niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 10

No cześć mordki <3
Rozdział mimo, że nie jest długi to jestem z niego całkiem zadowolona ;3
Ja wiem, że wy byście woleli abym wypieprzyła już Emilio i Lisę i połączyła Miśkę z Michasiem, no ale niestety wolę wszystko wykreować powoli ;3
Na tym polega ta część - jakby oboje od razu się sobie w ramiona rzucili to nie miałoby to najmniejszego sensu. Muszą na nowo sobie zaufać, a mogę wam obiecać, że wiele się będzie działo :)))
Jak to Marysia napisała w jednym z komentarzy: buduje się napięcie. O to mi właśnie chodziło, aby poczuć to co czują i muszą przecierpieć bohaterowie.

PS: Jeśli ktoś z was jeszcze nie wie to zapraszam na Spis Fanfic o Michaelu - zgłaszajcie swoje blogi, fajnie jak cała nasza społeczność będzie w jednym miejscu. Nie dość, że wam pomoże to znaleźć nowych czytelników, to i inni będą mogli znaleźć coś dla siebie bez problemu szukania po całym internecie.
LINK: http://spisfanfictionmichaeljackson.blogspot.com/

A teraz zapraszam na kolejny rozdział !<3

~~~~~


Największym grzechem, jest grzech miłości- jest tak wielki, że trzeba aż dwojga, żeby go popełnić. Jest jeszcze miłość za­kaza­na, ta o której się nie mówi. Pod osłoną no­cy wychodzi na zwiady, klęka nad Twoim łóżkiem i ku­si do grzechu. Co te­raz? Gdy Miłość jest na­dal, ale w pos­ta­ci cier­pienia, kiedy roz­pacz kochanków jest ta­ka sil­na, a za­razem roz­koszna jak nig­dy wcześniej nie była. Każdy po­całunek, czuły do­tyk czy spełnienie jest je­dyne w swoim rodza­ju. Takiej miłości się nie za­pomi­na.
Gdy limuzyna się zatrzymała, Eva wybiegła z niej z prędkością światła. Jej radość z bycia w Neverlandzie była nie do opisania. Michelle przeszła chyba trochę złość w moim kierunku, gdyż nie pożałowała sobie w czasie drogi docinków w moją stronę. Denerwowało ją to jak wykorzystuję każdą sytuację, jednak w głębi serca czułem, że ona również tego pragnie. Próbowała się mnie pozbyć, odizolować jakbym stwarzał zagrożenie dla niej, dla siebie, dla Evy.
Po dwóch godzinach spędzonych w wesołym miasteczku wróciliśmy do posiadłości.
- Napijecie się czegoś? - zapytałem wchodząc do kuchni.
- Ja chcę soczku, pomarańczowego! - wbiegła za mną dziewczynka.
- Też go bardzo lubię - uśmiechnąłem się do małej i spojrzałem na stojącą w progu kobietę - A Ty nic nie chcesz?
- Nie, dziękuję - weszła wolnym krokiem z wyraźnie posmutniałą miną.
- Wszystko gra?
- Tak - posłała mi sztuczny uśmiech - Po prostu wróciły do mnie wszystkie wspomnienia.
- Również za nimi tęsknię - uniosłem lekko kąciki ust - Eva, chcesz coś obejrzeć?
- Tak! Masz jakieś bajki?
- Piotruś Pan może być?
- Tak! - pobiegła do salonu, a ja mimowolnie się zaśmiałem. Przechodząc obok Michelle rzuciłem cicho w jej kierunku - Zaczekaj tutaj.
Kiwnęła tylko głową w odpowiedzi, a ja udałem się za dziewczynką. Była wyjątkowo rozumnym dzieckiem, tryskająca z niej energia była wręcz zaraźliwa. Zgodnie z obietnicą włączyłem kasetę, a mała zasiadła na sofie wpatrzona w ogromny ekran.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, będziemy w kuchni, dobrze?
- Dobrze - uśmiechnęła się - Michael..?
