No i się doczekaliście kolejnego rozdziału ;3
Boimy się pokazywać uczucia. Pozujemy na twardzieli, aby inni się z nami liczyli, aby czuli przed nami respekt i nie podskakiwali. Boimy się, że nas wyśmieją, wyszydzą, nie ufamy nikomu z założenia. Okazuje się jednak, że każdy z nas, w środku i tak marzy o przyjaźni, miłości i serdeczności. Udajesz, że jest wszystko dobrze. Cieszysz się, nawet najbliżsi nie wiedzą co nosisz na barkach. Wieczorem, gdy kładziesz się spać, zamykasz oczy i marzysz, marzysz jak małe bezbronne dziecko. Widzisz swoją szczęśliwą przyszłość, próbujesz odepchnąć złe sytuacje, i zapobiegasz im w swoim nocnym świecie. Potem, nadchodzi czas rozmyśleń, mówisz do siebie w myślach, to, co chciałbyś powiedzieć ukochanej osobie, to co jest Twoim brzemieniem, to czego nie umiesz powiedzieć nikomu innemu. W końcu zasypiasz. Nastaje dzień, ludzie znów czegoś od Ciebie chcą, znów o coś proszą. Miłość do niego była jak papieros: toksyczna, uzależniająca i powoli zabijała. Nawet nie wiedziałam , ze oszukiwanie że jestem szcześliwa jest takie proste. I ludzie wierzą w to jak w religie.
Jestem z niego średnio zadowolona... No ale wiadomo, końcowa ocena należy do was:)
Powiem wam, że szykują mi się 'ciekawe' wakacje. Możliwe, że będą one oznaczać lekką zmianę na blogu, chodzi mi o częstotliwość dodawania rozdziałów, no ale to się okaże wszystko niedługo już i na pewno was poinformuję z czasem o wszystkim.
Zapraszam teraz do czytania kolejnego rozdziału. Anonimki zapraszam do ujawniania się, pamiętajcie, że jeśli czytacie to warto zostawić po sobie jakiś ślad - to duża motywacja dla autora:)))
Powiem wam, że szykują mi się 'ciekawe' wakacje. Możliwe, że będą one oznaczać lekką zmianę na blogu, chodzi mi o częstotliwość dodawania rozdziałów, no ale to się okaże wszystko niedługo już i na pewno was poinformuję z czasem o wszystkim.
Zapraszam teraz do czytania kolejnego rozdziału. Anonimki zapraszam do ujawniania się, pamiętajcie, że jeśli czytacie to warto zostawić po sobie jakiś ślad - to duża motywacja dla autora:)))
~~~~~
Boimy się pokazywać uczucia. Pozujemy na twardzieli, aby inni się z nami liczyli, aby czuli przed nami respekt i nie podskakiwali. Boimy się, że nas wyśmieją, wyszydzą, nie ufamy nikomu z założenia. Okazuje się jednak, że każdy z nas, w środku i tak marzy o przyjaźni, miłości i serdeczności. Udajesz, że jest wszystko dobrze. Cieszysz się, nawet najbliżsi nie wiedzą co nosisz na barkach. Wieczorem, gdy kładziesz się spać, zamykasz oczy i marzysz, marzysz jak małe bezbronne dziecko. Widzisz swoją szczęśliwą przyszłość, próbujesz odepchnąć złe sytuacje, i zapobiegasz im w swoim nocnym świecie. Potem, nadchodzi czas rozmyśleń, mówisz do siebie w myślach, to, co chciałbyś powiedzieć ukochanej osobie, to co jest Twoim brzemieniem, to czego nie umiesz powiedzieć nikomu innemu. W końcu zasypiasz. Nastaje dzień, ludzie znów czegoś od Ciebie chcą, znów o coś proszą. Miłość do niego była jak papieros: toksyczna, uzależniająca i powoli zabijała. Nawet nie wiedziałam , ze oszukiwanie że jestem szcześliwa jest takie proste. I ludzie wierzą w to jak w religie.
Obudził mnie dźwięk mojej komórki. Otworzyłam wciąż zaspane oczy i podniosłam się delikatnie podpierając na łokciach. Spojrzałam na śpiącego obok mnie Emilo, a następnie na szafkę nocną, gdzie leżała komórka.
- Halo...? - rzuciłam niechętnie do słuchawki.
- No w końcu! Gdzie Ty do diabła jesteś? Zostałyście w Neverlandzie u Mike'a? - no tak, zapomniałam poinformować Natalię, że nie wrócimy na noc.
- Nie... Odebrał nas stamtąd Emilio. Prosił abyśmy z Evą zostały u niego i tak jakoś...
- Że co?! - krzyknęła tak, że aż odsunęłam lekko urządzenie od ucha - Ja tutaj już się cieszyłam, że ty z Jacksonem siedzisz w Neverlandzie od wczoraj, a Ty mi mówisz, że siedzisz u tego patafiana?
- Będziemy przed obiadem - obiecałam i spojrzałam na mężczyznę, który zaczął się powoli budzić - Muszę kończyć, widzimy się niedługo - rozłączyłam się.
- Halo...? - rzuciłam niechętnie do słuchawki.
