piątek, 11 marca 2016

Rozdział 14

Weszłam do mieszkania po cichutku, nie chcąc nikogo obudzić. Był wczesny poranek, jednak nie chciałam spędzić i tego dnia w towarzystwie Emilio. Niby po wczorajszej 'akcji' przeprosił mnie, jednak myśl o tym co mi zrobił, nie dawała mi spokoju. Zdjęłam buty i uchyliłam lekko drzwi do pokoju mojej córeczki, która smacznie spała opatulona białą pościelą. Uśmiechnęłam się, zamknęłam drzwi i już miałam iść do siebie, gdy dotarł do mych uszu cichy szloch. Zawróciłam w kierunku sypialni mojej przyjaciółki. Zapukałam delikatnie, po czym uchyliłam drzwi niepewnie zaglądając do środka. Natalia siedziała na środku łóżka z kolanami podciągniętymi pod brodę. Płakała, po jej policzkach ciekła niezliczona ilość łez przemieszanych z czernią tuszu do rzęs.

Bez namysłu weszłam do środka i usiałam obok kobiety na łóżku. Od razu przytuliła się do mnie wybuchając jeszcze większym płaczem. Objęłam ją ramieniem i ucałowałam w czubek głowy, gładząc po ciemnych włosach. Musiałam odczekać, aż się uspokoi. Nawał pytań nic by nie dał, każdy z nas potrzebuje chwili aby po prostu móc przy kimś popłakać i pomilczeć. Kto nie będzie zadawał pytań, tylko nas przytuli i otoczy ciepłem i miłością, która jako jedyna może nam pomóc pozbierać się w tych trudnych chwilach.
- On... On mnie zostawił Miśka... - wydukała wciąż ciężko łapiąc powietrze.
- Kto Cię zostawił? - zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o czym do mnie mówi.
- Tom... Zerwał ze mną przez sms-a... Rozumiesz? Przez telefon! - znów nie wytrzymała i polecała kolejna fala łez.
Przytuliłam ją przymykając oczy, aby sama się nie rozpłakać. Natalia była dla mnie jak siostra, jedyna osoba która ceniła mnie w każdym calu taką, jaka jestem. Akceptowała moje wady, jednak w chwili zwątpienia popychała na dobrą drogę. Potrafiła pocieszyć, śmiać się ze mną, cieszyć z sukcesów ale i ochrzanić, gdy tego wymagała sytuacja.
- Nie płacz kochanie - szepnęłam jej do ucha, nie wypuszczając z objęć - Powinnaś mu podziękować. Przynajmniej nie tracisz swojego czasu na kolejnego frajera, tylko możesz zająć się szukaniem kogoś, kto pokocha Cię tak jak na to zasługujesz - spojrzała na mnie przez łzy, posyłając delikatny uśmiech.
- Dziękuję... Ale to tak bardzo boli... - znów ukryła twarz w moich ramionach.
- Wiem Nat, bardzo dobrze o tym wiem - poczułam jak i mnie szklą się oczy - Najwidoczniej nie byliście sobie pisani. To nie była miłość.
- A jak by wyglądała taka prawdziwa? - spojrzała na mnie przecierając łzy z policzków.
- Jeżeli byłaby to praw­dzi­wa miłość, to po­win­na przet­rwać wszys­tko, na­wet rozstanie.
- Czyli taka miłość, jak Twoja i Michaela? - uśmiechnęła się do mnie, a ja spuściłam wzrok nie wiedząc co jej odpowiedzieć - Nie wiesz nawet Miśka jak ja Ci zazdroszczę... Tej miłości, Evy... Nie rozumiem dlaczego Ty odtrącasz to wszystko, coś, za co ja bym oddała bardzo dużo.
- Odnajdziesz jeszcze swojego księcia - ujęłam jej twarz w dłonie - Przyjedzie do Ciebie rycerz na białym rumaku, obiecuję Ci to.