- Tak kochanie? - spojrzałem w jej świecące oczka, które były tak samo ciemne jak moje - Czegoś jeszcze potrzebujesz?
- Nie, ale nie chcę wracać do Londynu... - spuściła wzrok - Nie chcę.
- Posłuchaj - usiadłem obok niej i przytuliłem delikatnie - Porozmawiam z Twoją mamusią i obiecuję, że postaram się abyście tutaj zostały.
- Naprawdę? - spojrzała na mnie z nadzieją w oczach - Jesteś kochany! -pocałowała mnie w policzek - Chciałabym mieć takiego tatusia.
- A ja taką córeczkę - pocałowałem ją w czubek głowy i przymknąłem oczy, czując ukłucie w sercu - Oglądaj, ja idę do Twojej mamy.
- A lubisz moją mamusię? - rzuciła, gdy już byłem w progu.
- Bardzo - uniosłem lekko kąciki ust - Bardzo ją lubię.
- To dobrze - posłała mi ostatni, piękny uśmiech i jej wzrok zniknął w blasku telewizora.
Gdy wróciłem do kuchni stała oparta tyłem o blat. Jej nieobecny wzrok sprawiał mi swego rodzaju ból. Mimo iż była tą samą osobą co kiedyś, to pewne braki były nie do przeoczenia. Była zniszczona wewnętrznie: zapewne większość spowodowała śmierć rodziców, a reszta? Coś ją trapiło, była wyraźnie nieszczęśliwa, a ja się domyślałem co jest tego powodem.
- Powiesz co się dzieje? - stanąłem obok niej, również opierając się o blat - Michelle?
- Mike... Nie tak to miało wyglądać...
- O czym mówisz? - spojrzałem na nią - Co nie miało tak wyglądać?
-  Nie powinniśmy się widywać - dopiero zauważyłem, że miała łzy w oczach - To nie przyniesie nic dobrego. Musze wrócić jak najszybciej do Londynu bo inaczej...
- Inaczej co? - przerwałem jej poważnym tonem - To jest Twoja jedyna metoda? Ucieczka? - stanąłem przed nią zmuszając, by na mnie spojrzała - To nie jest rozwiązanie. Eva też chce tutaj zostać.
- Już Ci mówiła?
- Nie ważne. Chodzi tutaj o nas.
- Nie ma żadnych nas - pojedyncze łzy zaczęły jej spływać po policzkach - Nie powinnam była tutaj przylatywać...
- Zrobiłaś to bo wiesz, że tutaj jest Twoje miejsce.
- Nie mów tak... Masz Lisę, a ja mam Emilio, zostańmy przy tej wersji.
- Dobrze wiesz, że jej nie kocham, tak samo jak dobrze ja wiem, że Ty nie kochasz jego - dotknąłem dłonią jej policzka, zmniejszając dystans między naszymi ciałami - Proszę, zostań.
- Nie mogę - szepnęła próbując się odsunąć, jednak blat uniemożliwił jej ucieczkę - Mike, proszę odsuń się.
- Dlaczego? - automatycznie znów się przybliżyłem, przyciskając ją mocniej do blatu - Tak dobrze?
- Mówię poważnie - chciała mnie odepchnąć, ale złapałem ją za nadgarstki zbliżając tym samym swoją twarz do jej twarzy. 
Dzieliła je teraz niebezpiecznie bliska odległość. Poczułem jak jej serce przyspiesza, a oddech robi się coraz cięższy. Spojrzała mi w oczy z przerażeniem, jakby się bała, że zrobię jej krzywdę. Zatrzymałem wzrok na jej wargach, automatycznie czując jak zaczęła delikatnie drżeć.
- Michael, nie rób tego - szepnęła, a po jej policzku poleciały kolejne łzy - Proszę, nie rób tego.
