wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział 9


Jestem <3
Miałam wrzucić wczoraj, ale byłam zajęta trochę planowaniem z rodzicami wyjazdu dla mnie bardzo ważnego: nie wiem czy część z was wie, ale mam duszę turysty lub inaczej: jestem powsinoga po prostu xD
Uwielbiam jeździć, podróżować i wgl, a te studia turystyczne mnie tylko upewniają w jednym co zawsze powtarzałam: podróżowanie to jedyna rzecz za którą płacisz, a stajesz się bogatszy.
Chorwacja, Włochy, Niemcy, Austria, Egipt, Tunezja, Izrael, Czechy... Pod koniec tego roku w planach mam jeszcze Francje, a na przyszłe wakacje lecę na 3 miesiące do Grecji <333 (pratyki ;3).
A o czym była mowa z rodzicami?
Otóż od razu bo obronie licencjatu lecimy do Ameryki <3! Mamy upatrzone oferty (Los Angeles, Las Vegas, Wielki Kanion, więzienie Alcatraz, San Francisco - a to tylko kilka punktów takowej objazdówki. Jedziemy z biura podróży (wolimy mieć stałą opiekę ze względu na chorobę mamy). 
Niedługo też bd mieć praktyki w biurze podróży gdzie mój tata się dobrze zna z właścicielką, więc z nią jeszcze podczas praktyk będę planować i się orientować więcej ;3
Tak wiem się rozpisałam... Ale chciałabym was kochani zachęcić aby podróżować, śnić i odkrywać. Mogą wam zabrać laptopa, psa, rodzinę, dom - ale wspomnienia to coś czego wam nikt nie odbierze.
Myślałam aby nakręcić filmik na YT o moich podróżach, zachęcić w ten sposób młodzież... Kto wie, może się kiedyś doczekacie?
Pamiętajcie - nawet najdalsza podróż wymaga pierwszego kroku!

A tymczasem zapraszam w podróż do świata fanfic <333


~~~~~

Miłość kpi so­bie z rozsądku. Nie pozawala nam racjonalnie myśleć, podejmować słusznych decyzji. Mogłabym porównać ją do rumaka, który nie znosi tchórzliwego jeźdźca. Nie możemy go trenować krzykiem i oczekiwać, że posłucha szeptu. W końcu to anioł zaplata mu grzywę, a diabeł rozpala ogień pod kopytami. Po wczorajszym dniu mam wrażenie, że mój koń zwanym życiem - ma niebezpieczne poczucie humoru. Bawi się moimi uczuciami, odbiera rozum, by w najmniej oczekiwaniem momencie mi go zwrócić. 
Wiem, jak mocno wczoraj zraniłam Michaela. Wiem, że to co się stało nie powinno mieć miejsca. Jednak cóż miałam poradzić, gdy w jego obecności granica między tym co chciałam, a tym co powinnam, zanikała niespostrzeżenie?
Serce mówiło jedno, rozum zaprzeczał i ich ciągłe konflikty tak się właśnie kończyły. Nie chciałam niszczyć jego związku z Lisą. Zapracował sobie na ten spokój i szczęście. Nie miałam prawa ingerować w to jakkolwiek, po tym co zrobiłam. Zniszczyłam jego życie raz, nie zrobię tego ponownie.
Ostatnio dokuczające mi bóle głowy dodatkowo utrudniały mi myślenie i codzienne funkcjonowanie. Przy naprawdę silnych bólach sięgałam po tabletkę, która i tak nie zawsze pomagała.
- Mamusiu wstawaj no! Michael niedługo przyjedzie! - Eva wparowała do sypialni niczym mały, niedobry skrzacik krzycząc na cały dom - No mamuś!
- Już wstaję, nie krzycz tylko proszę - zaśmiałam się i zrobiłam trochę miejsca obok siebie - Chodź tutaj do mnie - dziewczynka wskoczyła pod kołdrę kładąc się obok mnie
- Jak było na wczorajszej wystawie? - spytała spoglądając na mnie tymi ciekawskimi oczkami.
- Bardzo fajnie - uniosłam delikatnie kąciki ust - A Tobie jak idzie gra na skrzypcach?