- Albo na motorze - zaśmiała się pierwszy raz od dawna, spoglądając na mnie zadziornie.
- Skąd wiesz? - uniosłam lekko kąciki ust - A to drań! Prosiłam Maxa, aby Ci nic nie mówił.
- Dzwonił do mnie wczoraj wieczorem i powiedział, że go zmusiłaś - zaśmiałyśmy się - Dobrze, że dał mi znać po fakcie, jak już wróciłaś bo inaczej bym Ci łeb ukręciła.
- Też Cię kocham - pocałowałam ją w policzek - Wiesz kogo spotkałam?
- Hm?
- Doktora Stewarta. Ale to dłuższa historia - wstałam z łóżka i podałam dłoń przyjaciółce - Zamiast siedzieć tutaj i płakać to chodź lepiej, zrobię nam herbaty i wszystko Ci opowiem.



Podobno poczucie zdrowia zdobywamy tylko przez chorobę. Pewne rzeczy dostrzegamy dopiero po ich stracie, czyli dokładnie wtedy, gdy jest już za późno na ich odzyskanie. Ja zawsze biegłem w ogień. Musiałem się poparzyć, aby coś poczuć. Musiałem się spalić, aby coś zrozumieć. Możesz latami stać i patrzeć na ognisko, dystansować się, pozwolić myślom jedynie się żarzyć. Mi szkoda było życia na patrzenie.
Siedziałem w poczekalni w prywatnym gabinecie, przerzucając nerwowo strony w jakimś plotkarskim magazynie. Mimo iż wiedziałem, że gabinet jest teraz tylko do mojej dyspozycji i nie muszę obawiać się niespodziewanych sytuacji, to co chwila rozglądałem się wokół, jakby jakiś zły duch krążył wokół mnie.
- Panie Jackson, proszę wejść - przez uchylone drzwi wezwał mnie lekarz, a ja niepewnym krokiem ruszyłem w stronę gabinetu rzucając trzymaną w rękach gazetę niechlujnie na komodę.
- Ma Pan wyniki? - spytałem niecierpliwiącym się głosem.
- Owszem - poprawił na nosie okulary wpatrując się w jakieś kartki - Tutaj są wszystkie wyniki badań, zdjęcia oraz cała dokumentacja z tym związana. Teraz, pozostaje nam jedynie czekać.
- Jakie są szanse? - przełknąłem ślinę - Czy...
- O szansy mówiłem Panu już ponad rok temu - warknął - Miał Pan odłożyć leki, czyż nie?
- Ograniczyłem ich ilość - spuściłem wzrok - Nie biorę aż tyle.
- Miał Pan ich wcale nie brać.
- To nie jest takie proste, ja wiem że powinienem od początku o tym myśleć i nie okłamywać Pana w sprawie dawek... Ale ja naprawdę już...
- Przykro mi - rzucił spokojniejszym głosem, przepełnionym litością - Jeśli objawy będą się nasilać, proszę tego nie lekceważyć i zgłosić się do mnie, lub bezpośrednio do szpitala. Na razie może Pan wrócić do domu. W przypadku jakichkolwiek informacji z rejestru, powiadomię Pana niezwłocznie.
- Dziękuję - szepnąłem zabierając dokumenty, które mi wręczył.
- To są oryginały, u siebie zostawiłem kopie w razie jakiejś potrzeby. Proszę być dobrej myśli.
Nie odpowiedziałem mu nic. Posłałem jedynie wymuszony uśmiech i wyszedłem z gabinetu oddychając głęboko. Opuściłem budynek naciągając na nos mocniej okulary i szybkim krokiem dotarłem do czekającego na mnie samochodu.
- I jak tam braciszku? - od razu spytała Janet, gdy tylko znalazłem się w środku. 
- Obiecaj tylko, że to zostanie między nami - rzuciłem spoglądając na nią - Obiecaj.
- Masz na to moje słowo.

