poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 3

Część egzaminów pozaliczana i to na bardzo dobre oceny! <3
Jeszcze nie wszystko, ale może jak tak dalej będzie to nie bd musiała siedzieć na sesji poprawkowej.

Chciałam też na wstępie powitać Agę - nową czytelniczkę:)
Mam nadzieję, że Remember, I love You przypadnie Ci do gustu tak samo jak część pierwsza: Remember to be Happy.

Początek rozdziału chciałam dedykować Marysi i Oli.
One wiedzą o co chodzi:)

~~~~~

'Przepraszam' oznacza, ze czujesz pulsowanie czyjegoś bólu tak samo, jak odczuwasz własny. Kiedy wypowiadasz to słowo, to jakbyś część tego bólu brał na siebie. Przepraszam nas ze sobą wiąże. Przepraszam wiele znaczy. Oznacza zasypanie dołu, oddanie długu. Przepraszam oznacza smutek, tak jak świadomość występku. Czasami przepraszam to użalanie się nad sobą. Ale w przepraszam nie chodzi o ciebie tylko o innych. Oni je przyjmą, albo pozostawią. Przepraszam oznacza, ze się otwierasz. Że można cię przygarnąć, albo ośmieszyć, albo się na tobie odegrać. Przepraszam jest błaganiem o wybaczenie, bo metronom dobrego serca się nie uspokoi, dopóki sprawy nie ułożą się zgodnie z poczuciem prawdy i sprawiedliwości. Przepraszam nie odwróci biegu wydarzeń, ale popchnie je we właściwym kierunku. Przepraszam jest mostem przerzuconym nad przepaścią. Jest sakramentem, podarunkiem. Jest darem.
Weszłam do sypialni Natali, chcąc sprawdzić czy wciąż śpi. 
- Dlaczego nie śpisz? - rzuciłam widząc, że leży z otwartymi oczami.
- Bo boje się gwałtu i ciągle czuwam.
- Bardzo śmieszne - przewróciłam oczami - Chciałam tylko powiedzieć, że wychodzę z Evą na cmentarz. Obiecałam jej też, że po tym zabiorę ją do parku na plac zabaw.
- Podwieźć was?
- Nie, nie trzeba. Pojedziemy autobusem, a jak będzie potrzeba to zamówię taksówkę.
- Na pewno?
- Na pewno - uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju, zostawiając ją samą.
Dzień był wyjątkowo piękny i słoneczny. Dobry humor wdawał się i mnie i mojej córce we znaki, już od samego rana. Przez całą drogę na cmentarz opowiadałam jej najróżniejsze moje historie, które pamiętałam z czasów, gdy mieszkałam w LA. Oczywiście bacznie pomijałam wątki związane z Michaelem, nie chcąc od córki zbyt wielu zbędnych pytań. Cały ten wyjazd był dla niej wielkim przeżyciem. Nie opuszczałam z nią Anglii ani razu, nie mówiąc o tak dalekiej podróży jak ta. Wspomnienia związane z tym miejscem są niezniszczalne. Utkwiły niczym osad na dnie serca, którego nigdy nie będę się w stanie pozbyć.
Gdy weszłyśmy na cmentarz znów poczułam dreszcz przeszywający mój kręgosłup. Starałam się jednak nie okazywać jakichkolwiek oznak słabości przy Evie, wczoraj wylałam tyle łez, że dzisiaj muszę być silna. To śmieszne... Jak człowiek jest do te­go stop­nia egois­tyczny, że stojąc nad gro­bem rodzica, pot­ra­fi płakać nad sobą z po­wodu je­go utraty.
Gdy zaszłyśmy już pod nagrobek, gdzie widniało nazwisko "Evans", poczułam jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej. Dziewczynka podeszła bliżej, chwilę stała tak zapatrzona w jeden punkt, po czym złożyła rączki jak do modlitwy i zaczęła cichutko mówić słowa kierowane do dziadków. Mówiła tak cicho, jakby się bała, że ktoś poza nią to usłyszy. Uśmiechnęłam się sama do siebie na ten widok. Żałowałam, że ani mama, ani tata nie mieli okazji poznać Evy. Ba ! Nawet nie mieli okazji dowiedzieć się o ciąży.