- No w końcu! Gdzie Ty do diabła jesteś? Zostałyście w Neverlandzie u Mike'a? - no tak, zapomniałam poinformować Natalię, że nie wrócimy na noc.
- Nie... Odebrał nas stamtąd Emilio. Prosił abyśmy z Evą zostały u niego i tak jakoś...
- Że co?! - krzyknęła tak, że aż odsunęłam lekko urządzenie od ucha - Ja tutaj już się cieszyłam, że ty z Jacksonem siedzisz w Neverlandzie od wczoraj, a Ty mi mówisz, że siedzisz u tego patafiana?
- Będziemy przed obiadem - obiecałam i spojrzałam na mężczyznę, który zaczął się powoli budzić - Muszę kończyć, widzimy się niedługo - rozłączyłam się.
- Kto to był? - spojrzał na mnie i przybliżył się, całując moje ramię.
- Natalia. Zapomniałam jej wczoraj zadzwonić, że nie wrócimy na noc.
- Natalia. Zapomniałam jej wczoraj zadzwonić, że nie wrócimy na noc.
- A może chcecie tutaj zostać na stałe? - przygryzł lekko wargę - Mam o wiele większe mieszkanie od niej, przecież...
- Nie - przerwałam mu - To za wcześnie. Poza tym nie chcę ciągać Evy co chwila w inne miejsce.
- I dlatego jeździcie do Neverlandu?
- Znów chcesz się o to kłócić? - spojrzałam na niego i z rezygnacją opadłam na poduszki - Dobrze wiesz, że nic mnie z nim nie łączy. Eva polubiła Neverland i polubiła Michaela, to nic złego przecież.
- Nie - przerwałam mu - To za wcześnie. Poza tym nie chcę ciągać Evy co chwila w inne miejsce.
- I dlatego jeździcie do Neverlandu?
- Znów chcesz się o to kłócić? - spojrzałam na niego i z rezygnacją opadłam na poduszki - Dobrze wiesz, że nic mnie z nim nie łączy. Eva polubiła Neverland i polubiła Michaela, to nic złego przecież.
- W okolicy są inne parki rozrywki - syknął - Dobrze wiem o co mu chodzi.
- On ma Lisę, są razem szczęśliwi, więc nie masz się o co martwić - skłamałam.
Nie chciałam aby ciągnął ten temat. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że Michael wcale nie kocha Lisy, że chce być ze mną, abym mieszkała w Neverlandzie, a tym bardziej tego: że ja również tego chciałam. Emilio był moją jedyną szansą, na uwolnienie się od przeszłości. Mimo iż nie kochałam go - spróbuję. W końcu musi mi przejść uczucie do Jacksona, w końcu stara miłość musi ustąpić nowemu uczuciu, które muszę za wszelką cenę stworzyć, sprowokować.
- On ma Lisę, są razem szczęśliwi, więc nie masz się o co martwić - skłamałam.
Nie chciałam aby ciągnął ten temat. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że Michael wcale nie kocha Lisy, że chce być ze mną, abym mieszkała w Neverlandzie, a tym bardziej tego: że ja również tego chciałam. Emilio był moją jedyną szansą, na uwolnienie się od przeszłości. Mimo iż nie kochałam go - spróbuję. W końcu musi mi przejść uczucie do Jacksona, w końcu stara miłość musi ustąpić nowemu uczuciu, które muszę za wszelką cenę stworzyć, sprowokować.
- Mimo wszystko nie chcę, abyś się z nim widywała.
- A co to koncert życzeń? - warknęłam - Nikt nie będzie mi mówił co mam robić - już chciałam wstać, ale złapał mnie w ostatniej chwili nie pozwalając wyjść z łóżka.
- Jesteśmy razem, a to do czegoś zobowiązuje.
- Mam być psem na smyczy? Chodzić przy nodze i wykonywać komendy?
- Nie to miałem na myśli - usiadł na łóżku obejmując mnie delikatnie - Postaraj się mnie zrozumieć.
Pocałował mnie we włosy, a ja odetchnęłam głęboko. Może faktycznie potrzebowałam kogoś, kto mnie odizoluje od Michaela? Sama nie byłam na tyle silna, aby trzymać się od niego z daleka. Nagle do sypialni wbiegła moja kochana córeczka. Miała wciąż zaspane oczka, rozczochrane włoski i pogiętą piżamkę.
- Mogę? - zapytała patrząc jakby z lekką obawą na Emilia. Nie czekałam na jego odpowiedź, tylko poklepałam miejsca na łóżku dając małej znak, aby przyszła do nas. Wgramoliła się i przytuliła do mnie z całej siły. Mężczyzna wyraźnie niezadowolony, że moja uwaga jest skupiona na czymś innym wstał i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Nie rozumiałam jego zachowania... Przecież wiedział, że mam dziecko i że Eva jest dla mnie najważniejsza. Zachowywał się tak, jakby stwarzała dla niego jakiś problem, była przeszkodą i utrudnieniem.
Dziewczynka spojrzała na mnie niepewnie i rzuciła smutnym głosikiem.
- Emilio mnie nie lubi? - zaszkliły się jej oczka.
- Kochanie, oczywiście że Cię lubi - pogłaskałam ją po włoskach - Ma dzisiaj zły dzień.