Dobiegał wieczór. Janet pojechała do siebie ponad godzinę temu, a ja zostałem sam ze swoimi myślami, które nie dawały mi spokoju. Lisa wróciła dzisiaj na kilka godzin, po czym ponownie wyszła - nie pytałem nawet, gdzie się znów wybiera. Do niego? Jeśli tak, jaki ma sens moje pytanie, jeśli odpowiedź nie wpłynęłaby w żaden sposób na nas oboje? Po spacerze między alejkami Neverlandu wróciłem z powrotem do posiadłości. Chcąc zająć czymś ciało i umysł pomogłem naszej gosposi posprzątać kuchnię. Upierała się, że to jest jej praca, jednak nie mogła przecież wygonić swojego szefa, nie? Zwykłe, codzienne czynności potrafiły dawać mi naprawdę wiele radości. Człowiek żyjący w ciągłym biegu potrzebuje czasem tej chwili rutyny, czegoś zwykłego i naturalnego. 
W końcu zmęczony wróciłem do sypialni, która ostatnio świeciła pustkami. Niby byłem w związku, a jednak byłem zupełnie sam... Spojrzałem na teczkę z dokumentacją od Doktora, po czym zacisnąłem oczy, próbując stłumić chęć sięgnięcia po kolejne leki, które byłem pewien że uśmierzą ból jaki właśnie odczuwałem.
Sam nie wiem czemu to zrobiłem, ale chwyciłem za telefon i wykręciłem ten tak dobrze mi znany numer. Po prostu chciałem usłyszeć jej głos, chciałem poczuć jej obecność w tych tak trudnych dla mnie chwilach.
- Halo? - odebrała po trzecim sygnale - Mike?
- Tak, nie przeszkadzam?
- Nie, skąd. Właśnie położyłam Evę do łóżka. Coś się stało, że dzwonisz?
- A musiało się stać? - tak bardzo pragnąłem jej wszystko powiedzieć, całą prawdę, wyrzucić z siebie ten ból, wątpliwości i strach, który narastał z każdym dniem - Po prostu się za Tobą stęskniłem.
- Czuję w Twoim głosie, że coś jest nie tak - mruknęła. No tak, przed nią nic się nie ukryje, znała mnie na wylot.
- Zdaje Ci się - skłamałem - Przemyślałaś już temat rejsu?
- Michael proszę Cię... To nie jest rozmowa na telefon...
- Więc kiedy możemy się spotkać? - przygryzłem wargę uśmiechając się sam do siebie - Mogę przyjechać nawet zaraz.
- Nie kombinuj już lepiej - zaśmiała się - Masz swój dom, swoją rodzinę i nią się zajmij.
- Nie mam rodziny - szepnąłem do słuchawki opadając plecami na łóżko.
- Mike, proszę Cię przestań. Kiedyś szanowałeś ludzi, a teraz patrzysz tylko i wyłącznie na siebie.
- O czym Ty mówisz? - warknąłem zdenerwowany jej stwierdzeniem - Ja myślę o sobie? I Ty mi to mówisz? - zaśmiałem się kpiąco.
- Tak, bo ranisz Lisę swoim zachowaniem - chciałem jej przerwać, ale kontynuowała - Spójrz tylko co Ty robisz... Dajesz jej nadzieję, kiedy mnie nie było, pragnąłeś stworzyć z nią rodzinę a teraz co...? Zjawiłam się nagle, a Ty przez to chcesz zostawić i ją i wszystko inne? Ranisz wszystkich swoim zachowaniem, łącznie ze samym sobą. Rozkochujesz w sobie ludzi, dajesz nadzieję a potem odbierasz tylko dlatego, że ja pojawiłam się na horyzoncie? Nawet nie wiesz czy ja faktycznie bym chciała tego samego co ty.
- Po pierwsze: Lisa mnie nie kocha - syknąłem, podnosząc się na łóżku i siadając po turecku - A po drugie: czego w takim razie chcesz? To Ty dajesz mi nadzieję, a potem odbierasz.
- Nie zauważyłeś, że cały czas próbuję się od Ciebie odciąć? To Ty stwarzasz te wszystkie sytuacje wykorzystując moją słabość.
- Czyli nie jestem Ci obojętny - stwierdziłem nieco łagodniejszym głosem - Inaczej miałabyś gdzieś to co robię.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- A powinniśmy. Jesteś w domu?
- Tak, w sypialni - chwilę się zamyśliła - Czemu pytasz?
- Podejdź do okna.
- Okna? A po co?
- Po prostu podejdź - rzuciłem, sam wstając z łóżka i podchodząc do szyby, za którą widniała piękna, nocna panorama Neverlandu - Spójrz teraz do góry. Co widzisz?
- Gwiazdy, księżyc... Michael powiesz mi o co Ci chodzi w końcu?
- Chciałbym, abyś przed snem czasem spoglądała w niebo i pomyślała o mnie, że jestem, żyję i zasypiam pod tym samym niebem co Ty. Skoro nie mogę być przy Tobie, to przynajmniej możemy dzielić te chwile i a nuż uda nam się sprawić, by nasza miłość i to co nas łączyło trwało wiecznie.
- Znów to robisz... - szepnęła.
- I będę robił, dopóki nie zaczniesz robić tego, co mówi Ci serce.
- A skąd wiesz co mi mówi?
- Bo słyszę, gdy jesteś obok - usiadłem na parapecie - Przez tyle lat wierzyłaś w grubego, starszego pana, ubranego na czerwono, który przynosi prezenty, a nie możesz na 5 minut uwierzyć sobie i temu co czujesz?
- Mike, ja... - urwała na chwilę - Emilio dzwoni, muszę kończyć. Zgadamy się jeszcze ok?
- Taa, jasne - rzuciłem najbardziej obojętnym tonem, na jaki potrafiłem się zdobyć - Dobranoc.
- Dobranoc.
Gdy tylko usłyszałem, że zakończyła połączenie, cisnąłem telefonem o ścianę tak, że obudowa rozleciała się na trzy części. Usiadłem na krawędzi łóżka, chowając twarz w dłoniach. Wszystko we mnie krzyczało, czułem przeszywający moje ciało ból, który był nie do zniesienia. Chciało mi się płakać, chciałem krzyczeć, wrzeszczeć i tupać nogami niczym dziecko, któremu nie kupiło się ulubionych lodów. Podszedłem do stolika na którym leżała cała moja medyczna dokumentacja. Strzepnąłem jednym ruchem ręki wszystko na podłogę, uderzając po tym pięścią w ścianę. Poczułem jak pierwsze łzy, spływają mi po policzkach.
Dlaczego to tak bardzo bolało? Raniła mnie mniej lub bardziej świadomie,  raniła niewyobrażalnie. Jak to możliwe, że kiedyś byliśmy dla siebie wszystkim, całym światem a teraz nie stać nas nawet na jedną, szczerą rozmowę?
Potrzebowałem jej, potrzebowałem bardziej niż kiedykolwiek. A ona zakończyła rozmowę bo zadzwonił ktoś, kto dobrze wiedziałem, że nic dla niej nie znaczy. Pragnąłem jej szczęścia, kochałem ją. Chcę żeby spełniły się wszystkie jej marzenia. Ale jeśli wybrała tę drogę nie uwzględniając w niej mnie, to nie chcę się temu przyglądać.
Otarłem łzy i poszedłem do łazienki, gdzie znajdowała się jedyna rzecz, która była w stanie mi teraz pomóc, przynieść spokój i ukojenie, która mogła zelżyć ból ciała i ból psychiczny, który palił mnie od środka.