Jej głos był tak przepełniony bólem i strachem, jak wtedy gdy dowiedziała się o śmierci rodziców. Niechętnie uwolniłem ją ze swojego uścisku, zwiększając dystans między nami. Chciałem ją móc przytulić, pocałować, znów układać plany na przyszłość ale jak, kiedy nie wpuszczała mnie do swojego nowego świata?
- Mogę skorzystać z łazienki? - spojrzała na mnie widocznie spokojniejsza.
- Oczywiście. Idź do tej w sypialni, główna łazienka jest chwilowo w remoncie - uśmiechnąłem się delikatnie i skierowałem w stronę salonu, gdzie zostawiłem Evę.


Wchodząc na górę czułam jak trzęsą mi się nogi. Podobno szacunek budzi nie to z czego korzystasz, a to z czego rezygnujesz. Jednak czy było warto zrezygnować z tego wszystkiego? Nie mogłam być obok niego, po prostu nie mogłam. Gdy był obok całkowicie wyłączało mi się myślenie, byłam jak w transie, zaczarowana jego urokiem, a on miał nade mną absolutną władzę. Powstrzymanie się by go nie pocałować graniczyło z bólem. Czułam jak wszystko w środku się zaciska, jakby czarna dziura wsysała mnie od środka.
Weszłam do łazienki i oparłam się rękoma o umywalkę. Stało na niej wiele drogich perfum i kosmetyków. 'Lisa', pomyślałam. No tak, w końcu tutaj mieszka... Spojrzałam w lustro i dopiero zauważyłam, że drzwiczki od szafki były uchylone. Już chwyciłam ręką by je zamknąć, gdy moją uwagę zwróciło wystające na zewnątrz pudełko. Niepewnie otworzyłam szafkę szerzej, nie wierząc własnym oczom.
Stały tam najróżniejsze leki, których ilość sięgała co najmniej do kilkudziesięciu opakowań. Zaczęłam przeglądać etykiety - prawie wszystkie przeciwbólowe lub nasenne. O co tutaj chodzi?
Sześć lat temu jeszcze pamiętam, jak były te półki zapełnione perfumami Mike'a, kredkami do oczu i innymi kosmetykami. A teraz? 
- Chciałem Ci powiedzieć - usłyszałam głos dobiegający od strony drzwi. Stał oparty o futrynę i patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem - To wszystko...
- Michael to nie jest normalne - przerwałam mu - Przecież ty mógłbyś otworzyć tutaj aptekę! Nawet szpital nie ma tylu prochów. To nie są nawet tabletki do użytku domowego - zamknęłam szafkę z hukiem - Dlaczego?
- Zaczęło się po Twoim odejściu - tłumaczył - Nie mogłem spać, jeść, funkcjonować... Tylko to mi przynosiło ukojenie. Dzięki lekarstwom i pracy jakoś się trzymałem na nogach.
- Chcesz mi powiedzieć, że bierzesz te gówna od całych sześciu lat? - kiwnął twierdząco głową - Jesteś kretynem! To Ci może wyniszczyć wątrobę, serce... Michel musisz z tym skończyć...
- Nie chcę się kłócić - podszedł do mnie i chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam jego ręce bez zawahania.
- Obiecaj, że z tym skończysz.
- Michelle...
- Obiecaj.
- Pod jednym warunkiem.
- Słucham? - spojrzałam na niego wzorkiem przepełnionym bólem. Bałam się o niego. Bóg wystarczająco szybko odebrał mi moich rodziców, nie mogłam jeszcze jego stracić. 
- Postaram się z tym skończyć, ale...
- Ale...? - rzuciłam niecierpliwiąc się.
- Zostaniesz tutaj w LA.
- Że co słucham? - myślałam, że się przesłyszałam - To nie fair! Szantażujesz mnie, nie możesz tak...
- Jeśli to jedyny sposób abyś została, to jestem gotów zrobić wszystko. Będę szedł po trupach, palił wszystkie mosty, ale przynajmniej będę wiedział, że próbowałem.
- Michael nie mogę tutaj zostać - do oczu napłynęły mi łzy - Nie możesz mnie o to prosić.
