Na wstępie jak zawsze mini ogłoszenia parafialne ;3
Jakoś w przeciągu tygodnia mam spotkanie pewne informacyjne, więc bd mogła się spokojnie dowiedzieć, czy na czas wakacji będę zmuszona zawiesić bloga, czy też nie.
Lipiec raczej będzie funkcjonalny: mam szkolenie szybowcowe wtedy, ale napisze sb do przodu i na lotnisku w chwili przerwy zawsze bd mogła opublikować.
Jak będzie z sierpniem i wrześniem - nie wiem, gdyż to zależy czy będąc za granicą będę miała tam dostęp do internetu, czy też nie. Wybieram się na praktyki na drugi koniec Europy (prawdopodobnie Hiszpania), niedługo mam spotkanie to może się dowiem, jak tam będzie z 'kontaktem ze światem'. Obiecuję, że jak nam zapewnią darmową sieć to również i na ten czas napisze do przodu, aby co jakiś czas wam móc coś opublikować:)
Tak wiem mną nosi znowu po świecie, ale cóż zrobić xD
Niby mogę wziąć normalne praksy w biurze podóży kilka km od mojego domu, ale po co skoro można jechać w nowe miejsca, do nowych ludzi i przeżyć kolejną mega przygodę? :D
To nic, stęsknicie się za mną za rok dopiero bo wtedy aż na 3 miesiace jadę do Grecji pracować xD O ile przejdę pomyślnie wszystkie kroki, jakie Erasmus mi narzucił, ale jestem na bardzo dobrej drodze póki co :D
Po przeczytaniu rozdziału zachęcam was do obejrzenia powyższego filmiku: Matt pokazał na nim idealnie coś, dzięki czemu część z was pewnie zaczai, dlaczego nie chcę siedzieć w jednym miejscu :D
Rezygnacja z marzeń tylko dlatego że wymagają one czasu jest bezsensowna... Pamiętajcie: czas i tak upłynie!:)
PS: Marysia - 02:33 od razu z Tobą mi się skojarzyło xD <3
Pozdrawiam!:)
~~~~~
Za każde złe słowo chciałam przepraszać, usiąść mu na kolanach, wtulić się. Chciałam uciec, zabrać go, schować się gdzieś poza światem. Ale się nie udało. I najbardziej żałuję teraz czasu, który zmarnowałam na denerwowanie się na głupie rzeczy, które przecież sama robię, na pakowanie walizki, uciekanie, krzyki i kłótnie. Żałuję tego, że nie potrafiłam docenić tych rzeczy, które były tego warte, nawet te najdrobniejsze. Trzeba doceniać, cieszyć się życiem bez świadomości, że ktoś zaraz odbierze nam całe szczęście schowane w drugim, ukochanym ciele.
Po wczorajszej rozmowie z Michaelem byłam na siebie cholernie zła. Miałam się od niego izolować, miałam w końcu zacząć racjonalnie myśleć, i co?
Tak czy siak chciałam odwiedzić tę plażę. Za tamtych czasów wiele ona dla mnie znaczyła, a bycie tam razem z nim będzie mnie tylko umacniać w przekonaniu, jak wiele straciłam.
Wracałyśmy z Evą z cmentarza. Chciałam jak najwięcej czasu spędzić z rodzicami, gdyż tysiące kilometrów nas dzielące uniemożliwiały mi spotkania po moim wyjeździe. Oczywiście gdy Eva dowiedziała się, że znów dzień spędzi u boku Michaela - szczęściu nie było końca.
Faktem jest - że nigdy, żaden mężczyzna nie poświęcał jej tyle uwagi co Mike. Od razu odnalazła w nim to, czego tak bardzo pragnęła i czego tak bardzo jej brakowało.
- Gorąco... - rzuciła, gdy już prawie byłyśmy pod domem Natali - Gorąco mi.
- Zaraz będziemy w domku.
- Mamuś... A to nie Emilio? - spojrzałam w kierunku, w którym aktualnie patrzyła moja córka.
Co on tutaj robił do jasnej cholery? Stał pod domem Nat, oparty o swój samochód najwyraźniej na nas czekając. Nie powiem, że nie było mi to na rękę - chciałam spotkanie z Michaelem utrzymać przed nim w tajemnicy, aby znów nie robił problemów i scen.
- Kochanie, nic nie wspominaj o dzisiejszym wypadzie na plażę, dobrze?
- Dlaczego? - spojrzała na mnie pytająco.
- Po prostu, proszę Cię zrób to dla mnie... - urwałam, widząc że jest już blisko nas.
Posłałam mężczyźnie fałszywy uśmiech i pocałowałam go w policzek.
- Co tutaj robisz? - spytałam spoglądając mu w oczy.
- Pomyślałem, że może pojedziemy gdzieś razem - wyszczerzył się - A potem pojedziemy do mnie... - już chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się lekko i rzuciłam najpoważniej jak mogłam:
- Eva źle się czuje, wolę zostać z nią w domu - spojrzałam na córkę z nadzieją, że nie wyda mnie przy mężczyźnie.
- Nie może zostać z Twoja przyjaciółką?
- Emilio, to jest moja córka, a nie Natalii.
- Ale zająć się może przecież?
- Dość - warknęłam, powoli tracąc cierpliwość - Zobaczymy się jutro.
- A jak jej nie przejdzie do jutra?
- To sobie poczekasz - przewróciłam oczami - Zadzwonię do Ciebie jutro rano.
- Posłuchaj mnie uważnie - syknął i podszedł do mnie łapiąc mnie za brodę unosząc moją twarz lekko do góry - Nie lubię, jak ktoś robi sobie ze mnie żarty.
- Emilio, to boli - spojrzałam na niego lekko przerażona, próbując zdjąć jego rękę, ale on zamiast tego jeszcze mocniej zacisnął nie pozwalając mi tym samym się ruszyć.
- I prawidłowo, ma boleć - zaśmiał się, a ja poczułam napływające mi do oczu łzy.