Otworzyłem szafkę i wyjąłem pudełko przyglądając się mu z uwagą. Spojrzałem ostatni raz w stronę rozrzuconych po pokoju papierów, na których było wypisane całe moje życie które było, oraz które mnie może czekać. Zawahałem się, przypominając słowa lekarza. 'Cholera' warknąłem w myślach sam do siebie, po czym wyciągnąłem kilka pastylek z opakowania i połknąłem je popijając wodą z kranu. Czułem się słaby, słaby jak dziecko, słaby wobec siebie, swoich wad i uczuć. Zdjąłem ciuchy i położyłem się do łóżka. Tak jak myślałem - podziałało. Czułem narastający we mnie spokój. Fala wyciszenia wypełniała mnie od środka, ogarniając moje ciało i cały umysł. Zamknąłem powieki, czując jak tracę panowanie nad sobą. Po chwili zasnąłem.


Po zakończeniu rozmowy z Michaelem od razu przełączyłam na telefon od Emilio, który dobijał się do mnie nie dając za wygraną.
- Halo?
- No w końcu! Z kim tyle rozmawiałaś?
- Z Maxem - skłamałam, wiedząc jaka by była rekcja, gdybym mu powiedziała prawdę - Stało się coś?
- Owszem, masz plany na jutro rano?
- Nie, dlaczego pytasz? - zmarszczyłam brwi, przewracając się w łóżku na drugi bok.
- Dostałem dzisiaj zlecenie od jednej firmy. Potrzebują na już zdjęć z ich nowej kolekcji i jeśli chcemy ten hajs, trzeba jutro zrobić zdjęcia, abym mógł je do wieczora do nich wysłać.
- I co? Że ja? - uśmiechnęłam się sama do siebie - Poważnie mówisz? Wiesz... Już dawno nie pracowałam w tym i boję się że...
- O nic się nie bój - przerwał mi - Będziesz idealna. Potrzebna jest osoba z dobrą figurą, którą ty właśnie masz.
- Dziękuję - rzuciłam niepewnie - W takim razie o której?
- Bądź jutro o 8 u mnie w biurze. Stamtąd pójdziemy do garderoby i potem cała reszta.
- W takim razie do jutra. Dobranoc.
- Dobranoc - rozłączył się.
Odłożyłam komórkę na stolik obok łóżka i leżałam tak zapatrzona w sufit. Nie mogąc przestać o nim myśleć wstałam i podeszłam do okna, skąd spojrzałam w rozgwieżdżone niebo, myśląc o słowach Michaela. Nie chciałam przyczyniać się do rozpadu jego związku i całego życia, jakie sobie teraz zapewnił. Nie chciałam go ranić, jednak nie dawał mi wyboru. 
Nagle usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi, które zaczęły się powolutku uchylać. Eva niepewnie wstawiła główkę do środka spoglądając na mnie.
- Nie śpisz kochanie? - odeszłam od okna i usiadłam z powrotem na łóżku.
- Miałam zły sen - szepnęła - Mogę spać z Tobą dzisiaj?
- Oczywiście, chodź tutaj do mnie - poklepałam miejsce obok siebie.
Nie czekałam długo aż wgramoliła się pod kołdrę i przytuliła do mnie mocno. Pogłaskałam ją po włoskach i złożyłam drobny pocałunek na czole.
- Opowiesz mi bajkę?
- A o czym chcesz? - wsadziłam jej kosmyk włosów za ucho.
- Tą o chłopcu i rozgwiazdach!
- Opowiadałam Ci ją milion razy - szepnęłam, ale widząc nadzieję w jej ciemnych oczkach w końcu uległam i zaczęłam...

Pewien chłopiec o zachodzie słońca wybrał się na swój zwyczajowy spacer opustoszałym brzegiem morza. Idąc tak w zamyśleniu, spostrzegł nagle w oddali sylwetkę jakiegoś mężczyzny. Podszedłszy nieco bliżej, przekonał się, że to ktoś miejscowy, jakiś Meksykanin. Mężczyzna bezustannie schylał się, podnosił coś i ciskał to do wody.
Gdy nasz przyjaciel zbliżył się jeszcze bardziej, dostrzegł, że Meksykanin zbiera tak rozgwiazdy, które fale oceanu wyrzuciły na plażę. Wielce zaintrygowany podszedł do mężczyzny i powiedział:
- Dobry wieczór, amigo. Przechodziłem właśnie tędy i zastanawiałem się, co robisz.
- Wrzucam te rozgwiazdy z powrotem do wody. Widzi pan, mamy odpływ i wszystkie je wyniosło na brzeg. Jeśli nie wrócę ich morzu, umrą z braku tlenu.
- Rozumiem... - odparł nasz przyjaciel. - Lecz takich rozgwiazd muszą być pewnie na tej plaży tysiące i w żaden sposób nie uda ci się uratować wszystkich... Jest ich po prostu zbyt wiele. Poza tym zdajesz sobie chyba sprawę - tłumaczył - że na tym tylko wybrzeżu podobnych plaż są setki i na każdej z nich morze wyrzuciło pełno rozgwiazd. Nie sądzisz więc, przyjacielu, że to, co robisz, nie ma większego znaczenia?
Meksykanin uśmiechnął się, a potem pochylił, podniósł kolejną rozgwiazdę i wrzucając ją do wody, odrzekł:
- Ma znaczenie dla tej!



Gdy skończyłam opowiadać, Eva spojrzała na mnie, zamyśliła się, po czym szepnęła:
- Ale wciąż nie wiem, co z pozostałymi rozgwiazdami.
- Uratował te, które mógł uratować - pogładziłam ją po policzku - Dzięki niemu one przeżyły. Wiesz, to tak jak iść po pieska do schroniska. Nie możesz wziąć wszystkich i biorąc tego jednego, nie zmienimy całego świata - pocałowałam ją w główkę - Ale możemy zmienić świat, dla tego jednego pieska.
Po chwili Eva zamknęła oczka i odpłynęła do krainy snów. Leżałam tak jeszcze dłuższą chwilę, nie mogąc sprowokować snu. Przewróciłam się na drugi bok w stronę okna i znów wzrok zatrzymałam na wielkiej, czarnej przestrzeni z milionami migoczących iskierek. W końcu tęsknota ma też w sobie wiele piękna. Nie jest to uczucie łatwe do odczuwania, ale i zdobycia.

***

Komentarz = to motywuje!

***

Zanim mnie zjecie - wiem, że pewnie dla was sprawa Michasia póki co to wielki znak zapytania, bo nie zdradziłam dokładnie o co chodziło, ale obiecuję że za jakiś czas wszystkiego się dowiecie:)
Tymczasem spadam bo mam trochę roboty jeszcze, a niedługo w kimę lecę bo muszę wstać o 2 w nocy xD O 3 wyjazd z domu planuję bo muszę ok czwartej być już w Lesznie ---> kierunek Berlin! <3 Powsinoga Patrynia nie śpi xD
Pozdrawiam i zapraszam do oceny rozdziału!

~~~~~

"..a Ona zjawia się i wywołuje konflikt w mojej głowie. 
O trzeciej nad ranem, człowiek powinien spać a nie tęsknić. 
Chociaż czasami o trzeciej nad ranem, umiera się z miłości..."

6 komentarzy:

  1. Hejka mendooo! ❤❤❤
    Znowu na noteczke się naczekałam, ale dziś jestem pierwsza (o ile mnie ktoś nie wyprzedzi z komentarzem). Rozdział wyszedł jak zwykle świetnie. Czytam, czytam, a tu koniec. Wiem, że mówiłam to pewnie niejednokrotnie, ale strasznie lekko się czyta i przyjemnie. Dziś były wyjątkowo (chociaż te "wyjątkowo" jest w każdej notce) bardzo spodobały mi się przemyślenia bohaterów! 😍
    Przejdę do treści i wszystko od początku: Szkoda mi Natki. Ten Tom okazał się frajerem, a przede wszystkim tchórzem. Nie dziwie się Nat, że się przejeła. Oddała mu tyle, a on jej się odwdzięczył. Oby dziewczyna znalazła sobie księcia z bajki takiego jak Michael. A jeśli o tym dziadu mowa to zaczne od tego, że mnie ciota wzruszył. Maartwi mnie stan zdrowia Michaela, a najbardziej ta pogadanka z tym lekarzem. Musi być coś poważniejszego na rzeczy. (Ja chyba nic nie wiem). Szkoda, że Michelle nie ma świadomości jak Michael cierpi z tęsknoty do niej, że ją tak bardzo potrzebuje. Chociaż uważam, że nie powinien uciekać w leki, ale nie oszukujmy się Michael był słabym człowiekiem i świetnie to pokazujesz. Mimo stanu zdrowia on brał i brał te leki. To jest cholernie przykre.
    Rozmowa telefoniczna Miśki i Michaela świetna. Pięknie to ujął w słowa nasz romantyk. "(...)pomyślała o mnie, że jestem, żyję i zasypiam pod tym samym niebem co Ty." - za każdym razem Michael podsyca ten ogień i ja wiem, że w końcu mu się uda i w głębi serca mu kibicuje.
    Jak się cieszę, że ten frajer (Emilka) mi dziś nerwów mnie zepsuł. Oczywiście ciesze się szczęściem Miśki, ale ma mi być jutro po tej sesji do domu odstawiona bo mu jajca obije.
    Jak mówiłam całokształt świetny, bajka o rozgwiazdach cudowna. Michelle zamiast głupot wpaja jej piękne rzeczy, które uczą.
    Czekam na następny rozdział. :*
    Oczywiście duuuużo weny! :*
    Miłego wypadu do Berlina! Wróć mi cała :***
    Trzymaj się ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! :*
    Notka jak zwykle super <3 Muszę Cię pochwalić, bo piszesz w taki sposób, że nawet jak człowiek jest zmęczony, to z chęcią czyta. Nie masz trudnego pióra, jak to się mówi.
    Co do treści... Biedna Nat, szkoda mi Jej, bo pomimo, że Tom był tutaj tylko raz, może dwa, to wydawał się być raczej fajny. Ale mam nadzieję, że znajdzie kogoś takiego jak Miśka, czyli Michaela.
    Do tej dwójki mam jak zwykle pretensje. Do Miśki, bo okłamujesamą siebie. Przecież Ona dobrze wie, że Michael nie kocha Lisa, powinna to widzieć. Niech wreszcie to zrozumie.
    A Michasia to bym po łapkach zbiła za te branie leków. Obiecał coś nie tylko lekarzowi, ale i Michelle, no halo.
    Pamiętasz też o Emilio. Mam nadzieję, że niedługo Michael nakopie mu do tyła za te krzywdy które wyrządził Michelle i poniekąd Evie.
    Pozdrawiam i życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć powsinogo :D :*
    Wiesz co? Wkurzyłam się po przeczytaniu Twojego jakże zajebiście dopracowanego rozdziału xDDD
    Czemu ja się pytam nie zaczęłaś rozdziału od momentu, w który przerwałaś poprzedni? Nosz cholera, a skąd ja mam wiedzieć co się dalej działo jak ten chuj ważył się uderzyć Miśkę?