- Trzy tygodnie. Daj mi chociaż jeszcze te trzy tygodnie u Twojego boku.
- Nie mogę siedzieć tyle na głowie Natali - pokiwałam przecząco głową - Michel nie proś mnie o to.
- Możecie z Evą zostać w Neverlandzie.
- Nie ma mowy. Dobrze... Porozmawiam z Natalią. Jeśli się zgodzi, zostanę tutaj jeszcze te trzy tygodnie, ale chcę, abyś pozbył się tych prochów raz na zawsze.
- Dziękuję - podszedł do mnie i przytulił się mocno.
Wtuliłam się w jego tors i przymknęłam oczy. To ciepło, ten zapach jego ciała był mi tak dobrze znany. Nie dało się go porównać z niczym innym. Dlaczego znów mu uległam? Szantażował mnie, wykorzystał moją słabość do własnych celów, jednak nie mogłam pozwolić, aby coś mu się stało. W końcu byłam mu to winna... To przez moje odejście popadł w ten nałóg.
Gdy się oderwał, uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w czubek głowy. Spojrzałam w jego ciemne jak noc tęczówki, czując jak serce chce wyskoczyć mi z piersi. Co on takiego w sobie miał? Dlaczego akurat on?
Był mężczyzną, który sprawiał, że kiedy tylko się zbliżał, to robiło mi się czarno w oczach, słodko w ustach i zupełnie nieprzytomnie w głowie.
- Gdzie Eva? - spytałam zrezygnowanym głosem, w duchu zła na siebie, że dałam się mu zaszantażować.
- Ogląda ciągle. Może jednak zostaniecie na noc?
- Nie ma mowy, pisałam już do Emilio, aby przyjechał po nas o dwudziestej.
- Przecież ja mogłem was odwieźć - zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony z obrotu sprawy.
- Nie chciałam robić Ci problemu.
- Nigdy nie byłaś dla mnie problemem - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
Nic nie odpowiedziałam. Zeszliśmy w ciszy do salonu, gdzie siedziała moja córeczka. Zajęłam miejsce w fotelu, zaś Mike obok Evy. Nie minęła chwila, jak wgramoliła się mu na kolana i oparta główką o jego tors, dalej siedziała zapatrzona w kolorowy, migający ekran. Więzy krwi dawały o sobie znać coraz bardziej. Widziałam jak przywiązuje się do Michaela, oraz jak on coraz uważniej się jej przygląda. Dlatego tak bałam się tych trzech tygodni, mogły one zmienić wiele, zbyt wiele.


Godziny upłynęły nadzwyczaj szybko. Cały ten czas spędziliśmy w trójkę na oglądaniu filmów i grze w Monopoly. Gdy wybiła dwudziesta czar prysł. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk silnika ferrari Emilia. Gdy wychodziłyśmy z mieszkania, Eva nie mogła się odkleić od Michaela. Pytała kiedy znów przyjedzie, oraz czy znów zaprosi ją do Neverlandu. Gdy przeszłyśmy próg drzwi głównych, Mike spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, jakby miał nadzieję, że zmienię zdanie i zostanę. Posłałam mu tylko wymuszony uśmiech i skierowałam się w stronę czekającego już przy samochodzie Emilio.
Eva nie przepadała za nim. Sama nie wiem czemu - w końcu go nie znała, nie miała powodów aby go nie lubić, nie?
Jednak fakt faktem - Emilio nie okazywał jej nawet minimalnego zainteresowania. Mike nie spuszczał z niej wzroku, zaś Emilio tylko czekał na chwilę, gdy zostanie ze mną sam na sam.
- Dlaczego u niego byłaś? - rzucił, gdy auto przekroczyło bramy Neverlandu.
- Przyjechałam z Evą, chciała się pobawić. Nie rozumiem skąd ten oschły ton?
- Nie podoba mi się to, że ciągle się widujecie.
- Michael jest bardzo fajny! - krzyknęła Eva z tylnego siedzenia - Lubie tutaj przyjeżdżać.