- Ale on zawsze taki jest... Nie rozmawia ze mną, nie chce się bawić... Nawet na mnie nie patrzy - spuściła wzrok - Michael mnie lubił, mówił że jestem śliczna i że mnie bardzo kocha - przełknęłam ślinę szukając odpowiednich słów.
- Kochanie, Emilio ma trochę inny charakter niż Mike.
- A mój tatuś był taki niedobry jak Emilio, czy taki kochany jak Michael? - spojrzała na mnie z nadzieją w oczach, a ja poczułam ukłucie w sercu, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Twój tatuś był najlepszy na świecie - odparłam uśmiechając się smutno i całując małą w główkę - A teraz idź się umyć i ubrać. Przyjdź na śniadanie, a potem jedziemy do Natali.
- Dobrze... Mamuś? - rzuciła jeszcze będąc już blisko drzwi.
- Tak kochanie?
- Jeśli nie mogę jeździć do Michaela, a mam siedzieć u Emilio... To ja jednak chyba chcę wrócić do Londynu - odparła jak na nią przerażająco poważnym tonem.
Wyszła z pokoju, a ja schowałam twarz w dłoniach, podciągając kolana pod brodę i pozwoliłam wypłynąć gromadzącym się łzom. Co ja najlepszego zrobiłam?
Siedziałem na kanapie przerzucając kanały w telewizorze. Dobiegała osiemnasta, a Diana miała być już godzinę temu. Dzwoniłem do niej dzisiaj i poprosiłem o spotkanie. Była jedną z niewielu osób, którym naprawdę ufałem i mogłem porozmawiać na prywatne, często trudne tematy. Ostatnie dni przyniosły mi wiele zmian, zacząłem się gubić we własnych uczuciach, sam powoli nie wiedząc czy postępuję słusznie.
Dzisiejszego wieczoru również miała już wrócić Lisa. Dzwoniłem do niej kilkakrotnie, lecz bez większego skutku. To ciągłe czekanie mnie dobijało, a walka z myślami wykańczała psychicznie i fizycznie.
W końcu usłyszałem głos mojej przyjaciółki, która rozmawiała z jednym z ochroniarzy. Wyszedłem na hol, gdzie zastałem ich śmiejących się, zapewne z jakiś głupot.
- W końcu jesteś - uśmiechnąłem się i podszedłem do niej mocno ściskając na powitanie - Jak zawsze spóźniona.
- Oj nie marudź już - zaśmiała się - Kobieta w końcu jestem, nie? Mam prawo do spóźnienia.
- Dziękuję, że przyjechałaś - uniosłem lekko kąciki ust, zdobywając się na smutny uśmiech - Chodźmy do salonu. Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję. Lepiej ty mi się tutaj spowiadaj co takiego się dzieje u mojego Piotrusia Pana, bo nie wyglądasz na oazę szczęścia.
- Aż tak widać? - usiedliśmy na kanapie przy rozpalonym kominku - Ostatnio trochę się pogubiłem...
- Nic nowego - zaśmiała się - Ale tutaj chyba chodzi o jakąś poważniejszą sprawę. Coś z Lisą? Ja Ci od początku powtarzałam, że do niczego dobrego ten związek nie doprowadzi.
- Nie, nie o nią - spuściłem wzrok - Chociaż też... Nie... Znaczy... - zakryłem twarz dłońmi, czując jak plątam się we własnych słowach.
- Spokojnie - objęła mnie niczym matka i przytuliła do siebie - A teraz głęboki wdech i opowiadaj od początku.
Jak poprosiła - tak zrobiłem. Już sześć lat temu, po odejściu Michelle, Diana dużo mnie wspierała w tych trudnych dla mnie chwilach. Dobrze wiedziała, jakie uczucie nas łączyło, jak bardzo zakochany byłem i jak bardzo przeżywałem jej odejście. Gdy powiedziałem przyjaciółce o tym, że wróciła - spojrzała na mnie z niedowierzaniem, ale i nadzieją i iskrą w oku. Powiedziałem jej o Evie, o tym jak Michelle mnie zostawiła dla innego - oraz o tym, że jest teraz z Emilio, którego Diana również dobrze znała. Nie pominąłem szczegółów, jak wykorzystuję każdą sytuację do spotkania, oraz o pocałunku na wystawie.
- A więc odjeżdża za 3 tygodnie? - spytała, aby się upewnić.
- Tak, przynajmniej tak mi powiedziała. Zaszantażowałem ją z tymi lekami.
- I dobrze, może chociaż ona Ci coś wtłucze do tego pustego łba, bo ja już tracę powoli cierpliwość - spojrzała na mnie i się uśmiechnęła - Co masz zamiar teraz zrobić?
- Właśnie Ciebie chciałem o to zapytać - przygryzłem delikatnie wargę - Nie mam pojęcia. Rozum mówi abym odpuścił po tym co mi zrobiła, ale gdy tylko o niej myślę... Gdy jest obok to wtedy...
- Kiedy gąsienica myślała już, że świat się skończył, stała się motylem - zarecytowała, głaszcząc mnie po policzku.
- A Ty co byś zrobiła, Diano?
- Walczyła. Zawsze lepiej jest żałować, że się czegoś spróbowało niż, że nie mieliśmy dość odwagi by zaryzykować.
