No to kochani zaczynamy! <3
Zapraszam na pierwszy rozdział - krótki, wprowadzający. Kolejny będzie dłuższy, obiecuję :)!
~~~~~
To bardzo dziwne, ale naprawdę można kochać kogoś przez całe życie. Niezależnie od tego, jak daleko znajduje się ukochana osoba, jej wspomnienie zawsze nosi się w sercu. Można oczy zamknąć na rzeczywistość, ale nie na wspomnienia. Zapomnieć. Takie proste słowo. Gdyby część jej mózgu potrafiła od tak, po prostu wymazać informację bez śladu. Tak jak zapomniała o drobiazgach: wysłaniu życzeń, oddaniu książki do biblioteki, kupieniu pasty do zębów podczas zakupów w supermarkecie. Z wielkimi wydarzeniami nie jest już jednak tak łatwo. Wyryły się w pamięci na zawsze. Żyją w tkankach mózgu, pod skórą, we krwi. Zwinięte w kłębek, drzemią w nieświadomości, do czasu, aż coś je zbudzi. Ni stąd ni zowąd wspomnienia ożywają, wypełniając głowę obrazami przeszłości. Myślałam, że w miarę upływu czasu będę czuła coraz mniej, wspominała coraz mniej, ale czymże jest wspomnienie, jeśli nie językiem uczuć, słownikiem twarzy i dni, i zapachów, które powtarzają się jak czasowniki i przymiotniki w przemówieniu, ukradkiem przemykając się poza samą rzecz, aż do czystej teraźniejszości. Mimo wszystko nie zapomniałam. O niczym i nikim, nikim kto był dla mnie ważny. Jutro wszystkie wspomnienia miały we mnie ożyć ze zdwojoną siłą, miały przypomnieć mi kim byłam, kim jestem teraz.
Spojrzałam na zegarek wyczekując, aż w końcu wybije godzina sygnalizująca koniec mojej pracy. Nie cierpiałam siedzenia za ladą, praktykowałam to już lata temu, gdy pracowałam z mamą w naszym upadłym sklepie zoologicznym. Teraz pracuję w recepcji w jednym z Londyńskich hoteli. Nie o tym marzyłam, nie tego się spodziewałam... Jednak póki co to jedyne, czego się trzymałam.
Gdy w końcu mogłam opuścić budynek, wsiadłam w samochód i udałam się w miejsce, które odwiedzam od roku dość regularnie: szkoła muzyczna. Muszę się przyznać, że nie licząc trudnego charakteru to resztę odziedziczyła po ojcu: między innymi pasję do muzyki. Gra na skrzypcach jest dla niej szczególnie ważna, ważniejsza nawet niż jeździectwo - w które też wciągnęła się jeżdżąc razem ze mną w okolicznych stajniach.
Czekała na mnie już pod wejściem. Dziewczynka podleciała do auta ubrana w uśmiech na ustach, rzuciła na tylne siedzenie pokrowiec ze skrzypcami i sama wsiadła do auta wołając radośnie:
Czekała na mnie już pod wejściem. Dziewczynka podleciała do auta ubrana w uśmiech na ustach, rzuciła na tylne siedzenie pokrowiec ze skrzypcami i sama wsiadła do auta wołając radośnie:
- Jak tam dzisiaj było? - spojrzałam na córkę uśmiechając się - Przekazałaś Pani, że na przyszłych zajęciach Cię nie będzie?
- Tak, powiedziałam jej że wyjeżdżamy - spojrzała na mnie - Dlaczego tak właściwie tam jedziemy?
- Mówiłam Ci, że jedziemy odwiedzić babcię i dziadka.
- To dlaczego nie mogliśmy pojechać wcześniej? - nie odpowiedziałam jej na to pytanie.
Prawda była taka, że nie potrafiłam wcześniej się zdobyć na podróż do LA. To żałosne... Od ich śmierci nie byłam ani razu na grobie. Nie pomodliłam się, nie podziękowałam za wszystko co dla mnie zrobili. Dopiero teraz, po upływie sześciu lat zdobyłam się i podjęłam decyzję, aby to zrobić.