- Ćwiczyłam wczoraj. Będę mogła zagrać Mike'owi coś w Neverlandzie?
- Eva, kochanie... Posłuchaj - podparłam się na łokciu, nie wiedząc już jak dobrać wszystko w słowa - Nie chcę abyś...
- A musimy mieszkać w Londynie? - przerwała mi - Tutaj jest o wiele fajniej.
- Niestety, za kilka dni wracamy do domu - pogłaskałam ją po włoskach - Wydaje Ci się, bo wszystko jest nowe.
- Nieprawda! Polubiłam ciocię Natalię i wujka Tom'a. Michaela też lubię. No i do dziadka i babci mam blisko.
Na ostatnie słowa serce zaczęło mi bić szybciej, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Ilekroć Eva wspominała o moich rodzicach, powracał do mnie wewnętrzny niepokój, którego za nic nie mogłam się pozbyć. Swoją drogą, czy gdyby mama żyła, czy popierałaby moje decyzje? Zapewne by powiedziała mi jaka głupia i nieodpowiedzialna jestem. Ona zawsze potrafiła mi doradzić, zawsze szanowałam jej zdanie i nigdy na tym źle nie wychodziłam. Była obiektywna, szczera i przede wszystkim miała złote serce. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak wiele odebrało mi ich zniknięcie. Ile się przez to zmieniło, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdyby wciąż tutaj byli.
- Kochanie, idź się szykuj w takim razie - ucałowałam ją w czółko - Jak będziesz gotowa to przyjdź do kuchni na śniadanie.
- Dobrze - rzuciła ochoczo i wymaszerowała z pokoju tanecznym krokiem.
Chwilę po tym również wstałam, wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki makijaż i ubrana poszłam do kuchni, gdzie zastałam stojącą przy  kuchence Nat.
- O! Królewna wstała? - zaśmiała się i pokazała na patelnię - Robię naleśniki, mam nadzieje. że jesteś głodna, bo jak nie to Ci je w tyłek wsadzę, bo stoję od godziny przy garach.
- Nie musiałaś - usiadłam przy stole - A Tom gdzie?
- Stary niedźwiedź mocno śpi... - zanuciła na co również się zaśmiałam - A Eva?
- Szykuje się. Zaraz powinna przyjść.
- Myślałam, że pojadę z wami na stajnię... Ale skoro macie podwózkę i ochroniarza w jednym przy sobie... - puściła mi oczko, a ja zrobiłam groźną minę.
- Nawet mnie nie denerwuj. Eva znów mnie wkopała i znów muszę oglądać jego zakazaną mordę.
- Ja Ci mówiłam, że wy jesteście na siebie skazani. Swoją drogą... Nie opowiedziałaś mi dokładnie co tam się działo na tej wystawie?
- Nudne obrazy, nudni ludzie, nuda ogółem.
- No i Michael - wyszczerzyła się.
- O nim nawet mi nie wspominaj. Przekracza wszelkie granice i...
- Nic się nie zmieniliście, wiesz? - spojrzała na mnie - Jesteście tak samo rąbnięci jak kiedyś. I tak samo utrudniacie sobie wszystko jak kiedyś.
- Nat, nie rozumiesz... - zaczęłam nerwowo stukać paznokciami o blat stołu - Nie mogę być blisko niego bo głupieję.
- I prawidłowo!
- To nie komedia romantyczna z happy end'em - skarciłam ją wzrokiem - Teraz najważniejsze jest dobro Evy.
- I zapewniasz jej dobro, separując od ojca?
- Tak jest lepiej dla nas wszystkich - warknęłam, powoli tracąc cierpliwość.
- Ja wiem, że teoretycznie to nie mój biznes... Jednak jestem Twoją przyjaciółką i tak jak zawsze to robiłam, tak i teraz mówię Ci to co myślę. Nie mówiąc już o Twojej córce, która cierpi z powodu braku ojca. Oboje z  Michaelem bawicie się w kotka i myszkę, a i wy, i wszyscy w okół dobrze wiedzą, co do siebie czujecie. Lisa i Emilio to jakiś żart, znaleźliście sobie punkty odniesienia i okłamujecie i siebie i innych - nagle do kuchni wleciała moja córeczka.