- Zostaw mamusię - Eva podeszła i przytuliła się do mojej nogi, również była bliska płaczu - Zostaw.
- Ty się gówniaro nie wtrącaj w sprawy dorosłych.
- Nie mów tak do niej - odepchnęłam go od siebie, czując nagły przypływ siły po tym jak się zwrócił do mojej córki - Nie masz prawa tak do niej mówić.
- A ty nie masz prawa robić ze mnie idioty - rzucił, a ja sama nie wiem czemu poczułam się winna całej sytuacji. Niby to on mnie teraz skrzywdził, jednak miał rację: okłamywałam go, robiłam z niego idiotę, gdyż przecież Eva wcale nie była chora, a nie chciałam po prostu, aby wiedział o spotkaniu z Michaelem.
- Przepraszam - szepnęłam z lekką pokorą w głosie - Jutro się zobaczymy, dobrze?
- Tak lepiej - uśmiechnął się triumfalnie, pocałował mnie krótko i wsiadł do swojego samochodu, odjeżdżając z piskiem opon.
- Mamusiu, dlaczego mu powiedziałaś, że jestem chora? - Eva spojrzała na mnie pytająco, a ja zdałam sobie sprawę jak złych nawyków uczę córkę swoim zachowaniem.
- Emilio byłby zły, że znów jedziemy gdzieś z Michaelem - ukucnęłam przy niej i powiedziałam prawdę, nie chcąc jeszcze jej dodatkowo okłamywać - Oni się zbytnio nie lubią, wiesz?
- A za co go przeprosiłaś? Przecież chciał Ci zrobić krzywdę... - przytuliła się do mnie, a ja byłam już bliska płaczu - On jest zły.
- To nie tak myszko - pocałowałam ją w czółko - Nie musisz się go bać, on nic nam nie zrobi. Obiecaj mi, że nie powiesz nic Michaelowi, o tym zdarzeniu, dobrze?
- Ale...
- Obiecaj - przerwałam jej i spojrzałam na nią stanowczym wzrokiem - Musisz mi obiecać, inaczej koniec z widywaniem się z Mike'm.
- No dobrze... Obiecuję - rzuciła zrezygnowanym głosem.
W momencie, gdy czułam ból fizyczny jaki mi sprawiał Emilio, przypomniał mi się mimowolnie ktoś, kto kiedyś bólem fizycznym ponoć okazywał mi swoją miłość: David. Nigdy nie zapomnę tego związku, jak i uczuć we mnie wtedy się tlących. Nawet Michael gdy dowiedział się o tym, uznał to za chore i nienormalnie. W końcu jak można celowo zadawać ból komuś, kogo się kocha? Chyba byłam już na to skazana, chyba własnie taka miłość była mi pisana. Znalazłam się chyba w krainie, gdzie przemoc jest najbardziej stabilną i wartościową walutą.
- Kochanie, nic nie wspominaj o dzisiejszym wypadzie na plażę, dobrze?
- Dlaczego? - spojrzała na mnie pytająco.
- Po prostu, proszę Cię zrób to dla mnie... - urwałam, widząc że jest już blisko nas.
Posłałam mężczyźnie fałszywy uśmiech i pocałowałam go w policzek.
- Co tutaj robisz? - spytałam spoglądając mu w oczy.
- Pomyślałem, że może pojedziemy gdzieś razem - wyszczerzył się - A potem pojedziemy do mnie... - już chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się lekko i rzuciłam najpoważniej jak mogłam:
- Eva źle się czuje, wolę zostać z nią w domu - spojrzałam na córkę z nadzieją, że nie wyda mnie przy mężczyźnie.
- Nie może zostać z Twoja przyjaciółką?
- Emilio, to jest moja córka, a nie Natalii.
- Ale zająć się może przecież?
- Dość - warknęłam, powoli tracąc cierpliwość - Zobaczymy się jutro.
- A jak jej nie przejdzie do jutra?
- To sobie poczekasz - przewróciłam oczami - Zadzwonię do Ciebie jutro rano.
- Posłuchaj mnie uważnie - syknął i podszedł do mnie łapiąc mnie za brodę unosząc moją twarz lekko do góry - Nie lubię, jak ktoś robi sobie ze mnie żarty.
- Emilio, to boli - spojrzałam na niego lekko przerażona, próbując zdjąć jego rękę, ale on zamiast tego jeszcze mocniej zacisnął nie pozwalając mi tym samym się ruszyć.
- I prawidłowo, ma boleć - zaśmiał się, a ja poczułam napływające mi do oczu łzy.
- Zostaw mamusię - Eva podeszła i przytuliła się do mojej nogi, również była bliska płaczu - Zostaw.
- Ty się gówniaro nie wtrącaj w sprawy dorosłych.
- Nie mów tak do niej - odepchnęłam go od siebie, czując nagły przypływ siły po tym jak się zwrócił do mojej córki - Nie masz prawa tak do niej mówić.
- A ty nie masz prawa robić ze mnie idioty - rzucił, a ja sama nie wiem czemu poczułam się winna całej sytuacji. Niby to on mnie teraz skrzywdził, jednak miał rację: okłamywałam go, robiłam z niego idiotę, gdyż przecież Eva wcale nie była chora, a nie chciałam po prostu, aby wiedział o spotkaniu z Michaelem.
- Przepraszam - szepnęłam z lekką pokorą w głosie - Jutro się zobaczymy, dobrze?
- Tak lepiej - uśmiechnął się triumfalnie, pocałował mnie krótko i wsiadł do swojego samochodu, odjeżdżając z piskiem opon.
- Mamusiu, dlaczego mu powiedziałaś, że jestem chora? - Eva spojrzała na mnie pytająco, a ja zdałam sobie sprawę jak złych nawyków uczę córkę swoim zachowaniem.
- Emilio byłby zły, że znów jedziemy gdzieś z Michaelem - ukucnęłam przy niej i powiedziałam prawdę, nie chcąc jeszcze jej dodatkowo okłamywać - Oni się zbytnio nie lubią, wiesz?
- A za co go przeprosiłaś? Przecież chciał Ci zrobić krzywdę... - przytuliła się do mnie, a ja byłam już bliska płaczu - On jest zły.
- To nie tak myszko - pocałowałam ją w czółko - Nie musisz się go bać, on nic nam nie zrobi. Obiecaj mi, że nie powiesz nic Michaelowi, o tym zdarzeniu, dobrze?
- Ale...
- Obiecaj - przerwałam jej i spojrzałam na nią stanowczym wzrokiem - Musisz mi obiecać, inaczej koniec z widywaniem się z Mike'm.
- No dobrze... Obiecuję - rzuciła zrezygnowanym głosem.
W momencie, gdy czułam ból fizyczny jaki mi sprawiał Emilio, przypomniał mi się mimowolnie ktoś, kto kiedyś bólem fizycznym ponoć okazywał mi swoją miłość: David. Nigdy nie zapomnę tego związku, jak i uczuć we mnie wtedy się tlących. Nawet Michael gdy dowiedział się o tym, uznał to za chore i nienormalnie. W końcu jak można celowo zadawać ból komuś, kogo się kocha? Chyba byłam już na to skazana, chyba własnie taka miłość była mi pisana. Znalazłam się chyba w krainie, gdzie przemoc jest najbardziej stabilną i wartościową walutą.
Podobno wszystko co się zaczyna, zawsze kiedyś się skończy. Każdy początek ma swój koniec. Chyba tak jest ze wszystkim, kto z nas czegoś w swym życiu nie zaczynał z zapałem, z ekscytacją i wiarą, by potem odczuwać smutek i gorycz końca. I jaki tu sens coś zaczynać ze świadomością nieuniknionego upadku? Jednak pamiętajmy, że unikając porażki, nigdy nie osiągniemy zwycięstwa. Unikając smutku, nigdy nie osiągniemy szczęścia. W życiu trzeba chyba jak najwięcej zaczynać i żyć z wiarą w swoje wybory, a może kiedyś uda się złamać to przywiązanie i miłość, końca do początku.
Wstałem o świcie, gdy Lisa jeszcze spała. Tym sposobem udało mi się rano wymknąć do studia, bez kolejnej kłótni z nią. Czas spędzony na muzyce zleciał mi niespodziewanie szybko. Nie wiadomo kiedy nastało południe, a ja przypominając sobie co to oznacza - mimowolnie się uśmiechnąłem. Pełen energii wybiegłem ze studia i w przebraniu jak za starych, dawnych czasów, pojechałem po Michelle swoim prywatnym samochodem. Gdy zajechałem pod mieszkanie Nat już czekały na mnie na dole.
- Przepraszam za spóźnienie - rzuciłem, gdy wsiadły do samochodu - Zasiedziałem się w studio i...
- Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć - posłała mi swój piękny uśmiech - I tak po powrocie z cmentarza musiałam pomóc Natali w kilku rzeczach.
- Mike... - odezwała się Eva z tylnego siedzenia - Wyrosły Ci wąsy? - spytała lekko przerażona, na co razem z Michelle wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie, to tylko przebranie - wydusiłem w końcu z siebie - Żeby nikt nie nie rozpoznał - spojrzałem na nią we wstecznym lusterku.
- Już się przyzwyczaiłam do tej zakazanej mordy - rzuciła Michelle na tyle cicho, abym tylko ja ja mógł usłyszeć.
Spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać, co i ja również zrobiłem.
- Uwielbiasz to robić, prawda? - spytałem zerkając to na nią, to na drogę.
- Ale że co?
- Dokuczać mi - przygryzłem wargę - Nigdy nie przegapiasz okazji, aby mi dogryźć.
- Zbyt dużą frajdę mi to sprawia, by przegapiać okazje - zaśmiała się - Poza tym lubię, gdy się złościsz.
- A ja lubię, gdy się uśmiechasz - odpowiedziałem, na co spuściła zawstydzona wzrok i skupiła swoją uwagę na widoku za szybą.
Gdy zajechaliśmy na miejsce, od razu można było poczuć przyjemny zapach drzew i kwiatów, które dzięki braku ingerencji człowieka, długim pasem odgradzały plażę od reszty świata.
Zdjąłem z twarzy przebranie, zabierając ze sobą tylko kapelusz oraz parasol, który miał mnie chronić przed palącym słońcem, które dzisiaj było wyjątkowo dokuczliwe. Szum fal był niesamowitą muzyką dla uszu, po wielu godzinach spędzonych w sercu tętniącego życiem miasta. Jak zwykle plaża ta, oddalona od cywilizacji była cudownym schronem przed całym światem zewnętrznym. Pustka i cisza tutaj panująca, zawsze wpływała na mnie kojąco.
Przeszliśmy kawałek brzegiem w milczeniu. Mimo iż ta cisza biła mnie po uszach, czerpałem radość z tego, że była obok. Najpiękniejszym prezentem, który możemy dostać jest człowiek, który jest. Który daje obecność.. Każda miłość zaczyna się od obecności i do obecności się sprowadza. Dlatego też musimy być czujni. Wiedzieć jakich pytań nie zadawać, kiedy milczeć, dotykać, kiedy być, a kiedy zniknąć. Chcę być też przy niej pewny, że będzie dokładnie wtedy i w takim stopniu żebym ją czuł, a jednocześnie za nią tęsknił.
- Mamuś mogę wejść do wody? Chociaż troszeczkę? - podbiegła do nas Eva, która jak zawsze chodziła swoimi ścieżkami.
- Jasne, niedługo do Ciebie dołączę - uśmiechnęła się do córki po czym spojrzała na mnie - A Pan Jackson konik morski da się namówić czy boi się rekinów ?
- Chodź wredoto -złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
Usiedliśmy na piasku pod pobliskim drzewem rosnącym przy wydmach. W cieniu mogłem pozbyć się wszelkich przedmiotów chroniącym mnie przed słońcem. Przez chwilę przyglądałem się dziewczynce bawiącej po kolana w wodzie, po czym spojrzałem na Michelle siedzącą obok mnie i bawiącą się kijkiem w piasku.
- W tym tempie dokopiesz się do Chin - rzuciłem, na co zaśmiała się po czym również na mnie spojrzała.
- Widzę, że naszemu Królowi żarcik się wyostrzył - przygryzła delikatnie wargę - Widzisz, kopanie patykiem jest tańsze niż prywatne samoloty.
- A gdybyś faktycznie mogła się dokopać w jedno miejsce na ziemi, co by to było?
- Na pokład. Chciałabym znów być na pokładzie.
- Pokładzie? - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Na statku.
- Jakim statku? - nie kryłem zdziwienia - Czy...
- Tamten rejs... - zaczęła, a ja w końcu zrozumiałem o co jej chodzi - To był najpiękniejszy prezent jaki mogłeś mi dać.
- A pamiętasz, co Ci wtedy obiecałem? - spojrzałem na nią unosząc delikatnie kąciki ust - Obiecałem, że kiedyś znów Cię zabiorę.
- Mike, nawet o tym nie myśl - schowała twarz w dłonie domyślając się już co mi chodzi po głowie - Nie ma mowy.
- Dlaczego? Popłynęlibyśmy we trójkę, razem z Evą.
- Wykluczone.
- Obiecałem, daj mi dotrzymać słowa.
- Co na to Lisa? - spojrzała na mnie dość poważnie, co mnie lekko zbiło z tropu - Nie przyczynię się do rozpadu tego związku. Jeśli jesteś z nią nieszczęśliwy, to sam niszcz tę relację. To Twoje życie i Twoje decyzje, ale ja nie chcę mieć na nie jakiegokolwiek wpływu.
- Za późno - spuściłem wzrok wbijając go w piasek - Od kiedy pojawiłaś się w moim życiu, wszystko robiłem z myślą o Tobie.
- Ciągłe spotkania nie ułatwią nam mojego późniejszego wyjazdu.
- Nie musisz wyjeżdżać - skwitowałem, patrząc jej prosto w oczy - Przecież...
- Już o tym rozmawialiśmy - przerwała mi - Obiecałam, że zostanę jeszcze trzy tygodnie, a w zasadzie Ty mnie zmusiłeś.
- I wcale tego nie żałuję - uśmiechnąłem się - Już Ci mówiłem, że będę palił wszelkie mosty, żeby Cię zatrzymać.
- Nie zostanę Mike - spojrzała na mnie poważnym, lecz przepełnionym bólem wzrokiem.
- Zaskakujące jak jednym spojrzeniem, jesteś w stanie odebrać mi całą pewność siebie, odwagę i ostudzić wszelki zapał.
- Przepraszam - szepnęła niemal niesłyszalnie, po czym oparła głowę na moim ramieniu - Za wszystko.
- Nie przepraszaj.
- Muszę się chyba wybrać do lekarza.
- Coś się dzieje? - zaniepokoiłem się i spojrzałem na nią niepewnie - O co chodzi?
- Ostatnio miewam częste bóle głowy. Jestem też jakaś zmęczona co do mnie niepodobne.
- Robiłaś badania?
- Mam zamiar - utkwiła wzrok w falach - I tak zapewne moje bóle głowy to nic w porównaniu z tym, co Ty musiałeś przejść po reklamie dla Pepsi.
- Uśmiechniesz się?
- Co? - zerknęła na mnie patrząc jak na wariata.
- Uśmiechnij się - powtórzyłem, a ona niepewnie uniosła lekko kąciki ust - Wiesz co mi powiedziała kiedyś mama, gdy mieszkaliśmy jeszcze w Gary? Że najpiękniejszy jest człowiek uśmiechający się z Twojego powodu. Szczególnie jeśli jest to człowiek, który ukradł Ci chociaż odrobinę wnętrza.
- O kradzież mnie osądzasz? - zaśmialiśmy się - Kradziej!
- Prędzej mi do porywacza, bo jeśli nie zgodzisz się na ten rejs, to będę zmuszony Cię uprowadzić i siłą zapakować na pokład.
- Wariat - walnęła mnie w ramię i spojrzała na biegnąca w naszą stronę Evę. Oczywiście nie mogłem przegapić okazji, aby 'wkopać' Miśkę na dobre z tą podróżą.
- Chodź na chwilę - wyciągnąłem do małej ręce, a ona bez zawahania podeszła do mnie siadając mi na kolanach - Pływałaś kiedyś statkiem?
- Michael! - Michelle warknęła, bo już wiedziała o co mi chodzi, jednak zignorowałem ją całkowicie.
- Nie, nigdy - dziewczynka nie spuszczała ze mnie wzroku - Czemu pytasz, Mike?
- Jeśli chcesz, możemy się wybrać na dwa dni na statek i popływać trochę po oceanie, co ty na to?
- Tak! - rzuciła mi się na szyję, a Michelle próbowała mnie chyba w tym momencie wykastrować wzrokiem - Ale... - nagle Eva oderwała się ode mnie i mówiła lekko przestraszonym głosem - Nie możemy...
- Czemu? - spojrzałem na nią podejrzliwie, bo coś mi nie grało tutaj, ta nagła zmiana decyzji - Eva, kochanie czemu nie możecie?
- Michael, daj jej spokój - rzuciła kobieta, jednak wiedziałem, że ona nie powie mi prawdy, więc wolałem ciągnąć za język Evę.
- Odpowiesz mi? - gdy zobaczyłem jak spogląda na mamę niepewnym wzrokiem, wiedziałem już, że coś jest nie tak. Byłem tego pewien... - Eva...?
- Nie możemy, bo on się może dowiedzieć. Nie chcę, aby zrobił krzywdę mamusi - zeszła z moich kolan i podeszła do Michelle przytulając się do niej mocno.
Myślałem przez chwilę, że się przesłyszałem. Nie trudno było się domyśleć, o kim mówiła dziewczynka. Jednak jaka krzywda? Musiało się coś dziać, skoro dziecko było przerażone do tego stopnia.
