środa, 10 lutego 2016

Rozdział 8


No jestem z kolejnym rozdziałem <3
Jestem z niego nawet zadowolona, zobaczymy czy dzisiaj trafiłam w wasze gusta :P
Dla zainteresowanych - z Łodzi wróciłam cała i zdrowa, ale co najważniejsze naładowana energią  i z pewnymi 'planami', które chcę zrealizować. Pierwszy punkt dotarcia do tego mojego celu to praca, którą nie wiem jak pogodzę z studiami, treningami i zarządzaniem stajnią... No ale kto da radę jak nie ja?
Zapewne jak już znajdę odpowiednią robotę to przez brak czasu notki będą rzadziej, ale o tym póki co nie myślę. Wszystko wyjdzie w praniu:)
Do piosenki wyżej mam duży sentyment przez ostatni sylwester, który jak wiecie spędziłam ze znajomymi w Berlinie. Często puszczali tę piosenkę pod bramą, jakoś bardzo mi wpadła w ucho :3
Zapraszam na kolejny rozdział!

~~~~~

Dzieci są wiecznie szczere, nie wstydzą się prawdy, a my z obawy, by nie wyglądać na zacofanych, gotowi jesteśmy zaprzedać to, co nam najdroższe, chwalimy to, co nas odpycha i potakujemy temu, czego nie rozumiemy. Co jest najśmie­szniej­sze w ludziach? Zaw­sze myślą na od­wrót: spie­szy im się do do­rosłości, a po­tem wzdychają za ut­ra­conym dzieciństwem. Tracą zdro­wie by zdo­być pieniądze, po­tem tracą pieniądze by odzys­kać zdro­wie. Żyją jak­by nig­dy nie mieli um­rzeć, a umierają, jak­by nig­dy nie żyli.
Eva była teraz dla mnie całym światem. Jedyną istotą, dla której chciałam oddychać, dla której chciałam żyć. Nie wybaczyłabym sobie tego, gdyby tak samo jak ja straciła kiedyś rodziców. Wystarczy, że wychowuje się bez ojca. Mnie strata rodziców dotknęła nagle, z dnia na dzień zostałam sama jak palec bez rodzeństwa, rodziców, kogokolwiek, kto byłby tylko i całkowicie mój. Teraz miałam taką osobę: była nią moja córka. Tylko od niej posiadałam gwarancję na bezwarunkową miłość, aż do śmierci, do samego końca.
Szłyśmy spacerkiem w stronę cmentarza. Eva spoglądała na mnie co chwila ukradkiem, jakby nurtowało ją jakieś pytanie. Postanowiłam nie wyciągać od niej nic na siłę, jeśli będzie chciała - sama zapyta.
Bramę cmentarza przekroczyłam z wzrokiem wbitym w podłogę. Byłam umysłem tak odcięta od otaczającego mnie świata, że z transu wyrwał mnie dopiero radosny krzyk mojej córeczki:
- Michael!!! - automatycznie podniosłam głowę.
Stał przy grobie moich rodziców, ubrany w ciemną marynarkę, okulary, maskę i kapelusz. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować Eva już ruszyła z miejsca biegiem w jego stronę. Spojrzał w stronę dziewczynki, przykucnął i gdy już znalazła się obok i rzuciła mu na szyję, objął ją i ucałował w główkę. Nie spodziewałam się go tutaj, dzisiaj... Czemu znów na niego trafiam? To jakieś fatum czy jak? Nigdy się go nie pozbędę? Będzie mnie prześladował jak wrzód na tyłku? Dumnie krocząc podeszłam pod grób rodziców, ignorując byłego partnera całkowicie. Widziałam, że na mnie patrzy, lecz wolałam udawać, że go tam nie ma.
- Będziesz teraz udawać, że mnie nie znasz? - podszedł i stanął obok mnie, nie mógł oczywiście dać mi świętego spokoju - Michelle?
- Czego chcesz? - spojrzałam w końcu na niego, a raczej w czerń jego ciemnych okularów - I co tutaj znów robisz?
- Mówiłem Ci, że przychodzę do Twoich rodziców.
- Dziwnym trafem akurat wtedy, gdy ja też tutaj jestem - przewróciłam oczami - Wystarczy mi, że wieczorem będę musiała Cię dzisiaj oglądać.
- Nie rozumiem?
- Emilio mówił, że Ty również masz być z Lisą na dzisiejszej wystawie.
- Owszem - nie mogłam tego dostrzec pod maską, ale byłam prawie pewna, że się uśmiecha - Aczkolwiek nie będę tam z Lisą. Wyjechała na kilka dni i wybieram się z Janet.