- Ja już nie mam siły... Powiedziałem jej wprost, że ją kocham, że związek z Lisą to fikcja, a ona...
- I powtarzaj jej to. Powtarzaj cały czas, że ją kochasz. Mike... Ludzie zapominają, nie pozwól jej zapomnieć - pogłaskała mnie po włosach- Ona po prostu się broni. To jej forma obrony, dlatego Cię unika i odtrąca, ale również jest tylko człowiekiem. Złamie się, w końcu się złamie. Uczucia nie znikają tylko dlatego, że wszystko skończone. Upewniaj ją codziennie i nie dawaj choć chwili zwątpienia. Jeśli ukochana osoba sprawia Ci cierpienie, to dlatego, że cierpi ona głęboko w sobie, a cierpienie tej osoby jest "przelaniem się wody." Osoba ta nie potrzebuje kary, ale potrzebuje pomocy. To jest wiadomość jaką wysyła.
- Co jest gorsze: samotność czy odrzucenie? - spytałem, patrząc jej prosto w oczy.
- Odrzucenie, dlatego zbyt wielu wybiera samotność.
- Dziękuję - szepnąłem niemal niesłyszalnie i oparłem głowę na jej ramieniu.
- A ta mała... - rzuciła nagle - Ta cała Eva... Ile ona ma lat?
- Pięć - rzuciłem bez zastanowienia - Dlaczego pytasz?
- Nie myślałeś o tym, że może...
- Nie - przerwałem jej - Jeśli masz zamiar tak samo jak Janet insynuować, że może być moją córką to powtórzę Ci to samo co mojej siostrze: Michelle powiedziała, że wyjechała bo poznała innego. Z nim zaszła w ciążę i potem ją zostawił. Nie okłamałaby mnie w takiej sprawie, jeśli mówi że Eva nie jest moim dzieckiem, to ja jej wierzę.
- Rozumiem - odparła z rezygnacją - Jednak widząc po tym, jak bardzo wciąż was do siebie ciągnie, to coś mi nie pasuje ta historia z zostawieniem Ciebie dla jakiegoś innego kolesia.
- Straciła wtedy rodziców... Pogubiła się pewnie po prostu i...
- Prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Zobaczysz Mike, że jeśli coś jest wam pisane to wydarzy się. Musisz tylko cierpliwie poczekać.
- Nie myślałeś o tym, że może...
- Nie - przerwałem jej - Jeśli masz zamiar tak samo jak Janet insynuować, że może być moją córką to powtórzę Ci to samo co mojej siostrze: Michelle powiedziała, że wyjechała bo poznała innego. Z nim zaszła w ciążę i potem ją zostawił. Nie okłamałaby mnie w takiej sprawie, jeśli mówi że Eva nie jest moim dzieckiem, to ja jej wierzę.
- Rozumiem - odparła z rezygnacją - Jednak widząc po tym, jak bardzo wciąż was do siebie ciągnie, to coś mi nie pasuje ta historia z zostawieniem Ciebie dla jakiegoś innego kolesia.
- Straciła wtedy rodziców... Pogubiła się pewnie po prostu i...
- Prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Zobaczysz Mike, że jeśli coś jest wam pisane to wydarzy się. Musisz tylko cierpliwie poczekać.
Rozmowa z Dianą uświadomiła mi, że próbować odejść od czegoś co kochasz, to jak próbować utonąć. Chcesz tego, ale to wbrew naturze nie pragnąć powietrza. Twoje ciało się go domaga, twój umysł mówi, że go potrzebujesz. Ostatecznie przebijasz się na powierzchnię, dysząc i nie mogąc sobie odmówić podstawowej potrzeby powietrza. Miłości. Dzikiej namiętności.
Po odjeździe Diany, jeszcze długo biłem się z myślami. Chodziłem po rezydencji bez celu, jakbym szukał swojego miejsca, które złagodzi ból. Poszedłem do łazienki i stanąłem przed szafką, której zawartość była dla mnie wewnętrzną porażką. Otworzyłem drzwiczki i wyjąłem jedno z opakowań i obróciłem kilkakrotnie w ręku. 'Obiecałem jej', pomyślałem. Miałem przestać je brać w zamian za jej dłuższy pobyt w LA. Nie wytrzymując wycisnąłem trzy pastylki i połknąłem je czując, jak przechodzą mi przez gardło. Ból fizyczny był niczym w porównaniu z tym co czułem w środku.
Usiadłem w końcu na łóżku w sypialni i spojrzałem na zegar, który wskazywał 22:30. Było późno, jednak może jeszcze nie spała? Po raz kolejny przegrywając walkę sam ze sobą, chwyciłem za telefon i wybrałem jej numer. Odebrała po czwartym sygnale.
Usiadłem w końcu na łóżku w sypialni i spojrzałem na zegar, który wskazywał 22:30. Było późno, jednak może jeszcze nie spała? Po raz kolejny przegrywając walkę sam ze sobą, chwyciłem za telefon i wybrałem jej numer. Odebrała po czwartym sygnale.
- Halo? - usłyszałem w słuchawce jej melodyjny głos.
- Przepraszam, że dzwonię o tej godzinie...
- Mike? - rzuciła lekko spanikowanym głosem - Coś się stało? Wszystko dobrze?
