wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 16

Ostatnio każdy czegoś ode mnie chce, jestem rozchwytywana na prawo i lewo i już normalnie nie wiem w co i gdzie mam ręce włożyć xD
Kolejny post nwm kiedy będzie, być może dopiero za tydzień, gdyż póki co nie zanosi się aby nasz planowany wyjazd na święta miał nie wypalić, więc dopiero notka się pojawi po moim powrocie do Polski ( a nie wiem dokładnie czy to bd poniedziałek czy co, bo jedziemy z kolegą w ciemno i znając życie wszystko wyjdzie w praniu xD). Zła jestem, bo mieliśmy wybrać się w trójkę z koleżanką moją jeszcze, ale postanowiła nas wystawić na kilka dni przed wyjazdem... No nic pojedziemy sami, a w Zagrzebiu mamy załatwiony u innych studentów polaków tam nocleg, więc szykuje się mega wyprawa :D
Chcecie wiedzieć coś więcej o moich zwariowanych pomysłach, wyjazdach i przeżytych przygodach?
W takim razie zapraszam chętnych na:
http://bedziesz-miedzy-gwiazdami.blogspot.com/
Jest to mój nowy blog, o tematyce innej niż fanfic o MJ. Znajomi wiele razy mówili mi abym zrobiła coś podobnego, gdyż jest co opowiadać z mojej perspektywy :D
Znajdziecie tam relacje z moich wyjazdów (w tym też będą tam relacje z praktyk z Grecji, na które jak wiecie wybieram się od sierpnia do października).
Dobra, nie marudzę już:)
Zapraszam na nowy rozdział:)))
~~~~~

Każdego ranka otrzymujesz dwadzieścia cztery złote godziny. To jedna z niewielu rzeczy na świecie, które dostaje się za darmo. Za wszystkie pieniądze świata nie można kupić ani jednej dodatkowej godziny. Więc co robić z bezcennym skarbem? Pamiętać przede wszystkim, że musimy go wykorzystać, bo dostajemy go tylko raz. Jeśli zmarnujemy te dwadzieścia cztery godziny, nic i nikt nie odda nam ich z powrotem. 
Gdy tylko odebrałam telefon od Nat wiedziałam, że musiało stać się coś złego. Może po prostu przeczucie, a może instynkt macierzyński, który jest tak wyczulony na krzywdę własnego dziecka. Wyleciałam z restauracji z prędkością światła, chcąc jak najszybciej znaleźć się w szpitalu i dowiedzieć dokładnie wszystkiego od mojej przyjaciółki. Michael dogonił mnie po chwili, zapewne ubierając w środku z powrotem w swoje przebranie.
- Michelle zaczekaj - złapał mnie na chodniku za rękę - Tam jest taksówka, chodź.
Po chwili już siedzieliśmy w środku. Podałam kierowcy adres szpitala i poprosiłam, aby jechał możliwie jak najszybciej, gdyż zależy nam na czasie. Mężczyzna na szczęście nie rozpoznał Michela i ruszył bez zbędnych pytań i rozmyśleń.
- Co się dokładnie stało? - spytał szeptem Mike, gdy oparłam się głową na jego ramieniu próbując powstrzymać cisnące mi się do oczu łzy.
- Nie wiem... Nat mówiła abym jak najszybciej przyjechała i tam mi wszystko opowie...
- Uspokój się - pocałował mnie w czubek głowy, a ja wtuliłam się w jego szyję - Nic jej nie będzie, nie płacz.
- Mogłam nie iść na tą głupią sesję... Powinnam była siedzieć z nią w domu, a nie zostawiać znów na głowie Natali...
- To nie Twoja wina - rzucił poważnym tonem - Nie chcę nawet słyszeć, jak się obwiniasz.
- Dlaczego tak właściwie ze mną jedziesz?
- Że co? - spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Nie musiałeś, poza tym w szpitalu mógłby Cię ktoś rozpoznać i...
- Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej - przerwał mi - Mam sobie iść? Tego właśnie chcesz? Nie mam zamiaru Cię męczyć swoją obecnością.
