niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 13


Jak można czuć się spełnionym, kiedy serce przyzwyczaiło się do pompowania wrzącej krwi? Ludzie tacy jak ja czują się spełnieni tylko wtedy, gdy na ich twarzach widać wysiłek, a napięte do granic wytrzymałości ścięgna szykują się na kolejny skok w nieznane po to, żeby nadać życiu smak. Żeby robić coś, co ma sens. Bo chociaż zmęczenie boli, to ja lubię ten ból. Lubię pot i lubię czuć serce, które wali w klatce piersiowej ze zmęczenia, chcę wciąż i wciąż więcej. To pod­niesiona ad­re­nali­na uka­zuje nam sza­leństwo i ra­dość, lecz także ból i go­rycz sta­ran­nie wpi­sane w uro­ki życia. Ad­re­nali­na ut­wier­dza w myśli, że nic nas nie ogranicza. Od zawsze lubiłam to ry­zyko. Po­niekąd i miłość na­leży do ek­stre­mal­nych zadań. Dlatego cho­ler­nie kuszę los, na­ginając re­zerwę bez­pie­czeństwa, poz­wa­lając tej cudownej ad­re­nali­nie pul­so­wać w swoich żyłach.
Wysiadłam z taksówki pod dobrze mi znana bramą, za którą mieścił się dom mojego przyjaciela. Weszłam do środka, gdzie w progu przywitała mnie wiecznie merdająca ogonem Sara - była już psem w podeszłym wieku, jednak energia i radość od niej bijące, były naprawdę cudowne. Nie minęła chwila, jak głos szczekającego z radości psa wywabił Max'a z garażu, skąd mi pomachał i zaprosił gestem ręki, abym przyszła do niego. Ruszyłam pewnym krokiem, czując już narastającą we mnie radość na to, co miało za chwilę nastać. 
Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, poza półkami z przeróżnymi narzędziami, moją uwagę przykuł nie obarczony żadną, nawet najmniejszą skazą przedmiot, który był uznawany przez wielu za maszynę niosącą śmierć.
- Co tak na nią patrzysz? - rzucił do mnie Max, widząc jak podziwiam jego maszynę.
- Na nią?
- No tak, to jest Betty. Przywitaj się - puścił mi oczko przewieszając sobie przez ramię jakąś ścierkę.
- Nazwałeś motor Betty? - spojrzałam na niego jak na wariata - Teraz wiem, dlaczego wciąż nie masz dziewczyny.
- Właśnie Betty jest moją dziewczyną! - zaśmiał się - Piękna, mądra, zwinna, szybka, no i przede wszystkim nigdy się ze mną nie kłóci.
- W takim razie czekam na wasze małe 'oponki' - przewróciłam oczami, po czym podeszłam do maszyny przejeżdżając ręką bo kierownicy - Ile to cacko ma?
- 150KM, do setki rozpędza się w niecałe 4 sekundy - spojrzał na mnie spod byka - Znając Ciebie, będziesz chciała to sprawdzić.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się - Dawno nie jeździłam motorem, w końcu wrócę na chwilę do czasów dzieciństwa.
- Dlatego też mam wątpliwości... Miśka jeździliśmy jak byliśmy gówniarzami, to nie jest najlepszy pomysł.
- Oj daj już spokój - rzuciłam spoglądając na niego błagalnym wzrokiem - Obiecuję odstawić Ci Betty w nienaruszonym stanie.
- Niech mi jej włos z głowy spadnie, a osobiście Cię zatłukę.
- Jeśli jej spadnie, to mnie raczej będziesz u rodziców na cmentarzu oglądać - zaśmiałam się, na co Max walnął mnie w ramię - Ał debilu!
- Należało Ci się za gadanie takich głupot. Boże, co ja znowu robię? Daję najbardziej powalonemu człowiekowi na ziemi moją najwspanialszą Betty...
- Nie stękaj już - przytuliłam się do niego - Jesteś moim takim niebiologicznym bratem, wiesz?
- Jako brat powinienem Ci wbić do tej pustej głowy trochę rozumu, oraz odmówić pożyczania rzeczy, które mogą Cię zabić.
- Koń też mógł mnie zabić, a jakoś prowadziłeś mi treningi?
- To co innego - skwitował - Nie możesz wziąć tego? - wskazał brodą na stojący w rogu skuter.
- To? - zaśmiałam się - Kosiarka do trawy ma więcej mocy od tego.
- Dobra, wiem że i tak nie wygram więc bierz Bett. Zapewne stroju ani kasku nie masz?
- Nie - przygryzłam wagę - Masz coś pożyczyć?
- Mój będzie za duży, ale gdzieś na górze był jeszcze mojej mamuśki. Poczekaj - rzucił i wyszedł z garażu, zostawiając mnie sam na sam z Betty.