- Michelle? - postanowiłem spróbować coś z niej wyciągnąć - Chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Eva przesadza - spuściła wzrok gładząc córkę po włosach - Mieliśmy iść się kąpać - zmieniła temat, jednak nie pozwoliłem się zbyć tak łatwo.
- Zrobił Ci coś? - rzuciłem poważnym tonem, nieświadomie zaciskając dłoń w pięść - Zabronił Ci się ze mną widywać, tak?
- To nie tak...
- Więc jak?
- Michel to moja sprawa - syknęła i wstała z piasku, jednak szybko znalazłem się obok niej tarasując jej drogę - Mike, odejdź.
- Najpierw mi powiesz, o czym mówiła Eva.
- Pokłóciłam się z nim dzisiaj.
- Tyle? - zaśmiałem się kpiąco - I dlatego Twoja córka jest tak przestraszona?
- Złapał mnie za ramię, trochę mną potrząsnął i się przestraszyła. To wszystko, nic mi nie zrobił, więc daj mi już święty spokój.
- Nie okłamujesz mnie?
- Nie - uniosła lekko kąciki ust i ruszyła przed siebie w kierunku oceanu.
Nim zdążyłem się poruszyć, usłyszałem tylko śmiech Evy i jej krzyk "Michael Berek!". Wiedząc już o co jej chodzi, ruszyłem za nią śmiejąc się i wygłupiając co najmniej jakbym był w jej wieku.
- Jasne, niedługo do Ciebie dołączę - uśmiechnęła się do córki po czym spojrzała na mnie - A Pan Jackson konik morski da się namówić czy boi się rekinów ?
- Chodź wredoto -złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
Usiedliśmy na piasku pod pobliskim drzewem rosnącym przy wydmach. W cieniu mogłem pozbyć się wszelkich przedmiotów chroniącym mnie przed słońcem. Przez chwilę przyglądałem się dziewczynce bawiącej po kolana w wodzie, po czym spojrzałem na Michelle siedzącą obok mnie i bawiącą się kijkiem w piasku.
- W tym tempie dokopiesz się do Chin - rzuciłem, na co zaśmiała się po czym również na mnie spojrzała.
- Widzę, że naszemu Królowi żarcik się wyostrzył - przygryzła delikatnie wargę - Widzisz, kopanie patykiem jest tańsze niż prywatne samoloty.
- A gdybyś faktycznie mogła się dokopać w jedno miejsce na ziemi, co by to było?
- Na pokład. Chciałabym znów być na pokładzie.
- Pokładzie? - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Na statku.
- Jakim statku? - nie kryłem zdziwienia - Czy...
- Tamten rejs... - zaczęła, a ja w końcu zrozumiałem o co jej chodzi - To był najpiękniejszy prezent jaki mogłeś mi dać.
- A pamiętasz, co Ci wtedy obiecałem? - spojrzałem na nią unosząc delikatnie kąciki ust - Obiecałem, że kiedyś znów Cię zabiorę.
- Mike, nawet o tym nie myśl - schowała twarz w dłonie domyślając się już co mi chodzi po głowie - Nie ma mowy.
- Dlaczego? Popłynęlibyśmy we trójkę, razem z Evą.
- Wykluczone.
- Obiecałem, daj mi dotrzymać słowa.
- Co na to Lisa? - spojrzała na mnie dość poważnie, co mnie lekko zbiło z tropu - Nie przyczynię się do rozpadu tego związku. Jeśli jesteś z nią nieszczęśliwy, to sam niszcz tę relację. To Twoje życie i Twoje decyzje, ale ja nie chcę mieć na nie jakiegokolwiek wpływu.
- Za późno - spuściłem wzrok wbijając go w piasek - Od kiedy pojawiłaś się w moim życiu, wszystko robiłem z myślą o Tobie.
- Ciągłe spotkania nie ułatwią nam mojego późniejszego wyjazdu.
- Nie musisz wyjeżdżać - skwitowałem, patrząc jej prosto w oczy - Przecież...
- Już o tym rozmawialiśmy - przerwała mi - Obiecałam, że zostanę jeszcze trzy tygodnie, a w zasadzie Ty mnie zmusiłeś.
- I wcale tego nie żałuję - uśmiechnąłem się - Już Ci mówiłem, że będę palił wszelkie mosty, żeby Cię zatrzymać.
- Nie zostanę Mike - spojrzała na mnie poważnym, lecz przepełnionym bólem wzrokiem.
- Zaskakujące jak jednym spojrzeniem, jesteś w stanie odebrać mi całą pewność siebie, odwagę i ostudzić wszelki zapał.
- Przepraszam - szepnęła niemal niesłyszalnie, po czym oparła głowę na moim ramieniu - Za wszystko.
- Nie przepraszaj.
- Muszę się chyba wybrać do lekarza.
- Coś się dzieje? - zaniepokoiłem się i spojrzałem na nią niepewnie - O co chodzi?
- Ostatnio miewam częste bóle głowy. Jestem też jakaś zmęczona co do mnie niepodobne.
- Robiłaś badania?
- Mam zamiar - utkwiła wzrok w falach - I tak zapewne moje bóle głowy to nic w porównaniu z tym, co Ty musiałeś przejść po reklamie dla Pepsi.
- Uśmiechniesz się?
- Co? - zerknęła na mnie patrząc jak na wariata.
- Uśmiechnij się - powtórzyłem, a ona niepewnie uniosła lekko kąciki ust - Wiesz co mi powiedziała kiedyś mama, gdy mieszkaliśmy jeszcze w Gary? Że najpiękniejszy jest człowiek uśmiechający się z Twojego powodu. Szczególnie jeśli jest to człowiek, który ukradł Ci chociaż odrobinę wnętrza.
- O kradzież mnie osądzasz? - zaśmialiśmy się - Kradziej!
- Prędzej mi do porywacza, bo jeśli nie zgodzisz się na ten rejs, to będę zmuszony Cię uprowadzić i siłą zapakować na pokład.