    Mam rozumieć, że skoro wróciła nad ranem to została u Emilki na noc... Ja pierdole jak mnie to wkurwia to jest poezja. Jeszcze do tego wrócę xD
    Co jest mojemu kochanemu Michasiowi? Tak to tajemniczo opisałaś, że...no nic mi do głowy nie przychodzi (jednak myślenie boli xD) Coś z lekami no wiadomo, że jest uzależniony, ale co to ma wspólnego ze..nie no w sumie ma dużo wspólnego ze zdrowiem, ale chyba jednak się nie domyślę. Trudno zostaje mi tylko czekać :D zresztą ja tu nie jestem od myślenia XD
    Szkoda mi się zrobiło Natalki, ja ją uwielbiam za to, że kładzie Miśce rozumu do głowy XD ale ona niech się nie przejmuje Tomem widocznie nie był jej wart i tyle ;) jak nie ten to inny. Pięknie opisujesz ich przyjaźń, takie wsparcie i siostrzana miłość :D (tak trochę nie po kolei te wydarzenia opisuję, ale to szczegół XDDD)
    Tekst Michelle: "Tak, bo ranisz Lisę swoim zachowaniem."- mogę komuś przypierdolić? XDDD
    Boże czy to tak trudno zrozumieć Michelle, że niczego między nimi nie niszczy? Bo to już dawno samo się popsuło. Lisa i Michael nigdy się nie kochali, on powtarza to Miśce, a ta dalej swoje. Jejku tak mi szkoda Michaela, że prawie płakałam razem z nim. Co on takiego zrobił, że musiał tyle się nacierpieć w życiu?
    Zasługuje na szczęście, a ciągle dostaje po dupie. Od Michelle zwłaszcza. Ja bym chyba na jego miejscu się poddała, no ale ja jestem słaba a Michaś dzielnie się trzyma i mimo, że ma już dość to walczy o tą miłość i podziwiam go za to. Jeszcze się wkurzyłam jak Michelle postanowiła zakończyć rozmowę z MJ, bo wielki pan i władca zadzwonił! I ja się teraz pytam? Kurwa potraktował ją jak szmatę, a ona sobie z nim na luzie gada przez telefon?! Przecież to pojebane. Jeszcze się na sesję umówili, po czymś takim...nie wierzę no, ale się wkurwiłam. Spodziewałam się po Miśce, że coś zrobi z tym chujem, a ona? Gówno zrobiła!
    Ja tego nie rozumiem i tak teraz będę to przeżywać jak mrówka okres XDD
    Tylko Twoje rozdziały potrafią tak podnieść mi ciśnienie, ciekawe czemu...xDDD
    Czemu tylko ja się o to czepiam? XD No serio nikt nie zrobił gównoburzy, że Michelle nie zrobiła NIC po tym jak Emil dał jej z liścia!
    Ale ja się nie czepiam jak głupi gówna, żeby nie było :D
    Trochę mnie zawiodła główna bohaterka mówię serio, ale mam nadzieję, że to naprawi :)
    I błagam żeby ona nie szła na żadną sesje! Ja nie wyraziłam pisemnej zgody :D tak wiem, mam gówno do powiedzenia nie? :D widzisz jak ja się szybko uczę XD
    Czekam z niecierpliwością na nexta!
    Życzę dużo weny :D
    Pozdrawiam ciepluśko <3333

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejo!
    Jes.. Jak ja kocham czytać twoją twórczość <3
    Zaciekawiła mnie sytuacja Michaela, bo, niestety, z własnego doświadczenia wiem, że długotrwałe zażywanie silnych leków niestety wróży nic dobrego.
    Spodobały mi się słowami Michaela o gwiazdach. Niech Michelle się nie upiera, że nic ich nie łączy, bo nawet wspólne niebo ich łączy.
    Szkoda mi Evy. Widać, że bardzo brakuje jej ojca, który powinien odgrywać teraz bardzo ważną rolę w jej życiu. Na pewne jest jem ciężko, bo Michelle, tak samo jak każdy, nie jest w stanie jęk go zastąpić.
    Także standardowo życzę weny, mimo, że Ci jej wale nie brakuje ;)
    Pozdrawiam :)
    Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  6. Joooooł!
    Przyszłam się zameldowac i zdrowo kopnac cie w tyłek! Jak oni nie będą razem do 20 rozdziału, to chyba mnie krew jasna zaleje! A co ważniejsze! COŚ TY ZROBIŁA MICHAŁKOWI?! Nosz płakałam normalnie, płakałam. Eva od 1 rozdziału mnie po prostu rozczula. Taka urocza ♥ Dobra, bo rozdział się sam nie napisze!

    ~Martyśka ♥

    OdpowiedzUsuń