Natalia skończyła swoją przemowę, zaś ja uśmiechnęłam się przez łzy i wyciągnęłam do małej rączki. Bez zawahania podeszła i wtuliła się we mnie, a ja prosiłam w duchu, aby się nie rozpłakać. Natalia miała rację, kogo ja chcę oszukać?


W końcu znajdujemy osobę z którą możemy wszystko. Z którą uwielbiamy wszystko, począwszy od robienia kanapek poprzez rozmawianie, skończywszy na uprawianiu miłości. Osobę przy której nawet najbardziej prymitywna czynność, jak spacer w deszczu potrafi być czymś niezwykłym, czymś niecodziennym. Każdy z nas czeka na osobę, dzięki której poranne wstawanie z łóżka będzie miało sens. Kiedy już ją znajdziemy, nie pozwólmy sobie jej odebrać. Szarpmy się z losem, walczmy z przeznaczeniem, ale nie pozwólmy pozbawić się szczęścia. Ja na to pozwoliłem i jest to coś, z czym nigdy się nie pogodzę. Został mi tylko niemy krzyk mych marzeń o szczęściu, które było tak blisko.
Siedziałem w limuzynie, wpatrzony w drzwi, które lada moment miały się otworzyć. Wydarzenia z wczorajszego wieczoru kłębiły się we mnie nie pozwalając normalnie funkcjonować. Czy żałowałem tego? Nigdy.
O niczym innym nie marzyłem od tych cholernych sześciu lat, niż znów móc posmakować jej ust, poczuć żar ciała i wibracji przechodzących przez jej ciało, wskutek mojego dotyku i bliskości. Ta cała fascynacja, pożądanie i namiętność nie osłabły ani trochę. Czas je uśpił, a raczej my usypialiśmy, aby zacząć żyć na nowo. Jednak kołysanka kiedyś się kończy, następuje moment przebudzenia, a to co zostało uśpione odrodziło się nowe, lepsze, silniejsze i mocniejsze niż kiedykolwiek.
Nagle drzwi się otworzyły, a w nich ujrzałem tak dobrze mi znaną dziecięcą, uśmiechniętą buźkę. Nie zważając nawet, że ktoś może mnie rozpoznać, wysiadłem z pojazdu by móc wpuścić Evę wraz z moją ukochaną. Michelle kroczyła dumnie. Wiedziałem, że po wczorajszym zajściu nie będzie łatwe nawiązanie z nią normalnego kontaktu.
- Pięknie wyglądasz - rzuciłem uśmiechając się do kobiety, gdy ta zmierzyła mnie wzrokiem i również delikatnie się uśmiechnęła.
- Dziękuję - szepnęła niemal niesłyszalnie.
Eva pierwsze co zrobiła, to jak zawsze rzuciła mi się w ramiona, aby mocno wyściskać. Uwielbiałem tą jej pozytywną energię i ciepło bijące prosto z maleńkiego serduszka.
- Mike, a pojeździsz z nami? - spytała gdy znaleźliśmy się już w środku
- Wiesz, ja raczej nie jeżdżę konno - uśmiechnąłem się i pogładziłem ją po włoskach - Pojeździsz z mamusią.
- Więc jedziesz tylko aby popatrzeć? - pierwszy raz odezwała się Michelle, która była o dziwo w znakomitym humorze - Scenę potrafisz ogarnąć, a zapanować tak takim małym pół tony to już problem dla takiej gwiazdy? - przygryzłem wargę i również się uśmiechnąłem.
- Raczej jeżdżenie na koniu to nie moja specjalność, Tobie to o wiele lepiej wychodzi - zaśmiałem się, a niebieskooka posłała mi groźne spojrzenie.
- Gdy się ma kucyka zamiast konia, to nie ma z tym dużego problemu - 'jeden zero dla niej', pomyślałem.
-A może jeździec po prostu nie podołał? - odgryzłem się spoglądając na nią zadziornie - Do panowania nad ogierem są potrzebne pewne umiejętności.
