrzałam na zapatrzonego w drogę Emilia i rzuciłam:
- Nie ma za co - spojrzał na mnie delikatnie się uśmiechając - Poza tym spodobała mi się wizja, jako Twojego partnera.
- Sama nie wiem co mną kierowało, ja tylko chciałam...
- Wiem - przerwał mi - I dobrze zrobiłaś. On nie jest w stanie zrozumieć, że Ty również chcesz być szczęśliwa. Ma swoją Lisę, swój Neverland.
- Dlatego nie rozumiem, czemu wciąż stara się być obok.
- Nie myśl już o nim - złapał mnie za rękę i delikatnie ścisnął - Jutrzejszy obiad wciąż aktualny?
- Oczywiście - uśmiechnęłam się delikatnie.
- W takim razie będę o 14. Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie...
- Tak?
- Pojutrze znajoma organizuje wystawę swoich nowych obrazów, będzie to dość duże i pokaźne przyjęcie. Mam zaproszenie wraz z osobą towarzyszącą i...
- Z chęcią się z Tobą wybiorę - skwitowałam, domyślając się pytania - Będę zaszczycona.
- Tylko istnieje możliwość... Znajoma ta również jest dobrą koleżanką Michaela, jego obecność nie będzie problemem?
- Skąd, muszę nauczyć się żyć i oddychać obok niego obojętnie - rzuciłam tak naprawdę sama nie wierząc w to co mówię.
Weszłam do środka niepewnie, odwieszając kurtkę na wieszaku w przedpokoju. Usłyszałam ciche dźwięki skrzypiec, dobiegające z pokoju Evy. Bezszelestnie otworzyłam drzwi i na widok ten mimowolnie się uśmiechnęłam. Dziewczynka siedziała na krzesełku, zwrócona przodem w stronę okna i wygrywała smutne melodie, które nauczyła się w Londynie na zajęciach muzycznych.
- Nie przeszkadzam? - spytałam delikatnie, a dziewczynka na mój głos przerwała grę i spojrzała w moją stronę.
- Mamusia! - rzuciła sprzet na łóżko i podleciała do mnie uwieszając mi się na szyi - Tak bardzo tęskniłam! Gdzie byłaś?
- Musiałam pozałatwiać kilka spraw na mieście - skłamałam - A Tobie jak się siedziało z mamą Nat?
- Super! Poczytała mi trochę bajek na dobranoc, a ja jej za to zagrałam kilka utworów na skrzypcach. A tak w ogóle to Michael był dzisiaj tutaj! Szukał Cię - spuściłam wzrok, zastanawiając się co jej powiedzieć.
- Wiem kochanie... Widziałam się z nim przed chwilą. A gdzie Natalia?
- W kuchni obiad chyba gotuje. Podobno jej chłopak ma dzisiaj wrócić - uśmiechnęła się do mnie szeroko - Mogę jeszcze trochę pograć?
- Oczywiście, graj sobie a ja pójdę do Nat - ucałowałam dziewczynkę w czółko i wyszłam z pokoju, zostawiając ją samą ze swoją muzyką.
Zaszłam przyjaciółkę od tyłu, przytulając się do jej pleców:
- Przepraszam - rzuciłam wiedząc, że będzie na mnie zła.
- Miśka! - spojrzała na mnie i mocno przytuliła odwracając się w moją stronę - Ty głupia mendo wiesz jak ja się bałam?! Gdzieś Ty była do diabła? Albo dobra, nie odpowiadaj - skarciła mnie wzrokiem.
- Sama mówiłaś, że muszę o nim zapomnieć i właśnie to robię.
- Sypiając z Emilio? A propos, Mike był tutaj i...
- Wiem, widziałam się z nim - utkwiłam wzrok w podłodze - Był pod domem Emilia.
- I co?! - spojrzała na mnie zaciekawiona - Po co pojechał?
- Nie wiem, myślał chyba, że Emilio do czegoś mnie zmuszał, był bardzo zmartwiony.
- I...?
- I co? Nic. Powiedziałam mu, że ja i Emilio jesteśmy razem.
- Co żeś mu powiedziała?! -krzyknęła, a ja zakryłam jej usta bojąc się, że Eva może coś usłyszeć.