- Wariat - walnęła mnie w ramię i spojrzała na biegnąca w naszą stronę Evę. Oczywiście nie mogłem przegapić okazji, aby 'wkopać' Miśkę na dobre z tą podróżą.
- Chodź na chwilę - wyciągnąłem do małej ręce, a ona bez zawahania podeszła do mnie siadając mi na kolanach - Pływałaś kiedyś statkiem?
- Michael! - Michelle warknęła, bo już wiedziała o co mi chodzi, jednak zignorowałem ją całkowicie.
- Nie, nigdy - dziewczynka nie spuszczała ze mnie wzroku - Czemu pytasz, Mike?
- Jeśli chcesz, możemy się wybrać na dwa dni na statek i popływać trochę po oceanie, co ty na to?
- Tak! - rzuciła mi się na szyję, a Michelle próbowała mnie chyba w tym momencie wykastrować wzrokiem - Ale... - nagle Eva oderwała się ode mnie i mówiła lekko przestraszonym głosem - Nie możemy...
- Czemu? - spojrzałem na nią podejrzliwie, bo coś mi nie grało tutaj, ta nagła zmiana decyzji - Eva, kochanie czemu nie możecie?
- Michael, daj jej spokój - rzuciła kobieta, jednak wiedziałem, że ona nie powie mi prawdy, więc wolałem ciągnąć za język Evę.
- Odpowiesz mi? - gdy zobaczyłem jak spogląda na mamę niepewnym wzrokiem, wiedziałem już, że coś jest nie tak. Byłem tego pewien... - Eva...?
- Nie możemy, bo on się może dowiedzieć. Nie chcę, aby zrobił krzywdę mamusi - zeszła z moich kolan i podeszła do Michelle przytulając się do niej mocno.
Myślałem przez chwilę, że się przesłyszałem. Nie trudno było się domyśleć, o kim mówiła dziewczynka. Jednak jaka krzywda? Musiało się coś dziać, skoro dziecko było przerażone do tego stopnia.
- Michelle? - postanowiłem spróbować coś z niej wyciągnąć - Chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Eva przesadza - spuściła wzrok gładząc córkę po włosach - Mieliśmy iść się kąpać - zmieniła temat, jednak nie pozwoliłem się zbyć tak łatwo.
- Zrobił Ci coś? - rzuciłem poważnym tonem, nieświadomie zaciskając dłoń w pięść - Zabronił Ci się ze mną widywać, tak?
- To nie tak...
- Więc jak?
- Michel to moja sprawa - syknęła i wstała z piasku, jednak szybko znalazłem się obok niej tarasując jej drogę - Mike, odejdź.
- Najpierw mi powiesz, o czym mówiła Eva.
- Pokłóciłam się z nim dzisiaj.
- Tyle? - zaśmiałem się kpiąco - I dlatego Twoja córka jest tak przestraszona?
- Złapał mnie za ramię, trochę mną potrząsnął i się przestraszyła. To wszystko, nic mi nie zrobił, więc daj mi już święty spokój.
- Nie okłamujesz mnie?
- Nie - uniosła lekko kąciki ust i ruszyła przed siebie w kierunku oceanu.
Nim zdążyłem się poruszyć, usłyszałem tylko śmiech Evy i jej krzyk "Michael Berek!". Wiedząc już o co jej chodzi, ruszyłem za nią śmiejąc się i wygłupiając co najmniej jakbym był w jej wieku.
Ganialiśmy się po całej plaży, a Michelle miała z nas niezły ubaw.
Mimo zabawy, która dawała mi mnóstwo radości - nie zapomniałem o słowach Evy. Nie wierzyłem Michelle, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Chciałem jej szczęścia. Aby była z kimś, kto będzie najlepszym tatą na świecie dla jej dzieci. Lecz nie tym od zarabiania pieniędzy, by rodzinie wiodło się lepiej, by było ją stać na najlepsze ubranka i zabawki. Po to, by był zawsze: przy szczepieniu, na spacerach, kiedy dziecko zacznie chodzić, gdy pierwszy raz będzie wyjeżdżać na kolonie. Bo to takie ważne... By po prostu tworzyć rodzinę.
Przyglądałam się tym dwóm wariatom, uśmiechając do siebie pod nosem. Ciekawe, czy Mike jest świadomy, jak wiele wniósł do mojego życia? Jak wiele mnie nauczył? Jak bardzo zmienił moje życie, moje uczucia, poglądy? Jak wiele wciąż mi daje?
Reszta dnia na plaży minęła nieubłaganie szybko. Większość drogi powrotnej spędziliśmy w ciszy. Eva widocznie zmęczona całym dniem przymykała oczka na tylnym siedzeniu, zaś ja siedziałam zapatrzona w migający obraz za szybą.
- Masz plany na jutro? - z rozmyśleń wyrwał mnie Mike - Do południa jestem w studio, ale potem pomyślałem że może...- Nie mogę - przerwałam mu, nie dając nawet dokończyć zdania - Jutro popołudniu jestem już umówiona.
- Z Emilio? - zaśmiał się kpiąco, ale zignorowałam jego ton.
- Owszem, chyba nie takie dziwne, skoro jesteśmy razem.- Tak udawanego związku dawno nie widziałem.
- Masz racje, przebijasz nas tylko Ty z Lisą - odgryzłam się - Proszę nie zaczynaj już, jak nie chcesz się na koniec pokłócić.
- Nie myśl, że uwierzyłem w tę bajkę co mi sprzedałaś na plaży. Dowiem się, co ten gnój Ci zrobił.- Zamknij się - syknęłam, nie chcąc zaczynać tematu przy małej, aby nie pogrążyła mnie jeszcze bardziej - Nie Twój zasrany interes.
Znów się zaśmiał pod nosem, ale nic nie odpowiedział. Nie odzywaliśmy się już do siebie aż do końca podróży. Gdy zaparkował pod domem Nat, spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i rzucił ze skruchą w głosie:
- Michelle, przepraszam... Po prostu się martwię i...
- Nie szkodzi - posłałam mu fałszywy uśmiech - Niepotrzebnie się martwisz.
- A co z rejsem? - przygryzł delikatnie wargę po czym sie wyszczerzył głupkowato - Wiesz, że Ci nie odpuszczę.- Daj mi się zastanowić, ok? - również się uśmiechnęłam, po czym dałam mu buziaka w policzek i rzuciłam wychodząc z samochodu - Żegnaj.
- Nie żegnaj, tylko do zobaczenia - poprawił mnie, na co skinęłam tylko głową, po czym pomogłam wysiąść mojej córce z samochodu.
Gdy weszłyśmy do mieszkania poczułam wyraźną ulgę. Cały ten dzień, od samego rana był dla mnie ciężki. Po wykonaniu kilku rutynowych czynności, gdy w końcu położyłam Evę do łóżka, poszłam do salonu, gdzie siedziała przed TV Natalia, oglądająca znów jakieś badziewia. Ubrana w luźny dres, w końcu usiadłam na kanapie obok przyjaciółki, mogąc się całkowicie zrelaksować.
- Masz - Nat podała mi pudełko ze słodyczami, którymi oczywiście nie pogardziłam - Masz minę zbitego psa.
- Bo tak się właśnie czuję - odpowiedziałam, gryząc kawałek ciasta - Mam dość facetów. Emilio i Michaela tak samo.- Ja Ci mówiłam, sama się wkopałaś kochana - pogroziła mi palcem i znów utkwiła wzrok w telewizorze.
- Mogę mieć do Ciebie prośbę? - spytałam niepewnie.
- Jasne, co jest?
- Zajęłabyś się jutro Evą? Popołudniu Emilio chciał się spotkać a...
- A on zapewne nie chce widzieć Evy - zaśmiała się - Ja nie wiem po co ty ciągniesz tę gierkę z tym idiotom.
- Zaopiekujesz się nią? - ponowiłam pytanie, lekko oburzona jej kolejnymi wywodami - Popołudniu...
- Powiem Ci tak - przerwała mi - Tom znów wyjechał na kilka dni. Mam teraz urlop w pracy, więc z chęcią zajmę się małą - uśmiechnęła się - Wezmę ją rano na zakupy, potem pójdziemy do kina i do zoo. A Ty masz prócz wizyty z tym palantem zrobić coś w końcu dla siebie.
- Dla siebie? To znaczy?
- No nie wiem... Żyj po prostu! Od sześciu lat siedzisz w domu, nie masz nikogo poza Evą... Jakaś adrenalinka, małe wyzwanie czy po prostu odpoczynek z samą sobą dobrze Ci zrobi.
- Wiesz co... - zamyśliłam się i uśmiechnęłam sama do siebie - Chyba nawet mam pewien pomysł.- No i właśnie! Dobra, ja idę się wykąpać. Nie zjedz tylko wszystkich ciastek, bo będziesz szersza niż wyższa - puściła mi oczko i wyszła z salonu, zostawiając mnie samą.
Przeanalizowałam jeszcze kilkakrotnie swój pomysł. Skoro mam coś zrobić dla siebie, to w sumie czemu nie pójść na całość? Nat miała rację - od dawna, nie robiłam nic z myślą po prostu o sobie. Przydałaby mi się chwila adrenalinki, bycia tylko z swoimi myślami. W końcu chwyciłam komórkę i wykręciłam numer Maxa, który odebrał jak zawsze bardzo szybko.
- Miśka! - rzucił radośnie do słuchawki - A cóż to? Znów planujesz wpaść do mnie z Evą i Michaelem na teren?
- Nie, dzwonię w innej sprawie - przygryzłam nerwowo wargę - Masz jeszcze ten swój motor?
- Pewnie że mam. To moja perełka, ostatnio dawałem go do kapitalnego remontu, chodzi jak złoto - zamyślił się - A czemu pytasz?
- Zechciałbyś mi jutro z rana go wypożyczyć na kilka godzin?
- Jaja sobie ze mnie robisz? - zaśmiał się - Nigdy w życiu nie poznałem bardziej nienormalnej i powalonej osoby od Ciebie, zapomnij!
- No weź - próbowałam udawać obrażony ton, ale w rezultacie zaczęłam się śmiać z jego słów - Chcę w końcu się rozerwać, nie możesz tego dla mnie zrobić?
- Rozerwać czy zabić? Kobieto Ty samochodem łamiesz każdy możliwy przepis, a ta maszyna się rozpędza w...
- Dobra no! - przerwałam mu krzycząc do słuchawki - Baaaaardzo proszę! Tylko na kilka godzin. Oddam przed południem w nienaruszonym stanie.
- Natalia wie?
- No coś ty - przewróciłam oczami - Uznałaby że jestem nienormalna. Powiem jej po fakcie.
- Dobra, przyjedź jutro rano i pogadamy.- Tak! Kocham Cię braciszku - cmoknęłam mu do słuchawki na co się zaśmiał - Zawsze marzyłam, aby mieć takie rodzeństwo jak Ty i Nat.
- Dlatego zadbaj o to, aby Eva takie miała.
- Na pewno nie pozwolę, aby była jedynaczką, tak samo jak ja.
- No to do jutra blond paskudo. Szykuj się, że jutro nim dostaniesz moje maleństwo to zrobię Ci porządne kazanie.
- Tak jest cowboy'u - zaśmialiśmy się - W takim razie do jutra. Dobranoc.
- Dobranoc - rozłączyłam się.
Szczęśliwa wyszłam z salonu i udałam się do pokoju Evy. Weszłam cichutko skradając się do łóżeczka, gdzie spała już moja córeczka. Usiadłam na skraju i pochyliłam się nad dziewczynką, składając na jej policzku drobny pocałunek. Nakryłam mocniej kołdrą i siedziałam tak jeszcze chwilę, zapatrzona w jedyną istotę na ziemi, która była moja. W każdym tego słowa znaczeniu. Była jedyną osobą, od której miałam gwarancję wiecznej i czystej miłości.
Pamiętam jak moja mama mi powtarzała, że nigdy nie należy wychowywać dziecka tak, aby było bogate. Trzeba wychowywać je tak, aby było szczęśliwe. Bezwarunkowo szczęśliwe. A czemu? Bo aby kiedy dorośnie, znało wartość rzeczy, a nie ich cenę.
***
Komentarz = to motywuje!
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
„Serce czyste, troskliwe i uczuciem mocne jak opoka,
między dwojgiem ludzi,
i nigdy na pokaz.”
Hejkkaa mendoo! ❤
OdpowiedzUsuńNadchodze z opierdzielem, nie wiem czemu, po co i jak, ale opierdziel dzisiaj jest wskazany. Ja Emilce jak Boga kocham jaja urwe, ja po prostu szmate zabije dziada jednego. Po prostu gość mnie dziś doprowadził do mogotania komór kuwa, aż mi żyła z nerwów na szyi wyszła. Co ten jebak sobie myśli? Na miejscu Michelle takiego kopa bym mu zasadziła, że te wiercenie patykiem w ziemi konieczne by nie było tylko od razu znalazł by się w Chinach. Nie znosze chamstwa, a tym bardziej takiego traktowania. Zezłościła bym sie na Miśke, ale jestem w stanie zrozumieć jej uległość ze względu na ten tokscyczny związek z Davidem. No, ale przykro mi, że nie postawiła mu się. Stanęła w obronie Evy okej, ale pokazała temu dupkowi swoją słabość i teraz będzie wiedział "jak ją postawić do pioniu". To jest największy ból kiedy widzi się jak ktoś traktuje Twoją matke. Ja współczuje Evie, żal mi dziecka bo się przestraszyła. Ja mam aż łzy w oczach bo przypomniała mi się moja niedawna scesja. Eva jest jeszcze malutka bo co ona może zrobić takiemu facetowi? Lecz może się wykazać w inny sposób i teraz przejdę do tych przyjemniejszych spraw. Dobrze, że powiedziała Michaelowi, może źle bo zdradziła Miśke (WYBACZAMY, cnie?), ale robiła to w dobrej wierze. Znając Michaela on nie puści tego płazem i dobrze. Niech broni swojego :3. Pomysł z rejsem cudowny! Jestem jak najbardziej ZA. Liczę, że ich jeszcze bardziej do siebie zbliży. Tylko Michelle niech się tak długo nie zastanawia. Co do jej "chwili adrenalinki" ja sie boje, że coś się może stać, ja mam jakieś złe przeczucia. Oby nic się nie stało, a dzień spędziła mile. Zresztą przekonamy się w kolejnej notce, na którą czekam jak zwykle z utęsknieniem.
Życze masyy weenyy! ❤❤❤
Trzymajjj się :**
Ps: Ahhhh te Hindusy XD Filmik świetny :333
Hej blond paskudo xD :***
OdpowiedzUsuńI co? Tydzień miłości nadal trwa? XDDD Ja wytrzymam i pierwsza nie napiszę i tak już dużo wytrzymałam, w końcu dzisiaj środa :D
Wiesz co? Weź Ty może napisz jakąś książkę pt: W 80 dni do o koła świata z Patrycją XDDD Jak Ci się nudzi to sobie palcem po mapie pojeździj- Twoje słowa :D Gówno mnie to obchodzi czy w tych Twoich Hiszpaniach, Gracjach i innych internet będzie jak chcę wręcz żądam chociaż jednego rozdziału na tydzień! I Ty zamiast jakiegoś Greka bajerować to się lepiej nami- WIERNYMI, KOCHANYMI I SPRAGNIONYMI CZYTELNIKAMI zajmij :D :*
Dobra koniec tego pierdolamento xD Co do rozdziału wyszedł Ci zajebiście. Tylko ja osobiście nie kumam kilku rzeczy (nic nowego, ja mało co kumam i wszystkiego się czepiam, ale spokojnie kwestia przyzwyczajenia :D)
Czemu Michelle zgodziła się na spotkanie z Emilio? Po tym jak potraktował ją jak zwykłą szmatę? Panienkę do łóżka? Tak mnie ten chuj wkurwia, że jak go kiedyś na ulicy spotkam to przyjebie mu mokasynem Jacksona XDD
Jego zachowanie na prawdę mnie zdenerwowało, nie rozumiem jak można tak traktować kobiety? Michael w życiu by się tak nie zachował. Ja na miejscu Miśki dałabym Emiliowi w pysk, fotograf kurwa od siedmiu boleści... On Michaelowi może buty jedynie czyścić na nic więcej się nie nadaje.
Eva mądre dziecko, które najmądrzejsze z tej całej bandy dobrze, że powiedziała MJ o tym kretynie. A Miśka niech się już nie oszukuje tylko w końcu niech powie co czuje. Ile ona będzie się ukrywać?
Ona cierpi, Michael i najważniejsze Eva- dziecko nie czemu winne, które potrzebuje ojca. Jestem tylko ciekawa kiedy Michaś dowie się, że to jego córka. Mam nadzieję, że nie długo. I czekam na ten rejs! Jezu ja wiem...ja wiem...że tam się cuś wydarzy D: Prawda? Patryniu nie odbieraj mi tej nadziei i powiedz, że do czegoś dojdzie, nie bądź bez serca wrednym babsztylem Ty tam Hiszpanów i Greków i innych dziadów będziesz miała, a ja co mam? Tylko proszenie o hoty mi pozostało :D
Dobra już nie kwiczę, ale no już bym chciała ten rozdział z tym rejsem :D
Co do tego spotkania Emilio i Michelle to mam złe przeczucie, że on jej coś zrobi jestem prawie pewna. I dobrze w końcu się przekona na tym gnoju.
Wiem komentarz dupy nie urywa i innych części ciała również, ale spieszę się, życie w biegu i te sprawy rozumiesz mnie prawda? :D Cieszę się :*
Czekam z niecierpliwością na nexta.
Życzę wenki!
Pozdrawiam ciepluśko <33333
*internetu nie będzie
Usuń