- Tak, chyba tak - zaśmiałem się smutno - Chciałem po prostu znów Cię usłyszeć.
- Nie ułatwiasz nam tego.
- Nie chcę ułatwiać - wziąłem głęboki oddech - Zobaczymy się jutro?
- To nie jest najlepszy pomysł Mike...
- Emilio Ci zabronił? - zaśmiałem się kpiąco.
- Nikt mi nie dyktuje warunków, nawet on.
- W takim razie widzimy się o szesnastej. Przyjadę po Ciebie jak tylko skończę pracę w studio.
- Co ty znowu kombinujesz? - spytała lekko rozbawiona - Mówiłam Ci już, że...
- Będę o szesnastej - przerwałem jej, chcąc dać do zrozumienia, że nie wygra tej rozmowy.
- Nie chcę znów zostawiać Evy, na głowie Natali.
- Ale kto każe zostawiać? Eva jedzie z nami.
- Jesteś uparty jak osioł - zaśmiała się - Rano pójdę na cmentarz do rodziców, postaram się być gotowa na szesnastą.
- Będę czekał - uniosłem lekko kąciki ust na myśl, że znów ją zobaczę - Weź ze sobą strój kąpielowy.
- Strój...? Czy my jedziemy...?
- Owszem. Jedziemy na naszą plażę - byłem prawie pewny, że się uśmiecha - W takim razie do jutra Panno Evans. Życzę miłej nocy.
- Tobie również Panie Jackson.
- Byłaby lepsza, gdybyś była obok - zagryzłem wargę - Znacznie lepsza.
- Ty już nie myśl za dużo, bo Ci jeszcze tak zostanie - zaśmialiśmy się - Dobranoc wariacie. I pamiętaj co mi obiecałeś: bez prochów.
- Pamiętam - spojrzałem w stronę łazienki, karcąc siebie w duchu - Dobranoc - rozłączyłem się.
Nie minęła chwila, gdy usłyszałem jakieś krzyki na dole. Odłożyłem telefon i ruszyłem schodami do kuchni, skąd dobiegała rozmowa. Zobaczyłem naszą gosposię i Lisę, która krzyczała do niej i wymachiwała torebką.
- Co się tutaj dzieje? - wkroczyłem patrząc na kobiety - Dlaczego nie odbierałaś, gdy dzwoniłem? - spojrzałem na Lisę.
- Za dużo miałam na głowie, wybacz - podeszła i cmoknęła mnie delikatnie - A z Tobą nie skończyłam - rzuciła do gosposi i skierowała się w stronę gabinetu.
Gdy tylko zniknęła za drzwiami, spojrzałem na wystraszoną kobietę, która spuściła wzrok.
- O co poszło? - podszedłem do niej - Czemu na Ciebie krzyczała?
- Przepraszam, że dzwonię o tej godzinie...
- Mike? - rzuciła lekko spanikowanym głosem - Coś się stało? Wszystko dobrze?
- Tak, chyba tak - zaśmiałem się smutno - Chciałem po prostu znów Cię usłyszeć.
- Nie ułatwiasz nam tego.
- Nie chcę ułatwiać - wziąłem głęboki oddech - Zobaczymy się jutro?
- To nie jest najlepszy pomysł Mike...
- Emilio Ci zabronił? - zaśmiałem się kpiąco.
- Nikt mi nie dyktuje warunków, nawet on.
- W takim razie widzimy się o szesnastej. Przyjadę po Ciebie jak tylko skończę pracę w studio.
- Co ty znowu kombinujesz? - spytała lekko rozbawiona - Mówiłam Ci już, że...
- Będę o szesnastej - przerwałem jej, chcąc dać do zrozumienia, że nie wygra tej rozmowy.
- Nie chcę znów zostawiać Evy, na głowie Natali.
- Ale kto każe zostawiać? Eva jedzie z nami.
- Jesteś uparty jak osioł - zaśmiała się - Rano pójdę na cmentarz do rodziców, postaram się być gotowa na szesnastą.
- Będę czekał - uniosłem lekko kąciki ust na myśl, że znów ją zobaczę - Weź ze sobą strój kąpielowy.
- Strój...? Czy my jedziemy...?
- Owszem. Jedziemy na naszą plażę - byłem prawie pewny, że się uśmiecha - W takim razie do jutra Panno Evans. Życzę miłej nocy.
- Tobie również Panie Jackson.
- Byłaby lepsza, gdybyś była obok - zagryzłem wargę - Znacznie lepsza.
- Ty już nie myśl za dużo, bo Ci jeszcze tak zostanie - zaśmialiśmy się - Dobranoc wariacie. I pamiętaj co mi obiecałeś: bez prochów.
- Pamiętam - spojrzałem w stronę łazienki, karcąc siebie w duchu - Dobranoc - rozłączyłem się.
Nie minęła chwila, gdy usłyszałem jakieś krzyki na dole. Odłożyłem telefon i ruszyłem schodami do kuchni, skąd dobiegała rozmowa. Zobaczyłem naszą gosposię i Lisę, która krzyczała do niej i wymachiwała torebką.
- Co się tutaj dzieje? - wkroczyłem patrząc na kobiety - Dlaczego nie odbierałaś, gdy dzwoniłem? - spojrzałem na Lisę.
- Za dużo miałam na głowie, wybacz - podeszła i cmoknęła mnie delikatnie - A z Tobą nie skończyłam - rzuciła do gosposi i skierowała się w stronę gabinetu.
Gdy tylko zniknęła za drzwiami, spojrzałem na wystraszoną kobietę, która spuściła wzrok.
- O co poszło? - podszedłem do niej - Czemu na Ciebie krzyczała?
- Panienka Presley była zła, że nie przygotowałam jej żadnej kolacji... Ale ja naprawdę nie wiedziałam, że dzisiaj wraca i...
- Spokojnie - przytuliłem ją delikatnie - Nie Twoja wina, nic się nie stało.
- Przepraszam - rzuciła ze skruchą, jakby się bała, że i ja na nią nakrzyczę.
- Nic się nie stało. Porozmawiam z nią sobie.
- Proszę nie... Nie chcę, abyście się przeze mnie kłócili.
- Idź do siebie - posłałem kobiecie słaby uśmiech i ruszyłem w kierunku gabinetu, gdzie była Lisa.
- Spokojnie - przytuliłem ją delikatnie - Nie Twoja wina, nic się nie stało.
- Przepraszam - rzuciła ze skruchą, jakby się bała, że i ja na nią nakrzyczę.
- Nic się nie stało. Porozmawiam z nią sobie.
- Proszę nie... Nie chcę, abyście się przeze mnie kłócili.
- Idź do siebie - posłałem kobiecie słaby uśmiech i ruszyłem w kierunku gabinetu, gdzie była Lisa.
- Możesz mi powiedzieć, co Ty najlepszego wyprawiasz? -warknąłem podchodząc do siedzącej na kanapie kobiety - Nie dość, że mnie olewasz, nie odbierasz moich telefonów, nie raczyłaś nawet napisać wiadomości a teraz co? Wracasz do domu i masz pretensje, że nikt Ci nie przygotował przyjęcia powitalnego?
- Zejdź ze mnie, dobra? Jestem zmęczona po podróży. Myślałam, że miło spędzimy wieczór, a Ty najwyraźniej wolisz się kłócić?
- O miło spędzonym wieczorze myślałaś, ale żeby odezwać się choć raz, to już nie?
- A od kiedy Tobie się na czułości zebrało? - syknęła wstając i podchodząc bliżej mnie - Jakoś wcześniej nie miałeś z tym problemów? A co? Może przez tą młodą siksę Ci się na miłości zebrało teraz?
- Zejdź ze mnie, dobra? Jestem zmęczona po podróży. Myślałam, że miło spędzimy wieczór, a Ty najwyraźniej wolisz się kłócić?
- O miło spędzonym wieczorze myślałaś, ale żeby odezwać się choć raz, to już nie?
- A od kiedy Tobie się na czułości zebrało? - syknęła wstając i podchodząc bliżej mnie - Jakoś wcześniej nie miałeś z tym problemów? A co? Może przez tą młodą siksę Ci się na miłości zebrało teraz?
- Nie mieszaj jej do tego - nie spuszczałem z niej wzroku - Sama wiesz, że to co jest między mną a Tobą...
- To co? - przerwała mi - Wybacz, ale nie jestem jak ta gówniara.
- A wielka szkoda - rzuciłem śmiejąc się kpiąco.
Nie czekałem na jej kolejną odpowiedź, tylko wyszedłem z gabinetu trzaskając drzwiami. Poszedłem do łazienki wziąć zimny prysznic. Gdy wszedłem do sypialni, Lisa już spała. Położyłem się obok niej i wypuściłem powietrze z ust. Leżałem tak na plecach z wzrokiem wbitym w sufit, nie mogąc sprowokować snu. W końcu nie mogąc tak dłużej wyleżeć wstałem, ubrałem się w ciuchy leżące na krześle i wyszedłem z sypialni, kierując się w stronę wyjścia z domu.
Było po drugiej w nocy. Nie zadbałem nawet o jakiekolwiek przebranie, gdyż wiedziałem, że tamte okolice o tej porze będą puste. Pod domem Nat byłem po piętnastu minutach. Wyszedłem z pojazdu i spojrzałem na okno sypialni, gdzie spała Michelle. W żadnym z okien nie paliło się światło, więc zapewne wszyscy spali. Rozejrzałem się i dopiero po chwili dotarło do mnie, że schody przeciwpożarowe zakręcają bardzo blisko balkonu od sypialni Michelle. Niewiele myśląc ruszyłem do góry, starając się zrobić przy tym jak najmniej hałasu. Będąc na odpowiedniej wysokości stanąłem na barierce i zeskoczyłem w ostatniej chwili łapiąc się za poręcz balkonu. No bo po co było iść normalnie schodami do drzwi i nimi wejść, nie?
Stanąłem przed dużymi, szklanymi drzwiami i zapukałem niepewnie odgarniając kosmyk włosów za ucho. Cisza. Ponowiłem czynność tym razem mocniej i dłużej. Usłyszałem od środka jakieś szmery, więc ponownie zapukałem, gdy w końcu zasłona się odsunęła, a za szkłem zobaczyłem jej niewyraźny zarys. Uśmiechnąłem się słabo, zaś kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, jakby zobaczyła ducha.
- Wpuścisz mnie? - zaśmiałem się przygryzając wargę i chowając dłonie do kieszeni spodni. W końcu otworzyła drzwi i gdy wszedłem do środka spytała ściszonym głosem:
- Czy Ty wiesz która godzina? Wszyscy śpią, co Ty tutaj robisz? Jak w ogóle tutaj wszedłeś? - spojrzała w stronę balkonu i znów na mnie - Jest wariatem.
- To tak się ze mną witasz? - wyszczerzyłem się głupkowato po czym podeszła i przytuliła się do mnie z całych sił.
Staliśmy tak chwilę w milczeniu. Docisnąłem ją mocniej do siebie i schowałem twarz w jej włosach, napawając się jej zapachem. W końcu oderwała się ode mnie i spojrzała mi prosto w oczy.
- Nie mogłeś wejść schodami? - uśmiechnęła się - Dla Ciebie to by było za proste, nie?
- Normalne wejścia są dla amatorów - zaśmiałem się - Nie przeszkadzam?
- O prawie trzeciej w nocy? Nie no coś Ty, przecież to normalna godzina na odwiedziny przez balkon - przewróciła oczami i usiadła na skraju łóżka, co też uczyniłem zajmując miejsce obok niej - Dlaczego przyjechałeś?
- Chciałem Cię zobaczyć.
- Przecież jutro, a w zasadzie już dzisiaj mieliśmy się widzieć... Plaża, zapomniałeś?
- Nie chciałem czekać - pocałowałem ją w ramię przymykając oczy - Nie mogłem zasnąć.
- Więc postanowiłeś, że i mnie nie pozwolisz się wyspać? - zaśmialiśmy się - Jesteś wariatem.
- I to we mnie uwielbiasz - popchnąłem ją do tyłu tak, że opadła na łóżko plecami.
Zawisłem nad nią opierając się jedną ręką na łokciu, a drugą pogładziłem jej policzek, mierząc twarz wzrokiem. Znów byliśmy niebezpiecznie blisko. Znów mogłem poczuć na sobie jej oddech, usłyszeć bicie serca, które zaczęło walić nienaturalnym rytmem.
- Mike, zejdź... Proszę... - znów chciała stworzyć barierę, ale nie pozwoliłem jej.
Splotłem jej palce ze swoimi i złożyłem na jej policzku pocałunek. Nie odrywając twarzy zjechałem na szyję, czując jak jej ciało zaczyna drżeć w każdym momencie, gdy dotykałem wargami jej rozgrzanej skóry. Przygryzłem ją delikatnie zębami, delikatnie zaciągając, na co odpowiedziała mi cichym jękiem. Rozłączyłem nasze dłonie po czym zjechałem nimi na biodra kobiety, podwijając delikatnie jej koszulę nocną. Czułem jak wplątuje palce w moje włosy, jakby chciała mieć pewność, że nie przestanę. Przejechałem ręką po jej żebrach, cały czas molestując wargami jej szyję. Mruczała cicho do mojego ucha, a ja nie mogłem powstrzymać się czując wibracje bijące od jej ciała.
- Mike... Nie... - wydusiła nagle kładąc dłonie na moim torsie, próbując mnie od siebie odsunąć - Proszę, nie rób tego...
Niechętnie oderwałem się od niej nie chcąc zmuszać ją do czegokolwiek. Pragnąłem jej, jednak nie mogłem nalegać na coś takiego, kiedy wyrażała sprzeciw. Jednakże jaki to sprzeciw, gdy jej ciało mówi coś całkiem innego niż słowa?
- Przepraszam... - szepnęła po czym wstała i przytuliła się do mnie - Ja...
- Rozumiem - przerwałem jej zaciskając mocniej oczy.
- Idź już lepiej. Rano musisz jechać do studia - spojrzała na mnie i ostatni raz uwiesiła się na mojej szyi.
Złożyłem na jej czole czuły pocałunek i wyszedłem z mieszkania, tym razem normalnie drzwiami. Wsiadając do auta przygryzłem wargę i uśmiechnąłem się sam do siebie. Kiedy się poznaliśmy, wiedziałem, że już nigdy do nikogo nie będę należał. Miałem wrażenie, że w jednej chwili ustał ból, który odczuwałem przez te wszystkie lata, i że dostałem odpowiedź na wszystkie moje pytania: na temat miłości, seksu, wierności i przygód na jedną noc. Ponieważ po drodze do piekła, odnalazłem cząstkę raju.
Było po drugiej w nocy. Nie zadbałem nawet o jakiekolwiek przebranie, gdyż wiedziałem, że tamte okolice o tej porze będą puste. Pod domem Nat byłem po piętnastu minutach. Wyszedłem z pojazdu i spojrzałem na okno sypialni, gdzie spała Michelle. W żadnym z okien nie paliło się światło, więc zapewne wszyscy spali. Rozejrzałem się i dopiero po chwili dotarło do mnie, że schody przeciwpożarowe zakręcają bardzo blisko balkonu od sypialni Michelle. Niewiele myśląc ruszyłem do góry, starając się zrobić przy tym jak najmniej hałasu. Będąc na odpowiedniej wysokości stanąłem na barierce i zeskoczyłem w ostatniej chwili łapiąc się za poręcz balkonu. No bo po co było iść normalnie schodami do drzwi i nimi wejść, nie?
Stanąłem przed dużymi, szklanymi drzwiami i zapukałem niepewnie odgarniając kosmyk włosów za ucho. Cisza. Ponowiłem czynność tym razem mocniej i dłużej. Usłyszałem od środka jakieś szmery, więc ponownie zapukałem, gdy w końcu zasłona się odsunęła, a za szkłem zobaczyłem jej niewyraźny zarys. Uśmiechnąłem się słabo, zaś kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, jakby zobaczyła ducha.
- Wpuścisz mnie? - zaśmiałem się przygryzając wargę i chowając dłonie do kieszeni spodni. W końcu otworzyła drzwi i gdy wszedłem do środka spytała ściszonym głosem:
- Czy Ty wiesz która godzina? Wszyscy śpią, co Ty tutaj robisz? Jak w ogóle tutaj wszedłeś? - spojrzała w stronę balkonu i znów na mnie - Jest wariatem.
- To tak się ze mną witasz? - wyszczerzyłem się głupkowato po czym podeszła i przytuliła się do mnie z całych sił.
Staliśmy tak chwilę w milczeniu. Docisnąłem ją mocniej do siebie i schowałem twarz w jej włosach, napawając się jej zapachem. W końcu oderwała się ode mnie i spojrzała mi prosto w oczy.
- Nie mogłeś wejść schodami? - uśmiechnęła się - Dla Ciebie to by było za proste, nie?
- Normalne wejścia są dla amatorów - zaśmiałem się - Nie przeszkadzam?
- O prawie trzeciej w nocy? Nie no coś Ty, przecież to normalna godzina na odwiedziny przez balkon - przewróciła oczami i usiadła na skraju łóżka, co też uczyniłem zajmując miejsce obok niej - Dlaczego przyjechałeś?
- Chciałem Cię zobaczyć.
- Przecież jutro, a w zasadzie już dzisiaj mieliśmy się widzieć... Plaża, zapomniałeś?
- Nie chciałem czekać - pocałowałem ją w ramię przymykając oczy - Nie mogłem zasnąć.
- Więc postanowiłeś, że i mnie nie pozwolisz się wyspać? - zaśmialiśmy się - Jesteś wariatem.
- I to we mnie uwielbiasz - popchnąłem ją do tyłu tak, że opadła na łóżko plecami.
Zawisłem nad nią opierając się jedną ręką na łokciu, a drugą pogładziłem jej policzek, mierząc twarz wzrokiem. Znów byliśmy niebezpiecznie blisko. Znów mogłem poczuć na sobie jej oddech, usłyszeć bicie serca, które zaczęło walić nienaturalnym rytmem.
- Mike, zejdź... Proszę... - znów chciała stworzyć barierę, ale nie pozwoliłem jej.
Splotłem jej palce ze swoimi i złożyłem na jej policzku pocałunek. Nie odrywając twarzy zjechałem na szyję, czując jak jej ciało zaczyna drżeć w każdym momencie, gdy dotykałem wargami jej rozgrzanej skóry. Przygryzłem ją delikatnie zębami, delikatnie zaciągając, na co odpowiedziała mi cichym jękiem. Rozłączyłem nasze dłonie po czym zjechałem nimi na biodra kobiety, podwijając delikatnie jej koszulę nocną. Czułem jak wplątuje palce w moje włosy, jakby chciała mieć pewność, że nie przestanę. Przejechałem ręką po jej żebrach, cały czas molestując wargami jej szyję. Mruczała cicho do mojego ucha, a ja nie mogłem powstrzymać się czując wibracje bijące od jej ciała.
- Mike... Nie... - wydusiła nagle kładąc dłonie na moim torsie, próbując mnie od siebie odsunąć - Proszę, nie rób tego...
Niechętnie oderwałem się od niej nie chcąc zmuszać ją do czegokolwiek. Pragnąłem jej, jednak nie mogłem nalegać na coś takiego, kiedy wyrażała sprzeciw. Jednakże jaki to sprzeciw, gdy jej ciało mówi coś całkiem innego niż słowa?
- Przepraszam... - szepnęła po czym wstała i przytuliła się do mnie - Ja...
- Rozumiem - przerwałem jej zaciskając mocniej oczy.
- Idź już lepiej. Rano musisz jechać do studia - spojrzała na mnie i ostatni raz uwiesiła się na mojej szyi.
Złożyłem na jej czole czuły pocałunek i wyszedłem z mieszkania, tym razem normalnie drzwiami. Wsiadając do auta przygryzłem wargę i uśmiechnąłem się sam do siebie. Kiedy się poznaliśmy, wiedziałem, że już nigdy do nikogo nie będę należał. Miałem wrażenie, że w jednej chwili ustał ból, który odczuwałem przez te wszystkie lata, i że dostałem odpowiedź na wszystkie moje pytania: na temat miłości, seksu, wierności i przygód na jedną noc. Ponieważ po drodze do piekła, odnalazłem cząstkę raju.
***
Komentarz = to motywuje!
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
"Ludzie często mówią,
że najlepszy sposób uporania się ze swymi problemami,
to doprowadzenie do ich nasilenia."