poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 17


Kochani moi powracam do was z kolejnym rozdziałem<3
Z Chorwacji wróciłam jak widać w jednym kawałku. Ogólnie stwierdzam, że to były moje najlepsze święta ever xD Ale jak chcecie z tej wyprawy 'szerszą' relację to pojawi się ona na dniach na:
http://bedziesz-miedzy-gwiazdami.blogspot.com/ 
A tymczasem zapraszam was na kolejny rozdział, który coś czuję że się większości spodoba :D
PS: Mogę was już poinformować, że Remember, I love You będzie miało 25 rozdziałów łącznie. Cześć trzecia nie wiem jeszcze w ilu się 'zmieści', ale to już dalsza sprawa:)
Zapraszam do czytania i oceny!<3


~~~~~

Samotność to niedokończone rozmowy i pytania bez odpowiedzi, ale i jeden kubek w kuchni, jednoosobowa pościel w sypialni i wolna półka w łazience. Samotność to bycie samemu w sercu i w głowie. Samotność jest wtedy, kiedy nie masz komu opowiedzieć o swoim dniu. Kiedy niedziela nie jest jeszcze jednym wolnym dniem, który można fantastycznie wykorzystać, tylko Twoim przekleństwem. Kiedy wolisz robić wszystko, byle nie wracać do domu, bo wiesz, że nikt tam na ciebie nie czeka. Samotność jest wtedy, kiedy nie masz do kogo zadzwonić w środku nocy i powiedzieć ‘jest mi źle’. Samotność to szare dni i bezsenne noce. Samotność - kiedy ściany pokoju wiedzą o Tobie więcej, niż ktokolwiek inny, a jedynym bytem znającym na pamięć twój kolor oczu, jest sufit twojej sypialni. A smutek? Smutek to samotność. Może walić się świat, ale kiedy masz z kim dzielić cierpienie, to wszystko jest do zniesienia. Nie ma żadnego, tak dobrego powodu do walki, jak druga osoba. Dla siebie rzadko chcemy walczyć, za to dla osoby, która znaczy dla nas wszystko, jesteśmy w stanie przenosić góry. 
Otworzyłem oczy czując nieprzyjemny ból w kręgosłupie. Spanie na krześle nie pozwalało na wiele zmian pozycji, zwłaszcza, że jakiekolwiek ruchy uniemożliwiała mi Michelle wtulona we mnie jak w ukochaną zabawkę. Uśmiechnąłem się i pogładziłem ją po włosach, czując niepohamowaną radość w sercu.
Właśnie tego pragnąłem, by przytuliła się mocno, pozwoliła aby me ramiona dały jej poczucie bezpieczeństwa, aby mój oddech uspokoił jej serce, aby moje ciepło ukoiło jej niepokój, a moja siła dała jej wiarę w przyszłość. 
- Dzień dobry - szepnąłem widząc jak powoli otwiera oczy i poprawia się na moim ramieniu.
- Która godzina...? - wyjąkała wciąż nie mając pełnego kontaktu z otoczeniem. Spojrzała w końcu na mnie i dopiero zaczęła przetwarzać wszystkie informacje - Mike... Jak Ty w ogóle się tutaj znalazłeś?
- Przyszedłem w nocy.
- Tyle wiem - przewróciła oczami po czym skierowała wzrok na śpiącą na łóżku Evę - Dlaczego?
- Chciałem być przy was. To nie jest wystarczający powód?
- Nie powinieneś...
- I znów to robisz - przerwałem jej śmiejąc się kpiąco pod nosem.
- O czym Ty mówisz?
- Znów każesz mi tęsknić za Tobą w Twojej obecności - odpowiedziałem ze spokojem, patrząc jej prosto w oczy.
Chwilę milczała, po czym ponownie się do mnie przytuliła, chowając twarz w moje włosy. Przycisnąłem ją mocniej do siebie wciągając jej tak dobrze mi znany zapach. Michelle od zawsze była dla mnie zagadką. Tak jak w tej chwili: najpierw raniła jednym słowem, by po chwili pokazać jak bardzo żałuje i wcale nie myśli tak, jak mówi. Mur który stawiała potrafił runąć, miała swoje słabości i granice, których musiałem po prostu szukać, przynajmniej dopóki sama nie ustali ze sobą, czego chce od życia.