- Nie musisz mi się tłumaczyć - rzuciłam oschle.
- Mike, a nim odlecimy do Anglii to zaprosisz mnie jeszcze do Neverlandu? - Eva wypaliła bez ostrzeżenia, a ja po raz kolejny miałam ochotę jej buzię zakleić taśmą izolacyjną.
- Michael jest bardzo zajęty - uprzedziłam go, jednak oczywiście musiał zrobić mi na złość:
- Nie jestem, bardzo miło mi będzie was znów gościć - odpowiedział Evie, która na tę wiadomość zaczęła się cieszyć co najmniej jakby spotkała Świętego Mikołaja - Możecie wpaść nawet na kilka dni.
- Że co? - nie wytrzymałam i wypaliłam spoglądając na niego najbardziej morderczym wzrokiem, jaki potrafiłam z siebie wydobyć - Stul dziób.
- Mamuś słyszałaś! - Eva podleciała do mnie i się przytuliła. No i co ja mam teraz zrobić?
- Nie ma za co - rzucił Michael śmiejąc się, a ja przysięgam, że gdyby nie moja córka to walnęłabym mu tak ze znicza, że by od razu mu się tam w głowie oświeciło.
- To jak pojedziemy? - dziewczynka spojrzała na mnie tymi swoimi ciemnymi oczkami, a ja znów nie wiedziałam co mam zrobić.
- Przemyślimy to. Jutro pamiętaj, że jedziemy do Maxa na stajnię.
- A potem?
- Zobaczymy - pogłaskałam ją po główce i znów spojrzałam na tego małpiszona, który myślał że pod maską i okularami może zgrywać cwaniaka - A teraz pożegnaj się z Panem Jacksonem bo wracamy.
- Do zobaczenia księżniczko - przykucnął przy małej, ściągnął okulary i spojrzał na nią wpatrując się podejrzliwie - Masz śliczne oczka.
- Dziękuję, mamusia mówiła kiedyś, że mam je po tacie - Mike spojrzał na mnie, a ja poczułam jak uginają się pode mną nogi - A może byś chciał pójść jutro ze mną i mamusią na stajnię?
- Eva... - już miałam protestować ale 'Pan idiota' znów musiał mi zrobić na złość.
- Z przyjemnością - uśmiechnął się triumfalnie - Przyjadę jutro po was w południe.
- Super! Dziękuję - dziewczynka przytuliła się do niego, a mnie kosztowało miliony aby się nie rozpłakać.
- W takim razie do jutra Mike - rzuciła do niego.
- Do jutra mała - spojrzał na mnie - A my się widzimy wieczorem - puścił mi oczko i ruszył w tylko jego znanym kierunku.
Eva oczywiście znów musiała nas wkopać w każdy możliwy sposób. Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że nie chce się widywać z Michaelem. Swoją drogą wciąż mnie zastanawia, dlaczego tak uparcie ciągnie ją do niego? Przecież nie mogła nic podejrzewać, nie? Chyba za bardzo przeceniłam swoje siły. Zdecydowanie.




Mawiają, że do najprzyjemniejszych momentów w życiu należą te, kiedy nie możesz przestać uśmiechać się po spotkaniu lub rozmowie. Właśnie tak się teraz czułem. Całą drogę z cmentarza do domu uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie dość, że świadomość iż zobaczę ją dzisiejszego wieczoru targała moimi emocjami, to jeszcze jutrzejszy wspólnie spędzony dzień - nie mówiąc o jej ponownej wizycie w Neverlandzie. Domyślałem się, co o mnie teraz myśli, jak wściekła jest moim rozegraniem całej sprawy, ale nie mogłem jej ponownie stracić. Musiałem przynajmniej spróbować, chociaż tyle.
W końcu każdy z nas zasługuje na dużo więcej - na kogoś, kto będzie nas kochał w każdej sekundzie naszego życia, kto będzie myślał o nas nieustannie, zastanawiając się, co w tej chwili robimy, gdzie jesteśmy, z kim jesteśmy i czy czujemy się dobrze. Potrzebujemy kogoś, kto pomoże nam spełniać marzenia i kto ochroni nas przed tym, czego się obawiamy. Powinniśmy mieć u swego boku kogoś, kto będzie traktował nas z szacunkiem i kochał w nas wszystko, a zwłaszcza wady. Zasługujemy na życie z kimś, kto sprawi, że poczujemy się szczęśliwi, tak szczęśliwi, - że wyrosną nam skrzydła.
Po dość długiej kąpieli podszedłem do lustra i spojrzałem na swoje odbicie. Podparłem się rękoma o umywalkę, znów spojrzałem w lustro i nie mogąc wytrzymać otworzyłem górną szafkę, wyjmując dobrze mi znane opakowanie. Wziąłem jedną tabletkę i połknąłem zaciskając oczy.
Do wystawy zostały jeszcze trzy godziny. Długie trzy godziny. Wiedziałem, że Janet może się zjawić lada moment. Cieszyłem się, że zgodziła się mi towarzyszyć dzisiejszego wieczoru. Lisa wyleciała dziś rano, a moja siostra była jedyną osobą, którą mogłem o to prosić. Nie chciałem się przyznać do tego sam przed sobą, ale prawda jest taka, że bolał mnie fakt, że Michelle będzie tam dzisiaj w towarzystwie Emilio. Nigdy mu nie ufałem, nigdy nie chciałem, aby był zbyt blisko niej. Teraz już nic nie mogłem na to poradzić.
- Michael obsrańcu!!! - usłyszałem krzyk siostry z dołu i mimowolnie się uśmiechnąłem.
Zszedłem szybko na dół, nim Janet zdąży coś rozwalić, przewrócić lub zniszczyć. Wszedłem do salonu gdzie siedziała podjadając orzeszki stojące w misce na stoliku obok.
- Czemu tak brzydko na mnie mówisz? - zaszedłem ją od tyłu delikatnie przytulając - Obsraniec?
- Owszem - rzuciła radośnie spoglądając na mnie - Jesteś jeszcze tłuk, kołek...
- Nie kończ - zaśmiałem się - Widzę, że humor Ci dzisiaj dopisuje? - przysiadłem się obok niej.
- No jasne! W końcu idę na imprezę z moim kochanym braciszkiem.
- To nie impreza tylko wystawa, więc proszę tylko zachowuj się tam.
- Zluzuj braciszku - puściła mi oczko - A Lisy już nie ma?
- Nie. Wyleciała dzisiaj rano.
- I dobrze. Niech nie wraca.
- Janet - skarciłem ją - Nie chcę znów zaczynać tego tematu.

- Ale Mike... Taką szopkę jak wy odstawiacie to cały show-biznes jeszcze nie widział. Robicie debili i z fanów i z siebie przy okazji.
- Powiedziałem, że nie chcę rozmawiać znów na ten temat.
- Dobra, Twoje życie i rób z nim co chcesz. Gdy byłeś z młodą to wszystko było inaczej. Nawet uśmiech miałeś inny.
- Mówisz o Michelle? - przypomniało mi się jak dobry kontakt miały za czasów naszego związku - A propos niej... Jest w LA.
- Co?! - prawie zadławiła się orzeszkiem, którego przed chwilą włożyła do buzi - Ale że kiedy? Jak i gdzie?!
- Wróciła parę dni temu. Widziałem się z nią kilka razy. Mieszkała w Londynie razem ze swoją córką.
- Córką...? - spojrzała na mnie podejrzliwie - Czy to twoje....?
- Nie. Michelle poznała kogoś i dlatego mnie zostawiła. Potem zaszła z nim w ciążę.
- Znasz go?
- Nie, podobno zostawił je przed narodzinami małej.
- I Ty jej tak łatwo w to wszystko uwierzyłeś? - zaśmiała się choć mnie wcale nie było do śmiechu - Ona nigdy by Cię nie zostawiła dla nikogo!
- Daj spokój, to zamknięty rozdział.
- Sam jesteś zamknięty baranie - walnęła mnie w ramię - Coś mi tutaj śmierdzi w tej całej historyjce.
- Tak czy siak to koniec. Ma dziecko z innym...
- Albo tak Ci tylko mówi - przerwała mi.
- Powiedziała, że Eva nie jest moja i jej wierzę. Nie okłamałaby mnie w tak ważnej sprawie.
- Nie znasz kobiet - sięgnęła ręką ponownie do miski z orzeszkami - A więc zostaw tą Lisę bo i tak do jednego Ci ona potrzebna jest jak wszyscy wiedzą, i idź do Michelle bo...
- Janet - skarciłem ją ponownie - Powiedziałem, że to koniec. Ja mam Lisę, a ona jest z Emilio. Każde ma swoje życie.
- Emilio? Tym Honses?
- Owszem.
- O żesz kurczaczki... To idiota jakich mało! Miałam mieć u niego kiedyś sesję, przy pierwszym zdjęciu miałam mu ochotę przywalić tak, aby aż zadzwoniło mu w tej durnej łepetynie.
- Opanuj się lepiej, bo dzisiaj będziesz musiała go oglądać.
- Na wystawie?
- Będzie razem z Michelle - posmutniałem momentalnie - Dlatego proszę, nie przynieś mi wstydu.
- Coś czuję, że szykuje się dobra wystawa - zaśmiała się, a ja momentalnie poczułem jak zaciska mi się żołądek.


Spojrzałam na Emilia błagalnym wzrokiem. Na wystawie byliśmy od godziny. Miałam coraz bardziej dość tej sztywnej i nieprzyjemnej atmosfery, nudnych obrazów i nazbyt elegancko ubranych ludzi. Na moje szczęście nigdzie na horyzoncie nie było widać Michaela. Może po rozmowie na cmentarzu zmienił zdanie i jednak postanowił nie przychodzić? Jeśli tak to podjął bardzo dobrą decyzję.

- O której wracamy? - spojrzałam na swojego towarzysza.
- Dopiero przyszliśmy, chodź - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą - Napijemy się szampana.
Postanowiłam nie odmawiać. Mała ilość alkoholu może pomoże mi wytrwać tutaj jeszcze trochę. Gdy tak staliśmy wraz z dwójką znajomych Emilia, usłyszałam za sobą znajomy, kobiecy głosik wołający moje imię. Odwróciłam się automatycznie, przepraszając swojego partnera i odchodząc w stronę zbliżającej się kobiety.
- Janet! - uśmiechnęłam się na jej widok.
Dziewczyna również z wielkim uśmiechem podeszła i uściskała mnie. Od razu poczułam charakterystyczny zapach jej ulubionych perfum.
- A Ty małpo uciekasz na tyle czasu i nawet się nie pożegnałaś?! - spojrzała na mnie z świetlikami w oczkach.
- Przepraszam... Wtedy wszystko działo się tak szybko. Śmierć rodziców odebrała mi rozum całkowicie i...
- Tak czy siak cieszę się, że znów Cię widzę - przerwała mi - A on... - spojrzała na Emilia - Wy faktycznie...?
- Michael Ci już mówił?
- Taa... A propos niego, stoi przy wejściu i z kimś gada. Chodźmy do niego! - złapała mnie za rękę ale nie dałam się ruszyć z miejsca.
- Nie, nie ma mowy.
- Miśka! - spojrzała na mnie karcącym wzrokiem i wtedy go dojrzałam.
Szedł w naszą stronę z tym swoim śnieżnobiałym uśmiechem i powalającym spojrzeniem. Wyglądał jak zawsze cudownie - ubrany w czarny mundur przyozdobiony srebrnymi dodatkami. Nie miałam już gdzie i jak nawiać. Janet spojrzała na mnie wzrokiem zwycięzcy, bo mimo mojego sprzeciwu i tak stało się po jej myśli.
- Witam Panno Evans - zwrócił się do mnie oficjalnie, całując w wierzch dłoni co mnie trochę zaskoczyło.
- To.... Ja może was zostawię - Janet uśmiechnęła się szeroko i nawiała nim zdążyłam ją w jakiś sposób zatrzymać. No to super, jestem po prostu w dupie.
- Gdzie zgubiłaś Emilio? - nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Nigdzie. Stoi tam i rozmawia - spojrzałam w stronę gdzie go zostawiłam - Michael... - nasze oczy znów się spotkały - Nie przyjeżdżaj jutro po nas.

- Nie rozumiem?
- Trzymaj się po porostu od nas z daleka - już chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie tak, że nasze ciała były niebezpiecznie blisko.
- Z daleka? - zaśmiał się - I co teraz pójdziesz do niego? Do tego pajaca, którego dobrze wiem, że wcale nie kochasz? Jednego w Tobie kompletnie nie rozumiem... Dla wielu mężczyzn jesteś po prostu idealna. Masz swoje pasje, jesteś piękna, jesteś bystra, dążysz do wyznaczonych sobie celów. Byłem w stanie zrobić dla Ciebie wszystko.... Mógłbym Ci powiedzieć, że byłaś moją gwiazdą, ale jak, skoro byłaś dla mnie całym cholernym niebem? I powiem Ci, że jeśli kiedyś sobie uporządkujesz przeszłość, to szczerze zazdroszczę komuś, w kim się kiedyś naprawdę zakochasz.
- I to jest Twój problem. 'Wszystko'. A czym jest to wszystko co mogłeś mi dać? Czasami mężczyzna chciałby kobietę zabrać na księżyc, chciałby zrobić dla niej wszystko, a tak naprawdę do pełni szczęścia, wystarczy aby stanął z nią mocno na ziemi - jego ciemne tęczówki przeszywały mnie wzrokiem. Już chciał coś odpowiedzieć, gdy 'na ratunek' przybył mi Emilio.
- Jakiś problem Panie Jackson? - usłyszałam za sobą głos Honses.
Mike puścił moją rękę, a ja mogłam wreszcie zwiększyć dystans między naszymi ciałami.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku - warknął do niego, wyraźnie zły, że przerwał nam rozmowę.
- A gdzież to podziała się Pani Presley? A może już Pani Jackson? - na to pytanie poczułam lekkie ukłucie w sercu, ale nie dałam po sobie tego poznać. Atmosfera między moim byłym, a teraźniejszym partnerem była tak napięta i gęsta, że można by ją kroić nożem.
- Jest na wyjeździe - wzrok Michaela był złowrogi jak nigdy - A teraz przepraszam, pójdę poszukać siostry.
Spojrzał na nas ostatni raz i odszedł, a ja poczułam, że jestem bliska płaczu... Co ten człowiek ze mną robił? Nie miałam już siły na cokolwiek. Marzyłam o tym by wrócić do domu, do Nat, do mojej córeczki... Udawanie szczęścia przy Emilio, a obojętności przy Michaelu wychodziło mi coraz to gorzej.
Minęła kolejna godzina, a moja cierpliwość powoli się kończyła. Z Mike'm mijałam się na głównej sali kilkakrotnie, jednak każde z nas udawało, że nie widzi drugiego. Nagle podeszła do nas brunetka, średniego wzrostu, na oko po trzydziestce - widocznie bardzo dobra koleżanka Emilia.
- Emilio kochanie! - rzuciła się wręcz na niego całując w policzki - Jak ja Cię dawno nie widziałam!
- Również się cieszę, że Cię widzę - uśmiechnął się i spojrzał na mnie - Annie a to jest Michelle, moja partnerka - kobieta spojrzała na mnie i posłała wymuszony uśmiech.
- Miło mi - rzuciłam.
- Mnie również - znów spojrzała na Emilia - Mogę Cię mój drogi prosić na stronę? Chciałabym z Tobą porozmawiać osobiście na tarasie, jeśli to nie problem.
- Oczywiście, pozwolisz? - spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam tylko głową unosząc kąciki ust.
Gdy tylko zniknęli za drzwiami tarasowymi poczułam na swoim karku czyjś oddech. Nie musiałam długo się zastanawiać jaki pajac za mną stoi.

- Czekałeś tylko na okazję, prawda? - spojrzałam w górę zatracając się w jego ciemnych jak noc tęczówkach.
- O niczym innym nie myślałem - poczułam nagle jak obejmuje mnie delikatnie dłonią na brzuchu.
- Mike przestań - syknęłam ale on dociągnął mnie do siebie tak, że moje plecy idealnie przylegały do jego torsu - Mike...
- Chodź - złapał mnie za rękę i pociągnął w tylko jego znanym kierunku.
Przeszliśmy jakieś drzwi, potem kroczyliśmy długim holem, gdzie nie było żywej duszy. Co ten wariat znów kombinował? Prowadził mnie dalej, a ja posłusznie za nim szłam. Ufałam mu bezgranicznie, nigdy nikomu na tyle nie pozwoliłam co jemu i nigdy mnie nie zawiódł.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam, gdy w końcu raczył się zatrzymać - I dlaczego tak skanujesz mnie wzrokiem?
- A co? Nie mogę? - zaśmiał się. Chce się podrażnić? Proszę bardzo.
- Podoba Cię się to co widzisz? Moje ubranie? - postanowiłam nie być mu dłużna i trochę go podręczyć.
- Podoba mi się to co pod nim się kryje - odpowiedział pewnym głosem, ukazując swoje białe perełki.
- Jak może podobać Ci się coś, co nie jest dane Ci zobaczyć? - przygryzłam wargę wiedząc, jak bardzo gram teraz na jego nerwach.
- Bądź kochanie pewna, że gdybyś teraz stanęła przede mną cała naga, kazałbym Ci się ubrać i wyjść.
- Hmm, interesujące - spojrzałam na niego - Wiec nie chcesz ze mnie ściągnąć tego ubrania?
- Bardzo możliwe - również się zaśmiał.
- To brzmi bardzo niebezpiecznie.
- Niebezpiecznie jest próbować to zrozumieć... Doświadczać tego to już inna sprawa.
- No cóż chyba muszę Ci uwierzyć - widziałam już w jego oczach niecierpliwość.
- Po co wierzyć, skoro możesz to zaraz przeżyć?
- Dobra Jackson, koniec tej gierki - uśmiechnęłam się i chciałam już odejść, gdy ten nagle przygwoździł mnie swoim ciałem do ściany. Sprawy zaczynały się posuwać za daleko...
- Spójrz na siebie - mówił delikatnym głosem - Robię z Tobą co chcę, i ani nie mrugniesz powieką, czy dobremu chłopczykowi byś na to pozwoliła?
- Że słucham? - poczułam narastającą wściekłość. Sama nie wiem jak to się stało, ale momentalnie się zamachnęłam i uderzyłam go z całej siły w twarz policzkując - Jesteś zepsuty do szpiku kości! -syknęłam, a ten się zaśmiał i znów przycisnął mnie do ściany szczerząc się.
- Tak lepiej - skomentował - A najpiękniejsze jest to, że wcale nie chcesz mnie naprawiać.

Gdy już otwierałam usta by mu nawrzucać co o nim myślę, on po prostu mnie pocałował. Był w tym swój rodzaj agresji, ale i smutku i charakterystycznej tylko dla niego czułości. Położyłam ręce na jego torsie chcąc go odepchnąć, ale on na moje ruchy jeszcze mocniej dociskał mnie do ściany pogłębiając pocałunek, w którym zaczynałam powoli odpływać. Nagle jak na mrugnięcie powieką, wszystkie wspomnienia sprzed 6 lat wróciły. Najpiękniejsze i najszczersze wspomnienia. Miłość jest nieśmier­telna, na­wet gdy po­pełnia sa­mobójstwo - nie umiera. Dla­tego nig­dzie też nie ma gro­bu. Bo miłość to czas. To każda chwi­la. Co była, jest i nig­dy się nie zat­rzy­ma. Na­wet gdy już daw­no za­pom­niana. I gdy wy­daje się, że tyl­ko sta­ra fo­tog­ra­fia o niej przy­pomi­na, ona trwa w ser­cu każde­go, kto się z nią zet­knął. W końcu zarzuciłam mu ręce na szyję, a wtedy już czuł że ma całkowite przyzwolenie. Każdy jego po­całunek sma­kował jak dot­knięcie nieba, każdy do­tyk był niczym kro­pel­ka deszczu, sprag­niona zet­knięcia się z ziemią. Sple­cione ręce to odzwier­cied­le­nie na zaw­sze sple­cionych serc, których nie można było zo­baczyć.
Gdy oderwał się ode mnie niechętnie, spojrzał mi prosto w oczy i wyszeptał:
- Nareszcie - uśmiechał się delikatnie i znów delikatnie mnie pocałował - Tak bardzo tęskniłem, tak strasznie Cię kocham... Boże... Jak ja Cię kocham...
Na te słowa serce zaczęło mi pękać. Co ja najlepszego wyprawiam? Ranię i jego i siebie, ranię wszystkich w okół.
- Michael nie... - odsunęłam go delikatnie - Proszę zapomnijmy o tym...
- Nie zaprzeczaj teraz... W tym momencie właśnie mi udowodniłaś, ile wciąż dla Ciebie znaczę. Gdybyś kochała Emilia, nigdy nie zrobiłabyś tego co zrobiłaś przed chwilą.
- Mike proszę... - poczułam łzy napływające mi do oczu - Masz Lisę, nie niszczmy tego. Jest dobrze tak jak jest. Niedługo wyjadę i...
- Powiedz mi jaki to ma sens? Ciągła ucieczka przed sobą?
- Proszę... Nie dajmy się zwariować, to szaleństwo.
- Po­dob­no ci, którzy sza­leją z miłości, by­li już przed­tem wariatami. By­wają wiel­kie zbrod­nie na świecie, ale chy­ba naj­większą jest za­bić miłość, a Ty właśnie to robisz - spojrzał na mnie i znów chciał mnie pocałować, ale w ostatniej chwili odwróciłam głowę.
- Nie mogę, przepraszam - rzuciłam tylko i wysmyknęłam się z jego objęć i uciekłam.
Wpadłam na główną salę gdzie prawie zderzyłam się z Emilio, który najwyraźniej mnie szukał.
- Tutaj jesteś - uśmiechnął się - Coś się stało? Płakałaś? - dotknął dłonią mojego policzka.
- Nie... Źle się czuję, przepraszam... Możemy wracać?
- Oczywiście kochanie, chodź.
Dopiero po opuszczeniu budynku odetchnęłam z ulgą. Wsiedliśmy do samochodu, gdzie opadłam zmęczona psychicznie na fotelu.
- To jak, jedziemy do mnie? - wyszczerzył się zadziornie.
- Emilio proszę, zawieź mnie do Natali. Chce jechać do domu.
- Oj skarbie nie udawaj - złapał mnie za rękę - Potrzeby należy zaspokajać.
- Jestem zmęczona, źle się czuję, nie dzisiaj - skwitowałam, na co tylko smutno się uśmiechnął, ale nic już nie powiedział.
Ostatnie czego teraz chciałam to dzika orgia z Emilio. Prawda jest taka, że cała potrzeba mojego serca została przed chwilą zaspokojona - pocałunkiem ukochanej osoby.

***

Komentarz = to motywuje!


~~~~~

"W życiu można się śmiać i płakać.
Wygrywać i przegrywać.
Pamiętać i zapomnieć.
Upadać i wstawać - ale najpiękniejsze jest to,
że życie daje nam szansę,
by zaczynać wszystko od początku. "

5 komentarzy:

  1. Hejka! ❤
    Zaczne od tego, że wisisz mi paczke chusteczek, tylko nie byle jakich! Czterowarstwowych, no dobra trzema też nie pogardzę. To opowiadanie jest zbyt wyjątkowe na mój mózg. Wpływają na to opisy i dialogi, które w moim postrzeganiu są w pełni dobracowane. Wszystko się klei i uderza jak grom do serca. (WTF?)
    Zaczne od tego, to jest chyba obowiązkowa lecz ogóknie podsumowująca rozdział formułka: Notka wyszła Ci cudownie.
    Pierwszy raz zachowanie Michelle zaczęło mnie rajcować, nie wiem czemu. Kreujesz ją świetnie, bo kreujesz ją na sobie, ja w sumie biore wszystko mieszam i wychodzi mi kogel mogel - jajecznica XD A u Ciebie wszystko składa się w całość, logiczną całość, a co ważne każde jej decyzja jest ściśle uzasadniona.
    Przechodząc do notki; Dziś ukłony dla Evy, nieświadoma zbliża do siebie swoich rodziców. Bardzo dobrze, ja jej kibicuje. Zresztą wiem, że Michael po tym pocałunku łatwo teraz nie odpuści co mniejsza to go bardziej zmotywuje by walczyć o swoją miłość.
    Ten pocałunek od razu mi przypomina ich pierwszy pocałunek (za dużo słowa pocałunek xD) gdy ten po akcji w klubie przycisnął ją do ściany (UWAGA zmieniam płyte) i wtopił się w jej usta. Jak to dziś do mojej kumpeli powiedziałam; To takie agresywno-romantyczne❤
    Janet oczywiście jak przewidywałam swoje pięć groszy wcibiła. I kochanie - Twoje podejrzenia są słuszne, szkoda tylko, że Michael w to tak nie wierzy. Ale cóż ma złudne wyobrażenie, jest w sumie zaślepiony miłością do Michelle, że nie wie, że w tej kwestii sprzedała mu bajke. On jej ufa po prostu, mimo lat jej wierzy i myśli, że jest z nim szczera do bólu. Oj Jacksonek żebyś się nie zdziwił :3
    No i chyba tyle z mojej strony :*
    Notka jak zwykle mi się podobała, baa wyszła genialnie.
    Ja jak zwykle czekam z niecierpliwością na nexta, oczywiście ciekawi mnie jak Michelle będzie zachowywać się po tym całusku :D
    Wenyyyy! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Heyo.
    Wchodzę na blogera z chęcią wrzucenia nowego rozdziału ( już to zrobiłam) a tu patrzę u ciebie pojawiła się kolejna notka.
    Zacznę tak Michaś uwielbia ją po prostu drażnić. Scena na cmentarzu...widać, że Eva ciągnie do Michaela. Pomimo iż nie wie, że ten jest jej ojcem. Cudownie to przedstawiłaś.
    Michelle...ta dziewczyna ma po prostu charakterek XD
    Zachowanie Michaela...przypomina się ich pierwszy buziak XD Oj Michael, Michael...on to zrobił po swojemu przyparł ją do ściany i już.
    Chociaż z drugiej strony może przez to cierpieć.
    On jej ufa, nawet po tym jak wyjechała. Naprawdę się boje jak zareaguje na wieści o tym, ze Eva jest jego córką.
    Lisa? Może nie wracać, ja za nią nie tęsknie.
    Rozdział wyszedł fantastycznie
    Już nie mogę doczekać się kolejnej XD
    Życzę masy weny
    Przepraszam za błędy
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! :)
    Miałam wrażenie, że Michael chce zgwałcić Michelle ;-; gwałty wszędzie..
    Widzę, że w Miśce jednak coś pękło, już na wystawie nie była taka silna. Może to i lepiej bo oni przecież muszą być razem! Oni się kochają!
    A po Michaelu się na prawdę nie spodziewałem, że zrobi coś takiego. Dobrze, że Janet zgodziła się z nim iść i mu nagadała. I niech on zerwie z Lisą, bo mnie cholernie wkurza ta małpa.
    No i zapomniałam jeszcze powiedzieć, że kocham to, jak Michelle przezywa Michaela! <3
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj gnido kochana! <333
    Noooo to powiem, że rozdział wyszedł Ci zajebiście!!!
    Ale zacznę od początku, bo dzisiaj też się trochę poczepiam XDD
    "z dnia na dzień zostałam sama jak palec bez rodzeństwa, rodziców, kogokolwiek, kto byłby tylko i całkowicie mój"- Że co kurwa proszę?!
    JAK SAMA ZOSTAŁA?!! No ja cież pierdole, a Michael to co pies? Natalia i Max? Głównie chodzi mi o MJ. Wkurwiła mnie tym stwierdzeniem. Wcale nie została sama, tylko jej coś odjebało i postanowiła jeszcze bardziej spierdolić życie sobie i Michaelowi, bo taka prawda. Uciekła, była tchórzem i mnie to cholernie wpieniło, bo gdyby została Michael by nie cierpiał, ona by nie cierpiała, dziecko by nie cierpiało. Żyli by sobie szczęśliwie w Neverlandzie z 10 dzieciaków jestem pewna, że Jackson by się tylu dorobił on zdolny jest zwłaszcza w tych sprawach XDDD
    No tak idźmy dalej. Ta sytuacja na cmentarzu mnie kompletnie rozwaliła. Eva to takie mądre i kochane dziecko wkopała Michelle razem z MJ i jestem z tego baaaardzo zadowlona :D Coś mi się tak wydaję, że Michaś zaczyna podejrzewać, że Eva jest jego córką no, bo tak się jej przyglądał i jeszcze Evy tekst, że oczka ma po tatusiu, a ja "Jackson myśl baranie!" XDDD
    Kocham Janet! Uwielbiam jej teksty "obsrańcu" XDDD
    Michael powinien jej posłuchać, bo widzę, że Jan też zaczyna coś podejrzewać, albo już się domyśliła.
    I W KOŃCU MÓJ WYCZEKIWANY MOMENT!!! Kocham Cię za te "buzi, buzi". W ogóle to jak Michael prowadził gdzieś Michelle to ja już pomyślałam "ochoo będzie szybki numerek" Hahahahahahaha no co? XDD Jestem spragniona hotów! A człowiek spragniony to człowiek zły :D Tak wiem, że moje refleksje Cię nie ruszają i ja mogę sobie pierdolić do woli, a Ty i tak masz na to wyjebane XD :**
    Ale też tak pomyślałam, że jak będę Ci tak dupsko truć i miałczeć to dla świętego spokoju dasz mi tego hocika, żebym się w końcu odjebała :D To jest bardzo dobre! Pomyśl o tym! :D Spokój na wieki wieków amen XDD
    Wracając do pocałunku to był on piękny taaaaki Michaelowy :D Jeszcze jak Miśka mu w tą piękną buźkę dała z liścia mmmmmmm to byłoooo równie piękne :D Nie wiem dlaczego, ale ja lubię jak Michael dostaje po ryjku od kobitki XDD A Emilio to mnie wkurwił! ZNOWU...
    Już by chciał Miśkę u siebie! Jak chce poruchać to niech do burdelu wypierdala, albo niech znajdzie sobie jakąś RENATKĘ XDDD Co on myśli? Że jak udaję faceta Michelle to ona będzie mu za każdym razem dupy dawać?! Nie doczekanie jego.
    Czekam z niecierpliwością na nexta :D
    Życzę weny!
    Pozdrawiam gorąco <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj! Bardzo dobry rozdział..Zaraz przechodzę do następnego. Uffff... czasem gorąco się robi od Twoich opisów... ;) Super opowiadanie! Aga.

    OdpowiedzUsuń