Usiadłam okrakiem na maszynie, przejechałam dłonią po kierownicy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdy byliśmy młodsi, razem z Natalia i Maxem śmigaliśmy dużo quadami i motorami, głownie po polach  i leśnych ścieżkach. Z czasem, kiedy Max zaczął się bardziej tym interesować, uczył mnie i jeździł ze mną coraz to dalej. Była to forma 'nagrody' za porządne treningi jeździeckie oraz sukcesy, jakie odnosiłam wtedy na zawodach. 
- Jestem! - wszedł z szerokim uśmiechem, trzymając w rękach spodnie, kurtkę, buty i kask - Całość powinna być dobra, nie mam pewności tylko co do kasku.
- Pokaż - wzięłam go od niego i założyłam sobie na głowę - Pasuje idealnie.
- Dobra, tutaj masz kluczyki - dał mi je do ręki - Idę do domu, muszę pomóc tacie przy naprawie schodów. Jest zatankowany, możesz się tutaj przebrać. Jak będziesz wyjeżdżać zamknij bramę od garażu.
- Nie ma problemu, odstawię go przed południem.
- Uważaj na siebie - pocałował mnie w policzek i skierował w stronę drzwi, łączących garaż z domem - Michelle... - odwrócił się jeszcze w progu spoglądając na mnie - Pamiętaj, że motory nigdy nie wybaczają błędów, więc nie jeździj szybciej niż potrafisz myśleć.
- Kiedyś powiedziałeś mi takie zdanie: odważni nie żyją wiecznie, lecz ostrożni nie żyją wcale - puściłam mu oczko, na co posłał mi swój ostatni, uroczy uśmiech.


Ulegając złudzeniu własnego cierpienia, szukamy winnych naszych niespełnionych oczekiwań. Podczas, gdy tak naprawdę w większości winę za nasze cierpienie ponosi nasza wyobraźnia i my sami. Budujemy w sobie marzenia i obrazy przyszłości odpowiadające tylko naszym potrzebom i pragnieniom. Brak ich spełnienia powoduje ból i tęsknotę za rysunkami z naszych snów. Czasami warto oderwać się od swoich pięknych marzeń i dać życiu szansę, aby samo nas poprowadziło, dać sobie przestrzeń i miejsce. Tylko wolni... Wolni od swoich oczekiwań możemy być prawdziwi i tylko wtedy może nas odnaleźć coś prawdziwego.
Siedziałem na kanapie, przerzucając kanały w telewizorze. Zrobiłem sobie dzisiaj dzień wolny od pracy, aby pozbierać wszystkie myśli do kupy i zastanowić się czego tak naprawdę oczekuję od życia. Nagle do salonu weszła Lisa, ubrana w płaszcz i wysokie kozaki. Spojrzałem na kobietkę niepewnie, gdyż od kłótni po jej powrocie, nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem.
- Wychodzę - rzuciła mierząc mnie wzrokiem - Wrócę jutro przed południem.
- Dokąd jedziesz? - spytałem udając całkowicie obojętnego.
- Do znajomego.
- Znajomego? - zaśmiałem się spoglądając na kobietę - I jedziesz do niego na noc?
- Robi Ci to jakąś różnicę? Bo mi żadną - warknęła - Skoro Ty wolisz przed telewizorem siedzieć...
- Jaja sobie ze mnie robisz? - wstałem podchodząc do niej - Powiedz, że to jakiś żart, tak?
- A wyglądam jakbym żartowała?
- Jesteśmy razem, a ty przychodzisz do mnie i mi mówisz, że jedziesz do jakiegoś gościa na noc, bo masz ochotę się zabawić?
- W tym momencie bardziej Cię wkurza Mike to, że podważam Twój autorytet, niż to że naprawdę wolę z kimś innym spędzić ten wieczór.
- O czym Ty do cholery mówisz?
- Słyszałeś - rzuciła ostro i skierowała się w stronę wyjścia z salonu.
Krzyczałem jeszcze za nią, ale nic to nie dało. Zignorowała to całkowicie i poszła. No pięknie... Przyszła, powiedziała że jedzie do jakiegoś fagasa i tyle. Wkurzony opadłem na kanapę, chowając twarz w dłoniach. Mimo iż jej nie kochałem, to jak mnie teraz potraktowała zabolało, nawet bardzo. Ośmieszyła mnie, zrobiła ze mnie idiotę... Nawet nie miała problemów, aby wyznać, że chce się po prostu rozerwać.
Oparłem głowę o tył kanapy czując jak wali mi serce. Próbowałem znów skupić się na migającym obrazie telewizora, jednak w głowie wciąż słyszałem słowa Lisy. Z rozmyśleń wyrwał mnie dopiero Robert - jeden z moich ochroniarzy. Wszedł niepewnie pukając.
- Panie Jackson, przyszła jakaś kobieta z dzieckiem do Pana. Przedstawiła się jako Natalia Rose. Czy mam...
- Niech przyjdzie - posłałem mężczyźnie słaby uśmiech.
