czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział 23


Dzisiaj pomarudzę na wstępie!<3
Macie ten wyczekiwany rozdział w końcu :D
Do końca Remember, I love You zostały jeszcze 2 rozdziały więc zbliżamy się do finiszu tej części. Liczę na szczerą ocenę pod rozdziałem, a kolejny uwaga...
Dostaniecie dopiero ok 9-10 maja xD
Tak, jak pewnie część z was pamięta jadę do Francji na stopa.
Terminowo się trochę nam pozmieniało i wyjeżdżamy już jutro rano i powrót planujemy dopiero ok 9-10 maja w zależności jak się uda bo wiecie, stopem to jednak nigdy nic nie wiadomo :D
+ z tego powodu nie będzie mnie też na waszych blogach.
Obiecuję po powrocie oczywiście ponadrabiać i pokomentować wszystkim - ale nie liczcie że w 1 dzień nadrobię tyle blogów, bd musieli dać mi czas xD
We Francji nie bd mieć czasu na czytanie tam bo będę na wifi pewnie tylko czasem i chwilami w McDownaldzie xD Ale macie moje słowo, że od razu po powrocie dostaniecie kolejny rozdział i wpadnę do was z dłuuugimi komami :D
Jak ktoś z was ma mnie za wariata to polecam obejrzeć filmik powyżej,
widać na nim właśnie dlaczego wybrałam teraz taką formę podróżowania :D <3
No nic... Nie marudzę!
Oceniajcie jak to tam mi znów wyszło.
Miłej, pijanej i ogólnie zajebistej majówki wszystkim życzę!
3majcie się <3

~~~~~

Dzieci są proste, a my skomplikowani. Miłość jest prosta, namiętność skomplikowana. Miłość poznałem jako nieskalane dziecko. Ujrzałem miłość w dziele stworzenia. Poczułem jak nogi uginają się pode mną, nie mogąc unieść ciężaru mojego ciała oraz bólu, jaki się we mnie tlił. Upadłem na kolana, chowając jednocześnie twarz w dłoniach, czując jak łzy zaczynają mi napływać do oczu. Sam nie wiem co czułem: gniew, smutek, ból, nienawiść, miłość, rozczarowanie? Wszystko spłynęło w jednej chwili, gdy wypowiedziała słowa: "Eva jest Twoją córką."
Przez ten cały czas okłamywała mnie... A Janet i Diana ostrzegały, że tak może być... Ja jednak uwierzyłem Michelle na słowo. Nie oczekiwałem twardych dowodów, wystarczyło mi jej potwierdzenie, ufałem jej, kochałem i nigdy nie zwątpiłem w jej lojalność. Teraz, po sześciu latach mówi mi o tym, że mam córkę... Że dziecko które już dążyłem pokochać jest moim własnym... Ile rzeczy mnie ominęło? Nie mogłem patrzeć jak dorasta, nie mogłem karmić butelką, wstawać w nocy gdy płakała, nie mogłem trzymać na rękach czy pchać wózka, jak każdy ojciec. A Eva? Przez tyle lat wychowywała się bez ojca, Michelle okłamała ją tak samo jak mnie. Ilekroć wspominała przy mnie o jej ojcu, nie miałem pojęcia że jest on tak blisko... Że płynie w jej żyłach moja krew, a w oczach widnieje moje odbicie.
Poczułem nagle jak ktoś obejmuje mnie i ściąga mi z twarzy dłonie. Eva stała przy mnie i przeszywała wzrokiem, tak samo stęsknionymi oczami jak moje. Bez wahania przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem, czując kolejne łzy spływające mi po policzku. Dziewczynka uwiesiła się na mojej szyi i szepnęła do ucha ciche: 'tatuś'. Na te słowa rozpłakałem się jak dziecko, jeszcze mocniej dociskając ją do siebie. Ból rozrywał mnie od środka, a jednocześnie czułem narastające szczęście. Całowałem ją w główkę, policzki, skroń - wszędzie gdzie się dało. Nie wiem ile tak trwaliśmy, miałem wrażenie jakby czas stanął nagle w miejscu. Nie liczyło się teraz nic poza tą małą istotką, której nie chciałem już nigdy wypuszczać z objęć. W końcu spojrzałem w stronę Michelle, która stała oparta o ścianę ze łzami w oczach, przyglądając się nam w milczeniu. Poczułem momentalnie narastający gniew i żal.
- Jak mogłaś mi to zrobić? - wyrwałem przez łzy, ciągle tuląc do piersi moją córeczkę - Jak mogłaś...?
- Mike, ja... - zrobiła krok w naszą stronę chcąc się tłumaczyć, ale nie miałem ochoty kolejny raz tego słuchać.
- Nie podchodź - syknąłem przez zęby - Trzymaj się ode mnie z daleka. 
- Proszę, daj mi wytłumaczyć... - po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, ale nie podziałało to na mnie, byłem wściekły jak nigdy dotąd - Proszę Cię... 
- Nie Michelle. Okłamałaś nas... Jak mogłaś się temu przyglądać, kłamać cały czas wiedząc, że mnie ranisz? Jak mogłaś mi odebrać córkę? Najpiękniejsze lata jej życia, jak dorastała? Nawet gdy wróciłaś, nie powiedziałaś mi prawdy. Pozwalałaś mi być u waszego boku, kochać Evę, ale nigdy nie wyznałaś mi prawdy. 
- Zrobiłam to dla Ciebie... - płakała, znów chciała podejść, ale widząc moje spojrzenie zatrzymała się rezygnując z tego pomysłu.
- Dla mnie? - zaśmiałem się kpiąco - Odebrałaś mi wszystko. Uciekłaś nie mówiąc, że jesteś w ciąży. To było nasze dziecko. Nasze, rozumiesz? Nie Twoje, ale nasze. Okłamałaś Evę, że was zostawiłem, pozwalałaś nam oboje cierpieć.
- Mike ja...
- Nie - przerwałem jej nie mogąc znieść jej tłumaczeń - Eva to najpiękniejsze co mnie w życiu spotkało. Jednak Ty... Nikt mnie tak nie zranił, nikt nie zadał tyle bólu i cierpienia co Ty Michelle. Żałuję, że spotkałem Cię tamtego dnia w lesie, a potem na balu. Żałuję wszystkiego, wszystkiego oprócz Evy.
- Nie mów tak - ukryła twarz w dłoniach, jednak byłem nieugięty.
- Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak Ty... Nikogo kto by tak doskonale kłamał, kto byłby tak okrutny i bezczelny.  Nie dorosłaś do bycia matką, a tym bardziej do bycia partnerką czy żoną. Myślisz tylko o sobie. I wiesz, co sobie teraz myślę? Gdy dowiedziałem się o Twoim związku z Davidem byłem zszokowany. Teraz zmieniłem zdanie, nie zasługujesz na nic innego, nic lepszego co miałaś wtedy.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś - pokręciła przecząco głową po czym wybiegła z sypialni zostawiając mnie z Evą.
Gdy usłyszała jak za jej mamą zamykają się drzwi, oderwała się ode mnie i spojrzała zaszklonymi oczkami pełnymi strachu.
- Gdzie poszła mamusia?
- Cii... - przytuliłem ją znów do siebie - Nie bój się, mamusia musi sobie przemyśleć kilka rzeczy.
- Mamusia nas nie kocha? - spojrzała na mnie znów ze strachem - Nie chce mnie?
- Oczywiście, że Cię bardzo kocha - pocałowałem ją w czółko kołysząc delikatnie - Ja również Cię bardzo kocham. Nie zostawiłem was, nigdy bym nie zostawił. Nie chcę abyś myślała że...
- Wiem - wtuliła się we mnie mocniej - Ty byś nas nigdy nie zostawił. 
- Nigdy - znów poczułem piekące łzy pod powiekami - Gdybym tylko wiedział o Tobie, nigdy bym nie pozwolił by coś nas rozdzieliło. Obiecuję, że będę przy Tobie kochanie. 
- Ze wszystkich tatusiów na świecie, wybrałabym właśnie Ciebie - spojrzała mi w oczka po czym schowała twarz w moje włosy, a ja na jej słowa znów poczułem w środku coś, czego mi właśnie tak bardzo brakowało - Czyli... Czyli mogę do Ciebie mówić tatusiu? - spytała niepewnie na co zaśmiałem się przez łzy.
- Przecież nim jestem kochanie - pocałowałem ją w skroń nie wypuszczając z objęć, jakbym się bał, że znów ktoś może nas rozdzielić - A Ty jesteś moją małą córeczką.


Wpadłam w wewnętrzną histerię. Jednak nie krzyczałam, nie płakałam głośno, nie biegałam i nie wyrywałam sobie włosów z głowy. Po prostu w jednej chwili coś we mnie stłukło się, przyrosłam, nie mogąc zrobić kroku do przodu . Spodziewałam się takiej reakcji, byłam jej wręcz pewna, jednak nigdy nie można się na to przygotować. Nie można przygotować się na to spojrzenie, ten ból i płacz ukochanej osoby, która widzi w Tobie kogoś kim nigdy nie chciałeś być. Słowa wypowiedziane w gniewie są zawsze szczere i to chyba boli najbardziej. Czy mogę nienawidzić jego gniewu, skoro, tak dobrze wiem, skąd się wziął? 
Ludzie mówią zawsze, że gniew jest najsilniejszym uczuciem. Mylą się. Złość jest najprostszą emocją, najmniej złożoną. Gdy inne uczucia są zbyt trudne, by sobie z nimi poradzić, możesz otoczyć je gniewem jak izolacją. Niczym tarczą, mającą odbić bardziej skomplikowane i bolesne emocje - na przykład smutek i strach. To dlatego gniew jest tak ważny. Bo jest jedyną osłoną, jedyną tarczą chroniącą przed bólem. Im silniejszy przeciwnik, tym dotkliwszy ból. Lecz im większy gniew, tym lepszą stanowi tarczę. Chroni cię przed wątpieniem w słuszność tego, co uczyniłeś. W niektórych wypadkach w ogóle znosi ból.
Weszłam do mieszkania nie witając się nawet z moją przyjaciółką. Ściągnęłam z szafy dwie walizki i udałam się do pokoiku mojej córeczki. Gdy byłam w trakcie pakowania jej ubrań do walizki do pomieszczenia weszła Nat mrużąc oczy i przyglądając mi się niezadowolona:
- Co robisz? Wprowadzacie się do Michaela? - zaśmiała się i dopiero gdy podniosłam na nią wzrok mogła ujrzeć moją twarz - Miśka do kurwy nędzy kto Ci to zrobił?! - podbiegła do mnie i ujęła moją twarz w dłonie dotykając delikatnie mojego podbitego oka i rozciętego policzka.
- Zostaw - poprosiłam z żalem w głosie - To nieważne.
- Jak nieważne?! To sprawka Emilio, tak?
- Tak - rzuciłam bez owijania w bawełnę - I tak będziesz pytać więc streszczę Ci ten dzień: byłam u Michaela ale mnie wyrzucił. Stchórzyłam i pojechałam z Evą do Honses, gdzie jak widać poturbował mnie za wszystkie czasy. Eva to widziała i zadzwoniła po Michaela, który przyjechał i stłukł Emilio rozwalając przy tym stół i pół kuchni. Pojechaliśmy do Neverlandu gdzie za Twoją namową powiedziałam mu w końcu prawdę o Evie.
- Czekaj chwila moment hamuj piętą - Nat złapała się za głowę i usiadła na łóżku - Od początku... Co z tym kutasem Honses?
- A co ma być? Nie mam zamiaru na niego nigdzie donieść. Powiedziałam mu o chorobie, potem wpadł w jakiś szał i sama widzisz jak wyglądam.
- Evie coś zrobił? - spojrzała wyczekująco.
- Nie, wiedział że tego bym mu nie darowała.
- A Mike wie o chorobie?
- Nie - zamilkłam na chwilę - I niech tak pozostanie.
- Masz zamiar z nim mieszkać i nie powiedzieć o...
- Że co? - przerwałam jej patrząc pytająco - Jakie mieszkać?
- No pakujesz przecież - wskazała brodą na walizki - O co kurna chodzi w końcu?
- Nat zrozum - usiadłam obok niej i ujęłam jej dłonie w swoje - Powiedziałam Michaelowi że go kocham. Że nigdy nie przestałam i dla nikogo go nigdy nie zostawiłam, ale gdy dowiedział się o Evie, o tym jak go okłamywałam tyle lat znienawidził mnie, tym razem tak naprawdę - spuściłam wzrok czując napływające mi do oczu łzy - Powiedział mi wprost że nie chce mnie widzieć. Wiesz co powiedział na koniec? Że nie zasługuję na nikogo innego niż David, na nic więcej co on mi dawał.
- Co Ci kurwa powiedział?! - wstała podminowana i zaczęła łazić nerwowo po pokoju - Zawsze go broniłam, ale teraz ten chuj popu ostro przegiął!
- Daj spokój - starałam się mówić opanowanym głosem - Zresztą miał rację.
- Nie wkurwiaj mnie - warknęła - Ale wciąż nie wiem po co Ci te walizki.
- Tę zawieziesz dzisiaj do Michaela - wskazałam na walizkę gdzie kończyłam pakować Evę - A druga jest moja. Jutro wracam do Londynu.
- Żartujesz...? Tak? - spojrzała na mnie niepewnie - Jaki Londyn znowu?! Kobieto przecież jesteś chora, nie możesz wracać... Tam nikt na Ciebie nie czeka, tutaj masz nas, mnie, Maxa, Evę i... I Michaela.
- Nie - pokręciłam przecząco głową - To nie ma sensu. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Eva ma teraz ojca, jest w dobrych rękach wiem o tym. Mike się nią zajmie, nie zostanie sama a to jest dla mnie najważniejsze.
- A Ty?
- A ja sobie poradzę, zawsze sobie radziłam - spojrzałam na nią.
- O której jutro masz samolot?
- Popołudniu. Pojadę się pożegnać z Evą i z Neverlandu pojadę prosto na lotnisko.
- Zostawisz ją tak?
- I tak niedługo mnie nie będzie - zamknęłam walizkę Evy - Zawieź zaraz im to, Eva nie ma tam żadnych swoich rzeczy. Powiedz mu też, aby ok dwunastej nigdzie nie zabierał Evy bo chce się z nią pożegnać.
- Nie możesz sama pojechać, dać walizki i mu powiedzieć?
- Nie - spuściłam wzrok - Nie chcę i on zapewne też nie chce mnie oglądać.  Poza tym wychodzę zaraz.
- Gdzie znowu? - warknęła - Znowu chcesz do Paradise iść? Po moim trupie!
- Żadne Paradise - przewróciłam oczami - Dzwoniłam do Maxa, jadę do niego na stajnię się pożegnać z nim i Irysem. Planujemy pojechać w wspólny teren.
- Dobra - rzuciła spokojniejsza i wzięła do ręki walizkę - Uważaj tylko na siebie.


Wyszedłem z pokoju zamykając drzwi najciszej jak potrafiłem. Była tak przemęczona całą sytuacją, że nie trwało długo jak zasnęła opatulona białą pościelą. Siedziałem przy niej, dopóki nie miałem pewności, że odpłynęła do krainy snów. Cały czas leżąc obok mojej córeczki przyglądałem się każdemu jej calowi, karcąc się w myślach jak mogłem się nie domyślić, jak mogłem nic nie podejrzewać.
Udałem się na dół słysząc z salonu jakieś śmiechy. Głos Isy rozpoznałem od razu, dopiero po chwili zorientowałem się, że drugi śmiech należy do mojej kochanej siostrzyczki. W głębi serca ucieszyłem się, że będę mógł się do kogoś przytulić i wyrzucić wszelki smutek i złość we mnie siedzące.
- A kto to wpadł z wizytą? - zaśmiałem się wchodząc do salonu, gdzie kobiety od razu na mnie spojrzały - Co sprowadza moją młodszą siostrzyczkę w moje skromne progi?
- Ty już nie bądź taki skromniacha - uniosła kąciki ust i podeszła do mnie całując mnie w policzek - Dawno mnie tutaj nie było, postanowiłam sprawdzić czy jeszcze żyjesz.
- Isabello, przyniesiesz nam herbaty? - spojrzałem na gosposię, którą kiwnęła twierdząco głową i wyszła z salonu - Chodź - złapałem Janet za rękę i posadziłem na kanapie, zajmując miejsce obok niej.
- Sądząc po Twojej minie, zachowaniu i stylu bycia to coś się wydarzyło - spojrzała na mnie niepewnie - Że z Lisą skończone to wiem, brukowce trąbią o tym od kilku dni aż do znudzenia.
- Nie chodzi tutaj o Lisę - wbiłem wzrok w dywan - Miałaś rację Janet... Diana też ją miała...
- Ale że co? - spojrzała na mnie pytająco - Z czym miałyśmy rację?
- Co do Michelle.
- Dalej nie rozumiem - pokręciła głową - Przecież wiesz, że od zawsze wam kibicowałam i...
- Miałem na myśli małą.
- Evę? - otworzyła szerzej oczy - Córkę Michelle?
- Naszą córkę - poprawiłem kobietę na co pisnęła i rzuciła mi się na szyję.
- Mike nie masz pojęcia jak się cieszę! - krzyczała mi do ucha, a ja próbowałem się wyrwać z jej uścisku - Ej... - odsunęła się w końcu ode mnie widząc moją pochmurną minę - Ale że co? Nie cieszysz się? Mike w końcu wszystko się układa...
- Nic się nie układa - przerwałem widząc, że wchodzi Isa z naszą herbatą. Podziękowałem kobiecie i znów zwróciłem się do siostry gdy zostaliśmy sami - Michelle mnie okłamała. Zadrwiła ze mnie, zrobiła idiotę. Odizolowała mnie od mojej córki wbrew mojej woli.
- Ale Mike...
- Nie ma ale - warknąłem wstając z miejsca - Odebrała mi 6 lat, rozumiesz? Całe sześć lat z życia mojej małej córeczki. Nikt mi tego nie zwróci. Jeszcze niedawno byłem jej całkiem obcym mężczyzną, a dzisiaj jestem ojcem? Jak to wygląda Janet? Michelle okłamywała mnie cały ten czas, a ja jej jak idiota wierzyłem w każde słowo.
- Więc... Więc co jej powiedziałeś? - Janet momentalnie posmutniała - W sensie...
- W sensie powiedziałem jej, że ma mnie zostawić w spokoju. Tak będzie lepiej, jeśli nic nie będzie nas już łączyć.
- Eva was łączy - rzuciła oschlejszym tonem - Wiem, że wciąż ją kochasz... Jesteś wściekły, wkurzony i najchętniej to byś pewnie rozniósł pół stanów, ale i tak w głębi serca wiesz dobrze, że skoro to uczucie przerwało tyle, to już nic was nie rozdzieli, nic was nie rozłączy. A jeśli faktycznie o niej zapomnisz, to staniesz się innym człowiekiem Mike. Nie można zmusić serca by wybierało rozsądnie, ono samo podejmuje decyzje.
- Nie - schowałem twarz w dłoniach - Nie po tym co mi zrobiła. Nie zaufam jej.
- A rozmawialiście chociaż, czy od progu zjechałeś ją od góry na dół? Porozmawiaj chociaż, dowiedz się co nią kierowało...
- To bez znaczenia - przerwałem jej - Nie dam jej znowu sobą manipulować. No i proszę nie mów nikomu, nawet rodzinie o Evie. Nie chcę aby od razu cały świat trąbił że Michael Jackson ma 5-letnią córkę. Muszę pomyśleć jak to wszystko ułożyć - naszą rozmowę przerwał jeden z moich ochroniarzy. 
- Panie Jackson, kobieta która przedstawia się jako Natalia Rose mówi, że przyjechała do Pana, czy mam...
- Wpuść ją - westchnąłem gdyż nie miałem ochoty na rozmowę z Nat.
- To ja już może pójdę - Janet wstała z miejsca biorąc do ręki swoją torebkę - I tak miałam wpaść tylko na chwilkę.
- Zostań, to nie potrwa długo...
- Naprawdę, i tak miałam się zbierać - posłała mi swój cudowny uśmiech, złożyła pocałunek na moim policzku i wymaszerowała z salonu zostawiając mnie samego. 
Opadłem na kanapę analizując wszystkie słowa mojej siostry. Nie... Nie mogę wybaczyć Michelle, to zaszło za daleko. Zraniła mnie w sposób niewyobrażalny, przekreślając jednocześnie wszystko co nas łączyło, całą naszą miłość.
- Mogę? - usłyszałem głos przyjaciółki, która stała niepewnie w wejściu - Michael mam coś dla...
- Jeśli przyjechałaś po Evę to nic z tego - warknąłem - Zostaje dzisiaj tutaj.
- Ogarnij królu hormony bo zaraz dostaniesz w te swoje złote kalesony - rzuciła oschle kładąc obok mnie na kanapie jakąś walizkę - To są rzeczy małej. Ubrania, zabawki i wszystko co miała ze sobą w stanach. Michelle kazała też przekazać, że resztę jej rzeczy z Londynu prześle pocztą w ciągu kilku dni.
- Taka z niej mamuśka? Teraz się dziecka pozbywa? - prychnąłem pod nosem - Teraz wiem, dlaczego mi powiedziała o tym. Znudziło jej się więc...
- Oh zamknij jadaczkę w końcu! Jak Ci coś nie pasuje, to zabiorę Evę do siebie.
- Po moim trupie - warknąłem zdając sobie sprawę, że pierwszy raz od tylu lat kłócę się z Natalią.
- Da się załatwić - syknęła, a ja posłałem jej groźne spojrzenie - I co się tak gapisz? Nie masz pojęcia o tym co przeżywała Michelle. Nie masz pojęcia jak cierpi teraz.
- A ja nie cierpiałem? Nie cierpiałem gdy odeszła? 
- Sama wychowywała Evę, jest cudowną matką więc nie masz prawa...
- I dlatego teraz zostawia ją? Taka z niej cudowna matka?
- Nie masz pojęcia dlaczego ją zostawia - jej wyraz twarzy lekko mnie zaniepokoił, wiedziałem już że coś się stało, lecz postanowiłem olać to. Dość skupiania się na niej, pora zając się sobą - Przyszłam tylko z walizką. Jutro Miśka koło 12 wpadnie pożegnać się z Evą.
- Nie leci do Londynu tylko po resztę rzeczy małej? - chcąc nie chcąc spytałem zaniepokojony dziwną myślą, że znów ucieka na inny kontynent.
- Nie. Wylatuje do Londynu na stałe.
- Nie ma w planach nawet córki odwiedzać? - zaśmiałem się pod nosem - Tego się po niej nie spodziewałem.
- Myśl sobie co chcesz, ale nie wiesz ile trudu ją kosztuje ta decyzja. Ja Ci nie powiem o co chodzi, jeśli będziesz chciał sam ją zapytasz.
- Gówno mnie interesują jej decyzje - warknąłem - Chce? Niech leci. 
- Opiekuj się małą - rzuciła o dziwo spokojnym i przepełnionym bólem głosem.
Gdy widziałem jak wychodzi z salonu chciałem za nią pobiec... Przytulić się i rozpłakać, jednak duma była zbyt wielka. Gdy wyszła z pomieszczenia ukryłem twarz w dłoniach zdając sobie sprawę, że moje usta mówią coś całkiem sprzecznego z tym co krzyczy serce. Same uczucia niczego nie naprawią. Mówi się,że miłość wszystko wybaczy. Ale to nieprawda. Nie, kiedy dusza jest tak bardzo zraniona. Wybaczenie ma się w sercu, a nie na języku. Trzeba poczuć, że wybaczasz, a nie rzucić jednym pięknym słowem.


Myśl, że być może to ostatni raz gdy dane mi jest wsiąść na Irysa sprawiała, że zaczęłam doceniać nawet każde pociągnięcie szczotką po jego sierści. Jakbym każdym ruchem się z nim żegnała. Max wiedział już o mojej chorobie, oraz o sytuacji z Evą i Michaelem. Myśl że mam przy sobie takich przyjaciół jak on i Nat była dla mnie najpiękniejszą rzeczą, jaką mogłam sobie wymarzyć.
Stajnia od małego była moim drugim domem. Max poza byciem przyjacielem - był również moim trenerem. Pamiętam te czasy jakby były wczoraj  - jak przyjeżdżał do mnie do domu i prowadził treningi. Zostawał na kolacjach, gdzie z moim ojcem rozmawiali o piłce nożnej i motorach. Pamiętam jak jeździliśmy razem na zawody. Wspólne szczęście po zwycięstwie, oraz wspólny ból po porażce. To wszystko składało się na najpiękniejsze lata mojego życia, kiedy miałam przy sobie moich przyjaciół i oboje rodziców, za którymi tęsknota dotykała mnie każdego dnia, każdego ciemnego wieczoru gdy tylko zamykałam oczy.
- Gotowa? - podszedł podając mi ogłowie - Pomóc Ci z popręgiem?
- Nie, aż tak nie wypadłam z wprawy - zaśmiałam się - Gdzie jedziemy?
- Skoro chcesz jutro zniknąć z mojego świata, muszę Cię pożegnać jak należy. 
- Tak jest cowboyu - wzięłam od mężczyzny ogłowie i zabrałam się za zakładanie go na głowę Irysa - A Ty gotów?
- Tylko na Ciebie czekam - puścił mi oczko podchodząc do Kovera, który był teraz jego głównym koniem skokowym. 
Nie chciałam się spieszyć - chciałam się cieszyć i napawać tymi chwilami jak najlepiej. Z tego powodu z stajni wyjechaliśmy dość późno, a słońce schodziło coraz niżej goniąc w kierunku horyzontu.
- Jesteś pewna swojej decyzji? - przyjaciel zrównał ze mną tempo - Powinnaś zostać tutaj z nami, z ludźmi którzy Cię kochają.
- Nie chcę litości.
- Nikt nie mówi o litości - zaśmiał się - Ale tam będziesz sama. Cokolwiek będzie się działo, my nie będziemy mieć żadnych informacji. Jak mamy funkcjonować i zastanawiać się jednocześnie czy...
- Czy jeszcze żyję? - spojrzałam na niego domyślając się pytania - Tak będzie łatwiej.
- Łatwiej dla nas czy dla Ciebie?
- Dla wszystkich.
- Dla Evy również? Przez 6 lat nie miała ojca, a teraz gdy go odzyskała ma stracić matkę? - nie dawał za wygraną co mnie zaczęło irytować.
- Max posłuchaj... Nie mogę dawać jej nadziei na pełną, kochającą się rodzinę. Niedługo...
- Nie przekreślaj się od razu - warknął - Rokowania lekarzy są różne, często nietrafne. Możesz dać i jej i Michaelowi ten czas. To będzie bezcenne, bez względu ile będzie trwało.
- Nie rozumiesz, że on mnie już nie chce? Nie będę się na siłę tłumaczyć, nie będę błagać o wybaczenie. To nie w moim stylu.
- On Cię kocha.
- I nienawidzi.
- To bez znaczenia - warknął i ruszył galopem pod górkę, co i ja uczyniłam jadąc za nim.
Nawet nie zauważyłam, że robi się coraz ciemniej. Niebo przybierało kolorową barwę, a las w oddali wydawał się coraz bardziej mroczny. Na szczycie wzgórza zatrzymaliśmy się spoglądając w krajobraz przed sobą. Widok odebrał mi dech w piersiach. Zachodzące słońce znikało gdzieś w oddali, zostawiając w tafli stawu przepiękną smugę. Zmierzch jednak to tylko złudzenie, gdyż słońce jest albo nad horyzontem, albo za nim. A to znaczy, że dzień i noc łączy szczególna więź i nie istnieją bez siebie, ale też nie mogą istnieć równocześnie. Czy to nie było właśnie to? Być zawsze razem, a mimo to nieustannie osobno?

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Naj­gor­sza, naj­trud­niej­sza do wy­lecze­nia niena­wiść to ta­ka, 
która zajęła miej­sce wiel­kiej miłości."


6 komentarzy:

  1. Złote kalesony - mistrzostwo! xDxD:D Nie ma to jak komuś przysrać, naprawdę.
    Super odcinek, ciężko będzie tyle wytrzymać do następnego, z wiadomych powodów. Ale damy radę. :D Życzę zabawy we Francji i pozdrowionka. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeeeeee....!!!! Dlaczego ty mi to robisz???? Co ja ci człowieku zrobiłam??
    Tak w ogóle to cześć ;)
    Kończyć w takim momencie... Cały czas ryczałam jak bóbr, a uwierz ja rzadko rycze... To było takie piękne, a jednocześnie smutne... Szkoda, że nie widziałaś mojej miny bo byś padła ze śmiechu xD
    Wracając...

    Michael, Michael, Michael... czy mi się wydaje czy pokazał swoje drugie ja? Jak on mógł się tak zachować? Jak? Mógłby jej chociaż wysłuchać, ale nie bo szanowny pan King of pop musiał się wydrzeć. Zero, zero zrozumienia z jego strony... Chociaż patrząc na to z drugiej strony to...nie dziwię mu się. Taki zleksza szok 6 lat nic i tu nagle że jest ojcem ( ja to bym na zawał zeszła xD). Ciekawe naprawde ciekawe jak ta cała historia się potoczy dalej...

    Miśka skoro se naważyłaś piwa to teraz je wypij. Nie mogłaś od razu mu powiedzieć i byłby święty spokój. Byłby prawie Happy End. Ale nie bo każdy wie lepiej... Ale, ale, ale...żeby tak zostawiać tą biedną małą istotkę i spieprzyć do Londynu to już jest kuźwa szczyt. Jednak jest troskliwą matką, bo przecież chce oszczędzić małej cierpienia jej powolną śmiercią... Znając życie podjęła jedną z gorszych decyzji. Co ja robię Miśka rzuć wszystko i zostań tam gdzie jesteś.

    Mała Evcia kurcze ja mam taką nadzieję, że ona wyleci do Mikea z takim tekstem typu "Tatusiu a wiesz że mama niedługo pójdzie do aniołków i spotka babcię i dziadka?" Ja bym chciała widzieć jego minę jakby mi tak powiedziała. Ta mała rozwala mój skomplikowany system. Takie małe niewinne coś ma stracić matkę (kuźwa wera nie rycz teraz).

    Dalej mam nadzieję że tego Emilio srillio przez "przypadek" rozjedzie samochód albo coś gorszego. Natka jest najlepszą przyjaciółką ever...

    To chyba tyle. Życzę udanej podróży i duuuuużo bardzo dużo weny!!!
    Do zobaczenia ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka! Dotarłam, wybacz za lekkie opóźnienia, ale wczoraj jak zorientowała się, że jest notka było po północy, a ja od rana lepiłam u siebie. Teraz mogłam w końcu usiąść i przeczytać. No wiesz ty co? Nie spodziewałam się aż takiego obrotu wydarzeń, ale nie zmienia to faktu, że pierwszy akapit był niekwestionowanie (moim skromnym zdaniem) dotychczas najcudowniejszym momentem w opowiadaniu. W moim postrzeganiu Michael był najlepszym ojcem na świecie, zawsze tak uważałam i myśle, że raczej moje postrzeganie się nie zmieni. Zawsze mnie takie sceny rozczulają i rozczulać będą! W końcu mógł uściskać Eve nie jako dziecko swojej miłości, a jako swoją córke. Ohh God, posrałam się w momencie gdy ten zaczął ją obcałowywać. Cudo!
    Jego wkurw na Michelle jest zrozumiały i można było się tego spodziewać, że tak zareaguje. To jednak było ICH dziecki, a nie Miśki. Michael we wszystkich wyrzutach miał racje, ale za ten tekst z tym Davidem jestem na niego zła. Może i kierowały nim negatywne emocje, ale mówiąc Miśce, że zasługuje tylko na związek z człowiekiem, który był skurwielem. Żadna kobieta nie zasługuje na to by być tak traktowana. Jackson to znowu odpierdzielił maniane tak jak wtedy gdy się dowiedział o tym związku.
    Ale dobrze, że w końcu Miśka to powiedziała: lepiej późno niż wcale, jak to sie mówi. Chociaż niech ją Boska ręka chroni przed wym wyjazdem. Jakaś mnie znieczulica dopadła, ale to powiem: wtedy też uciekając myślała o Michaelu i popełniła błąd. W konsekwencji Michael ją znienawidził, a Eva wychowywala się tyle lat bez ojca. A teraz robi to drugi raz i nie sądze by było im łatwiej: jej, Michaelowi, Evie no i całej reszcie.
    Dlatego nich Jackson się ogarnie i ratuje swoją miłość bo nie wierze w to, że tak z dupy się odkochał. Miłość wszystko zwycięża, udowodnili to nie raz i myśle, że przy kolejnym razie korona im z głowy nie spadnie.
    No też kurcze jestem w sumie zła, że w takim momencie skończyłaś i weź bądź człowieku mądry i czekaj 646678578 dni aż akcja będzie się dalej toczyć. Ogólnie notka wyszła świetnie jak zawsze!
    Co do Twojego wyjazdu: Masz mi wrócić wszystkimi kończynami i całą głową!!! I uważaj mi tam na siebie! Życze miłej podróży, a potem zajebistej zabawy! Trzymaj się Patryniu!! ;***

    Ps: Czekam na nexta no i oczywiście życzę masyyy weny!!! ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże!
    Do tej pory nie komentowałam, bo zwyczajnie brakowało mi słów. Michelle uczyniła życie swoje i swoich bliskich jakąś... operą mydlaną? Telenowelę? Kłócą się, nienawidzą, kochają, obijają sobie mordy... Michelle przypomina mi trochę Balladynę. Jedno jej przewinienie, czyli ucieczka do Londynu pociągnęła za sobą szereg kłamstw i krzywd. Teraz, gdy już wszystko jest dostatecznie pojebane, być może w formie karmy przychodzi choroba. Z taką różnicą, że ona ma jeszcze szansę wszystko naprawić i wierzę, że tak właśnie zrobi.
    Nie można zapomnieć, że dziewczyna we wszystkim miała dobrze intencje. Niekiedy po prostu tak jest, wydaje się nam, że wiemy najlepiej co robić i nie słuchamy nikogo. Jednak nie można wtedy powiedzieć takiej osobie "a nie mówiłam", ale spróbować pomóc i jakoś to odkręcić. Tak właśnie robią prawdziwi przyjaciele, jakimi dla Miśki są Nat i Max.
    Michael kocha Michelle. Czy gdyby jej nie kochał, tak bardzo bolałoby go wszystko, co zrobiła? No właśnie, i w tym rzecz. Jedno jest pewne - dzięki niemu Eva nawet bez mamy nigdy nie będzie sama.
    Ostatnie rozdziały dostarczyły mi zarówno wzruszeń, jak i śmiechu i nerwów, ale jedno jest pewne - w tej historii widać Ciebie. Twoje poglądy, Twój stosunek do wielu spraw. I dzięki temu czytelnik nie czyta po prostu jakiegoś tak fanfica - czyta, a nawet uczestniczy w pewnym sensie w powieści z duszą. Co tam, że przez to, zamiast pisać swoje opo, godzinami analizuje postępowanie bohaterów Twojego.
    Także nie miej pretensji o to, że nic nie wrzucam! To Twoja wina. XD
    A teraz pozostaje czekać aż wrócisz cała i zdrowa. :3
    Buziaki!
    Alex ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dotarłam XD cieszę się, że Michelle wreszcie powiedziała Michaelowi prawdę. O małej Evie. Mam nadzieję, że Michelle kiedyś szczerze porozmawia z Michaelem i że kiedyś wrócą do siebie.
    Dawno mnie tu nie było. XD w wolnym czasie obiecuję nadrobić i skomentować zaległe notki. Taak wiem
    Krótki kom, ale jestem przed samymi maturami i stres mnie zżera. :/Do następnego!
    Ważka. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć Patka! <3
    Ja pierdole czemu Ty zawsze dajesz takie rozdziały? XD Takie wkurwiająco wkurwiające. Ale się dzisiaj naprzeklinam!
    No dobra zacznijmy od początku. Jedyna scena, która podobała mi się w tym rozdziale to ta kiedy Evcia rzuciła się Michasiowi na szyję i powiedziała do niego "tatusiu" to było mega słodkie, ale przede wszystkim rozczulające, po prostu piękne :) :) :)
    Jak wiesz pewna osoba zdążyła już mnie zdenerwować, a może dwie osoby...
    Naprawdę nie dziwię się, że Michael tak na wszystko zareagował. Znienawidził Michelle, ale tak się zastanawiam czy znienawidził tak na AMEN czy dalej ją kocha? To jest dobre pytanie. Działał pod wpływem emocji, poczuł się oszukany jak nigdy dotąd i powiedział wiele przykrych słów. Miśka w pełni na to zasłużyła i dobrze, że to rozumie.
    Tylko teraz tak. Dlaczego ona chce znowu wrócić do Londynu? "Tak będzie lepiej dla nas wszystkich" - kurwa jak ja to słyszę to mnie kurwica bierze.
    Kobieto! Dla kogo lepiej? To zwykłe tchórzostwo! Odpierdoliła maniane to teraz ucieka. Znowu ucieka! Zamiast próbować wszystko naprawić. Ona na starcie się poddaje. Michael wiele razy jej wybaczył i wybaczy i tym tylko musi dowiedzieć się o wszystkim. Muszą usiąść na dupie w końcu, a nie kurwami rzucać, pretensje, płacz i lament tylko rozmowa. Szczera kurwa rozmowa.
    Dobra zostawiła małą i Michaela samych, wyjechała z Neverlandu i dobrze, bo powinna dać MJ czas. Czas żeby wszystko sobie przemyślał. Ale na następny dzień powinna do niego pojechać i mówię CHOCIAŻ SPRÓBOWAĆ z nim porozmawiać, wyjaśnić. On nawet nie wie, że Miśka jest śmiertelnie chora. Boże jak ta dziewczyna mnie wkurwia!
    Patryniu jak wiem, że jesteś bardzo podobna z charakteru do głównej bohaterki Twojego opo, ale mam nadzieję, że jednak nie do końca. No chyba, że jeszcze nie poznałam Cię od tej "wkurwiającej strony" XDDD
    Dobra wracając do rozdziału. Moim zdaniem Miśka popełnia kolejny błąd i zamiast wszystkich uszczęśliwić tym wyjazdem...Boże no w głowie mi się nie mieści jak można być tak egoistycznym? Przecież dobrze wie, że zostało jej mało czasu i zamiast spędzić go z najbliższymi, kurwa własną córką już chuj z Jacksonem, bo on to jest na nią śmiertelnie obrażony to ona sobie wyjeżdża! Bo tak się jej podoba. Nie ja naprawdę nigdy nie zrozumiem niektórych ludzi.
    Jeżeli Michael wybaczy Michelle to to będzie cud nad Wisłą. Jeżeli w ogóle wybaczy. Nie jestem w stanie określić czy tak się stanie, u Ciebie nie można być pewnym niczego, tu może się wydarzyć wszystko xD i końcowy efekt zawsze zaskakuje :)
    Dodam jeszcze, że Michael zdenerwował mnie tym jak zaczął na Natalię warczeć, kurna dziewczyna nic nie zrobiła, chce im pomóc, a ten teraz co? Będzie się na wszystkich wyżywać? Nie powinien tak robić.
    Mam tą cholerną nadzieję (zawsze mam) że on jej przebaczy. Miśka nie zrobiła tego by go zranić, by cierpiał tylko by był szczęśliwy co dla mnie jest śmieszne, ale dobra najważniejsze, że nie chciała go zranić, ale niestety tak wyszło i tyle.
    Matkoo ile emocji! :D
    Ile wkurwiania xD
    Ile płaczu xDD
    Czasami się zastanawiam co musi się u Ciebie wydarzyć, żebym ja w końcu zawału dostała. Aż dziwne, że moje serducho już tyle wytrzymało no :D
    Pisz gnoju zasrany szybko następny rozdział!
    Ej, ale ja pamiętam...niby miało być już w miarę okej.A tu co? Wszyscy się nienawidzą. Oj ile ja mam czekać na ten Happy End? Jeżeli w ogóle taki happy będzie.
    Życzę dużooo weny!
    Pozdrawiam gorąco :****

    OdpowiedzUsuń