- Uważaj, bo zaraz z ogiera zrobi się wałach i przestaniesz ogierzyć.
- Grozisz mi czy obiecujesz? - przygryzłem wargę.
- O czym mówicie? - Eva spytała wyraźnie zaciekawiona tematem rozmowy, którą nie do końca zrozumiała.
Zaśmiałem się spoglądając na wściekłą Michelle, która zapewne w tym momencie miała ochotę wyrzucić mnie za drzwi limuzyny. Spojrzała na dziewczynkę i uśmiechnęła się niepewnie.
- O niczym kochanie, o niczym - pocałowała ją w czubek głowy i znów zatrzymała wzrok na mnie, delikatnie się uśmiechając.
- A co z tym Neverlandem? - mała spojrzała na mnie ciemnymi oczkami.
- Eva - rzuciła dość ostro Michelle, ale 'zatrzymałem' ją gestem ręki.
- Dzisiaj po stajni, co ty na to? - zapytałem wiedząc, jaka będzie reakcja kobiety.
- Chyba sobie żartujesz - warknęła - Dzisiaj wracamy z Evą do domu.
- Ale mamuś... - rzuciła Eva smutno - Proszę...
- Powiedziałam nie i nie chcę już poruszać tego tematu.
- Wyluzuj troszkę mamuśka i nie spinaj się już tak - rzuciłem wesoło, za co walnęła mnie torebką - Auć, a to za co? - zaśmiałem się.
- Za bycie durniem i idiotą.
- Mike nie jest głupi - rzuciła lekko urażona Eva, a ja musiałem się powstrzymywać by nie wybuchnąć niepohamowanym śmiechem.
Dziewczynka podeszła do mnie i wgramoliła się na kolana.
- Eva nie możesz...
- Nic nie szkodzi - przerwałem jej i przytuliłem dziewczynkę przymykając oczy.
Marzenie o dziecku, dużej rodzinie cały czas pozostawało właśnie: jedynie marzeniem. Eva była cudowną dziewczynką, do której przyciągała mnie niewytłumaczalna siła. Może był to fakt, że była dzieckiem osoby, którą kochałem ponad wszystko? Tak czy inaczej, nie mogłem pozwolić im odejść. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale nie popełnię znów tego samego błędu.


Cała stajnia świeciła pustkami. Uprzedziłam Maxa, że wpadniemy razem z Michaelem, więc zamknął cały teren, aby oszczędzić i mnie, i jemu niepotrzebnych akcji. Oczywiście Max tak samo jak Nat - wie o tym, że to Mike jest ojcem Evy. Byli oni jedynymi osobami, które znały całą prawdę. Bałam się, że mój przyjaciel wypali coś nieodpowiedniego przy nim, w końcu wiedziałam jak bardzo nie popiera mojej decyzji.
Gdy zaleźliśmy się już w środku, z daleka rozpoznałam tę znajomą mordkę, której nie było mi dane widzieć tyle czasu. Max uśmiechnął się mimowolnie ma mój widok i podszedł szybkim krokiem bez słowa i mocno mnie przytulił.
- Jak ja za Tobą cholero tęskniłem - wydukał, uwalniając mnie z uścisku.
- Wiem, ja za tobą również - odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na swoją córeczkę, która stała tuż za mną lekko wystraszona - A to jest moja córka, Eva.
- Dzień dobry - odparła zawstydzona obecnością obcego mężczyzny.
- Cześć mała - przyjaciel ukucnął przy niej i ukazał szereg białych zębów.
Gdy wyciągnął do niej rękę, niepewnie ją uściskała, jednak po chwili wyraźnie speszona podeszła do Michaela stojącego tuż obok i przytuliła się do jego nogi, jakby chciała się schować. Max spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: 'Dlaczego Ty mu nie powiesz?', jednak udałam że nie widzę tego i po prostu spuściłam wzrok.
Zostawiłam Michaela z przyjacielem, w tym samym czasie idąc z córką w stronę boksów, gdzie były konie. Eva od razu podbiegła do jednego z nich, gdzie stał niewielki kucyk, ciekawsko wystawiający małą główkę przez drzwiczki.
- Jest śliczny - rzuciła dziewczynka głaskając go po miękkich chrapach - Mogę na nim pojechać?
- Jeśli Max się zgodzi to nie widzę problemu - uśmiechnęłam się i wolnym krokiem ruszyłam dalej, szukając go.
Gdy w końcu znalazłam się przy odpowiednim boksie, serce zaczęło mi walić jak szalone. Spojrzał na mnie czarnymi niczym węgiel oczami i zarżał cicho, przyszywając mnie wzrokiem. Podeszłam bliżej, opierając się o drewniane drzwi. Irys machnął głową i przybliżył się, wypuszczając ciepłe powietrze z chrap prosto w moje włosy. Przymknęłam powieki, czując jak zbierają się pod nimi pojedyncze łzy. Okres gdy mieszkałam w LA, był dla mnie zawsze najpiękniejszym ze wszystkich wspomnień. Okres, gdy miałam przy sobie najwspanialszych rodziców, gdy miałam przy sobie kochającego mężczyznę, pasję która dodawała mi skrzydeł. A teraz? Jedyne co dawało mi radość i chęci do życia to Eva.
- Miśka? - usłyszałam za sobą głos Maxa - Stęskniłaś się za Irysem, co?
- Dziękuję, że nie sprzedałeś go, dbasz o niego i kochasz tak samo jak ja kochałam - wytarłam rękawem łzy i spojrzałam na przyjaciela - Dziękuję.
- Nie dziękuj, jesteśmy przyjaciółmi, nie? - uśmiechnął się - To jak bierzesz go i jedziecie?
- Nie jedziesz z nami? - spojrzałam na niego pytająco.
- Nie, ostatnio na zawodach miałem drobny wypadek i mam kontuzję kostki - spojrzał na swoją nogę - Do końca miesiąca mam zakaz wsiadania na konie. Ale Ty, Eva i Mike bierzcie konie i jedźcie w teren, jest piękna pogoda, więc szkoda ją zmarnować.


Opierałem się jak tylko mogłem, jednak gdy Eva uwiesiła się na mojej ręce i zaczęła marudzić - nie miałem innego wyjścia, niż się zgodzić. Nie byłem przekonany by wsiadać na coś, co może jednym ruchem mnie zabić. Dla 'zachęty' dali mi Salivana, gdyż bądź co bądź znałem już trochę tego konia. Michelle spoglądała na mnie co chwila zadziornie, czesząc grzywę Irysa.
- Co się tak patrzysz? - rzuciłem uśmiechając się głupkowato.
- A tak sobie. Będę mieć niezły ubaw jak wylądujesz na ziemi.
- Twoje niedoczekanie.
- Sama Cię zepchnę jak znów mi podpadniesz - wystawiła mi język, na co w odpowiedzi rzuciłem w nią szczotką - Zrób to jeszcze raz, a zęby ci wyszoruję tą szczotką.
Zaśmiałem się i wróciłem do swojego zajęcia. Gdy w końcu byliśmy gotowi, opuściliśmy całą trójką stajnię.
Delikatny wiaterek przyjemnie muskał skórę, a zapach drzew drażnił przy każdym wdechu. Eva jechała na przodzie, co chwila przyspieszając na swoim kucyku. Michelle ku mojemu zdziwieniu dotrzymywała mi kroku.
- Myślałem, że raczej pójdziesz galopem w las i mnie tutaj zostawisz - przygryzłem wargę spoglądając na nią.
- Kusząca propozycja, ale nie chcę odpowiadać późnej za śmierć Króla Pop-u. Poza tym szkoda mi Salivana.
- Miło, że się troszczysz - zaśmialiśmy się i oboje spojrzeliśmy na dziewczynkę - Nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę.
- Słucham? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Evy. Zazdroszczę Ci, że masz przy sobie kogoś takiego.
- Doczekasz się swojego. Na pewno niedługo będziecie z Lisą szczęśliwymi rodzicami.
- Gdyby to było takie proste... - rzuciłem niemal niesłyszalnie.