- Przepraszam... - szepnęła po chwili, wciąż wtulona we mnie - Dziękuję, że jesteś tutaj.
- Zawsze będę - pocałowałem ją w skroń, zerkając w stronę łóżeczka, gdzie spoglądała na nas zaciekawiona Eva - Nie śpisz już? - rzuciłem lekko zdezorientowany, a Michelle odkleiła się ode mnie z prędkością światła.
- I tak widziałam! - dziewczynka zaśmiała się, spoglądając na nas ciekawsko - I baaaardzo się cieszę.
- Ty już nie bądź taka do przodu bo Ci tyłu zabraknie - rzuciła Michelle wstając i siadając na łóżku obok córki - Jak się czujesz kochanie? - pogłaskała ją po główce, składając na niej drobny pocałunek.
- Dobrze - spojrzała na mnie tymi ciekawskimi oczkami - A Ty Mike kiedy przyszedłeś?
- Przed chwilą - uprzedziła mnie w odpowiedzi Michelle, nie chcąc zapewne aby Eva wiedziała, że spędziłem tutaj z nimi prawie całą noc. 
Kolejne trzy godziny spędziliśmy w trojkę na rozmowie. W końcu przyszedł lekarz i powiedział, że wszystko jest już w jak najlepszym porządku i Eva może wrócić do domu. W czasie gdy gotowi do opuszczenia szpitala czekaliśmy na wypis, nasz spokój zakłócił nikt inny jak sam Pan Honses. 
Gdy tylko zobaczyłem jak pojawił się w drzwiach, coś się we mnie zagotowało. Przypomniała mi się rozcięta warga Michelle, strach w oczach Evy oraz sam fakt, że znów chce mi je odebrać. Spojrzał na mnie marszcząc brwi, wyraźnie niezadowolony z mojej obecności tutaj. Zmierzyłem go wzrokiem, jednak postanowiłem zachować przynajmniej pozorny spokój, aby nie robić scen przy dziecku.
- A on tutaj czego? - warknął patrząc na Michelle, która była wyraźnie tak samo zdziwiona jego obecnością jak ja.
- Zadzwoniłam do Michaela, bo nie miałam transportu do domu - skłamała, a ja w środku kipiałem ze złości widząc, jak bardzo musi się bać konsekwencji, że bała się wyjawić mu prawdę - Czekamy na wypis i...
- I nie mogłaś do mnie zadzwonić? 
- Mówiłeś, że masz dużo pracy z tymi zdjęciami i nie chciałam Ci...
- Zamknij się! Idiotę ze mnie robisz?! - tym razem nie wytrzymałem. Widząc jak odnosi się do Michelle, oraz jak zaczął zmierzać w jej kierunku coś we mnie pękło. Wstałem gwałtownie z krzesełka i z rozbiegu popchnąłem do na ścianę tak, że z hukiem uderzył o nią plecami.
- Może trochę grzeczniej? - syknąłem nie spuszczając z niego wzroku. Wściekły odepchnął mnie poprawiając swój garnitur.
- Trzymaj Jackson łapy przy sobie. Gówno masz tutaj do powiedzenia. 
- Chcesz wiedzieć ile mam do powiedzenia? - warknąłem, czując jak Michelle łapie mnie za nadgarstek i odciąga do tyłu.
- Michel idź już lepiej - szepnęła do mnie przepraszającym głosem.
- Aby znów Ci zrobił krzywdę?
- O czym Ty mówisz? - Emilio podszedł do nas mierząc mnie wzrokiem - Jedynym zagrożeniem dla niej jesteś Ty sam Jackson.
- Dotknij ją jeszcze raz, a pożałujesz - syknąłem stając z nim twarzą w twarz.
- Akurat to gdzie i jak ją dotykam to nasza osobista kwestia - zaśmiał się a ja czułem jak zaczynam tracić panowanie nad sobą - Lepiej znikaj do domu gwiazdeczko. 
- A Ty gdzie żeś był, gdy Cię potrzebowały, hm? Gdzie żeś był, gdy Eva trafiła do szpitala, a Michelle potrzebowała pomocy? Szybko sobie przypomniałeś.
- Radzę Ci już iść, jeśli nie chcesz sam wylądować na szpitalnym łóżku.
- Grozisz mi czy obiecujesz? - zaśmiałem się i już znów miałem ruszyć w jego kierunku, ale zatrzymała mnie Michelle.