- No to chyba będziesz mała musiała znaleźć sobie inny obiekt do zabawy.
- Przestań - warknęłam - To sprawa między nami, a ją zostaw w spokoju.
- Kiedy wracasz do Londynu? - zmienił temat.
- Za trzy tygodnie.
- Nastąpiły jakieś zmiany? - wyszczerzył się i spojrzał na mnie - Mówiłaś, że za kilka dni.
- Owszem, zaszły pewne zmiany - utkwiłam wzrok w oknie.
- Co będzie więc z nami, po Twoim wyjeździe?
- Jeśli ma to przetrwać, to przetrwa bez względu na okoliczności - rzuciłam posyłając mu sztuczny uśmiech.
Całą drogę w moich myślach krążył Michael. Moje ostatnie czyny i postawy wobec niego przerażały mnie samą... To co robiłam było samolubne, niedorzeczne, a wręcz okrutne i obrzydliwe. Ja­kie to uczu­cie, kiedy się wra­ca znów i znów niszczy się tej dru­giej oso­bie coś kruche­go, co sa­ma zbu­dowała bez Ciebie? Jak to jest wpra­wiać tą drugą osobę w ek­stazę, za­siać fałszywą nadzieję, dziką wiarę i sza­leństwo miłości? Co się czu­je, kiedy wiesz, że ta oso­ba Ciebie kocha, tak niewyob­rażal­nie, nie będzie pro­sić byś zos­tał, nie będzie błagała byś nie ra­nił tak bar­dzo? Jak to jest wie­dzieć, że się zos­ta­wia i wpra­wia ją w stan men­talnej ago­nii, poz­wa­lając ko­nać, a później niczym zbaw­czy dar lo­su, ra­tować ją po­now­nym pow­ro­tem? Po prostu brzydze się siebie.

***

Komentarz = to motywuje!



~~~~~

"Prawdziwą miłość poznaje się nie po jej sile, 
lecz po czasie jej trwania."

2 komentarze:

  1. Hejka Ćwoku. ❤
    Nastąpiła dziś transakcja wymienna - ja Cię swoją notką wnerwiłam, a ty wręcz przeciwnie. Fenkju veery, veery macz.
    Owszem rozdział wyszedł Ci starsznie króciutko, ale przyznam, że najnormalniej w świecie jestem nim nasycona. Mi wystarczy, że Misia i Evcia zostają jeszcze te trzy tygodnie. Alleluja i do przodu, że tak powiem. Po prostu obedrałam się ze szczęścia. Nie powiem, że Michael dobrze sobie to wykalkulował bo za te leki powinien dostać ode mnie w swój zgrabny tyłek. Grunt, że Michelle się zgodziła, pokazała co jest dla niej ważniejsze,a raczej kto. Liczę oczywiście (ja nic kurde nie wiem), że Miśka wraz z córką Michasia zostaną już na zawsze w Stanach.
    Przejdźmy do tego zapatrzonego w siebie egoistę - Emilio ty baranie. Skąd ja to mogłam wiedzieć, że Eve będzie traktować jak piąte koło u wozu. Dupek jeden. Dzieci jak i zwierzęta od razu poznają dobrego człowieka. Punkt dla Evy, niech z Michaelem trzyma sztamę, a ten ruchacz jak jej jeszcze raz coś pysknie to go za jaja powiesze. Rozumiem wszystko, tak każdy ma prawo do szczęścia, ale ja nie chciałabym, żeby partner mojego rodzica odnosił się do mnie w taki sposób.
    Oczywiście noteczka wyszła super, hiper zajebiście. Jak zwykle zresztą ❤
    Czekam na następną notkę z niecierpliwością. ❤
    Wenyyy!!! ;**
    Trzymaj sie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps: Nie "obedrałam" tylko obesrałam.
      Wybacz, że komentarz taki skromny, ale śleńczę nad książkami.

      Usuń