- Mamuś... - zaczęła, gdy skończyła 'rozmowę' z moimi rodzicami - Czy dziadkowie by mnie kochali, gdyby tutaj byli?
- Oczywiście kochanie - ukucnęłam przy niej i pocałowałam w rączki - Oni Cię bardzo kochają, mimo, że nie są tutaj razem z nami.
- Przeczytałaś im list?
- Oczywiście... Jest nawet... - spojrzałam na bukiet kwiatów, który wczoraj zostawiłam na grobie. Przeleciałam wzrokiem po kwiatach, po czym sprawdziłam ręką dla pewności - Ale przecież.... - Nic już nie rozumiałam, byłam pewna, że zostawiłam go wczoraj tutaj.
- A może dziadkowie go zabrali? - dziewczynka spojrzała na mnie z cichą nadzieją w oczach, naprawdę wierząc w to co mówi.
- A więc to prawda... - na ten głos aż podskoczyłam, odwracając się równocześnie w stronę,  z której dochodził.
Zdjął okulary i spojrzał na mnie, przeszywając mnie wzrokiem tak, że fala ciepła ogarnęła moje ciało. Nie mogłam się poruszyć, ani wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Po prostu stałam i patrzyłam na niego jak sparaliżowana, czując jedynie jak moja córeczka łapie mnie za rękę. Tak to już chyba by­wa, że kiedy człowiek ucieka przed swoim strachem, może się prze­konać, że zdąża je­dynie skrótem na je­go spotkanie.
- Mamusiu, kim jest ten Pan? - spytała, a ja spojrzałam na nią przerażona, nie wiedząc co powiedzieć.
- Cześć - ukucnął uśmiechając się szeroko do mojej córki - Jestem Michael, a Ty jak się nazywasz?
- Jestem Eva - odparła bez zastanowienia. Mike zawsze potrafił wzbudzać w dzieciach zaufanie i pozytywne emocje - Zna Pan moją mamę?
- Owszem - po tej odpowiedzi spojrzał na mnie, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć co się tutaj dzieje.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? - wypaliłam bez zastanowienia, przerażona całą sytuacją.
- Zostawiłaś tutaj chyba coś - wyjął z kieszeni list, który od razu rozpoznałam.
- To mój liścik do dziadków! - wyprzedziła mnie Eva - Wziął go Pan, aby im wysłać?
- Oczywiście - uśmiechnął się do niej, jednak po chwili znów jego wzrok spoczął na mnie - Czy to...
- To jest Eva, moja córka - wyprzedziłam pytanie, nie chcąc by za dużo mówił przy małej - Po wyjeździe do Londynu spotkałam kogoś i potem dzięki temu narodziła się Eva - zauważyłam swego rodzaju ból w jego oczach.
- A więc dlatego wyjechałaś? Poznałaś kogoś innego? - nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja wbrew sobie i wszystkiemu w co wierze okłamałam go bez zawahania:
- Tak, dlatego wyjechałam - próbowałam się nie rozpłakać. Nigdy nie chciałam tej rozmowy, a teraz kiedy nadeszła, nie wiedziałam co mówić, gubiłam się we własnych słowach.
- Rozumiem - odparł bez jakichkolwiek emocji. Wiedziałam, że zabolało go moje wyznanie, ale to jedyny sposób, aby nie dociekał się o to z kim mam Evę. Tak to sprawa stała się dla niego jasna: poznałam kogoś, wyjechałam i zaszłam w ciążę - najprostsza i chyba najlepsza wersja.

- Chce się Pan z nami przejść? - nagle moja córka wypaliła w jego stronę, a ja miałam przez chwilę ochotę ją udusić.
- Nie Pan, tylko Michael. Mów mi Michael - uśmiechnął się do niej.
- A więc Michael, chcesz się z nami wybrać? Mamusia obiecała mi, że pójdziemy na plac zabaw. Chcesz z nami iść?
- Z wielką chęcią - odparł bez dłuższego zastanowienia, a ja zdałam sobie sprawę, że nie panuję nad całą sytuacją.
- A jak Cię ktoś rozpozna? - rzuciłam oschle, wyrażając tym swoją niechęć do jego obecności podczas spaceru z córką.
- Mam przebranie, spokojnie. A w razie czego, moi ochroniarze będą blisko - puścił mi oczko, wyraźne świadomy swojej wygranej pozycji.



Gdy wczorajszego dnia znalazłem na grobie ten list, nie mogłem uwierzyć, że to może być prawda. Wróciła. Po sześciu latach wróciła, jest tutaj w LA i to na dodatek z dzieckiem. Nie ukrywam, że jakaś część mnie tliła w środku płomyk nadziei, że jest to owoc naszej wspólnej miłości, która tak bardzo odmieniła moje życie. Dzisiaj zaś, gdy zobaczyłem ją nie potrafiłem sam określić co czułem: szczęście? ból? smutek? radość? wściekłość? Chyba to wszystko spłynęło na mnie na raz, w jednej chwili poczułem, jak cienka jest granica między prawdziwą miłością, a czystą nienawiścią. Jednak czy jej nienawidziłem? Nie, nie potrafiłbym. 
Szliśmy dłuższą chwilę w milczeniu. Zapewne biła się ze swoimi myślami, tak samo jak ja ze swoimi. Pragnąłem tego momentu, od tylu lat o niczym innym nie marzyłem, niż ponownie ją zobaczyć. A teraz, gdy w końcu mam tę możliwość mówi mi, że zostawiła mnie wtedy dla innego. Był to cios w samo serce. Skoro mnie zdradziła, to czy kiedykolwiek mnie prawdziwie kochała? Czy nasz związek był dla niej więcej wart, niż przelotne uczucie? 
Gdy ktoś raz postanowił zniknąć, już zawsze będzie tym znikającym. Nie ważne ile razy wróci, zawsze będzie tym który odszedł. Tym o twardszym sercu i mniejszym przywiązaniu. A na poradzenie sobie z tym znikaniem recepty nie ma. Jeśli ktoś odszedł, a ja zostałem tym drugim. Tym tęskniącym. Tęskniący zawsze mocniej odczuwa koniec relacji. Tęskniący na ten koniec się nie godzi, lecz nie ma to nic do rzeczy. Nie ja tutaj decydowałem. Nie dała mi zdecydować, zaprotestować, spróbować...
- A więc, jak wam się układa? - spytałem, gdy przysiedliśmy w parku na jednej z ławek, a Eva pobiegła na plac zabaw do innych dzieci.
- Z kim? - spojrzała na mnie, wyraźnie zmieszana moją obecnością.
- Z ojcem Evy, z tym, dla którego zniszczyłaś to co było między nami.
- Nie jestem z nim - wypaliła bez słowa, a ja nie wiem sam dlaczego, ale poczułem wyraźną ulgę w sercu - Zostawił nas, gdy dowiedział się o ciąży.
- Więc Eva...
- Nie, nie znała go - wypaliła bez jakichkolwiek emocji, a mnie zrobiło się naprawdę przykro.

Jak można tak bezczelnie potraktować kobietę i własne dziecko? Zostawić ich? Wychowywanie się bez rodzica, w niekompletnej rodzinie jest ciężkie dla dziecka. A Michelle musiała przejąć na siebie cały obowiązek wychowawczy, a jest to zadanie nadzwyczaj trudne.
- Dlaczego przyszedłeś?
- Słucham? - spojrzałem na nią przez okulary, upewniając się co chwila czy ochrona jest w pobliżu nas.
- Wiem, że przeczytałeś list Evy. Domyśliłeś się że dzisiaj tam będziemy, jednak dlaczego przyszedłeś?
- Bo chciałem Cię zobaczyć, chciałem usłyszeć od Ciebie dlaczego odeszłaś.
- Już wiesz - wypaliła odwracając głowę i zatrzymując wzrok na bawiącej się na placu córce - Widzę, że dobrze wykorzystałeś ten czas. Twoja kariera rozkwitła jeszcze bardziej.
- Mówisz o płycie i trasie? Owszem. Po Twoim odejściu tylko w muzyce potrafiłem odnaleźć powód do uśmiechu - posmutniałem na myśl o tych wspomnieniach, które chodzą za mną krok w krok, nie pozwalając normalnie funkcjonować - A co Cię skłoniło, aby powrócić?
- Powrócić? Nie, nie wróciłam. Za tydzień wracam z Evą do Londynu.
- Więc to tam uciekłaś?
- Może - rzuciła, wciąż nie spoglądając w moją stronę, jakby mówiła do powietrza - Przyjechałam tutaj odwiedzić Natalię i Maxa, oraz rodziców. To dla nich tutaj jestem.
- Mogę mieć do Ciebie pytanie? - pierwszy raz od dłuższej chwili odwróciła głowę w moją stronę - Kochałaś mnie kiedyś? - spytałem spokojnym tonem, sam nie wiedząc czy chcę znać odpowiedź.
- Kochałam, jednak to niczego nie zmienia. Przeszło mi, to zamknięty rozdział, zresztą ty masz również swój z Lisą.
- Owszem - odpowiedziałem - Chciałem tylko wiedzieć.
- Rozumiem - wstała z ławki i ruszyła wolnym krokiem w stronę dziewczynki.
Całą powrotną drogę nie ruszaliśmy już prywatnego tematu. Widziałem po niej, że nie chce poruszać tego przy córce i może słusznie - straciła już prawdziwego ojca, a wysłuchiwanie o innych, dawnych, miłosnych rozterkach matki nie byłoby jej wskazane. Więcej w sumie rozmawiałem z Evą niż z nią, opowiadając dziewczynce o Neverlandzie i tamtejszych atrakcjach, co widać bardzo ją zaciekawiło. Swoją drogą była naprawdę cudownym dzieckiem. Kochałem dzieci, jednak Eva była wyjątkowa, było w niej coś nadzwyczajnego.
- Michael... - zaczęła nagle niepewnie, spoglądając na mnie swoimi wielkimi oczkami - A zabierzesz mnie kiedyś tam do tego Neverlandu?
- Oczywiście, jeśli chcesz możemy tam pojechać nawet jutro - Michelle spojrzała na mnie karcącym wzrokiem. Wiedziałem, że nie chce mnie oglądać, nie chciała abym zakłócał ich spokój. Domyślała się, że wykorzystuję teraz Evę, aby stworzyć pretekst do kolejnego spotkania i miała rację.
- Mamuś! Mogę?! Mogę?! - uwiesiła się jej na ręce, a ja zaśmiałem się w duchu, gdyż wiedziałem, że teraz nie będzie mogła jej odmówić.
- Jeśli tak bardzo Ci zależy to dobrze - Miśka spojrzała na mnie wzrokiem mordercy, jakby chciała mnie zabić swoją tajemniczą mocą.
- Tak! Słyszałeś? Mogę! - zaczęła biegać wokół nas z szerokim uśmiechem - Pojadę do Neverlandu!
- Ciszej - skarciła ją - Nie krzycz bo ludzie usłyszą.
- A nie mogą?
- Wiesz... - wyręczyłem ją w tłumaczeniu - Jestem dość znaną osobą, więc nie można za głośno mówić do mnie po imieniu i o innych takich sprawach.
- Dobrze, już nie będę - znów radośnie zaczęła biegać z nieskończoną ilością tryskającej energii.
Gdy zaszliśmy pod mieszkanie Natali, poczułem ogarniającą mnie falę smutku. Michelle kazała Evie iść już do mieszkania, po czym spojrzała na mnie pustym wzrokiem.
- Dlaczego to robisz?
- To znaczy?
- Co to miało być z tym Neverlandem? - skrzyżowała ręce na piersi - Nie wykorzystuj jej do swoich gierek.
- Zaproponowałem jej tylko miły wypad. Mogłaś odmówić.
- Akurat... - syknęła - Zajmij się sobą, swoim życiem i swoją rodziną. Lisa pewnie teraz czeka na Ciebie i się martwi.
- Lisa akurat ma głęboko gdzieś co i z kim robię - rzuciłem, wiedząc w głębi serca, że nie kłamię.
- Daj nam spokój. To spotkanie to czysty, felerny przypadek, który nie powinien mieć miejsca - zaśmiałem się pod nosem i bez chwili zawahania podszedłem do niej na niebezpiecznie bliską odległość. Chciała się cofnąć, jednak uniemożliwiła jej to ściana budynku. Gdy poczułem jej przyspieszony oddech spowodowany moją bliskością, wiedziałem już, że nic się nie zmieniło. Nic.
- Akurat ja wzorcem Boga nie gram w kości i nie uznaję przypadków. Naprawdę myślisz, że byliśmy dla siebie tylko przypadkiem? - nie spuszczałem z niej wzroku - Odpowiedz.
- Odejdź... Proszę - poprosiła spokojnie, niemal błagalnym tonem - Odsuń się.
- Dlaczego? - rzuciłem pewnie, jeszcze pocniej przyciskając ją do ściany - Przecież mnie nie kochasz? Nasze spotkanie to przypadek. Czego więc się boisz?
- Proszę... - powtórzyła, a ja w końcu zwolniłem uścisk.
- A więc do jutra Panno Evans. Będę po was o 14 - uśmiechnąłem się triumfalnie i odwróciłem napięcie kierując się w stronę ochrony, stojącej nieopodal. W ostatniej chwili jednak odwróciłem się i rzuciłem:
- Michelle..
- Czego? - warknęła odwracając się w moją stronę.
- Nic takiego- odpowiedziałem uśmiechając się zadziornie - Chciałem tylko jeszcze raz na Ciebie spojrzeć.



Siedziałem w swoim gabinecie przeglądając papiery. Prawdę mówiąc oszukiwałem sam siebie, że pracuję - gdyż moje myśli krążyły teraz tylko wokół jednej osoby. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Myśl że wróciła, że jest tutaj tak blisko była dla mnie kojąca i przerażająca zarazem. Byłem na siebie wściekły, gdyż jak można tak bardzo wciąż kochać kogoś, kto nas tam mocno zranił? Zostawiła mnie, zostawiła dla innego. Porzuciła jak psa, mając całkowicie gdzieś moje uczucia.Trze­ba długich lat, żeby zniszczyć czyjąś miłość. Ale żad­ne życie nie jest dos­ta­tecznie długie, by od­po­kuto­wać w nim za­bicie miłości, które jest czymś więcej niż tyl­ko zabójstwem.
Miłość nie jest na­wykiem, zo­bowiąza­niem ani długiem. Nie jest tym cze­go nas uczą ro­man­tyczne piosen­ki. Oto tes­ta­ment Ate­ny-Szi­rin-Ha­gii So­fii: miłość po pros­tu jest. Bez de­finic­ji. Kochaj i nie żądaj zbyt wiele. Po pros­tu kochaj.
To co było między nami nie jest po­jedyn­czym wy­darze­niem, ale kli­matem, w którym żyje­my, przy­godą życia, pod­czas której uczy­my się, od­kry­wamy, do­ras­ta­my. Nie da się tego zniszczyć jedną po­myłką, ani zdo­być jed­nym ciepłym słowem. Miłość tworzy at­mosferę - at­mosferę serca.
Czy tego chciałem czy nie, nie potrafiłem jej wymazać z głowy ani serca. Moje uszy pragnęły jej głosu, oczy jej widoku, dłoń jej dotyku, a ciało jej ciepła. Chciałem być blisko niej i byłem gotów zrobić wszystko, nawet wbrew sobie.

- Tutaj jesteś - do gabinetu weszła Lisa, ubrana w krótką, obcisłą sukienkę. Spojrzałem na nią i delikatnie się uśmiechnąłem - Gdzie byłeś całe popołudnie?
- Odwiedzić znajomą - rzuciłem nie spuszczając wzroku z papierów, które trzymałem w ręku. 
- Teraz może mną się zajmiesz? - zaszła mnie od tyłu i zaczęła delikatnie masować. Zaśmiałem się pod nosem:
- A ja już liczyłem, że zapytasz mnie jak mi dzień minął, jak w pracy... - wstałem z krzesła i odwróciłem się w jej stronę - Nigdy o to nie pytasz.
- To Twoja praca, daj już spokój - podeszła bliżej i pocałowała mnie delikatnie, pogłębiając pocałunek z każda chwilą.
Sam nie wiem czemu przypomniało mi się, kiedy to Michelle potrafiła stawiać moją karierę ponad wszystko, nawet własne dobro i szczęście. Nawet dzisiaj wspomniała o moich sukcesach z ostatnich lat. A Lisa? Mimo iż była piękną i atrakcyjną kobietą, to między nami jako ludźmi nie było nici zrozumienia, pasji czy chemii. Jedynie pociąg fizyczny, który chyba jedyny tworzył naszą relację.
Gdy zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli chciałem już powiedzieć: stop, jednak coś mnie powstrzymało. Zbyt wiele namieszało jej odejście, dlaczego znów ma namieszać jej powrót? W końcu sama mnie zostawiła dla innego? Dała mu dziecko, którego mnie nie chciała dać. Nie kochała mnie, mimo iż ja ją kochałem całym sobą, całą swoją duszą. Wciąż ją kocham, kocham i oddałbym wszystko aby była teraz obok. 
Po chwili już pozbyliśmy się większości swoich ubrań. Nie rozmawialiśmy, nawet w sumie na siebie nie patrzeliśmy - liczyła się tylko przyjemność dla ciała. Posadziłem kobietę na biurku, aby móc dokończyć to, co zostało zaczęte. 
Seks bez miłości to puste doświadczenie. Może to się wydać dziwne, dziecinne, żałosne i szczeniackie: ale nie było sytuacji, gdy po odejściu Michelle jak spałem z inną kobietą, abym o niej nie pomyślał. Tak samo było w tej chwili - analizowałem każdy dotyk Lisy, każdy jej ruch, porównując z tym czego tak naprawdę oczekiwałem, tym co dawała mi kiedyś Michelle. Teraz mimo iż odczuwałem przyjemność - w moim umyśle nie było zupełnie nic. Nie czułem tego prądu podniecenia przebiegającego moje ciało, serce nie przyspieszało, oddech się nie pogłębiał. To zabawne... Kochać się z kimś, a myśleć o całkowicie innej osobie.

***

Komentarz = to motywuje!

***
Dodam na koniec tylko - nie miejcie za złe Michasiowi. Pamiętajmy, że minęło 6 lat, a to ma duże znaczenie w tej historii. Mimo uczucia, każde próbowało układać życie na nowo, nie wierząc że może dojść jeszcze do tego spotkania.
Kłamstwo Miśki aż mnie wkurwiło i szkoda mi się Michasia zrobiło... W końcu dowiedzieć się, że ktoś nas zostawił dla innego jest ciosem w sam środek.
No ale moja pomysłowość nie zna granic, charakter Miśki jest taki a nie inny - próbuje się odizolować od Michaela, a to jej jedyna forma obrony. W kolejnych rozdziałach mam nadzieję, że cała sytuacja i zachowanie bohaterów trochę wam się 'naświetli' :)
Pozdrawiam!


~~~~~

"Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. 
Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu 
lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, 
ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć."

4 komentarze:

  1. Hejka ❤
    Posikałam się ze szczęścia widząc, że dodałaś notkę, ale potem.. Znowu się popłakałam. Jestem dziwnym człowiekie, strasznie wrażliwym i nawet fikcja doprowadza mnie do takiego, a nie innego stanu.
    Brak mi słów, kocham Ci słodzić bo inaczej nie umiem opisać Twojego talentu więc dziś sobie oszczędze i przejde do notki.
    Dziękuje Ci kochana za dedykacje, to bardzo miłe czuć się wyróżnionym spośród tylu czytelników. Strasznie tęsknie Patryniu, jest mi smutno do tej pory, że tak się potoczyła sprawa.
    Notka wyszła Ci cudownie, dzieło na miare światowych powieść, którym bez wahania przyozdobiłabym swoją półke z książkami. Historia od początku była dla mnie wyjątkowa i nadal to zdanie trzymać będę. Fenomenalnie dobrane wszystko słowa i moje ukochane PRZEMYŚLENIA, które w Twoim jak i Oli wykonaniu są majstersztykiem. Naprawde! Odczucia Miśki jak i Mike przekupiły mnie.
    Pierwsze spotkanie po latach opisłaś lepiej niż to sobie pomgłam wyobrazić. Michelle czy jest kutwą za to co powiedziała? Na tą chwile nie bo okazała by się jeszcze gorszą łajzą gdyby mając świadomość, że Michael ma żone wyznała mu całą prawde. Patrząc ile minęło lat każdy chwyt jest dozwolony, ale każdy, najmniejszy chwyt jest konsekwencją dnia gdy Michelle postanowiła wyjechać. Nie ukrywam, że wzruszyłam się ich dialogiem, który ze sobą prowadzili. To było takie prawdziwe lecz ogarnięte żalem. Michael pytał - ona odpowiała. Przecież mógł robić jej wyrzuty, a ich nie robił. Trzeba mieć też umiar nie robiąc z tego telenoweli. Pięknie zobrazowałaś to spotkanie, relacje Michaela z Evą i świetnie opisany seks z Lisą. Nie złoszcze się i jestem w pełni wyrozumiała, ale smutku ukryć nie potrafie. Gdybym nie była 'świadkiem' ich szczęścia przeżytego sprzed laty to może wzięłabym to na barki bez zbędnych emocji, ale gdy mam świadomość co było, a jest - inaczej nie potrafie jak popłakać sobie.
    Czekam na następną notke, wybacz za ten bełkot, ale tylko tak umiem przedstawić swoje odczucia.
    Dziękuje za komentarz, na którego odpowiem z chęcią.
    Tak imie Anjali jest typowym, często używanym w filmach bollywood. Aktorka, która gra Anjali jest moją idolką, która w moim ulubionym filmie nosiła to imie.
    Dlatego tak, a nie inaczej :) :*
    Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci masyy weny! Powodzenia na egzaminach. Trzymaj się ❤
    Pozdrawiam, Twoja Mycha :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Na wstępie dziękuję za miłe powitanie.Nie prowadzę wprawdzie swojego bloga,ale jestem tu by czytać tak wspaniałe opowiadania ,jak to Twoje, Patrycjo. Trzeci rozdział jeszcze bardziej zaciekawił mnie co wydarzy się dalej... Jestem pod wrażeniem opisów uczuć z jakimi borykają się bohaterowie. Wszystko jest tak bardzo realne i niemalże namacalne...To wszystko sprawia ,że na każdy rozdział czeka się z wielką niecierpliwością.. I z taką niecierpliwością też czekam na czwarty...P.s Powodzenia na egzaminach :) Aga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Patrysiu. Komentuję z telefonu, więc wybacz błędy.
    Przeczytałam co prawda wczoraj, ale jak zwykle komentuję z opóźnieniem.
    Bardzo dziękuję za dedykację, zwłaszcza tak cudownego rozdziału. Bo jest on rzeczywiście wyjątkowy :)
    Przede wszystkim muszę Cię pochwalić za naprawdę świetne opisy. Już nawet nie mogę się uczepić braku cudzysłowów przy każdym "przepraszam", bo całość to czysta zajebioza. Bardzo wciąga, łapie za serce, dotyka, może nawet obmacuje i skłania do przemyśleń. Oj, właśnie tak.
    Już jakiś czas temu nauczyłam się nie oceniać Michelle i jej wyborów oraz zachowań - jesteś mistrzem w tworzeniu charakterów swoich postaci. Doskonale wiem, że Miśka jest trochę jakby Twoim alter ego, ale wykreowanie bohatera o tak złożonej i tajemniczej osobowości naprawdę godne jest wszelkiej pochwały.
    Co do samej fabuły, udało mi się co nieco przewidzieć. W tej całej sytuacji szkoda mi zarówno Michelle, jak i Michaela, bo temat Evy na razie odłożę na bok. Michelle jest w sytuacji bez wyjścia, musiała powiedzieć to, czy tamto i sklamac. Chociaż można teoretycznie stwierdzić, ze to absurd, ona ma zupełnie dobre intencje. A Michael? Żyje w jakimś suchym związku, bez grama uczuć, w dodatku w nieświadomości związanej z byciem ojcem Evy. Patrząc na to z boku, oboje mają mówiąc kolokwialnie przesrane, ale co się stało, już się nie odstanie. Trzeba iść do przodu. A to, co przed nami pokaże nam co przyniesie los.
    Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego dobrego <3
    Alex :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj kochanie! <333
    Nie mam za złe Michaelowi, ja go w pełni rozumiem. Chociaż jak mnie wkurwi to i tak go opierdolę i NIKT i NIC mnie nie powstrzyma! XDDD
    Więc tak zacznijmy od początku. Chyba nie muszę mówić, że jestem zła na Michelle? Też tak myślę, Ty to dobrze wiesz. Ale przysięgam, że w każdym rozdziale będę po niej jechać jak po autostradzie ;)
    Przeczuwałam, że Michael i Miśka spotkają się w tym rozdziale na cmentarzu, a i tak miałam ciary jak cholera. Czułam się jakbym ja tam była i to ja widziała się z nim po 6 latach. I czułam to wszystko co czuł Michael złość na Michelle zwłaszcza. Ale ja jestem w szoku, że on tak do niej spokojnie zaczął gadać. Ja bym ją tak opierdoliła, no wiem że tam Eva była, ale za to co ona odwaliła?!! Ja się naprawdę dziwię Michaelowi, był spokojny jak baranek chociaż w środku pewnie cały chodził, ale nie było po nim widać.
    Zachowanie Miśki mi się nie podobało. Tak do niego gadała jakby chciała, a nie mogła. Tak oschle, ignorowała go i parszywie z zimną krwią okłamała. Michael nie zasłużył na takie traktowanie. Miał prawo do SZCZERYCH wyjaśnień. Jak on musiał się poczuć kiedy mu powiedziała, że wyjechała , bo kogoś poznała i to jego nie jego dziecko?! Jeszcze nie zdziwiłabym się jakby mu powiedziała : "Wiesz co? w ogóle Cię nie kochałam, byłam z Tobą dla kasy i sławy. A w łóżku byłeś słaby." Wiem, że ona tak nie sądzi ale myślę, że byłaby mu gotowa to powiedzieć, żeby się tylko od niej odczepił.
    Za to jestem zadowolona, bo Michael złapał super kontakt z Evą i to wykorzystuję. Jestem z niego dumna, bo myśli. Ja lubię mądrych ludzi, bo sama jestem głupia XDD
    Dobrze, że zaprosił ją do Neverlandu. Miśka na pewno z nią pójdzie i znowu się spotkają i o to chodzi! Jak tam Michaś przygwoździł ją do ściany mmmmmmmmmmm jak ja lubię jak on tak robi! XDD Miśce się nie spodobało czego nie rozumiem. No kurde Michael Jackson przyciska Cię do ściany i powiedz mi która normalna kobieta karze mu się odsunąć. XDDD <-- Żarcik :D
    Ale serio ja bym się ucieszyła :) Dobra bo majaczę już.
    O dziwo nie jestem zła na Michaela, że przeleciał Lisę sama tak na prawdę nie wiem czemu. Jego sprawa w końcu, po mimo, że nie jestem zadowolona z tego "związku". Mam tylko do niego taki mały żal, bo Michelle przez te 6 lat nie była z żadnym facetem za co ją podziwiam i szanuję. A Michael? Dobra wiem, że to facet, chuj mnie to na prawdę obchodzi. Ale taki sześcioletni celibacik nic by mu nie zrobił. Matko co to takiego? Samo zdrowie :D Ale rozumiem, że przez te panienki z którymi sypiał chciał zapomnieć o Michelle, tylko że w tym problem, że mu się nie udało.
    Można powiedzieć, że w tym rozdziale Michael praktycznie mnie nie zdenerwował, no Miśka to wiadomo. Nie zacznę tego tematu od nowa, bo szczerze nie mam siły. Ale licz Patryniu na to, że prawdopodobnie w każdym rozdziale będę miała jakieś wąty do niej. Ja się o każdą pierdołe jestem w stanie przyczepić ;)
    Czekam więc na nexta!
    Życzę weny i żebyś zdała resztę egzaminów <333
    Pozdrawiam gorąco :***

    OdpowiedzUsuń