- Proszę przestańcie, nie przy dziecku - spojrzała na mnie błaganym wzrokiem - Michael idź. Poradzę sobie.
- Nie zostawię Cię - skwitowałem - Odwiozę was do domu.
- Michael... Proszę - przeszywała mnie wzrokiem. Już chciałem jej odpowiedzieć, gdy poczułem jak Emilio łapiąc mnie za ramię odwraca w swoją stronę. Złapał mnie za szyję i nie spuszczając wzroku rzucił:
- Słyszałeś ją? Wypierdalaj mi stąd.
Jednym ruchem odepchnąłem jego rękę i rzuciłem nim o szafę z takim impetem, że całe skrzydło drzwi wpadło do środka razem z nim. Michelle próbowała mnie odciągnąć, słyszałem też jak Eva coś krzyczała, jednak byłem w takim amoku, że nic nie mogło mnie uspokoić. Wyciągnąłem go za koszulę z szafy i uderzyłem z pięści w twarz. Nagle do gabinetu wpadła jedna z pielęgniarek wraz z lekarzem.
- Co się tutaj dzieje?! - wrzasnęła, a doktor widząc całą sytuację odepchnął mnie od mężczyzny, nim zadałem mu kolejny cios.
- Panie Jackson jak nie chce Pan być jutro na pierwszych stronach gazet to proszę opuścić szpital, albo wzywam ochronę!
Spojrzałem przepraszająco na Michelle, po czym podszedłem do szafki obok łóżka Evy chwytając swój kapelusz, maskę i okulary.
- Michael! - krzyknęła Eva widząc, że kieruję się do wyjścia.
Wiedziałem, że nie powinienem, jednak podszedłem do niej i złożyłem drobny pocałunek na policzku dziewczynki, przytulając ją do siebie mocno.
- Nie bój się, nie pozwolę was skrzywdzić - szepnąłem jej do ucha tak, aby tylko ona mogła usłyszeć - Jeśli coś się będzie działo masz dzwonić. Pamiętasz? Na mały palec?
- Na mały palec - odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
Ostatni raz spojrzałem w stronę ukochanej, która z przerażeniem patrzyła w stronę lekarza, który chyba sprawdzał zakrwawiony nos Emilio. Nie chciałem, nie miałem siły się tłumaczyć więc w końcu zrezygnowany opuściłem pomieszczenie zakładając na siebie swoje przebranie. 
Kiedy znajdujemy się w sytuacji zagrożenia, najlepsze wyjście to okazać równie wielką agresję jak przeciwnik, a potem pójść o krok dalej. Podnieść stawkę, żeby użyć pokerowej terminologii. I dopiero kiedy zdobędziemy psychologiczną dominację, pokazawszy kto tu jest szefem, możemy zacząć rozmawiać. Nie powinno się być ani trochę tchórzem. Jeżeli sytuacja tak wygląda, że należy komuś dać w szczękę i jeżeli czujesz po temu ochotę - powinno się walić i nie pytać nikogo o zgodę.



Gdy Michel wyszedł miałam ochotę pobiec za nim. Nie chciałam mu pokazywać jak bardzo się boję, nie chciałam mu robić znów problemów, gdyż miał ich wystarczająco dużo. Mimo iż nie popierałam jego reakcji i tego co zrobił przed chwilą - w głębi serca byłam mu wdzięczna, że chciał mnie bronić za wszelką cenę. Podeszłam do Emilia, który siedział na krześle i trzymał przy nosie chusteczkę. Lekarz stwierdził, że nie doszło do złamania, jednak przerażała mnie ilość krwi jaka się przed chwilą sączyła.
- Wszystko dobrze? - ukucnęłam przy mężczyźnie spoglądając na niego z troską. Mimo iż wiedziałam jak mnie traktuje, jak mnie krzywdzi to nigdy nie chciałam dla niego źle. Każdy ma prawo się pogubić, nikt nie zasługuje na cierpienie i ból, zarówno psychiczny jak i fizyczny.
- Teraz pytasz mnie czy dobrze, a chwilę temu stałaś po stronie tego kretyna? - syknął opuszczając rękę z chusteczką.
- Nie byłam po niczyjej stronie. Oboje się zachowywaliście jak dzieci.
- Co on tutaj robił? - warknął, nie zmieniając swojego oschłego tonu, który przyprawiał mnie o gęsią skórkę.