Spojrzałem na kobietę, która była widocznie czymś zmartwiona, jakby coś ją trapiło. Znałem ją za dobrze i wiedziałem, że wyciągnięcie czegokolwiek graniczyłoby z cudem. Nigdy nie lubiła mówić co ją gryzie od środka. Dało się to zauważyć, odczytać pewne sygnały, jednak szczegółowa treść pozostawała znana jedynie autorowi. 
- Kiedy wracasz do Londynu? - wypaliłem nagle.
- Za kilka dni.
- A co z Emilio? - spojrzała na mnie wyraźnie zmieszana - Jesteście razem, zostawisz go?
- Myślę, że to nie jest Twoja sprawa - syknęła - Zatroszcz się lepiej o swój związek.
- Mamuś! - przerwała nam Eva galopując w naszą stronę - Pojedziemy jeszcze tam do lasku? Max mówił, że jest tam jakiś strumyk.
- Innym razem kochanie, wracamy już do stajni - rzuciła spoglądając na mnie i zawracając Irysa.
- No dobrze... A co z tym Neverlandem? - spojrzała na mnie - Mike obiecałeś!
- Eva dość- upomniała ją kobieta, jednak zignorowałem ją całkowicie i zwróciłem się do małej.
- Możemy pojechać nawet zaraz.
- Michael dostaniesz w zęby - warknęła Michelle - Znów to robisz, nie mieszaj się i nie wykorzystuj sytuacji.
- Mamuś to pojedziemy?! Proszę! - podleciała do niej i zaczęła prosić błaganym głosem - Tam jest tak fajnie, a Mike mówił że możemy przecież na parę dni i...
- Co to to na pewno nie - przerwała jej - Możemy pojechać, ale wieczorem wracamy do domu. 
- No dobra - robiła urażoną minkę, jednak widziałem po niej, że wgłębi się cieszyła, że znów namówiła mamę i postawiła na swoim.
Tak naprawdę tylko dzięki Evie mogłem się zbliżyć do Michelle. Może nie grałem fair, jednak czasem trzeba łamać pewne granice. Niczego tak się nie bałem jak to, że ponownie ją stracę. Nawet śmierć nie napawała mnie takim lękiem... Nie rozumiem, jak można bać się śmierci. Ze śmiercią każdy z nas sobie poradzi. Bójmy się bezsensownego życia. Lat spędzonych w lęku, przed zrobieniem czegoś dla siebie. Wiecznego oglądania się na opinię innych ludzi. Trwania w przeszłości. Rozpamiętywania tego, co mogło być. Bójmy się głupot, zazdrości i braku szacunku. To ta groźniejsza śmierć, bo występuje ona za życia.

*** 

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

„Wybrałam sobie rumaka, z próżnym siodłem i strzemieniem 
którego ojciec był jak burza a matka jak płomień. 
Pod dumnym szedł z dumą wielką,
pod starcem jak starzec poważnie,
pod cichym spokojnie jak dziecko, 
pod silnym jak rycerz odważnie...”

3 komentarze:

  1. Hej!
    Widzę, że lubisz się znęcać..
    Widać, że Michael już na poważnie irytuje Michelle. Mam wrażenie, że jak jeszcze raz ją wkurzy, to ona wybuchnie płaczem.
    Michael chyba stara się ją ponownie zdobyć (chociaż to momentami wygląda jakby chciał ją tylko zdenerwować), ale nie wie jak się do tego zabrać.
    Weź no, oni muszą być razem! Życzę weny i zdrowia dla mamy :)
    Pozdrawiam ;)
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejoszka mordeczko ❤❤❤
    No i jestem, ale wiesz co? Od dwóch dni napieprzam linka i sprawdzam czy wstawiasz, a tu dupa i nic nie ma. Mało sraczki nie dostałam z niecierpliwości kiedy wstawisz i w końcu jest!
    Noteczka wyszła cudnie, jak moja przedmówczyni wspomniała lubisz się nad nami znęcać. W sumie? Narazie mi się podoba. Strasznie to przeciąganie czasu buduje napięcie, a ja to lubię!
    Dzisiaj mimo wszystko się niejednokrotnie uśmiechnęłam czytając. Michael lubi działać tej naszej Miśce na nerwach jeszcze jak się ma Eve, która wszystko ułatwia to życie jak Madrycie.