- Ciszej wariatko.
- Miśka ile jeszcze będziesz ciągnąć tą całą zabawę?
- Tyle, ile będzie potrzeba - skwitowałam - Niedługo i tak wyjeżdżam. A właśnie... Emilio zaprosił mnie jutro na obiad, zajmiesz się małą?
- Jasne, Tom dzisiaj przyjeżdża i jutro pewnie i tak cały dzień będę z nim siedzieć w domu - spojrzała na mnie niepewnie - Michelle... Ja coś czuję, że on nie jest szczęśliwy z tą Lisą... Gdybyś była mu obojętna, to by nie jeździł za Tobą po całym LA. Przecież jest jeszcze Eva... Może wam się ułoży wszystko?
- Nie - zakończyłam temat - Najpierw mi mówisz, że mam zapomnieć o nim i żyć jak gdyby nigdy nic, a teraz każesz mi do niego wracać?
- Nie, to nie tak...
- Koniec tematu. Jestem zmęczona, idę się położyć - wyszłam z pomieszczenia, udając się do swojej sypialni.
Najważniejsze są czułość, ciepło i zaufanie. Trzeba znaleźć osobę, z którą ma się o czym rozmawiać i potrafi milczeć. Taką kobietę, w którą chce się wtulić twarz i do końca życia wdychać jej zapach - jej, a nie perfum, jakich używa. To właśnie jest ważne i paradoksalnie, dopiero kiedy mi tego zabrakło, pojąłem, na czym polega prawdziwe uczucie. Skoro ma to wszystko tak wyglądać niech nauczy mnie, jak żyć tam, gdzie jej nie ma. Niech nauczy mnie jak zapamiętywać każdą jej czułość, by pączkowała wtedy, gdy jest daleko. Niech nauczy mnie, jak nie budzić się z krzykiem, bo jest nie dla mnie. Niech nauczy mnie jak patrzeć na inne kobiety, by nie widzieć w nich jej samej.
To co widziałem, słyszałem i czułem wtedy na parkingu, było jak najgorszy koszmar na jawie. Dlaczego on? Dlaczego z nim? Myślałem, że ją do czegoś zmuszał, skrzywdził ją i miałem ochotę go zabić. Jednak prawda okazała się inna, sam nie wiem czy nie najgorsza z możliwych. Pozwalała mu, a wręcz pragnęła jego bliskości tak jak niegdyś pragnęła mojej. Nie mogłem jej za nic winić, gdyż sam żyłem u boku kogoś innego. Miałem wrażenie, że to wszystko jest chorą grą, w której z Michelle odgrywamy główną rolę. Jaki sens ma związek, w którym człowiek się dusi?
Wróciłem do Neverlandu i pierwsze co zrobiłem, to otworzyłem butelkę Whiskey schowaną na jednej z półek w moim gabinecie. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i wypiłem zawartość szklanki, zapełniając ją potem na nowo. Łzy napływające mi do oczu piekły niczym rana posypana solą. Chciałem do niej pojechać, powiedzieć jak bardzo ją kocham... Czy odwzajemniłaby moje uczucie? Czy ona również cierpi tak samo jak ja?
Na te pytania chyba nigdy nie będzie mi dane usłyszeć odpowiedzi. Nie zdrada ciałem, lecz zdrada sercem krzywdzi nas najboleśniej. Mimo iż nie byliśmy razem, poczułem się zdradzony. Że potrafiła pokochać kogoś innego, a ja? Ja się tego nie dopuściłem, bo nie kochałem Lisy. Byłem z nią, lecz to nie była miłość, nic co można by porównać z wciąż żarzącym się uczuciem do Michelle. A może ona go nie kochała? Może to też był jej sposób, na zapomnienie o tym co nas łączyło? Jednakże nie chcę znać odpowiedzi na te pytanie, gdyż odpowiedź mogłaby mnie zniszczyć całkowicie. Chyba nikt nie potrafi bardziej zniszczyć miłości ,jak my sami.
***
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
"Może kiedyś zrozumiesz, że mój
chłód
jest najgłośniejszym wołaniem o Twoje ciepło."