- Nie to miałam na myśli... Przepraszam... - przytuliłam się do niego jeszcze mocniej, wciągając zapach jego perfum.
Resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Siedziałam cały czas przylepiona do boku Michaela, wycierając potajemnie pojedyncze łzy. Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie, jakby samochód stał w miejscu.
Gdy w końcu auto się zatrzymało pod szpitalem wyjęłam szybko portfel z kieszeni, ale Mike zatrzymał mnie dłonią i rzucił:
- Ja zapłacę, biegnij już.
Nie czekając dłużej wyszłam z samochodu i wpadłam do szpitala jak huragan. Od razu skręciłam w korytarz prowadzący na oddział dziecięcy. Nagle na końcu kolejnego korytarza ujrzałam chodzącą nerwowo Natalię. Podbiegłam do niej, a dziewczyna na mój widok mocno mnie objęła i wtulona w moje włosy zaczęła przepraszać.
- Miśka tak strasznie Cię przepraszam... To moja wina ja nie chciałam... Ja...
- Mów co się stało? Gdzie jest Eva? - mówiłam dość nerwowym tonem - Gdzie ona jest?
- Tutaj - wskazała na białe drzwi obok nas - Przed chwilą wróciła z płukania żołądka, jest z nią lekarz i kazał mi tutaj zaczekać.
- Płukania żołądka? - spojrzałam na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
- Jestem już - nawet nie zauważyłam, gdy znalazł się obok nas Michael - Cześć Nat - przywitali się buziakiem w policzek, po czym mężczyzna spojrzał na mnie - Co się stało?
- Chodźcie - Nat pociągnęła mnie za rękę w stronę ławki, na której wszyscy usiedliśmy - Po spacerze wróciłam z nią do domu. Zjadłyśmy obiad, a potem poszła do siebie grać na skrzypcach. Nagle przyszła do mnie do kuchni i zapytała, czy skoro zjadła obiad to może wziąć kilka cukierków, które leżą na stoliku w pokoju mamusi. Zgodziłam się, ale w życiu mi nie przyszło do głowy że miała na myśli tabletki! - Nat się rozpłakała i przytuliła do mnie mocno - Miśka ja tak strasznie Cię przepraszam...
- To nie Twoja wina - szepnęłam całując ją we włosy - To ja nie powinnam zostawiać tabletek przeciwbólowych na wierzchu.
- Po co Ci były tabletki przeciwbólowe? - Mike spojrzał na mnie pytająco - Nic nie mówiłaś...
- Bo nie ma o czym - skwitowałam - Ostatnio miewam częste bóle głowy. Gdy są naprawdę mocne to biorę jedną tabletkę. Ale ja biorę jedną, raz na jakiś czas, nie to co niektórzy - skarciłam go wzorkiem, a Mike spuścił głowę szybko się domyślając o co mi chodziło.
W końcu białe drzwi, za którymi była moja córka otworzyły się. Bez namysłu wstałam i podbiegłam do wychodzącego na korytarz lekarza:
- Panie Doktorze czy wszystko z nią w porządku? - czułam jak szklą mi się oczy.
- Pani jest matką?
- Tak. Nazywam się Michelle Evans. Czy moja córka...?
- Proszę się uspokoić - uśmiechnął się do mnie delikatnie - Zjadła tabletki przeciwbólowe, ale dzięki szybkiej reakcji i płukaniu żołądka nie doszło do żadnych uszkodzeń narządów. Może Pani wejść do małej, proszę jednak w przeciągu 15 minut przyjść do mnie dopełnić wszelkich formalności.
- Dziękuję - rzuciłam o wiele spokojniejsza i wpadłam do sali, gdzie leżała moja kruszynka.
 Przysiadłam na stołku obok łóżeczka i pogłaskałam ją po włoskach. Spała spokojnie, równomiernie oddychając. Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. Spojrzałam w stronę drzwi, gdzie w progu stała Nat. Podeszła do mnie po chwili i przysiadła się obok, opierając głowę na moim ramieniu.