Zaparkowałam pod blokiem i razem z dziewczynką udałam się do naszego małego, skromnego mieszkanka. Mieszkałyśmy w centrum miasta. Moje skromne zarobki nie pozwalały na wielkie luksusy, jednak dawałam Evie wszystko co mogłam. Stawiałam głównie na rozwój jej pasji do muzyki. Jej radość z grania przypominały mi radość Michaela podczas tańca i śpiewu. Oraz jej oczy... jej oczy przypominały mi Michaela. Były tak samo ciemne, piękne i głębokie jak jego. Nigdy nie byłabym w stanie zapomnieć jego spojrzenia, które teraz na co dzień mogłam podziwiać w naszej wspaniałej córce. Jak na pięciolatkę - była wyjątkowo mądra i bystra. Potrafiła dobrze czytać z ludzi uczucia. Od razu wyczuwała smutek, gniew i radość. Swoją dobrocią i zrozumieniem potrafiła w ludziach wzbudzać na nowo nadzieje, co ze mną czyniła na co dzień. Tylko dzięki niej żyłam, oddychałam, funkcjonowałam normalnie. Dzięki niej, dla niej.
Jednak jej mądrość przekładała się również na spryt. Tym tylko była do mnie podobna - dociekała zawsze wszystkiego, o wszystko pytała, wszystko musiała wiedzieć. Zawsze mówiła to co myśli, nawet jeśli nie to chciał usłyszeć jej rozmówca. Najgorsze były pytania o ojca. Zawsze się gubiłam, nie wiedząc co jej odpowiedzieć. Powtarzałam wtedy, że los rozdzielił mnie z tatą, ale on zapewne ją bardzo kocha. Po takiej odpowiedzi na moje szczęście nie zadawała więcej pytań. Widziała ile mnie trudu to kosztuje, więc wolała milczeć. Ale jak długo to potrwa? Brakowało jej ojca tak samo, jak mnie czyjejś bliskości. Poznałam wielu ludzi w Londynie, próbowałam na nowo się zakochać i ułożyć sobie życie. Zawsze jednak kończyło się to porażką, nie potrafiłam znów poczuć tego, co czułam sześć lat temu w Ameryce. Nie dało się, po prostu.
- Eva... - zaczęłam gdy weszłyśmy do kuchni - Masz przecież wakacje, jest lato. Nie lepiej odpocząć od tych lekcji w szkole muzycznej?
- Nie ! - krzyknęła, zajmując miejsce przy stole - Wakacje są od szkoły normalnej, ale nie od grania.
- Dobrze już dobrze - uśmiechnęłam się widząc jej zapał - Zaraz odgrzeję Ci obiad, a potem marsz się pakować. Jutro rano mamy samolot, dlatego wcześniej do łóżka żebyś się wyspała.
- Dobrze. A tam też będę mogła gdzieś uczyć się grać?
- Kochanie - podeszłam do córki i spojrzałam na nią - Do LA lecimy tylko na tydzień. Odwiedzić grób twoich dziadków, oraz chcę się spotkać z jedną ważną dla mnie osobą. Polubisz Natalie.
- To ta dziewczyna, co z nią tak rozmawiasz przez telefon?
- Tak. Jest dla Ciebie jak ciocia, pokochasz ją tak samo jak ja.
- Fajnie - uśmiechnęła się - Cieszę się, że w końcu jedziemy gdzieś na wakacje.
- Tak, powiedziałam jej że wyjeżdżamy - spojrzała na mnie - Dlaczego tak właściwie tam jedziemy?
- Mówiłam Ci, że jedziemy odwiedzić babcię i dziadka.
- To dlaczego nie mogliśmy pojechać wcześniej? - nie odpowiedziałam jej na to pytanie.
Prawda była taka, że nie potrafiłam wcześniej się zdobyć na podróż do LA. To żałosne... Od ich śmierci nie byłam ani razu na grobie. Nie pomodliłam się, nie podziękowałam za wszystko co dla mnie zrobili. Dopiero teraz, po upływie sześciu lat zdobyłam się i podjęłam decyzję, aby to zrobić.
Zaparkowałam pod blokiem i razem z dziewczynką udałam się do naszego małego, skromnego mieszkanka. Mieszkałyśmy w centrum miasta. Moje skromne zarobki nie pozwalały na wielkie luksusy, jednak dawałam Evie wszystko co mogłam. Stawiałam głównie na rozwój jej pasji do muzyki. Jej radość z grania przypominały mi radość Michaela podczas tańca i śpiewu. Oraz jej oczy... jej oczy przypominały mi Michaela. Były tak samo ciemne, piękne i głębokie jak jego. Nigdy nie byłabym w stanie zapomnieć jego spojrzenia, które teraz na co dzień mogłam podziwiać w naszej wspaniałej córce. Jak na pięciolatkę - była wyjątkowo mądra i bystra. Potrafiła dobrze czytać z ludzi uczucia. Od razu wyczuwała smutek, gniew i radość. Swoją dobrocią i zrozumieniem potrafiła w ludziach wzbudzać na nowo nadzieje, co ze mną czyniła na co dzień. Tylko dzięki niej żyłam, oddychałam, funkcjonowałam normalnie. Dzięki niej, dla niej.