- Spotkałam go wczoraj, gdy wybiegłam od Ciebie z gabinetu - przerwałam na chwilę przypominając sobie co się wtedy stało - Rozmawialiśmy chwilę, po czym zadzwoniła do mnie Natalia, że Eva jest w szpitalu. Podwiózł mnie i to wszystko.
- I siedział z Tobą cały dzień i noc do dzisiaj? - zaśmiał się sarkastycznie.
- Oczywiście, że nie. Przyjechał niedawno... Chciał sprawdzić jak się czuje Eva i odwieźć nas do domu.
- Jasne - wstał z krzesła i zaczął chodzić po pomieszczeniu - Byłem dzisiaj u Ciebie, chciałem Cię przeprosić za wczoraj. Natalia mi powiedziała, że jesteś w szpitalu z małą, więc przyjechałem i co zastaję? Jak zawsze Jacksona!
- Proszę, odpuść - mówiłam najspokojniej jak potrafiłam - Prowokowałeś go. Oboje się napędzaliście i widzisz do czego doszło.
- Zrekompensuję mu się.
- Przestań - rzuciłam poważniej - Mam dość waszych chorych gierek.
Rozmowę przerwał nam lekarz z wypisem dla mojej córeczki. Nie poruszaliśmy już z Emilio tego tematu. Opuściliśmy szpital w ciszy i tak samo jechaliśmy w drodze do domu. Widziałam po Evie, że bała się Emilia. Nie chciałam tego, jednak nie potrafiłam jej pomóc gdy sama odczuwałam przy nim niepokój, którego nie mogłam się pozbyć za wszelką cenę. Chyba dopiero zaczęło wtedy do mnie docierać, w jak wielkim bagnie teraz siedzę. Związek z Emilio stawał się z dnia na dzień coraz bardziej toksyczny, a ja nie miałam pojęcia jak się z tego wyplątać. Nie mówiąc o tym, że coraz bardziej ulegałam Michaelowi, który nie odpuszczał mimo, iż starałam się trzymać go z dala od siebie i Evy. Wszystko zaczynało się plątać. Gubiłam się we własnych kłamstwach, których ciężar stawał się dla mnie coraz gorszy.
Gdy zajechaliśmy pod dom Natali poczułam wielką ulgę. Chciałam w końcu odpocząć od tego wszystkiego.
- Widzimy się jutro? - spytał gasząc silnik swojego samochodu - Dzisiaj zapewne nie ma na co liczyć.
- Eva dopiero wyszła ze szpitala, nie zostawię jej - skwitowałam przypominając sobie, że przecież obiecałam wczoraj Evie, że jutro pojedziemy do Neverlandu, a pojutrze na rejs. I jak teraz mam to wytłumaczyć Emilio? Musiałam się jakoś wymigać na te kilka dni.  - Posłuchaj... Ja... Może powinniśmy zrobić sobie kilka dni przerwy, co?
- O czym Ty mówisz? 
- Ostatnio nie było najlepiej, zamiast się kłócić może warto odpocząć od siebie te kilka dni.
- Chcesz mieć wolną drogę do Michela? - zaśmiał się - Dobre.
- Chcę po prostu spędzić trochę czasu z córką i Natalią. Sam mówiłeś, że masz dużo pracy, a kilka dni przerwy dobrze nam zrobi, jeśli chcesz aby między nami się jeszcze ułożyło musimy spróbować - wiedziałam, że to na niego podziała.
Niechętnie, jednak zgodził się na kilka dni wolnego od siebie nawzajem. Dzięki temu nie musiałam już się zastanawiać, jak mu powiedzieć o kolejnej wizycie u Michaela, a tym bardziej o rejsie.
Gdy weszłyśmy z Evą do mieszkania od razu zaatakowała mnie Natalia, której kazałam poczekać na mnie w salonie. W pierwszej kolejności poszłam z córką do jej pokoju, chcąc porozmawiać o dzisiejszej sytuacji.
- Kochanie, Emilio i Mike dzisiaj mocno przesadzili i...
- Wcale nie - przerwała mi - Michel bardzo dobrze zrobił!
- Nie zrobił dobrze. Nie powinien się tak zachowywać, przemoc nie jest dobra.
- Ale Emilio jest zły.
- Nie można tak załatwiać spraw - pogłaskałam ją po włoskach - Michel chciał dobrze, ale to go nie usprawiedliwia.
- Jesteś teraz zła na Michaela? I nie popłyniemy statkiem? - spojrzała na mnie smutno, na co uniosłam lekko kąciki ust.
- Jestem na niego trochę zła, ale popłyniemy - na te słowa rzuciła mi się na szyję mocno przytulając.
- Dziękuję - szepnęła wciąż obejmując mnie swoimi małymi rączkami.
Porozmawiałam z nią jeszcze chwilę, po czym wróciłam do zniecierpliwionej Natali, która nerwowo przerzucała kanały w telewizorze.
- Jesteś! - rzuciła gasząc urządzenie - Miśka Emilio był u mnie! Nie wiedziałam co powiedzieć, więc powiedziałam prawdę że jesteś w szpitalu z Evą. Nie chciałam aby myślał, że jesteś u Michaela i...
- Wiem - usiadłam obok niej na kanapie - Był w szpitalu. Michel również.
- Widzieli się? - spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Mało powiedziane...
- Opowiadaj - usiadła po turecku wyczekując mojej historii, którą jej opowiedziałam zaczynając od sesji z Emilio, tego jak mnie uderzył, jak Michel uratował mnie przed pędzącym Jeepem oraz całą resztę aż do dzisiejszego poranka -  Jakim cudem Michel przyjechał znów w nocy? 
- Nie mam pojęcia - spuściłam wzrok - Przebudziłam się i po prostu był. Usiadł obok mnie i spał tak ze mną całą noc.
- Dobrze, że przestawił mleczaki temu durniowi.
- Nat daj spokój...
- Miśka Ty jesteś durna jak nie wiem! Przecież ten człowiek Cię bije, uderzył Cię, a Ty go jeszcze bronisz? Gdzie się podziała moja przyjaciółka, która nie dawała sobie nigdy nikomu na łeb wejść?
- Zasłużyłam sobie.
- Że co? - spojrzała na mnie jak na wariatkę - Co Ty znów pieprzysz?
- Te sześć lat temu swoim odejściem skreśliłam wszystko. Zasłużyłam sobie teraz na to wszystko. Emilio mi pomaga tylko uświadomić sobie, jak głupia byłam kiedyś. 
- Głupoty to Ty teraz gadasz - walnęła mnie w ramię - Fakt, popełniłaś kiedyś trochę błędów, a nawet trochę więcej niż trochę, ale to nie oznacza, że masz katować siebie w taki sposób. Co byś zrobiła, gdyby Michael Cię uderzył?
- Mike nigdy nie skrzywdziłby mnie - odpowiedziałam bez zastanowienia - Nie podniósł by na mnie ręki.
- Wiem, ale co byś zrobiła w takiej sytuacji? Pytanie na logikę.
- Pewnie bym nigdy w życiu więcej na niego nie spojrzała.
- To dlaczego pozwalasz Emilio na to wszystko, skoro Michela byś od razu znienawidziła? - spojrzała na mnie wyczekująco.
- Bo fakt, że skrzywdziłby mnie ktoś kogo kocham, zabolałby mnie tysiąc razy bardziej niż ból zadany przez osobę do której nic nie czuję - spuściłam wzrok - Emilio nie zadaje mi nic poza bólem fizycznym.
- Co masz zamiar zrobić teraz? 
- Nie wiem... Chciałabym wrócić do Londynu, żyć tam znów z dala od tego wszystkiego. 
- Ode mnie też? - spojrzała na mnie smutno. Bez namysłu przytuliłam przyjaciółkę.
- Od Ciebie nigdy.
- No ja myślę - zaśmiałyśmy się - Swoją drogą ucieczka Ci nic nie da. Poza tym obiecałaś mu, że zostaniesz do końca miesiąca.
- Cholerne obiecane trzy tygodnie...
- Zostały Ci już tylko dwa, więc nie marudź.
- No i rejs...
- Rejs? - spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Nie mówiłam Ci?  Wczoraj z Evą znów mnie wzięli pod włos. Jutro chce nas zabrać do Neverlandu, a pojutrze na rejs.
- Jak za starych, dobrych czasów - uśmiechnęła się - I dobrze, może to Ci coś wbije do tej pustej łepetyny.
- Dzięki, na Ciebie zawsze można liczyć.
- Do usług - spojrzała na mnie triumfalnie i wstała z kanapy - Idę zrobić sobie herbaty. Chcesz coś?
- Nie... Pójdę do siebie się zdrzemnąć.
Idąc do swojej sypialni zajrzałam ostatni raz do pokoiku Evy. Siedziała przy stoliku coś rysując, więc najciszej jak potrafiłam przymknęłam jej drzwi i poszłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko ciesząc, że nie muszę spędzić kolejnej nocy na krześle. Chociaż nie wiem czy nie wolałabym spędzić jej tak ale znów w objęciach Michaela, niż samotnie w wygodnym łóżku. Uśmiechnęłam się sama do siebie na tą myśl, gdy z transu wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. Spojrzałam na wyświetlacz gdzie wyświetlał się nie kto inny jak 'Michael'. Chwilę się zawahałam, jednak w końcu wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - rzuciłam spokojnym głosem, czując jak wali mi serce.
- Przepraszam Cię za dzisiaj - słyszałam po jego tonie, jak wiele kosztowały go te słowa - Nie chcę, aby między nami się coś zepsuło przez dzisiaj i...
- Nie gniewam się - przerwałam mu - Nic się nie stało. Sprowokował Cię. Nie pochwalam tego co zrobiłeś, ale nie mam Ci za złe.
- Dziękuję - szepnął z wyraźną ulgą - Nie pozwolę by was skrzywdził.
- Spokojnie, nic się nie dzieje.
- Nie żałuję tego co dzisiaj zrobiłem - skwitował - Zrobiłbym to ponownie, tylko tym razem dwa razy mocniej.
- Daj spokój - zmieniłam temat - Jutro o której po nas będziesz?
- Mogę z samego rana jeśli chcesz.
- Rano chciałam iść z Evą do rodziców na cmentarz - przygryzłam wargę.
- W takim razie pojedziemy razem. Również planowałem na dniach ich odwiedzić.
- Michel... - zastanowiłam się chwilę, czy aby na pewno chcę zadać to pytanie - A co z Lisą? Nie chcę wchodzić między was, a jutro skoro mamy być z Evą u Ciebie to...
- Nie martw się. Lisa teraz całe dnie spędza w studio. Wychodzi o siódmej i wraca późnym wieczorem, więc nie ma najmniejszego problemu.
- Nie chcę, abyście się przeze mnie kłócili...
- Jeśli się mamy kłócić, to nie przez Ciebie - przerwał na chwilę - Muszę kończyć, Jermaine chyba już przyjechał. Będę jutro rano przed dziewiątą u was.
- Do jutra w takim razie - uśmiechnęłam się sama do siebie.
Gdy połączenie dobiegło końca opadłam na poduszki czując jak wszystko we mnie buzuje. Co ten człowiek ze mną robił?
Mam czasem wrażenie, że dla mnie łagodniał, lecz wobec reszty świata pozostawał sobą. Z jednej strony wciąż był tym samym mężczyzną, w którym się zakochałam: stanowczym i szarmanckim, a z drugiej - zmienił się. Był wszystkim, czego pragnęłam, czego potrzebowałam od drugiego, niedoskonałego człowieka.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~


" A Ty miej cierpliwość do mych lęków."

5 komentarzy:

  1. Hejka! ❤
    Tak liczyłam, że wstawisz notkę na dniach, a tu proszę niespodzianka na dyngusa! Cały rozdział skomentuje tak: "Pojszczałam się". Notka wyszła Ci przegenialnie. Serce na początku skradł mi wstęp o samotności. Napisałaś to rewelacyjnie. Teraz przejdę do konkretów. Noc w ramionach Michaela musi być cudownym doświadczeniem. Co tam, że na krzesełku szpitalnym, a w późniejszym czasie dopadną ich bóle krzyża. Liczy się ta bliskość! Oczywiście zawsze musi się coś sknocić, a raczej ktoś musi się wpieprzyć. Najazd Emilki był do przewidzenia. No dziadyga jeden no, ja tak go nie lubie. A pomyśleć, że jeszcze kiedyś dziada byłam w stanie polubić. W ogóle dziś dałaś mi powód by kochać Michasia jeszcze mocniej (kij, że to fikcja XD). Ja podzielam zdanie Evci, że Michael dobrze zrobił. Bronił po prostu swojego. W końcu zobaczył choć w cząstce na własne oczy jak ten patafion traktuje Michelle. Należało mu się w gębe za te spoliczkowania i odzywki nie tylko do Miśki, ale i małej. Michael teraz będzie trzymał głowe na karku. Jestem dumna z naszego bohatera!
    Do momentu beztroskiego życia jako "gimbus" (w znaczeniu: Stan umysłu) nie sądziłam, że życie potrafi dać nieźle w dupe, ale kiedy mi dało od razu zaczęłam postrzegać innaczej pewnne kwestie. Życie jest najlepszym nauczycielem. Każdy popełnia błędy i ponosi za nie konsekwencje. Teraz w sumie już nie wiem jak patrzeć na decyzje Michelle, którą podjęła przed kilkoma laty. Kiedyś wspomniałam, że była w sytuacji tragicznej. Cokolwiek by nie zrobiła to odbiło by się nie tylko na jej życiu, ale i na życiu osoby, którą kochała. Wybrała taką, a nie inną droge. Myśle, że gdyby została może i odbiło by się na karierze Michaela, ale przynajmniej ten był by spełniony. Czy nie jest najważniejsze szczęście drugiego człowieka? Mówie to odnosząc się do stwierdzenia Miśki, że jej się należy za to wcześniejszą decyzje. Jestem przekonana, że musiała by kiedyś przejść tą drogę. Myśle, że gdyby nie Emilka i Lisa było by prościej. Oni wszystko kolidują, a przynajmniej z ich powodu Miśka podejmuje takie a nie inne decyzje. Troche sie nagadałam, mam nadzieje, że połapiesz się w tym bełkocie. Chodzi mi po prostu, że życie daje w dupe i to ostro. Nie można od tego ucieknąć i świetnie to ukazujesz.
    Oczywiście Natka moją lasią! Przyjaciel to przyjaciel: nie tylko pocieszy, zatroszczy się, czy zabawi, ale daje kopa motywacji. Dlatego zawsze doceniałam przyjaźń chociaż jeszcze takowej nie doświadczyłam. I tu dochodzi mój lament, który powtarzam za każdym razem, że określenie przyjaciel jest zbyt nadużywany w dzisiejszych czasach.
    Oczywiście czekam na rejsik. Neverland to pół biedy (chociaż po Tobie to sie moge już wszystkiego spodziewać 😈😘), ale za to kurs statkiem może okazać się owocny. Evcie w nocy sprzedadzą krainie snów, a sami pójdą w rande vu (czy jak to sie mówi) xD
    Czekam z niecierpliwością na nexta!
    Trzymaj sie :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Patryniu :***
    Tak powiem Ci, że teoretycznie powinnam być zadowolona z rozdziału, ale nie jestem. Nie, że coś źle napisałaś, jak zwykle wyszło Ci zajebiście, ale dzisiaj chodzi mi o Michelle.
    To jak Michael przyszedł w nocy do szpitala i tak spał przytulony do Miśki, a raczej ona do niego to było bardzo słodkie :D kocha go! <3
    No tak, później już tak super nie było...
    Ja się pytam po cholerę ten skurwiel pokazał się w szpitalu? Pogrąża się coraz bardziej.
    Jego nawet nie obchodzi zdrowie Evy.
    Boże! Jak dobrze, że Michael mu w końcu wpierdolił, powinien mu połamać kości za to co on robi Miśce.
    Tylko szkoda, że Eva to widziała, ale jak sama powiedziała, Michaś bardzo dobrze zrobił :D jestem z niego dumna :) i tak długo się powstrzymywał, bo ja to bym od razu się na niego z pięściami rzuciła xDD
    I nie rozumiem jak Michelle pozwala się tak traktować.
    Nosz kurwa ona jest silna babka, a teraz moim zdaniem pokazuje słabość. Jak by była silna to by kopnęła Emilia w dupę. A ona mu się jeszcze tłumaczy!
    W życiu bym nie pozwoliła, żeby ktoś mnie tak traktował.
    Nieważne kto by mnie skrzywdził, znienawidziłabym go, a na koniec jeszcze odegrała - zemsta jest słodka :D Ja mściwa jestem, tak piszę w internecie. Znaczy w znaczeniu mojego imienia, ale dużo rzeczy się tam zgadza XDD - dobra nie ważne.
    Jednym słowem wkurwiła mnie dzisiaj Michelle i Emilio.
    Dlatego do końca zadowolona nie jestem, jedyna rzecz dobra w tym rozdziale dla mnie to postawa Michasia. Pokazuje cały czas jak mu zależy na Michelle, troszczy się i jej broni więc dlaczego dalej jest z Emilio?
    Niech Miśka się w końcu otrząśnie, bo normalnie jak tam do niej pójdę to szybko jej przetłumaczę, ale chyba ręcznie XDD. Nawet Natalka jej mówi, a ta dalej swoje.
    Nie mogę doczekać się tego rejsu :D
    A na wstępie jak tam napisałaś, że rozdział powinien się nam spodobać to ja taki banan na ryju i: " BĘDZIE HOT!"
    A tu dupa xD dobra czekam do rejsu, może tam się wydarzy coś :D
    Czekam z niecierpliwością na nexta!
    Życzę weny!
    Dobrze, że wróciłaś cała z tej Chorwacji :)
    Pozdrawiam cieplutko <33333

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry :**
    Na początku byłam ucieszona, że Michelle doceniła to, że Mike spał z Nimi całą noc. Chyba coraz lepiej rozumie, że Jego obecność jest Jej potrzebna.
    W momencie kiedy Emilio wszedł do sali, poczułam jak coś się we za buzowało. Dobrze, że Michael w końcu Mu przywalił i ja na miejscu Emilio już bym nigdy nie wchodziła w drogę Michaelowi, bo widać, że z dnia na dzień jest coraz bardziej zły i instynkt obrony Evy i Michelle włącza się w ułamek sekundy. Mam ogromną nadzieję, że Michelle w końcu da sobie na zawsze spokój z tym idiotą, bo nie warto się tak męczyć. Jestem oczywiście dumna z Michaela (chociaż przemoc nie jest najlepszych wyjściem).
    No nic, rozdział całościowo jak zwykle mega, bo masz taki łatwy styl pisania i miło się to wszystko czyta <3
    Życzę duużo weny (której i tak Ci nie brakuje) i czekam na nexta :*
    Cieszę się, że wróciłaś w jednym kawałku z Chorwacji ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja do Ciebie powracam!
    Tyle się zdarzyło, oj tylko się zdarzyło...
    Właściwie to na razie nie będę za bardzo się rozpisywać. Nie wiem od czego zacząć i do czego się odnieść. Ale spróbuję coś wymodzić.
    Najpierw może kwestia Lisy i Michaela. No cóż, prawdę mówiąc ich związek już od początku był porażką, to umarło, zanim zdarzyło się narodzić. Właściwie to przynajmniej się nie ograniczają wzajemnie. :D
    A co do Miśki, to jestem pod wrażeniem, jak się daje tego kutongowi wykorzystywać i poniżać. Dobrze, że chociaż Michael tak za nią biega, to jest bezpieczna. W miarę.
    A Eva to takie dziecko marzeń. Nie to, co te małe gówna że smartfonami w łapach!
    Jak ja się cieszę, że wróciłam! <3
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną notkę.
    Alex :****

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzieńdoberek!
    Powróciłam tu, nareszcie! Najmocniej przepraszam za moją nieobecność tutaj. Nie bedę nic tłumaczyć bo nie ma sensu, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz :)
    Jejku, nie wiem jak zacząć.. Może Lisa?
    Tak, nie jest ona lubianą postacią, co bardzo łatwo dostrzec. Chyba każda z nas ukazuje ją w złym swietle, nie zwracając na to szczególnej uwagi. Podczas gdy ona też ma uczucia.. Szalenie podoba mi się jej postawa. W sumie.. Michael w pewnym sensie ją.. zdradził. Zdradził miłość, choć może raczej przyjaźń, która trochę się zniszczyła. Ale ja wcale nie ukazuje go w złym świetle! Michael szukał tego poczucia bezpieczeństwa. A Lisa.. Ona właściwie tez. Szukała miłości. I być może znalazła. Naprawdę nie spodziewałam się tak spokojnej i opanowanej reakcji Lisy, kiedy zobaczyła Michelle na stole.
    Cóż, Miska za bardzo bierze wszystko do siebie i na siebie. Oskarża sie o zniszczenie zwiazku Michaela, chociaż tak naprawde może tylko pomogła tej dwójce. Mam nadzieję, że niedługo Mike i Michelle znów bedą szczęśliwi, razem!
    Weeny <3
    Pozdrawiam ;)
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń