piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 7

Pobiadole na początku ;3
Ja wiem, że wy macie ochotę Miśce łeb ukręcić ostatnio (xD), no ale na tym polega cała idea RILY, obiecuję jednak, że od ósmego rozdziału zacznie się między naszymi zakochańcami dziać trochę więcej ...;3
Miśka trochę namieszała i teraz musi jakoś odnaleźć wyjście z labiryntu, który sama zbudowała. Dlatego ja nie lubię kłamać, bo potem trzeba dużo myśleć i zapamiętywać xDDD
Z dzisiejszej notki zadowolona nie jestem, no ale ocenę końcową pozostawiam wam kochani.

W niedzielę wyjeżdżam pod Łódź na 3 dni, inne otoczenie może wpoi mi trochę weny, bo ostatnio średnio z tym u mnie. Ostatnio (w środę xd) miałam kaca życia, serio... Nigdy się tak fatalnie nie czułam i nikomu nie polecam się doprowadzić do takiego stanu i to we własnym domu xDDD
Pozdrawiam rodziców, a w szczególności mamę i tatę, którzy mieli potem ze mnie bekę cały dzień <3 XDDD
Zapraszam do czytania i oceny! <333

~~~~~

Gdyby każdy spotkał w swoim życiu choćby tylko jedną osobę, która mu powie: "Będę Cię kochał, niezależnie od wszystkiego. Będę Cię kochał, nawet jeśli nierozsądnie postępujesz. Nawet wtedy kiedy się poślizgniesz i rozbijesz nos. Kiedy się mylisz, kiedy popełniasz błędy. A także kiedy się zachowujesz jak zwykły człowiek... - nawet wtedy będę Cię kochał". Wówczas opustoszałyby szpitale psychiatryczne. Psychiatrzy raczej nie leczą ludzi, którzy wiedzą i czują, że są kochani. Ja nie czułam się kochana, jednak sama kochałam szczerze i prawdziwie, ukrytą głęboko w sercu miłością, której nie pozwalałam wychodzić na światło dzienne.
Stałam przed lustrem poprawiając ostatni raz makijaż. Spoglądałam co chwila na zegarek wiedząc, że lada moment może już przyjechać po mnie Emilio. Szczerze mówiąc nie miałam ochoty ani na ten cały obiad, ani na jutrzejszą wystawę, na którą przecież również zgodziłam się z nim pójść. Mam wrażenie, że robiłam to wszystko aby udowodnić sobie kilka rzeczy, szkoda tylko, że średnio mi to wychodziło.
Wzięłam leżącą na komodzie w sypialni torebkę i poszłam do kuchni, gdzie siedziała Nat wraz ze swoim chłopakiem - Tomem. Przyjechał wczoraj na kilka dni. Widziałam po przyjaciółce, że jest naprawdę przy nim szczęśliwa. Był to blondyn w podobnym do Natali wieku. Uśmiechnięty, przyjazny z wielkim poczuciem humoru. Od razu szło go polubić.
- Dzieciaczki, ja wychodzę - rzuciłam w  progu do tych zakochańców - Nie zapomnijcie, że Eva jest w pokoju obok, więc grzecznie mi tutaj.
- Dobrze mamo! - rzucił Tom puszczając mi oczko - My zawsze jesteśmy grzeczni.
- Oczywiście, wierze wam na słowo.
- Oj ciotka nie nawijaj już tak bo Ci taśmy zabraknie - zaśmiał się i spojrzał na Nat karcącą go wzrokiem.
- Wiesz kochanie, gdyby Cie pies usłyszał to by się o swoją budę zabił - skwitowała grożąc mu palcem i śmiejąc się przy okazji - A Ty Miśka uważaj tam na siebie.
- Spokojnie, przecież nic mi nie będzie - uniosłam lekko kąciki ust, chcąc ją uspokoić.
- Nie ufam temu gościowi - spojrzała na mnie niepewnie - Nie chcę abyś znów cierpiała.
- Nie martw się, nie może mnie zranić ktoś, kto nie jest dla mnie kimś ważnym. A teraz wybaczcie, ale muszę już iść. Eva jest u siebie i chyba śpi, wrócę za kilka godzin.
-Tylko tam grzecznie! - krzyknął za mną jeszcze Tom, na co się zaśmiałam w duchu.
Opuściłam mieszkanie czując jak zaciska mi się żołądek. W pewnym momencie miałam już ochotę zawrócić, jednak nie mogłam przecież wystawić go na chwilę przed spotkaniem. Tak jak myślałam - czekał już na mnie na dole. Był jak zawsze punktualny i jak zwykle ubrany nadzwyczaj elegancko. Był to jeden z jego znaków rozpoznawczych, gdyż zobaczenie go bez koszuli, krawata i garnituru było czymś niemalże niemożliwym.
- Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się na mój widok i pocałował w wierzch dłoni jak to miał w zwyczaju.
- Dziękuję, Ty również - odwzajemniłam uśmiech.
- Wolisz jechać samochodem, czy spacer? Piękna dzisiaj pogoda, więc szkoda dusić się w aucie.
- Zdecydowanie spacer - mężczyzna objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w kierunku centrum. 
Ra­dość ze zwykłej chwi­li: to ta­kie pros­te i cza­sem tak nieosiągalne.


Spojrzałem na Lisę opartą głową o szybę w limuzynie. Wracaliśmy ze studia, po dość wyczerpujących kilku godzinach ciężkiej pracy. Tylko muzyka pozwalała mi się całkowicie wyłączać przed otaczającą mnie, szarą rzeczywistością, która ostatnio czułem jakby się na mnie uwzięła. Mimo iż miałem wokół siebie tylu ludzi - czułem się strasznie samotny. Nie ma chyba nic gorszego, niż bycie samotnym pośród ludzi. Brakowało mi ciepła, szczerego uśmiechu, kogoś kto szczerze zapyta: jak się czuję? Kogoś, kogo naprawdę będzie interesować co się ze mną dzieje. Często my sa­mi wy­biera­my tęsknotę... Może dla­tego, że spot­ka­nie po długim cza­sie ocze­kiwa­nia jest jak ulu­biony de­ser, po wy­muszo­nym zjedze­niu obiadu. Lisa spojrzała na mnie posyłając fałszywy uśmiech:
- O czym myślisz? - przysunęła się bliżej mnie, opierając głowę na ramieniu - Ostatnio jesteś jakiś nieobecny.
- Mam trochę spraw na głowie - skwitowałem, nie chcą się jej tłumaczyć, gdyż i tak nie interesowały ją moje problemy - O której jutro wyjeżdżasz?
- Rano. Samolot odlatuje o 10, więc muszę wyjechać wcześniej z domu. Wrócę za kilka dni.
- Liczyłem, że wybierzemy się razem na tę wystawę...
- Mówiłeś, że pójdziesz z Janet jeśli mi wyjazd w tym terminie wypadnie? - spojrzała na mnie pytająco.
- Owszem i wybieram się z Janet. Aczkolwiek myślałem, że ten wyjazd wypadnie Ci później... Daj znać, jak będziesz już na miejscu - pocałowałem ją w czubek głowy i wyjrzałem przez szybę, obserwując przez przyciemniane szkło, jak się toczy życie na ulicach LA.
Gdy stanęliśmy na światłach, zauważyłem ją - ubrana w piękną, niebieską sukienkę i białych szpilkach w jego towarzystwie. Szli powoli, nigdzie się nie spiesząc i śmiali na głos widocznie dobrze się bawiąc w swojej obecności. Poczułem ukłucie w sercu na myśl, jak bardzo są razem szczęśliwi. 
Zawsze pragnąłem jej uśmiechu. W końcu jeśli się kogoś kocha, powinno nam zależeć na jego szczęściu. Nie będę ukrywać jednak, iż marzyłem, że to ja będę ją uszczęśliwiać. Emilio wygrał, zaczął to wszystko lata temu, aż w końcu doczekał się swojej chwili. Nasze rozstanie otworzyło mu drogę, a on wykorzystał okazję. Z transu wyrwała mnie moja partnerka, która zauważyła jak zawzięcie obserwuję coś po drugiej stronie ulicy.
- Mike? - spojrzała w kierunku, w którym jeszcze przed chwilą ja się wpatrywałem - Czy to Michelle?
- Tak, wraz z Emilio Honses.
- Kojarzę go - uniosła lekko kąciki ust - Był niedawno u nas w studio i omawiał sesję z jedną dziewczyną.
- To jego praca - westchnąłem, gdy akurat limuzyna ruszyła na zielonym świetle - Są razem.
- Dlaczego mam wrażenie, że nie jest Ci to całkowicie obojętne? - Lis spojrzała na mnie z delikatnym wyrzutem na co się sztucznie zaśmiałem.
- Wydaje Ci się. Cieszę się, że są razem szczęśliwi - poprawiłem się na siedzeniu.
- To on jest ojcem ten małej, z którą była ostatnio w Neverlandzie?
- Nie, ojciec Evy podobno je zostawił - skwitowałem chcąc zakończyć ten niewygodny dla mnie temat.
Resztę drogi do domu spędziliśmy w ciszy. Widziałem po niej, że nie jest zadowolona zaistniałą sytuacją, jednak starałem się nie zwracać na to większej uwagi. Gdy tylko zajechaliśmy do Neverlandu udałem się do swojego gabinetu, pragnąc samemu podumać w spokoju. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu przy biurku, wyciągając na stół całą masę papierów. Przeglądałem je ze spokojem, próbując pozbierać myśli, gdy nagle drzwi do gabinetu otworzyły się:
- Musimy porozmawiać - Lisa wparowała do środka niczym huragan.
- Słucham ? - niechętnie oderwałem wzrok od makulatury, spoglądając na wściekłą kobietę, stojącą po drugiej stronie mojego biurka - O co chodzi?
- Jak długo to potrwa?
- Nie rozumiem? - zmarszczyłem brwi spoglądając na ją niepewnie - Możesz mówić jaśniej?
- Chodzi o nią. Michelle - jej ton był twardy i oschły - Od jakiegoś czasu nie jesteś sobą. Chodzisz zamyślony i nieobecny. Nawet w łóżku nam się przestało układać.
- A więc to tu Cię boli? - zaśmiałem się - Bo seks ze mną nie jest już tak cudowny jak kiedyś?
- Nie rozumiesz... To wszystko przez nią zaczęło się walić!
- Obwiniasz ją za nasze niepowodzenia w łóżku? - powoli wychodziłem z siebie - A może powinnaś spojrzeć na siebie i tam się doszukać problemu, zamiast próbując go znaleźć w innych?
- Jak możesz?! - do oczu napłynęły jej łzy, a ja zacząłem żałować wypowiedzianych słów - Jakoś wcześniej nie miałeś z niczym problemów!
- Przepraszam... - rzuciłem ze skruchą podchodząc do kobiety i delikatnie ją przytulając - Nie powinienem tak mówić... Po prostu ostatnio mam gorszy okres. Nie powinienem Cię za nic obwiniać, to nie Twoja wina, że ostatnio jest między nami gorzej...
- A więc w czym tkwi problem?
- W nas obojgu - spojrzałem na nią - Nie potrafimy stworzyć prawdziwej relacji, wszystko idzie pod media. Brak nam normalności, prawdziwego uczucia, ale to już nie temat na dzisiaj. Wrócimy do tego po Twoim powrocie.
- Chcę wiedzieć teraz - skwitowała - Inaczej będzie mnie ta sprawa męczyć całą podróż i pobyt.
- Proszę, w nerwach nic nie zdziałamy - pocałowałem ją w czoło i odsunąłem się delikatnie - Idź odpocząć, jutro czeka Cię długa droga.
- Mike...?
- Tak? - odwróciłem się i spojrzałem na kobietę.
- W takim bądź razie powiedz mi jedno - wzięła głęboki oddech, a ja kiwnąłem głową - Powiedz mi z ręką na sercu, że nic do niej nie czujesz, że nic was nie łączy. 
Nie spodziewałem się takiej prośby. 'Nic nie czuję?' - Jak mam nic nie czuć? Umierałem z tęsknoty, każda moja myśl była jej poświęcona. Spojrzałem na Lisę nie wiedząc co zrobić. Lepiej było powiedzieć prawdę, która by ją zabolała - czy uszczęśliwić kłamstwem, którego ukrywanie i tak by nas niszczyło? Zło to zło... Mniejsze, większe, średnie, wszystko jedno: proporcje są umowne, a granice zatarte. Nie jestem świątobliwym pustelnikiem, nie samo dobro czyniłem w życiu, ale jeżeli mam wybierać pomiędzy jednym złem a drugim, to wolę nie wybierać wcale. Dlatego też po prostu rzuciłem jej przepraszające spojrzenie i spanikowany wyszedłem z gabinetu. Nie odpowiedziałem jej nic, zostawiając ją z jej niespełnioną prośbą w samotności. Wiedziałem, że ją ranię i nie postępuję fair, jednak musiałem być tez w porządku wobec samego siebie. Opuściłem budynek i ruszyłem ścieżką, przechadzając się po Neverlandzie.
Mimo, iż niebo było pokryte chmurami to ciepłe powietrze miło muskało moją skórę. Usiadłem na jednym z moich ulubionych drzew i spojrzałem w niebo, czując jak do oczu ukrytych pod szkłami okularów, napływają pojedyncze łzy. Myślałem, że najgorsze w życiu to być samotnym. Tak nie jest - najgorsze w życiu to być z ludźmi którzy sprawiają, że czujesz się samotny. Sześć lat temu jeszcze, czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Myślałem, że wtedy wygrywam tę walkę, lecz ona zwyciężyła mnie przeszywającym spojrzeniem, którego ostrze utknęło głęboko w moim sercu. Była to porażka, której nigdy nie bałem się ponieść.


Siedzieliśmy z Emilio w jednej z najlepszych restauracji w LA. Po złożeniu zamówienia zatraciliśmy się w rozmowie, dzięki której choć na chwilę zapomniałam o wszystkim innym. Opowiedziałam mu jeszcze raz wszystko od śmierci rodziców, cały pobyt w Londynie aż to teraz - mojego powrotu. Oczywiście bacznie pomijałam temat Michaela jeśli chodziło o Evę, sprzedałam swojemu byłemu pracodawcy tą samą bajkę co Mike'owi: poznałam kogoś w Anglii, zaszłam w ciążę, a on nas zostawił. Nie pogubienie się w tej całej szopce dużo mnie kosztowało. Musiałam być ostrożna, gdyż najmniejszy błąd mógłby się skończyć fatalnie.
- Więc kiedy planujesz powrót do Europy? - spojrzał na mnie popijając łyk wina.
- Za kilka dni, nie mam zaplanowanego konkretnego dnia.
- A może przemyślisz kwestię pozostania tutaj w Ameryce? - uniósł lekko kąciki ust - Nie będę ukrywać, że Twój wyjazd strasznie mnie smuci.
- Niestety, jednak moja decyzja jest nieodwołalna. Musiałoby nie wiem co się stać, abym te plany zmieniła - w tym momencie podszedł do nas kelner, podając nasze zamówienie.
- Szkoda - rzucił, gdy kelner już się oddalił zostawiając nas ponownie samych - Widać Michelle, że przed czymś uciekasz, nurtuje mnie tylko pytanie: przed czym?
- Przed niczym - skwitowałam - Po prostu tam teraz jest moje życie, mój dom.
- Rozumiem - zmienił temat - Jutro wpadnę po Ciebie ok 17, wystawa jest na godzinę 18.
- Świetne, zdążę rano zajść na cmentarz z Evą.
- Strasznie mi przykro, z powodu Twoich rodziców...
- Dziękuję - spuściłam wzrok - To po ich odejściu, wszystko zaczęło się tak mocno komplikować.
- Wszystko dałoby się rozwiązać - zaczął - Gdyby ludzie ze sobą rozmawiali. Tylko komunikowanie się za pomocą słów przynosi efekty. Milczenie rodzi milczenie, wreszcie pojawia się głucha cisza, która zalega jak beton.
- Chyba właśnie to milczenie wszystko spieprzyło.
- Mówisz o Michaelu? - nie spuszczał ze mnie wzroku, widać nurtował go temat naszego rozstania.
- Może, teraz to już nieważne, nieistotne. To zamknięty rozdział - dłubałam widelcem w jedzeniu lekko poddenerwowana - Od zawsze popełniałam wiele błędów. Teraz ponoszę ich konsekwencje. A mama zawsze powtarzała: mów prawdę, najpierw myśl a potem mów, nigdy nie odkładaj nic na ostatnią chwilę...
- Jeśli kiedykolwiek poczujesz się źle z powodu prokrastynacji, czyli odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę, to pamiętaj, że Mozart skomponował uwerturę do opery "Don Giovanni" rankiem, w dniu jej premiery.
- Tylko, że Mozart był geniuszem, a ja niestety mądrością nie grzeszę - zaśmialiśmy się - Lecz  podobno nic nie dzieje się bez przyczyny.
- Owszem, więc wypijmy za to - uniósł swoją lampkę po czym stuknęliśmy się i wypiliśmy zawartość.
Reszta obiadu minęła spokojnie. Przesiedzieliśmy tak dobre dwie godziny, po czym odprowadził mnie z powrotem do domu. To wyjście całkiem dobrze mi zrobiło - w końcu wyrwałam się, zaczynałam normalnie funkcjonować. Nie było to łatwe, lecz nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania zaatakowała mnie Natalia ze swoją wieeelką buzią i milionem pytań.
- Gdzie Eva? - spytałam ściągając buty.
- Siedzi z Tomem i grają w Monopoly, chodź do salonu - pociągnęła mnie za rękę - A teraz siadaj i opowiadaj.
- Ale że co? - usiadłam na kanapie i spojrzałam na przyjaciółkę - Zjedliśmy obiad, pogadaliśmy i tyle.

- Na pewno?
- Na pewno - przewróciłam oczami - Ksiądz jesteś? Bo ja nie przypominam, abym się pisała do spowiedzi.
- Przepraszam - przygryzła wargę - Po prostu ciekawi mnie to wszystko. 
- Chciałaś abym żyła normalnie, więc właśnie to robię - posłałam jej fałszywy uśmiech -  Sama już Cię nie rozumiem. Najpierw każesz mi zapomnieć o Michaelu, a kiedy próbuję z kimś innym to marudzisz.
- Nie o to chodzi... Po prostu chcę abyś była szczęśliwa, jednak mam czasem już wrażenie, że Twoje uśmiechy teraz, nie są tak szczere i prawdziwe jak kiedyś, gdy byliście razem.
- Nat posłuchaj, ja...
- Co się tutaj wyprawia? - przerwał nam rozmowę Tom, który wszedł dumnym krokiem do pomieszczenia razem z moją córeczką.
- Mamusia! - dziewczynka pobiegła do mnie i wgramoliła się na kolana przytulając mocno - Tęskniłam za Tobą.
- Ja za tobą też kochanie - pocałowałam ją we włoski - Jutro rano idziemy na cmentarz, pamiętasz?
- Tak! Do babci i dziadka - uśmiechnęła się - A potem znów pójdziemy na spacer?
- Niestety, wieczorem wychodzę, więc po cmentarzu musimy wrócić do domku - pogłaskałam ją po główce - Ale obiecuję, że Ci to wynagrodzę. 
- Pojedziemy do Neverlandu? Tam było super! - spojrzała na mnie z nadzieją w oczach, a ja znów nie wiedziałam jak wybrnąć z sytuacji. Szukałam ratunku u przyjaciółki, która smutnym wzrokiem spojrzała na nas.
- Eva posłuchaj - zaczęłam delikatnie -  Michael jest sławny jak wiesz i jest przez to bardzo zajęty, zaprosił nas raz i na tym niestety koniec - pocałowałam jej małą rączkę - Pójdziemy gdzieś indziej, obiecuję.
- Wiem! - wtrąciła się Natalia - Max dzwonił wczoraj i ma niby wrócić jutro z Nowego Yorku już. Także jak będziecie miały czas i chęci to możecie się wybrać pojutrze czy w inny dzień na stajnię. Podobno Eva też jeździsz?
- Tak, jeździłyśmy z mamusią w stajni obok Londynu - spojrzała na mnie - To pojedziemy do tej stajni?
- Oczywiście, jeśli tylko będziesz chciała i Max nie będzie miał nic przeciwko to pojedziemy.
Przytuliłam mocno dziewczynkę przymykając przy tym oczy. Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się, ze wszystkich sił tego, czego się pragnie. Chyba muszę zacząć brać z niej przykład.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~~

"Nie wiń za nic nikogo w swoim życiu: 
dobrzy ludzie dają szczęście, 
źli - doświadczenia,
najgorsi ludzie dają Ci dobre lekcje,
a najlepsi piękne wspomnienia."

3 komentarze:

  1. Hejka! ❤
    No ty mendo moja ty wiedziałam, że dziś wstawisz, po prostu przeczuwałam, od rana sprawdzam bloga i nagle bum, jest mój skarb. Ja oddałam serce temu opowiadaniu, naprawde. Przyznam się, że ostatnio z racji 'feriowych nudów' (taaak Marysiu, a książki w plecaku gniją) zaczęłam czytać Remember od początku, planowałam to wcześniej i w końcu raz, a porządnie się za to zabrałam. Przeżywam wszystko od nowa i z każdym miłym rozdziałe nachodzi mnie jedna myśl "i tak to się wszystko spieprzy". Jeśli się wraca do drugiej rzeczy to znaczy, że ona jest dobra.
    Przechodząc do notki to mam takie mieszane uczucia, ale jak powiedziałaś na wstępie, że od przyszłego rozdziału zacznie się coś DZIAĆ to ja dziś i przez następne kilka dni śpie spokojnie nie zapominając o ciekawości, która zawsze jest.
    Emilio? W sumie już nawet nie wiem co o nim myśleć, ostatnio Go wybluzgałam bo mnie wkurwił i to ostro, ale tak biorąc wszystko pod uwage: co on ma mieć czyjąś zgode by spotykać się z Michelle, która co jak co jest wolna? Jednakże mam typa na oku, zobaczymy jak będzie zachowywać się na tej całej wystawie.
    W sumie dobrze, że nie będzie Lisy, a nasza Janet, która znając życie będzie wiedziała co zrobić widząc ten sztuczny 'związek' Michelle i naćpanego miłością brata, który nie wie co ma ze sobą zrobić.
    Tak więc.. Ja czekam na nexta, nie zwlekaj Misia ze wstawianiem tylko rób to jak najszybciej.
    Przyczepiłabym się do długości notki, a się rozmawiało przecież z panią Patrynią na te tematy. Ale widząc działa to w odwrotną strone. No cóż - lepszy rydz niż nic. Licze, że kolejna będzie jak stąd do Nowego Jorku.
    Miłego wypadu do Łodzi! :*
    Uważaj mi tam na siebie 💖
    Weeenyy! :*
    Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Michelle wkurza mnie Już na maksa.. Rozumiem, że jest w trudnej sytuacji ale no..
    A Michael? On się męczy w tym związku. Gołym okiem widać, że Lisa się wręcz narzuca. Jest nahalna, ciągle go podejrzewa. A on, biedny, nie wie co ma robić.
    I super, że Nat stara się wspierać Miśkę!
    Weny :*
    Pozdrawiam :)
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj kochanie ;***
    Przepraszam, że tak późno komentuje, ale nie raczyłaś mnie osobiście powiadomić o nowym rozdziale przez nasz "tydzień miłości". Menda... XDD
    Cóż mogę powiedzieć o rozdziale?
    Na pewno, że wyszedł Ci super. Zawsze wkurwianie mnie wychodzi Ci super to nie nowość XDDDD
    Powiem, że Michael mnie rozwalił z tekstem "Bo seks ze mną nie jest już tak cudowny jak kiedyś?" hahahaha no Michael ja myślałam, że nawet z przymusu to w łóżku czadu dajesz XDD Czyli jednak seks bez uczuć to nie seks. Lisa zazdrosna chuj wie o co, no bo skoro ona go nie kocha to co się czepia? Wkurwia mnie laska XDD A Michael to nie odpowiadając jej na pytanie tylko potwierdził, że nadal czuje COŚ do Michelle. Dla mnie ta ich "miłość" jest chora. Nie mam już siły komentować ich zachowania. Przejdźmy do Miśki. Dla mnie też głupio robi. Zmusza się do spotykania z Emilio. Rozumiem chcę zacząć żyć od nowa. To niech się spotyka z kimś do kogoś coś czuje. A jak przyjdzie co do czego to prześpi się z Emilio z przymusu? Co za.... Niech ona się spotka z Michaelem najlepiej zrobi. Ile ona będzie jeszcze od niego uciekać, od miłości do niego? Evę też do niego ciągnie. To kochane, mądre dziecko XD Chociaż cholera wie po kim ona taka mądra. Na pewno nie po rodzicach :D
    Czekam na ich spotkanie na tej wystawie czy czymś tam, hahahaha bo ja wiem co tam się wydarzy xD
    To jak gnoju odezwiesz się dzisiaj na wieczór do mnie?
    Czekam z niecierpliwością na nexta. Nie myśl, że nie pisałam komentarza przez to, że się na Ciebie wkurwiłam ;**
    Pozdrawiam gorąco <333

    OdpowiedzUsuń