Jednak jej mądrość przekładała się również na spryt. Tym tylko była do mnie podobna - dociekała zawsze wszystkiego, o wszystko pytała, wszystko musiała wiedzieć. Zawsze mówiła to co myśli, nawet jeśli nie to chciał usłyszeć jej rozmówca. Najgorsze były pytania o ojca. Zawsze się gubiłam, nie wiedząc co jej odpowiedzieć. Powtarzałam wtedy, że los rozdzielił mnie z tatą, ale on zapewne ją bardzo kocha. Po takiej odpowiedzi na moje szczęście nie zadawała więcej pytań. Widziała ile mnie trudu to kosztuje, więc wolała milczeć. Ale jak długo to potrwa? Brakowało jej ojca tak samo, jak mnie czyjejś bliskości. Poznałam wielu ludzi w Londynie, próbowałam na nowo się zakochać i ułożyć sobie życie. Zawsze jednak kończyło się to porażką, nie potrafiłam znów poczuć tego, co czułam sześć lat temu w Ameryce. Nie dało się, po prostu.
- Eva... - zaczęłam gdy weszłyśmy do kuchni - Masz przecież wakacje, jest lato. Nie lepiej odpocząć od tych lekcji w szkole muzycznej?
- Nie ! - krzyknęła, zajmując miejsce przy stole - Wakacje są od szkoły normalnej, ale nie od grania.
- Dobrze już dobrze - uśmiechnęłam się widząc jej zapał - Zaraz odgrzeję Ci obiad, a potem marsz się pakować. Jutro rano mamy samolot, dlatego wcześniej do łóżka żebyś się wyspała.
- Dobrze. A tam też będę mogła gdzieś uczyć się grać?
- Kochanie - podeszłam do córki i spojrzałam na nią - Do LA lecimy tylko na tydzień. Odwiedzić grób twoich dziadków, oraz chcę się spotkać z jedną ważną dla mnie osobą. Polubisz Natalie.
- To ta dziewczyna, co z nią tak rozmawiasz przez telefon?
- Tak. Jest dla Ciebie jak ciocia, pokochasz ją tak samo jak ja.
- Fajnie - uśmiechnęła się - Cieszę się, że w końcu jedziemy gdzieś na wakacje.
- Ja też się cieszę - uniosłam również delikatnie kąciki ust - Wiesz, tam się wychowałam. Miło będzie pójść i znów odwiedzić tamte miejsca.
- Tęsknisz za nimi?
- Tęsknię.
- Tęsknię.
- Bardzo? - spojrzała na mnie z ciekawością.
- Bardzo.
- To dlaczego tam nie mieszkamy? Dlaczego się przeprowadziłaś tutaj? - spuściłam wzrok, przypominając sobie jak wielkim tchórzem wtedy byłam.
- Tak widocznie musiało być - zamknęłam temat.
- A czy to tam poznałaś tatusia? - na to pytanie poczułam jak szklą mi się oczy.
Nie potrafiłam z nią o tym rozmawiać. Ilekroć pytała o Michaela, gubiłam się w słowach, myślach i uczuciach. Dlaczego to do cholery nie minęło? Przez te pieprzone sześć lat powinnam już dawno o nim zapomnieć, pokochać kogoś innego. Eva widząc moją reakcję posmutniała. Podeszła do mnie, przytuliła się mocno i ciuchutko szepnęła mi do ucha:
- Przepraszam mamusiu - ukucnęłam przy niej i pocałowałam we włoski, próbując się nie rozpłakać.
To w sercu znajdują się odpowiedzi na pytania, które nas dręczą. Eva zadawała ich dużo, jednak nie na wszystkie chciałam się dzielić odpowiedzią. Nie dlatego że nie chciałam, ale że zbyt wiele mnie to kosztowało. Konsekwencje moich wyborów z przeszłości spadły również na nią. Jednak ona była ode mnie silniejsza. Potrafiła wybaczać, kochać i walczyć o to na czym jej zależy. Ona się nie poddawała, nie tak łatwo jak ja. Nie ma chyba większego nieszczęścia niż, kiedy dziecko jest inteligentniejsze od własnego rodzica.
***
Komentarz = to motywuje !
Komentarz = to motywuje !
~~~~~
"Czasami tak namieszasz, że nie
możesz tego odkręcić,
nieważne jak bardzo byś się starał.
Niektóre zdarzenia
odciskają piętno na reszcie twojego życia."
Heejka!
OdpowiedzUsuńNie wyobrażasz sobie jak bardzo ucieszyłam się na tę notke. Zawsze gadam o tym, że płacze, jestem cholernie wrażliwa i tym razem znów się rozkleiłam. Notka wyszła Ci świetnie lecz czuje, że to nie to samo. Gdzie podział się Michael, który co dzień przyjeżdżał do sklepu do Michelle, gdzie jest ich szczęście? Strasznie mi tego brakuje. Mam totalny żal, że ich życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Oni powinni być teraz razem, z Evą, szczęśliwi, a są odzieleni o tysiące kilometrów.
Eva jest wyjątkową dziewczynką to napewno i mimo, że to tylko fikcja - to dziękuje jej, że jest, że daje Michelle powód do życia.
Patryniu no ja już trace siły. Czekać mi tylko jak się spotkają bo nie ukrywam, że ciekawi mnie ich reakcja. Jak Michael zachowa się po tylu latach i co powie Miśka.
Życze masy weny! ❤❤
Pozdrawiam cieplutko! :*
Marysia :*
Hej!
OdpowiedzUsuńPowinnam się uczyć historii, ale ciii... Nie ucieknie.
Myślę, że Eva zaprzyjaźniłaby się z moją Bee. Dziewczynki na tym samym poziomie intelektualnym chyba :).
Notka krótka, ale takie najbardziej skłaniają do refleksji. Piękny opis uczuć Michelle - taki zagmatwany, niejasny - doskonale obrazuje co dzieje się w jej głowie. Chce zapomnieć, nie potrafi. Zupełnie, jakby jakaś część jej duszy została tam przy nim, ale zupełnie ślepa. Była, nie chciała do niej wrócić. Prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Jest trochę jak fasola - teoretycznie uśpione życie, ale w towarzystwie wody rozwija się i staje potężną rośliną. Dla Michelle tą wodą jest właśnie Michael. Mam nadzieję, że zrozumiesz coś z tego bełkotu. XD
Czekam na rozwój akcji! Notka jak zawsze świetna.
A młoda skradła mi serce. <3
Pozdrawiam serdecznie.
Alex :)
Witaj Patryniu :-*
OdpowiedzUsuńNa razie nie mam o co na Ciebie krzyczeć, ale coś czuje, że nie długo skończy się dzień dziecka i powrócę z moimi rozprawkami :-D
Rozdział wprowadzający wyszedł Ci super mimo, że krótki.
No przecież ja wiedziałam, że Michelle nie zapomni o Michasiu. Jej nawet 20 lat by nie wystarczało. O takiej miłości nie da się zapomnieć. Eve pokochałam odkąd tylko zobaczyłam ją na zdjęciu, przypomina mi Michaela. Tak jak było napisane od razu widać, że jak na swój wiek jest mądra i bystra, ha wiadomo po kim! :-D Tak się zastanawiam jak one wylatują do LA to czy Miśka ma zamiar w końcu spotkać się z Michaelem? Bo wnioskuję, że ich spotkanie będzie przypadkowe. Dokładnie lepiej późno niż wcale po sześciu latach Michelle postanowiła łaskawie zawitać w LA.
Ech no co ja mam powiedzieć? Jestem na nią zła jak cholera i nic tego nie zmieni. Mam nadzieję, że naprawi to co spieprzyła. Winem, że może nie powinnam tak na nią najeżdżać, ale jak mnie ktoś raz zdenerwuje i to tak porządnie to ja to na długo zapamiętuje. Wiem, że Michelle kocha Michaela i nie zostawiła go żeby go zranić chociaż on tak właśnie się poczuł. Jestem na nią wściekła, ale uwielbiam ją. Najlepsze jest to, że nie potrafię wytłumaczyć dlaczego ją tak lubię ;-) Wiem, na pewno dlatego, że obdarzyła Michaela pięknym uczuciem i nauczyła go kochać.
Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy MJ i Miśki.
Czekam z niecierpliwością na nexta.
Pozdrawiam gorąco :-* :-* :-*
Hejo!
OdpowiedzUsuńMądra jest jak taka młoda już uczy się grać.
Spodobała mi się od razu jej postać. Inteligentna itp.
Mam nadzieję, że Michelle szybko wróci do Michaela, bo widać, że jej ciężko bez niego.
Weny!
Pozdrawiam :)
Karolina.
PS Wybacz, że dziś tak krótko :*