    Strasznie rozczulają mnie momendy gdy Evcia jest tak blisko Michaela: np. W samochodzie jak się do niego przytuliła. Cholera, że on sobie nawet nie zdaje sprawy, że ona jest jego odbiciem lustrzanym i, że w niej płynie jego krew.
    Oczywiście stan zdrowotny Misi mnie niepokoi, nie dobrze. Oczywiście o jej zachowaniu nie wspomne. Ja teraz tylko czekam aż prawda wyjdzie na jaw. Postać Michelle jest naprawde przemyślana, ale w sumie to, że nie chce wyznać prawdy Michaelowi strasznie boli. Nawet chyba sama nie zdaje sobie do końca sprawy ile by tym zyskała. Jeszcze jak ten wspomniał, że zazdrości jej Evy to takie smutne bo w sumie to też jego dziecko i ma takie same prawa. Porównałabym to z zabraniem ulubionej rzeczy - to nie jest fair, ale w porównaniu z odcięciem dziecka od ojca jest to błachostka. Miśka wszystko argumentuje Lisą, a tak naprawde nie wie jak ten związek unieszczęśliwia Michaela.
    Wybacz za bełkot i błędy.
    ZWALAM NA TELEFON ❤
    Oczywiście cieszę się, że spełniasz się w pasji jaką jest podróżowanie! :* Wyjazd do Ameryki to naprawdę świetna sprawa. Trzymam kciuki żeby się wszystko udało :** !
    Teraz czekam na nexta! ❤
    Weenyyy! :*
    Marysia :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Patryniu ;***
    Tak wiem komentarz miał być wczoraj taaa obiecanki cacanki. Roboty dużo, a dotego problemy z internetem- uroki tej zajebanej wsi XDDD komentarz piszę na dodatek z telefonu więc sorry za błędy. Nie nawidzie pisać z telefonu!
    Co do rozdziału wyszedł Ci zajebiście :D
    Kocham Natalię, bo tylko ona jest tu mądra XD dojebała wiązankę Michelle co mnie bardzo ucieszyło, bo może ona w końcu przejży na oczy i zacznie słuchać serca, a nie rozumu.
    Miśka wkurzona, bo musiała znowu oglądać zakazaną mordę Jacksona? Ja tam bym taką mordę mogła oglądać codziennie XDD ja nwm czemu ona tak narzeka. Ładną mordę ma, gdyby brzydki był to ja rozumiem, ale no :D
    Rozmowa Michelle i Michaela o "koniach" mnie rozjebała totalnie, śmiałam się jak debil xD
    Nie sądzę, żeby Michael miał kucyka, ale może ja się nie znam hahahaha. W końcu nie sprawdzałam, a szkoda XDDDDD Wgl uwielbiam jak Michael przedżeźna Miśkę i wali te dwuznaczne teksty XD
    Jakoś nie pokoi mnie ten ból głowy Michelle, mam nadzieję, że ona nie jest na nic chora. Jak tak patrzę na Evę i Michaela to mi go żal. On tak pragnie dziecka, a nawet nie wie, że Eva jest jego córką, ale myślę, że już nie długo dowie się prawdy. Właśnie zgadzam się z Marysią, że Michelle wszystko argumentuje Lisą. Wkurwia mnie to jak gada ciągle, że oni są tacy szczęśliwi, a nie są. Ona tego nie wie, a tak mówi, bo co? Na takich wyglądają? Ona przecież zna MJ i powinna rozróżnić kiedy jest szczęśliwy, a kiedy nie.Dobrze, że Michael przejżał na oczy i tym razem nie pozwoli wyjechać swojej miłości. Niech on się postara w końcu!
    Kobieto w jakim momencie ty przerwałaś ja się pytam?! Tak nie można no teraz najlepsze będzie. Czyli akcja Neverland :D
    Oh znęcasz się jak cholera.
    Trudno zostaje mi czekać do następnego rozdziału, którego oczekuje z niecierpliwością.
    Życzę weny!
    Pozdrawiam cieplutko <3333

    OdpowiedzUsuń