Nie minęła chwila, a do salonu wparowała uśmiechnięta od ucha do ucha Eva, a za nią wolnym krokiem szła Natalia. Dziewczynka bez zastanowienia rzuciła mi się na szyję, do czego już się zdążyłem przyzwyczaić. Zawsze to robiła, a ja nie wyobrażałem sobie innego powitania z jej strony.
- Pan Michael Jackson Pierwszy Wielki siedzi przed TV? To ci dopiero numer - kobieta zaśmiała się, pocałowała mnie w policzek i usiadła w fotelu na przeciwko - Przeszkadzamy?
- Nie, skąd - uśmiechnąłem się spoglądając na wtuloną we mnie Evę - Nawet nie masz pojęcia, jak dobrze was widzieć. Lisa mi podniosła przed chwilą ciśnienie...
- Mijałam się z nią w bramie - rzuciła - Nie wyglądała na przejętą, żebyście się kłócili.
- Domyślam się, że nie była przejęta - zacisnąłem dłoń w pięść - Przepraszam... - rzuciłem ze skruchą - Po prostu czasem już nie wytrzymuję. Naprawdę cieszę się, że jesteście.
- Eva mi truła od rana czy przyjedziemy, nie miałam serca jej odmówić.
- Dla mnie to sama przyjemność - uniosłem lekko kąciki ust - A Michelle?
- Wygoniłam ją rano z domu - zaśmiała się Nat - Kazałam jej wyjść i zrobić coś dla siebie.
- Dla siebie? - uniosłem jedną brew - Znając ją i jej pomysły, nie skończy się to za dobrze. Czy...
- Oj Michaś nie siej już paniki. Sama zaproponowałam jej, że zajmę się małą. Jest w końcu matką 24h na dobę, sama ją wychowuje, więc należy się jej chwila relaksu.
- Masz rację - spojrzałem na dziewczynkę, która zapatrzyła się w obraz na ekranie - Chociaż ja bym wiele dał, aby ktoś taki jak Eva 'męczył' mnie codziennie.
- Michael... - Natalia spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem - Nic nie zauważyłeś? Niczego się nie domyślasz? Nic?
- O czym mówisz? - spojrzałem na kobietę pytającym wzrokiem - Nat?
- Przepraszam... Nie mogę - schowała twarz w dłoniach po czym wyszła z salonu idąc w stronę kuchni.
- Eva, kochanie poczekasz tutaj chwilkę? - spojrzałem na dziewczynkę, na co tylko posłała mi swój uroczy uśmiech.
Pocałowałem ją we włoski i wyszedłem z pokoju, udając się za kobietą.
- Nat? - zastałem ją w kuchni, opartą o blat z wzrokiem wbitym w podłogę - O czym mówiłaś?
- Proszę, nie mów Miście, że przyszłam tutaj dzisiaj z małą, ok?
- Dobrze, ale dlaczego?
- To skomplikowane. Zresztą to wy sobie wszystko ciągle komplikujecie! Mam nadzieję, że pogodzicie się niedługo bo to już się robi nie do zniesienia.
- Marne szanse. Chociaż mój związek z Lisą chyba nie potrwa już długo...
- Jak to? - spojrzała na mnie marszcząc brwi - Nie chcę się wtrącać, ale coś się stało?
- Od dawna między nami się nie układało. Po prostu chyba zaczynamy z Lisą rozumieć, że oszukiwanie siebie samych przestaje mieć jakikolwiek sens. Od początku ten związek był fikcją, myśleliśmy, że uda się nam zrobić z tego prawdziwą relację, ale jak widać serce nie tak łatwo daje się oszukać.
- Miśka wie?
- Wie, że nie kocham Lisy, ale o naszych problemach staram się jej nie mówić za dużo - spojrzałem na przyjaciółkę - Proszę, nie mów na razie Michelle nic o tym, dobrze?
- Jasne - uśmiechnęła się - A Ty jej nie mów, że byłam tutaj z Evą, bo jak się dowie to mnie zabije, zakopie, odkopie i ponownie zabije dla własnej satysfakcji - zaśmialiśmy się.
- Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę, a właściwie pytanie... - chwilę się zamyśliłem - Czy Michelle lub Eva, wspominały Ci coś ostatnio o jakiejś dziwnej akcji z Emilio?
- Yyy, nie... Chyba nie... Dlaczego pytasz?
- Eva coś ostatnio wypaliła, chciałem coś wyciągnąć ale niewiele to dało.
- Mike, posłuchaj - spojrzała na mnie - Jeśli nawet coś się stało, Miśka na pewno kazała Evie milczeć, a uwierz mi ona tak ją kocha, że za nic nie wyda Miśki i nie złamie danego jej słowa. Mają tylko siebie, są niezniszczalne i nie próbuj nawet złamać małej, bo tylko stracisz jej zaufanie do siebie, a Eva naprawdę Ci ufa.
- Wiem - uśmiechnąłem się - Dziękuję Ci Nat, że wpadłyście. Dobrze mi to zrobiło.
- Zawsze możesz na mnie liczyć - uśmiechnęła się i razem wróciliśmy do salonu, gdzie siedziała Eva tak, jak ją zostawiłem przed chwilą. Usiadłem obok dziewczynki, a ona oparła główkę o moją rękę, wciąż oglądając bajkę. Pogłaskałem ją po główce, po czym na mnie spojrzała.
- Mogę mieć do Ciebie prośbę? - uśmiechnąłem się do niej, a ona pokiwała tylko główką, wyczekując co chcę powiedzieć - Jeśli byś miała jakiś problem, bałabyś się lub coś by się działo co Cię zaniepokoi, od razu do mnie zadzwonisz, tak?
- Dobrze - uśmiechnęła się - Mogę obiecać na mały palec.
- Na co? - zaśmiałem się i spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
- Na pały palec - wystawiła rączkę, skłądając wszystkie paluszki poza najmniejszym - Zawsze tak robiłam z mamusią.
- No dobrze - zrobiłem to samo, zaciskając nasze palce i szepnąłem jej do ucha - Na mały palec.
- Na mały palec - potwierdziła.


Wskazówka na liczniku dobijała właśnie do 230km/h. Puste drogi poza granicami LA były miejscem idealnym do rozwinięcia prędkości, jakiej mi było teraz potrzeba. Czułam tylko jak wali mi serce, a do uszu docierał ryk silnika, który grał jedną z najprzyjemniejszych muzyk na świecie. Gdy człowiek sam, dobrowolnie doprowadza do sytuacji, gdzie jeden błąd może skończyć się śmiercią - poznaje wagę podejmowanych decyzji. Skupia się na sobie, wymaga to zaufania do własnego umysłu i ciała, których decyzje są tutaj tak decydujące. Bo w końcu jak można zaufać innym, nie ufając samemu sobie?
Widząc w oddali główną drogę, którą miałam wrócić do LA zaczęłam powoli zwalniać. Byłam już i tak spóźniona, a jeszcze musiałam przecież przed spotkaniem z Emilio odstawić motor do Maxa. Całkowicie straciłam poczucie czasu. Już dawno nie czułam się taka wolna i nic nie sprawiło mi takiej frajdy.
Wyprzedzając po kolei samochody już z mniejszą prędkością, wjechałam w końcu do betonowej dżungli. Ruch na ulicach był ogromny, a pieszych równie wielu - mimo chłodniejszej pogody, piękne słońce zachęcało do opuszczenia mieszkania. Wymijając bokiem samochody, dostałam się na sam przód kolejki, czekającej na światłach przy przejściu dla pieszych. Widząc, że czerwone światło ciągle się pali, zaczęłam poprawiać swoje skórzane rękawiczki, przyglądając się ludziom na ulicy. Nagle jeden z przechodniów na przejściu upadł, jakby stracił całkowicie władzę w nogach - był to starszy mężczyzna, który wyglądał mi dość znajomo. Rozejrzałam się po ludziach idących obok niego, jednak nikt nawet nie raczył podejść i zapytać, czy nic się nie stało, nie mówiąc o jakiejkolwiek pomocy. Nie zważając czy będę blokować ruch, zgasiłam silnik, zostawiłam motor i podbiegłam do mężczyzny pomagając mu wstać.
- Doktor Stewart...? - dopiero gdy podniósł się z ziemi, mogłam rozpoznać tę dobrze mi znaną, pomarszczoną buźkę - Musimy zejść z jezdni - rzuciłam pomagając dojść ledwo przytomnemu mężczyźnie na chodnik.
- Cukier... - wydukał - Spadł mi cukier... Mam w saszetce glukozę...
Dopiero po chwili szoku zaczęłam racjonalnie myśleć. Posadziłam mężczyznę na ławce i szybko zaczęłam szukać w jego saszetce strzykawki z glukozą. Gdy tylko znalazłam bez chwili zastanowienia pomogłam Doktorowi podwinąć nogawkę spodni i wbiłam igłę w jego udo, powoli wciskając zawartość. Gdy było po wszystkim usłyszałam trąbienie auta, które przez mój motor zostawiony na drodze nie mogło przejechać.
- Proszę poczekać, niech Pan się nie rusza, zaraz przyjdę - rzuciłam do mężczyzny i pobiegłam szybko zabrać maszynę z jezdni. Podprowadziłam Betty obok ławki, gdzie siedział wciąż ledwo przytomny mężczyzna.
- Wezwać pogotowie? - spytałam jednocześnie ściągając kask z głowy i wieszając na kierownicy motoru.
- Nie... Zaczyna działać... Odzyskuję wzrok... - rzucił majacząc - Mi... Michelle? - dopiero gdy zdjęłam nakrycie głowy rozpoznał mnie.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło i usiadłam obok na ławce obejmując delikatnie ramieniem. Siedziałam tak dziesięć minut w milczeniu, czekając aż glukoza zacznie działać. Cukrzyca jest okropną chorobą, której lekceważenie nie jest dobrym pomysłem. Często doprowadzenie do zbyt niskiego cukru, kończy się śpiączką cukrzycową, dlatego tak ważna jest reakcja natychmiastowa. Ludzie przechodni często mylą osoby chore na cukrzycę z zwykłymi pijakami, objawy są podobne - zamazany wzrok, słabe kontaktowanie, problem z utrzymaniem się na nogach, człowiek momentalnie się poci i dostaje nawet drgawek. Dlatego tak ważne jest, aby reagować i pomagać - kto wie, czy nie uratujemy czyjegoś życia? W końcu każdy z nas może zostać czyimś aniołem.
- Daleko Pan mieszka? - spytałam, gdy już dochodził powoli do siebie.
- Nie... Tutaj dwie ulice stąd... Nie wiem jak mam Ci dziękować dziecko, gdyby nie Ty nikt by mi nie pomógł...
- Cała przyjemność po mojej stronie. Pan pomaga ludziom na co dzień, dobro zawsze do nas wraca - przytuliłam mężczyznę, który był roztrzęsiony całą sytuacją - Nawet lekarz ma czasem prawo czegoś niedopilnować. Odprowadzę Pana do domu - skwitowałam pomagając mężczyźnie wstać - Da Pan radę iść o własnych siłach? Muszę prowadzić jeszcze motor znajomego.
- Już dobrze, spokojnie - rzucił uśmiechając się do mnie delikatnie, a ja zaczęłam rozpoznawać w nim tego wiecznie naładowanego pozytywnym myśleniem lekarza, który tak zaciekle walczył o zdrowie i życie mojej matki.
Droga do jego mieszkania faktycznie nie trwała długo. Postawiłam pod klatką motor i weszłam za mężczyzną na piętro. Jego mieszkanie nie było wielkie, ale bardzo przytulne i ładnie urządzone. Ludzie często kojarzą lekarzy jako nadęte, bogate staruchy ale to nie prawda - wszystko zależy, na jakiego człowieka po prostu trafimy.
- Rozgość się kochanie, przyniosę zaraz herbatki - uśmiechnął się do mnie w widocznie lepszym stanie. Wrócił po paru minutach z dwoma gorącymi kubkami.
- Dziękuję - szepnęłam niemal niesłyszalnie - Teraz jak na spowiedzi: dlaczego Pan się doprowadził do takiego stanu, hm? Jako lekarz powinien Pan doskonale wiedzieć, że nie można tak...
- Od rana byłem bardzo zabiegany. Zapomniałem zjeść coś... Czułem już wcześniej, że zaczyna mi się kręcić w głowie, miałem zjeść coś słodkiego, ale jakoś tak wyszło i...
- To niech więcej nie wychodzi - pogroziłam mu palcem - Mogło się to skończy fatalnie.
- Ale na szczęście Ty tu byłaś - uniósł lekko kąciki ust - Tyle lat Cię nie widziałem, a teraz kiedy byłaś potrzebna, wyrosłaś mi spod ziemi.
- Każdy powinien tak zareagować, nie rozumiem dlaczego nikt nie podszedł tylko...
- Już się nie denerwuj - przerwał mi i pogłaskał mnie po ramieniu niczym dobry ojciec - Tak to już działa ten świat. Każdy się gdzieś spieszy i nie patrzą na innych.
- Oni również mogą kiedyś potrzebować takiej pomocy - zmarszczyłam brwi.
- Sama powiedziałaś, że to co dajemy do nas wraca - zaśmiał się i dopił swoją herbatę do końca - Teraz chcę wiedzieć od Ciebie jak na spowiedzi: był w końcu chłopiec czy dziewczynka?
- Dziewczynka - przygryzłam wargę.
- Wiedziałem! - zaśmiał się - Zdrowa? Wszystko dobrze?
- Tak - wyciągnęłam z portfela zdjęcie Evy - To ona.
- Prześliczna - uśmiechnął się do fotografii - Tatuś pewnie dumny, co?
- Bardzo - posłałam mu fałszywy uśmiech, nie chcąc aby wypytywał więcej - Musze się zbierać... Jestem umówiona a już i tak mam ponad godzinę spóźnienia.
- Rozumiem - wstał razem ze mną i odprowadził mnie do drzwi - Robiłaś sobie już badania?
- Badania? - spojrzałam na niego - Nie rozumiem?
- Wiesz, że rak bardzo łatwo przechodzi w rodzinie. Wcześnie wykryty daje większe szanse na pokonanie choroby. Nie lekceważ tego Michelle. Przyjdź na dniach do nas, zrobisz badania aby mieć pewność. No i tą Twoją małą ślicznotkę też kontroluj.
- Obiecuję, że przed moim ponownym odlotem przyjdę zrobić badania, no i oczywiście się pożegnać.
- Trzymam Cię za słowo - przytulił mnie na pożegnanie - Mam u Ciebie dług Panno Evans.
- Zapamiętam - zaśmiałam się - Proszę dbać o siebie i kontrolować poziom cukru.
- Masz moje słowo.


Gdy zajechałam pod dom Emilio dobijała godzina siedemnasta. Szlak... Tyle spóźnienia... Droga od mieszkania Doktora Stewarta była ciągle zakorkowana, że nawet motorem nie dało się przecisnąć. Nim odstawiłam Betty do Maxa, a potem tu przyjechałam minęło kolejne półtorej godziny. Szybkim krokiem wbiegłam po schodach na piętro i zapukałam do dobrze mi znanych drzwi. Otworzył je po chwili mierząc mnie wzrokiem. Nic nie mówił, wyraz jego twarzy nie zdradzał najmniejszych emocji - po prostu zrobił mi miejsce w drzwiach i wpuścił do środka.
Spojrzałam na niego niepewnie i odwiesiłam kurtkę na wieszak. Nagle niespodziewanie podszedł do mnie i z rozbiegu pchnął mnie na ścianę. Poczułam ból przeszywający moje plecy. Złapał mnie za gardło zmuszając, abym na niego spojrzała.
- Gdzie byłaś? - syknął nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nigdzie. Byłam na mieście, przepraszam za spóźnienie ja...
- Nie kłam - przerwał mi - Byłaś u niego, tak?
- Michaela? Nie, nie widziałam się z nim - poczułam jak napływają mi do oczu łzy - Proszę puść mnie, to boli - wyszeptałam przełykając ślinę.
Zwolnił uścisk i odsunął się o krok. Myślałam, że to tylko chwilowy wybuch, jednak po chwili odwrócił się w moją stronę i nawet nie wiem kiedy to się stało... Poczułam tylko piekący ból na policzku oraz jak siła grawitacji ciągnie mnie w bok. Przytrzymałam się szafki stojącej obok, aby nie upaść. Dotknęłam dłonią palącego miejsca spoglądając na mężczyznę, którego wzrok mówił, że najchętniej powtórzyłby teraz to, co zrobił przed chwilą.
Uderzył mnie... Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił... Normalna dziewczyna by się przestraszyła, krzyczała, uciekła lub jakkolwiek zareagowała. A ja? Stałam wpatrzona w niego, zastanawiając się co teraz myśli. Pamiętam dobrze jak David kiedyś utożsamiał ból i cierpienie z uczuciem, którym podobno mnie darzył. Wtedy mu wierzyłam, byłam wręcz pewna, że robi to z miłości. Teraz cierpiałam. Cierpiało moje ciało - lecz nie serce, które mimo to kolejny raz zostało wystawione na próbę. Nie wybiegłam z płaczem, to nie w moim stylu. Okazałabym tym słabość i lęk, którym nigdy nie pozwalałam wydobywać się na światło dziennie, jeśli nie otaczała mnie samotność. Nie będę tchórzem, nigdy nim nie byłam. Byłam zbyt dumna, ból fizyczny nigdy nie robił na mnie wrażenia. Swoją zasługę ma w tym również David - chyba jedyny plus naszej starej, chorej relacji. Pewnie zwykłe milczenie Michaela bardziej by mnie ruszyło, niż to co zrobił przed chwilą Emilio. Co teraz? Musiałam sobie chyba coś udowodnić.
Co mi więc przeszło przez myśl?  ' Zasłużyłaś sobie na to Michelle, zasłużyłaś i oto Twoja kara.'
- Nigdy więcej, zrozumiano? - warknął po czym chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę salonu.
Nikt nie może na­kazać miłości us­ta­wowo. Nie można jej roz­ka­zywać ani pochleb­stwa­mi namówić do służby. Miłość na­leży do siebie sa­mej, głucha na błaga­nia i nie­wzruszo­na wo­bec prze­mocy. Miłości nie można ne­goc­jo­wać. Je­dynie miłość jest sil­niej­sza od pożąda­nia i jest je­dynym praw­dzi­wym po­wodem opar­cia się po­kusie.
Wiele bym dała, aby był tutaj Michael. On by mnie nie skrzywdził, nigdy by tego nie zrobił. Dlaczego życie od samego początku naszej znajomości, sypało nam kłody pod nogi? Może to wszystko po to, aby nasze życie miało drogę, aby tęsknić, aby za czymś gonić bez świadomości tego, że naszym celem jest odnaleźć siebie. Ktoś już kiedyś zapisał nas sobie. Tylko dlaczego dał nam do przejścia tak długą i krętą drogę? A może przypadek sprawił, że mogliśmy się spotkać. Jak to jest ? Kto to ustala, że należymy do siebie, a nie możemy się odnaleźć... I być... I kochać...

***

Komentarz = to motywuje!

***

Tym razem kilka słów daję na koniec:)
Pragnę, abyście zwracali uwagę na niektóre szczegóły, akcje dziejące się w opowiadaniu. Jak wiecie, mam całą historię w głowie od A do Z, więc wiele wątków jest zawieranych celowo, bo będą mieć znaczenie w kolejnych częściach np: dzisiejsza pomoc Miśki wobec Doktora Stewarta:)
Dodam też od siebie co do cukrzycy i pomysłu, dlaczego takowy stworzyłam - często ciężko rozpoznać na ulicy osobę chorą, od zwykłego 'menela'. Cukrzyca nie jest jedyną, ale jedną z wielu chorób, której skutki jak w opowiadaniu opisałam, mogą być mylące. Ja spotykam się z tym na co dzień, mówię wam to jako córka osoby chorej na cukrzycę.
'W końcu każdy z nas może zostać czyimś aniołem.'

Pozdrawiam! ;)

~~~~~

"Pragniesz być równie bogaty?
Płać sercem, nie pieniędzmi.
I nigdy na raty."

4 komentarze:

  1. Heyo!
    Na początku chce przeprosić za brak komentarza pod poprzednim poste.. Po prostu nie zdążyłam :c
    Już myślałam, że Nat się wygada, a Mike jak się dowie to opierniczy Michelle. Chociaż szczerze mówiąc, pomimo wielu prób i podejść, nie potrafię sobie wyobrazić sceny, gdzie Mike dowiaduje się, że Eva to jego córka.
    Tak samo jak Max, bałam się o Miśkę. Dobrze, że nie miała wypadku. A doktora Stewarta się tu nie spodziewałam :) na szczęście mam głowę do takich szczegółów ;)
    No, zapomniałabym. Emilio! Ta cholerna menda! Jak on śmie się tak zachowywać? Michelle nie jest jego własnością, ani zabawką (tak nawiasem to czekam aż oni zerwą). I bardzo dobrze napisałaś, Mike nigdy, przenigdy by się tak nie zachował.
    Życzę dużo weny, chociaż wiem,że Tobie jej nie brakuje :)
    Pozdrawiam ;)
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  2. To będzie mój pierwszy komentarz, więc jak coś będzie źle to krzyczeć :D
    Z Emilio zrobiłabym tak jak Nat powiedziała o 'zamiarach" Miśki zabiłabym, zakopała, odkopała i ponownie zabiła dla własnej satysfakcji XD
    Na Jej miejscu bym jak najszybciej uciekała, po co jeszcze bardziej wchodzić w ten chory "związek".
    Najbardziej boje się, że będzie kolejny pogrzeb gdy Michael dowie się to co Emilio zrobił Michelle. Wkurzyłam się xd
    Co do Michaela. Już miałam nadzieję, że Nat się wygada. Jestem tak bardzo ciekawa Jego reakcji. Pewnie będzie niesamowicie szczęśliwy, ale i zły za to, że Miśka ukrywała Eve tak długo... Szkoda mi Go.
    Mam nadzieję, że wena dopiszę jak teraz, bo idzie Ci świetnie <3
    Pozdrawiam :)
    DomiNika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka Mycha! ❤❤❤
    Dziś sobie obiecałam, że przeczytanie notki miało być dla mnie nagrodą jak się naucze na jutrzejszą klasówke. Przeczytałam, a wzorów jak nie umiałam tak dalej nie umiem. I tak dziś późno wkraczam, ale jestem! Notka wyszła po prostu cudownie! Ja jak zwykle jestem przekupiona co nie zmienia faktu, że ciśnienie mi podskoczyło. Zaczne od początku: Moje obawy NA SZCZĘŚCIE się nie sprawdziły, Michelle w pełni wykorzystała 'randkę z Betty' i dodatkowo zrobiła dobry uczynek. Jeśli chodzi o to, to odniose się do tego dwa razy. Powiedziałabym coś, ale wszystko spale i zaspojleruje, z początku (jeszcze jak Michelle była w szpitalu po wypadku) zastanawiałam się głębiej jak zrobisz z tym lekarzem i zaskoczyłaś mnie pozytywnie bo upiekłaś dwie pieczenie na jednym ogniu. Jak sobie pomyśle co tam dla nas szykujesz to mam ciary na całym ciele. A co do cukrzycy, z pozoru ta choroba wydaje się niewielka. Zawsze mi jest żal ludzi, którzy na co dzień z nią się borykają. Trzeba mieć ręke na pulsie bo chwila nie uwagii, zbagatelizowanie zdrowia i można wpaść we wspomnianą przez Ciebie śpiączke.
    Przejdźmy do Michaela i jego puszczalskiej żoneczki. Wkurzyła mnie Lisa i to ostro. Ja na miejscu Michaela złożyłabym papiery rozwodowe i nie tkwiła w takim chorym związku mając dodatkowo świadomość, że przyprawia mi kobita rogi. Sam się okłamuje. Zresztą i tak podziwiam go za tą siłe, że znosi tą kuropatwe.
    Dziś żałuje, że Natalia nie puściła więcej pary z gęby, chociażby żeby go jakoś naprowadziła, a tu dupa. Ale widać, że dziewczyne aż świerzbi by powiedzieć mu o tym, ale raczej przyjaźń do czegoś zobowiązuje chociaż wiem, że Natka nawet jeśli by to zrobiła działała by dobrej wierze. Michael i Eva w końcu oficialnie zawiązali spółke. no jednak obietnica na mały palec to obietnica na mały palec. Liczę, że Eva w pełni wykorzysta swój przywilej i będzie Michaelowi mówić co tam jej na serduchu leży. Swojemu tatusiowi! ❤
    I przejdźmy do sedna i tu się krde wypowiem. Jeszcze w Remember to be happy tego cwela byłam w stanie jako tako lubić. No bo co jak co wciągnął Miśke do świata modelingu gdzie dziewczyna mogła sobie zarobić. Facet Miśki nie oszukał, nie wciągnął w bagno tylko jej pomógł. A w RILY facet ma diabła pod skórą. Teraz myśli, że pociupciał to może robić wszystko. Zresztą jak on ją traktuje? Karygodne. Lecz jak wspomniałam w poprzednim komentarzu reakcja Michelle jest dla mnie w pełni zrozumiała. Dziewczyna żyła kiedyś w związku gdzie przemoc była okazaniem uczuć i świetnie to dziś wyjaśniłaś więc nie będę streszczać notki. Fakt faktem Emilka ma u mnie przejebane. Jeszcze raz ją uderzy to nie ręcze na siebie. Zresztą ja się ciekawie co w salonie zrobił. Bo jak.. Zresztą. Nie będę se psuć nerwów na noc XD.
    Przepraszam za ten bełkot, ale jest późno, a ja padam na pysk.
    Czekam z niecierpliwością na nexta! Oczywiście masee weny!!
    Trzymaj się! ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Patka! :D
    Rozdział zajebiście Ci wyszedł po mimo mojego totalnego wkurwienia, ale o tym potem xDD
    Tak akcja między Lisą i Michaelem. Czemu mnie to nie dziwi, że oni się ciągle kłócą? I w ogóle Michael mówi, że między nimi od dawna się nie układa, przecież im od samego początku się nie układało. I nie kumam trochę jego zachowania, bo się tak wkurzył na nią nie wiem czemu, bo skoro się nie kochają tylko ich związek jest fikcją, a są ze sobą praktycznie dla seksu to czemu on się zdenerwował jak dała mu do zrozumienia, że idzie sobie do kochanka? Dla mnie to tak jakby trochę zazdrość.
    Ta scena z doktorem...zaskoczyłaś mnie tym, że pojawił się znowu w opowiadaniu :D
    Ja osobiście nie miałam takiej sytuacji i pewnie na miejscu Michelle pomyślałabym, że to rzeczywiście jakiś żul xD ale dobrze, że poruszyłaś takie tematy w opo. Przyda mi się na przyszłość ;)
    Niestety mam złe przeczucia co do stanu zdrowia Miśki. Ona się ostatnio źle czuła, a teraz doktor Stewart powiedział, że powinna się zbadać, bo rak jest dziedziczny i tak łączy mi się to w całość. Jezu Patrycja błagam, żeby nie sprawdziły się moje przepuszczenia.
    Bałam się jeszcze trochę jak Miśka jeździła sobie Betty XDD i mówię "no ona na pewno zaraz w coś pierdolnie, ale na pewno zaraz coś się stanie" XDDDD miałam takie złe przeczucia, ale nie tylko do tego jak się później okazało.
    NO KURWA MAĆ! Ja wiedziałam, że ten skurwiel coś odpierdoli!!! Pytam się jak można uderzyć kobietę?!
    I czemu Michelle mu nie oddała? I czemu Ty w ogóle w takim momencie przerwałaś? xD
    Z Emilia jest chuj nie facet, Michael w życiu tak by nie zrobił. Mimo, że trochę się tego spodziewałam to byłam w totalnym szoku i normalnie czułam się jakby mi ktoś przywalił.
    Emilio od samego początku w moich oczach był totalnym zerem i od początku również go nie lubiłam, ale teraz przegiął na całej linii.
    Dobrze, że Miśka nie uciekła tylko chce mu stawić czoło, nie chce być tchórzem, ale ja się martwię, że on może ją jeszcze bardziej skrzywdzić dlatego wstawiaj jak najprędzej kolejny rozdział!
    Oczywiście liczę na to, że Michaś się o wszystkim dowie, a wracając jeszcze do jego rozmowy z Natalią to już myślałam, że mu powie, że Eva jest jego córką.
    Boże...kiedy on się dowie? Już mnie to wkurza, a Michael to też dupa wołowa. Żeby nic nie zauważyć...
    Czekam z niecierpliwością na nexta!
    Życzę dużo weny :)
    Żeby nie było, że Ci ciągle słodzę XD to pożegnam się tak:
    Pozdrawiam serdecznie wredny gnoju! <3333

    OdpowiedzUsuń