- Jeszcze raz przepraszam... Nie nadaję się na opiekunkę, a co dopiero na matkę... Nie dziwię się Tom'owi, że mnie zostawił...
- Przestań - warknęłam - Jesteś cudowną kobietą, opiekunką, a na pewno będziesz najbardziej zajebistą mamuśką na świecie - przytuliłam ją mocno do siebie.
- Czyli nic jej nie jest? - spytała spoglądając na mnie wciąż przerażona tym co się stało.
- Miejmy taką nadzieję.




Gdy Michelle zniknęła za drzwiami, podszedłem do lekarza, który zmierzał już w kierunku swojego gabinetu. Poprawiłem swoje sztuczne wąsy i ruszyłem za nim z nadzieją, że nie rozpozna mnie ani on, ani nikt z innych ludzi w szpitalu.
- Doktorze, przepraszam? - mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na mnie wyczekująco - Chciałem tylko zapytać, czy z Evą wszystko w porządku?
- Jest Pan ojcem? Kimś z rodziny?
- Em... - zamyśliłem się i poczułem ukłucie w sercu - N... Nie..
- W takim razie nie mogę Panu udzielić żadnych informacji.
- Proszę mi tylko powiedzieć, czy z małą wszystko dobrze? Wyjdzie z tego, tak?
- Jak już mówiłem jej mamie, wszystko jest pod kontrolą - posłał mi słaby uśmiech i ruszył przed siebie.
Sam nie wiedząc co myśleć wróciłem z powrotem pod drzwi, gdzie leżała Eva. Oparłem się o futrynę i spojrzałem na wtulone w siebie Michelle i Natalie, oraz na leżącą obok na łóżku Evę. Była spokojna, oddychała równomiernie pogrążona w krainie snów. Bałem się o nią, żadne dziecko nie zasługuje na to by cierpieć, jednak obawa o nią była bardziej wewnętrzna... Zdawałem sobie sprawę, że pokochałem Evę. Nie tak, jak można kochać obce sobie dziecko - pokochałem ją niczym własną córkę, o której od zawsze marzyłem. Ani sława, ani pieniądze nie dadzą tego, co może dać prawdziwa rodzina. Dom, do którego chce się wracać. W którym czeka na nas coś więcej niż ściany i meble. To nigdy nie rozgrzeje serca tak, jak prawdziwe uczucia i emocje. Czym jest szczęście, gdy nie mamy się z kim nim podzielić? Owszem, trzeba jakoś żyć - ale trzeba też żyć dla kogoś.
- Czemu tak stoisz? - Michelle spojrzała na mnie i posłała smutny uśmiech - Wejdź.
Niepewnie wkroczyłem do pokoju. Nat wstała nagle z miejsca i rzuciła:
- Muszę jechać do biura, bo niedługo dojdzie do tego, że własny ojciec mnie zwolni - spojrzała na Miśkę - Dacie sobie radę?
- Zawsze dajemy - uśmiechnęła się - Zapewne przetrzymają Evę do jutra, więc nie czekaj na mnie.
- Nie wrócisz na noc?
- Zostanę z nią.
- Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń - pocałowała ją w policzek na pożegnanie, po czym pożegnała się ze mną i wyszła.
Odprowadziłem kobietę wzrokiem i podszedłem do Michelle, siadając obok niej. Mój wzrok znów zatrzymał się na śpiącej dziewczynce. Wziąłem jej małą rączkę w swoje dłonie i pocałowałem, na co poruszyła się nieznacznie otulona białą jak śnieg pościelą.
- Tak strasznie się bałam... - wyszeptała Michelle kładąc głowę na moim ramieniu. Objąłem ją automatycznie ramieniem przyciskając mocniej do siebie.
- Widzisz... Mówiłem Ci, że wszystko będzie dobrze.
- Zostaniesz z nią chwilę? Muszę iść do lekarza i...
- Jasne, leć - uśmiechnąłem się i znów całą swoją uwagę skupiłem na dziewczynce.
Gdy Michelle wyszła zostawiając nas samych, zdjąłem z nosa okulary, by móc przyjrzeć się jej dokładniej. W oczach zaczęły mi się zbierać łzy, których powstrzymanie było niemożliwe. Przysunąłem krzesełko maksymalnie do łóżka i oparłem się ręką na kołdrze, kładąc jednocześnie głowę. Palcem jeździłem po dłoni dziewczynki, kreśląc różne, dziwne znaczki. Przymknąłem na chwilę oczy wypuszczając powietrze z ust. Nie wiem ile tak leżałem, moje myśli zdawały się zatrzymać w czasie, a może po prostu przysnąłem? Poczułem nagle, jak ktoś delikatnie pociągnął mnie za włosy, a po chwili usłyszałem jej cieniutki, anielski głos:
- Michael...?
Podniosłem się automatycznie spoglądając w jej ciemne oczka. Uśmiechnąłem się przez łzy i pogłaskałem po policzku, po czym złożyłem na nim drobnego buziaka.
- Jak się czujesz księżniczko? - nie wypuszczałem jej małej łapki ze swoich dłoni.
- Dobrze - uniosła lekko kąciki ust - A gdzie mamusia?
- Zaraz przyjdzie, jest u Pana Doktora - znów się uśmiechnąłem, nie mogąc tłumić w sobie szczęścia, jakie teraz panowało w moim sercu - Nic Cię nie boli? Na pewno dobrze się czujesz?
- Tak. Strasznie się cieszę, że jesteś tutaj - spojrzała na mnie z ukosa - Znów wyrosły Ci wąsy?
- Tak, dokładnie tak - zaśmiałem się.
- Eva? - do pokoju weszła nagle Michelle, która również widząc w pełni sił córkę uśmiechnęła się mimowolnie - Kochanie wszystko dobrze? - usiadła na łóżku obok niej całując ją w czoło - Jak się czujesz?
- Michael już pytał, dobrze - spojrzała na mnie, a potem znów na mamę - Mamuś, bo ja nie wiedziałam, że te cukierki są niedobre. Nie chciałam źle...
- Wiem myszko - pogłaskała ją po głowie - Nie gniewam się.
- A kiedy wrócimy do domku?
- Pan Doktor mówił, że możliwe że już jutro.
- To super - Eva spojrzała na mnie - Michael, a popłyniemy na ten rejs co obiecałeś?
- Eva, już zaczynasz? - Michelle skarciła ją wzrokiem - Dopiero co się przebudziłaś.
- Umówmy się tak - zacząłem - Jeśli jutro wyjdziesz ze szpitala, to na następny dzień przyjadę po was i pojedziemy znów do Neverlandu i zostaniecie u nas na kolacji. A jeśli Twoja mama mnie przez ten czas nie zabije, to na kolejny dzień popłyniemy w rejs.
- Tak! - wyciągnęła do mnie rączki, a ja bez zawahania przytuliłem ją do siebie.
- Nie ciesz się, bo to morderstwo może jeszcze dość do skutku - kobieta zmierzyła mnie wzrokiem - Znów to robisz Mike.
- Odbierzesz jej tę radość? - razem z Evą spojrzeliśmy na nią.
Nie wiem czy to widok córki w szpitalu na nią zadziałał, ale zgodziła się. W końcu jak można odmówić radości własnemu dziecku, które jeszcze chwilę temu mogliśmy stracić bezpowrotnie?  Tak więc zgodziła się na ten rejs, który był moją ostatnią szansą na próbę odzyskania tego, na czym mi najbardziej teraz zależało.
Siedzieliśmy we trójkę aż do zmierzchu. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy, jakbyśmy byli prawdziwą rodziną. W końcu Eva zasnęła. Mimo iż uśmiech nie schodził jej z twarzy, widać było że jest zmęczona całym dniem i tym, co się dzisiaj wydarzyło. Wyszliśmy z Michelle na korytarz, który o tej godzinie był już całkiem pusty.
- Idź do domu - uniosła lekko kąciki ust - Jesteś zmęczony.
- Ty również jesteś zmęczona.
- Zostanę przy niej - spuściła wzrok - Nie mogę jej zostawić samej.
- Zostanę z wami.
- Nie, musisz wracać do siebie, tam jest Twoje miejsce.
- Obiecujesz, że jeśli będzie się coś dziać to zadzwonisz?
- Tak - uśmiechnęła się do mnie po czym mocno przytuliła - Dziękuję.
- Nie dziękuj, nie dziękuje się za takie rzeczy. Zrobiłem to bo chciałem. Dla nas.
Gdy w końcu się ode mnie oderwała, spojrzałem w jej błękitne niczym ocean oczy. Dotknąłem dłonią jej policzka, po czym przeniosłem wzrok na jej wargi. Sam nie wiem kiedy się to stało, co wtedy myślałem, ani co mną kierowało, ale po prostu nachyliłem się i delikatnie musnąłem jej wargi składając na nich delikatny pocałunek. Znów spojrzeliśmy sobie w oczy, jednak żadne nic nie odpowiedziało. Skarciłem siebie w myślach i odsunąłem się od niej marszcząc brwi.
- Przepraszam, ja tylko chciałem... - zacząłem, jednak wściekły na siebie nie dokończyłem zdania, tylko po prostu odwróciłem się i ruszyłem korytarzem w stronę wyjścia.


Miłość to nie jest ta jedna chwila, kiedy mężczyzna patrzy kobiecie w oczy i czuje, że ziemia usuwa mu się spod nóg, a w jej duszy dostrzega to wszystko, za czym tęskni jego własna. Miłość przychodzi powoli, właściwym nurtem, własnej rzeki, nigdy nie myląc drogi, a składają się na nią, w równych proporcjach, szacunek i wzajemnie wsparcie. Ważna jest obecność, świadomość że ukochana osoba jest obok z własnej woli, gdyż po prostu chce z nami być. 
Wszedłem do mieszkania najciszej jak potrafiłem. Odwiesiłem płaszcz i poszedłem do kuchni, która wysprzątana przez naszą gosposię wydawała się teraz strasznie wielka i pusta. Zapaliłem światło i wyjąłem z lodówki sok pomarańczowy. Oparty o blat piłem pomarańczową ciecz, rozmyślając cały czas o tym że Eva razem z Michelle są teraz w szpitalu. Czułem potrzebę bycia tam teraz razem z nimi, chciałem pomóc, jednak jakie miałem do tego prawo? Mimo iż Michelle twardo trzymała się swojego zdania i podtrzymywała mur, który zbudowała - powoli zaczynał się rozpadać. Granica robiła coś coraz cieńsza, a ja w końcu mogłem próbować być na tyle blisko, na ile chciałem być.
- Gdzie byłeś? - do kuchni weszła Lisa owinięta w szlafrok - Dzwoniłam do studia, mówili że wyszedłeś o wiele wcześniej.
- Pokłóciłem się z Q - rzuciłem dopijając sok do końca.
- Więc gdzie byłeś tyle czasu?
- W szpitalu - rzuciłem nie chcąc jej więcej okłamywać.
- Coś się stało? - podeszła do mnie i spojrzała mi w oczy dotykając dłonią mojego policzka - Źle się czujesz? Coś Ci dolega?
- Moje kiepskie zdrowie to jedno - nie chciałem jej mówić o moich prawdziwych problemach zdrowotnych - Ale byłem tam gdyż Eva wylądowała w szpitalu i...
- Eva? - przerwała mi - Byłeś u córki tej wywłoki?
- Zważaj na słowa - warknąłem - Ona nigdy się o Tobie w taki sposób nie wyrażała, wręcz przeciwnie.
- Wali mnie co ona o mnie mówi i myśli. Nie widzisz, że wszystko się przez nią wali?
- Już wcześniej się waliło.
- I przesiedziałeś z nią cały dzień? - zaśmiała się pod nosem.
- Owszem. Nie mam zamiaru Cię okłamywać. Poza tym co Cię tak boli? Jak Ty wychodzisz na całe noce nie mówiąc gdzie i do kogo, to nie czujesz się specjalnie winna, czyż nie?
- Ty bierzesz mnie w ogóle na poważnie? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- A Ty? - odstawiłem pustą szklankę do zlewu i stanąłem przed kobietą i zacząłem, mówiąc spokojnym ale zarazem poważnym głosem - Jeśli chcesz udowodnić mi to, że traktujesz i mnie i moje życie poważnie... - zawahałem się - Co byś zrobiła, gdybym Ci powiedział, że chcę mieć dziecko?
- Co chcesz mieć? - spojrzała na mnie wielkimi oczami zdziwiona moim pytaniem - Jakie dziecko?
- Dziecko - powtórzyłem - Owoc miłości kochających się ludzi. 
- Teraz, podczas kłótni mówisz mi nagle, że chcesz mieć dziecko? Czy Ty siebie słyszysz?
- Bardzo dokładnie - zmarszczyłem brwi.
- Nawet nie chcę o tym słyszeć.
- I widzisz, tutaj jest Twój problem - podszedłem do niej bliżej - Nie potrafisz powiedzieć żeby po prostu z tym poczekać, żeby przemyśleć lub się zastanowić, tylko od razu wszystko rzucasz do kosza. Nie potrafisz porozmawiać ze mną, spróbować rozumieć i znaleźć wspólnego języka. 
- Idź do tej swojej siksy, może ona Ci dziecko da - warknęła - Zrobicie sobie całą drużynę piłkarską.
- Gdy jeszcze z nią byłem i rozmawialiśmy o dziecku - zacząłem - Mówiła że nie jest gotowa, że jest za młoda i lepiej poczekać. Poczekać, rozumiesz? Ale nie powiedziała mi nigdy wprost, że nie chce mieć ze mną dziecka.
- Winisz mnie za szczerość? - zaśmiała się.
- Mam dość - syknąłem i wyminąłem ją kierując się w stronę wyjścia.
Chwyciłem płaszcz i opuściłem budynek kierując się w stronę samochodu. Założyłem na nos tylko okulary i kapelusz, gdyż o tej godzinie i tak na ulicach nie było prawie żadnej żywej duszy. Wyjechałem z posiadłości z piskiem opon. Od razu wiedziałem gdzie chcę pojechać, co jest mi teraz potrzebne.
Drogi były całkiem puste, więc po niecałych trzydziestu minutach byłem już pod szpitalem. Wszedłem do środka naciągając mocniej kapelusz na twarz. Wszedłem na piętro kierując się na oddział dziecięcy, gdzie minąłem się z jakąś pielęgniarką.
- Przepraszam Pana, ale czas odwiedzin skończył się dawno temu, nie może Pan tutaj przebywać.
- Ja do Evy Evans, jej mama jest u niej teraz. 
- Rozumiem, jednak nie mogę...
- Bardzo proszę. Ja... Ja... - zająknąłem się chwilę - Ja jestem ojcem. I... I bardzo mi zależy, więc bardzo Panią proszę...
- No dobrze - przyglądała mi się z zaciekawieniem, jednak chyba nie rozpoznała mnie lub dobrze grała niezorientowaną - Proszę tylko nie kręcić się po szpitalu.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i szczęśliwy ruszyłem przed siebie. 
Nie byłem dumny, że okłamałem pielęgniarkę w sprawie ojcostwa. Mówiąc to czułem wręcz ukłucie w sercu, czyżby było spowodowane tym, że pragnąłem by moje słowa były prawdą? 
Otworzyłem delikatnie drzwi zerkając do środka. Michelle spała na krześle z głową opartą na ramie krzesełka. Eva leżała na pleckach zwrócona w stronę okna, ściskając w rączkach kant pościeli. Uśmiechnąłem się na ten widok i najciszej jak potrafiłem wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi. Położyłem kapelusz i okulary na stoliku obok łóżeczka dziewczynki, po czym złożyłem na jej policzku drobny pocałunek i mocniej nakryłem kołdrą. Michelle poruszyła się delikatnie na krześle. Wziąłem drugi, pusty stołek i postawiłem obok niej chcąc być maksymalnie blisko. Gdy usiadłem przebudziła się. Podniosła głowę i zmierzyła mnie zaspanymi wciąż oczkami.
- Mike... Co Ty tutaj...?
- Ciii, śpij - zmierzyła mnie jeszcze wzrokiem nie rozumiejąc o co chodzi, ale w końcu bez zbędnych pytań poprawiła się na krześle przysuwając do mnie. Objąłem ją ramieniem, pozwalając by wygodnie ułożyła się na moim torsie. Spanie na krześle nie należy do najprzyjemniejszych form odpoczynku, jednak fakt że była obok mnie, że siedziała wtulona w mój bok, był dla mnie największą formą wygody. Nic nie jest tak intymne, jak spanie obok drugiej osoby. Człowiek jest wtedy całkowicie bezbronny. Spanie obok drugiej osoby, w odległości paru centymetrów to akt absolutnej ufności.
Przyglądałem się jeszcze chwilę śpiącej Evie, gładząc przy tym Michelle po włosach. W końcu i ja przymknąłem oczy. Przez chwilę zacząłem się bać, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Że to uczucie umrze, po prostu tak jak umierają ludzie.
Jak to powiedział Paulo Coelho - umiera się na wiele spo­sobów: z miłości, z tęskno­ty, z roz­paczy, ze zmęcze­nia, z nudów, ze strachu. Umiera się nie dla­tego, by przes­tać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. Kiedy świat za­cieśnia się do roz­miaru pułap­ki, śmierć zda­je się być je­dynym ra­tun­kiem, os­tatnią kartą, na którą sta­wia się włas­ne życie.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~


"Przytuliła się... i poczułem, jak serce mocniej zabiło, 
poczułem jak przez tę krótką chwilę, gdy jej przy mnie nie było;
 serce za serca bliskością tak bardzo tęskniło."

3 komentarze:

  1. Hejka! ♥
    Dziś Marynia korzystając iż gnije przed komputerem przeczytała na nim notkę i muszę przyznać, że jest tak masakrycznie krótka, że mam ochotę zasadzić Ci kopala w dupala. Tym bardziej, że znowu pomęczę się tydzień do kolejnego rozdziału. Notka wyszła cuudaśnie! Dobrze, że z Evą wszystko w porządku, a przynajmniej te leki tak jej nie zaszkodziły. Natt nie powinna mieć żadnych wyrzutów sumienia tak samo jak Miśka. Dziecko to dziecko. Jego się nie upilnuje. Moja mała siostrzenica jak była mała zaprzyjaźniła się z płynem do mycia podłóg. Więc.. Tak czy inaczej grunt, że jest już okej.
    Michelle nic tak chyba nie mogło pomóc jak obecność Michaela. Sama traciła by zmysły, a tak ma tu takiego swojego panicza. :D Ta drobna sprzeczka jest jak najbardziej zrozumiała. Kiedy jest się zdenerwowanym mwi się co ślina na język przyniesie. Ale jeśli chodzi o te drobne docinki typu Miśka zabije Michaela przed rejsem jest moją perełką! Ja po prostu to kocham! Mimo wszystko potrafi mu dojebać ♥
    Akcja z Lisą (+ calusieńki dialog) mistrzostwo! Michael ma w pełni racje, a ta krowa nie wiem co sobie myśli. Jakim prawem robi mu wywody gdy sama się puszcza po nocach. Michael jeszcze gra z nią fair. Nie będę się teraz rzucać, że co ta Lisa taka kupa bo nie chce dać mu dziecka bo kobita ma prawo odmówić, ale to w jaki sposób o tym mówi i jak do tego podchodzi mam ochotę jej przyfasolić w dzioba.
    Ogólnie jak mówiłam wszystko wyszło cudownie. Relacja między Michaelem i Miśką się pogłębia. Oni siebie potrzebują i udowadniają to takie sceny jak dzisiaj. I żeby mi już Michelle nie mówiła, że Mike ma swoje życie bo on od niego za każdym razem ucieka właśnie do Miśki.
    Czekam z niecierpliwością na nexta! ♥
    Oczywiście trzymam w dalszym ciągu kciuki żeby ten wasz wyjazd się udał! :**
    Na bloga zajrzę w najbliższym wolnym czasie! :D
    Wenyy!!! ♥♥♥
    Trzymaj się Blondyno ma! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć pindo! :D
    Rozdział wyjebisty jak zawsze :)
    Trochę się powkurwiałam, ale to normalne jak u Ciebie czytam, to się chyba nigdy nie zmieni xDD
    Tak się wystraszyłam, że Evie się coś poważnego stało i nie wyjdzie z tego, ale całe szczęście to były tylko "cukierki". Natalka nie potrzebnie się obwinia, bo to nie jej wina. Dzieci takie są, wszędzie Ci wejdą, wszystko Ci zjedzą i wszytko chcą wiedzieć :)
    Ta scena jak Michael siedział obok Evy, a ona się obudziła tak mnie rozczuliła, to było słodkie :)
    On tak ją kocha, martwi się o nią, a nawet nie wie, że jest jej ojcem to przykre, ale mam nadzieję, że nie długo się dowie.
    Jak Michaś pocałował Miśkę tooooo noooo szok normalnie XD
    Nie, że coś ja się bardzo cieszę przecież, ale zaskoczył mnie tym :D i że Michelle mu po buźce nie dała... xD
    Lisa to mi ciśnienie podniosła jak zawsze. Co za sucz no!
    Ona serio jest pojebana.
    Do Michaela ma wonty, że poszedł do Evy do kurwa dziecka nie na dziwki, a sama daje dupy na prawo i lewo i robi z niego kretyna. Ona jest żałosna po prostu, jakim prawem ma do niego pretensje skoro tak naprawdę ma go w dupie?
    I ta jej troska, Boże jakie to było fałszywe.
    Weź ją wypierdol z tego opowiadania jak najszybciej, bo nie ręczę za siebie.
    A z tym dzieckiem to mnie wcale nie zdziwiło, poza tym tu już dziecko nawet nie pomoże. Ona się na matkę nie nadaje zacznijmy od tego. Oby Michael jak najszybciej z nią skończył i wziął się za Miśkę. Bo tu jest o co walczyć.
    No ja chcę ten rejs w końcu! :D :D :D :D
    Ileż ja mam czekać? XDD
    Michaś dobrze kombinuje mały szantażyk nie zaszkodzi, a jaką radochę sprawią tym rejsem małej :D I myślę, że właśnie tam między nimi nastąpi jakiś przełom, coś się ruszy, bo szkoda mi na niech patrzeć po prostu. Oboje się męczą, a w życiu trzeba sobie ułatwiać jak tylko się da, a nie komplikować.
    Czekam z niecierpliwością na nexta.
    Pozdrawiam ciepluśko kochana :****
    Wróć do nas cała z tej Chorwacji <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Eva :/ Strasznie się wystraszyłam i już myślałam, że Jej nie będzie. Nie wiem co by zrobiła sobie wtedy Michelle gdyby Eva nie przeżyła...
    Dobrze, że nie miała za złe Nat, bo widać, że kobiecie było strasznie przykro.
    Z Michaela też jestem duma, że zachował się tak jak powinien. Był przy Miśce i pokazał jej jak naprawdę Ją kocha i zależy Mu na Niej. Oby w końcu to zrozumiała i ogarnęła się. A ten pocałunek... aż poczułam dreszcze.
    Co do Lisy- nie lubię Jej. Nie tylko w opowiadaniu, ale także gdy była z Michaelem. Odrzuca mnie ta osoba. Mam nadzieję, że Mike da sobie z Nią spokój.
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń